Jak znaleźć knajpkę szytą na miarę, czyli Warszawa w odsłonie pierwszej

Jest sobota. Pierwsze piętro jednej z najpopularniejszych galerii warszawskich Złote Tarasy. Będzie troszkę o nich, bo tutaj schowała się jedna z knajpek, która będzie dla mnie przykładem.

Najpierw o samej galerii:
Złote Tarasy. Myślę: Dlaczego złote? Z oddali spoglądam na szklany dach miejscami zlewający się z niebem a miejscami schodzący aż do samej ziemi. Kształt nie do okiełznania. Stojąc w środku, spoglądam w górę. Środek dnia a ja jakbym na nieznanej mi planecie pod wielką koroną drzewa stała . Przez nią przedzierają się drobne liczne promyki słońca. Dzięki nim w środku robi się przyjemnie. Dzienne światło wewnątrz bezcenne, podobnie jak widok nieba. Wielkie lampy przypominające motyle, zawisły u szczytu z ich delikatnymi białymi jak u anioła skrzydłami. Warto doczekać wieczoru, kiedy zaświecą, a w ich tle pojawi się rozgwieżdżone niebo. Nadmieniam, bez gwiazd też na motyle warto zerknąć. Czy ja Was uczę obserwować, a nie tylko pod buty i na wystawy patrzyć? Mam ostatnio takie wrażenie.
Po alejkach przemieszczają się tłumy. Słychać szuranie butów i szelest kurtek. Wystawy wabią i przekrzykują się kolorami, która z nich jest lepsza. Ten, co głodny niucha i po zapachu coś do zjedzenia szuka. Wszystko w przerwie na bieganinę po sklepach, która raz jest przyjemnością, a raz nieźle wyczerpuje. Szukamy wzrokiem i nosem, bo ten ostatnio często nie zawodzi. Dotykać i kosztować będziemy później.

20170128_142754Po pierwsze klimaty
Kawiarenka schowała się między sklepami, przeoczyć się jej jednak nie da. Tu również głośno, ale odgłosy inne. Rozmowy słychać z daleka. Szeptem mówić wśród gwaru raczej trudno, ale nie ma też przekrzykiwań. Część stolików w pobliżu baru znalazły swoje miejsca. Te z baldachimami podchodzą prawie pod tutejszą fontannę. Dźwięk pluskającej wody miesza się z tymi zza baru.
Słychać brzęk szkła i łyżeczek. Do tego dochodzą odgłosy kostkarki do lodu oraz kawiarki. Te ciągle coś mielą, podgrzewają i mieszają. Nie mogą złapać oddechu. Zapach kawy w powietrzu się unosi. Czuję nosem, że dobra, bo widzę, z jaką precyzją ją robią. Sprawnie i z zamiłowaniem. Lody. Dużo lodów, dużo zielonego i kolorowe soki świeżo wyciskane. Mają się czym pochwalić. Słodkości w słojach przyciągają uwagę.
Widać, że ludzie lubią tu przysiąść na dłużej. Wybaczają nawet gwar dobiegający z całej galerii. Akceptują. Przy stoliku jakiś szkrab namiętnie wciąga długi makaron, trzymając jeden koniec w buzi a drugi w dłoni. Hihot innego łaskotanego dziecka dobiega zza pleców. Słyszę: No gilgajmy się troszkę. Obok starsze blondynki bliźniaczki podjadają z jednego talerza.
Rozglądam się dalej. Tutaj zdałam sobie sprawę, ile ludzie mówią. Patrzę po twarzach. Mówią, tłumaczą, a do tego gestykulują. Dużo kobiet i młodzieży, a co z facetami? Są. Wasza obecność, sprowadza się często w takich miejscach do noszenia toreb. Tutaj jest inaczej. Właśnie jeden z Was przemknął. Za nim elegancka pani szuka miejsca. Na dużej torbie napis Pierre Cardin. Zakupy chyba jego. Co śmieszne, torbę niesie kobieta. Jestem spokojna. Jest równowaga między babą a facetem.

Po drugie obsługa
Kelnerów dużo i rzucają się w oczy. Wypatrują. Uwijają się, a przy tym uśmiechają. Coraz częściej spotykany widok. Sympatyczni, nieco jednak ograniczeni procedurami.
Pamiętajcie, że każda restauracja ma swój profil i wymagania co do zachowania. Wybierajcie tam, gdzie czujecie się dobrze. Są Ci sztywni zawsze na zawołanie po francuskiej szkole, ale też tacy, którym swobody dano dużo. Moje ulubione to knajpki frywolne. O takiej możesz przeczytać w kolejnym wpisie o Warszawie. Tutaj mimo tego, że obok kierownik obserwuje i z kelnerami wywiady przy jednym ze stolików właśnie przeprowadza, jest równie sympatycznie. Idziemy wzrokiem dalej. Ktoś powie, ale ta z obsługi to ma dużą pupę. Podchodzi, a Wy widzicie, że nad wyraz sympatyczna. Jej uśmiech przysłania wszystko. Zresztą, duża pupa również potrafi być atutem.

20170128_142713Po trzecie jedzenie
Zastanawiam się, czy opisywać. Przecież każdy lubi coś innego. Smaki zostawię do sprawdzenia dla Was. Mnie imponują widoki. Obrazki w karcie sprawiają, że człowiek nie może się doczekać, kiedy dostanie strawę. Kolorowe warzywa, owoce, makarony, naleśniczki, wyglądają, jakby je przygotowano na promieniach letniego słońca. Potem miłe zaskoczenie, bo na talerzu dokładnie to, co na obrazku. No może troszkę mniej światła go oświetla, bo zdjęcia w ostateczności robione przy mocnych lampach a tutaj nieco słabsze. Promieni nie mam wiele za to wszystko świeże, ciepłe i takie tylko dla nas. Nie przetrzymane i nie z jednego garnka. Białe talerze nie konkurują z kolorami samego jedzenia, a raczej je podkreślają. O zastawach będzie za chwilkę. Ilość jedzenia w sam raz, czyli odpowiednik moich dwóch zaciśniętych i złączonych razem pięści. Nie za mało i nie za wiele. Żołądek mi podziękuje. No i świadomość, że nic się potem nie wyrzuca. Jak szukaliście dobrego schabowego, to poszukajcie gdzie indziej. Tutaj za to znajdziecie kilka lżejszych dań bliższych tradycji i kilka ciekawostek. Polecam polukać na zdjęcia.

Po czwarte podłogi, sufity i ściany
To, co dookoła. Ważne, ale nieco niżej w hierarchii ważności. Tutaj w Centrum jest sympatycznie. Trochę drewna na ścianach, troszkę emanującej tapety. Fotele, których miękkość wygrywa z chłodem plastikowych krzeseł. Zrobiło mi się tak przyjemnie w duszy, a w pupę ciepło.
Jestem estetką i lubię w miłym posiedzieć, uwielbiam białe talerze. Często jednak to, co na talerzu i w twarzach obsługi ma znaczenie. To jak się do Ciebie odnoszą i jak traktują, potrafi przyćmić pałace i białe obrusy. Zresztą pamiętajcie, często za pałacami idzie cena. Często w tych pałacach spotkacie się z chłodnym nastawieniem do klienta.
Jadąc tutaj, zaczepiłam o inne miejsce. Na chwilkę zabieram Was do przydrożnej knajpki serbskiej. W środku miszmasz i nieco chłodno, bo w kominku troszkę ogień na chwilkę przygasł. Miseczka uszczerbana. Remontu długo nie będzie, bo widać, że się nie przelewa. Brakuje damskiej ręki, ale za to skromność obsługującego mnie właściciela oraz zawstydzenie w słowach: Przepraszam, ale zielonej herbaty brak, może być inna? Jego podejście przyćmiło wiele. W tle charakterystyczna dla Serbów muzyczka. Do tego ta zupa rybna. Mówicie: Fuj? Ja też tak twierdziłam. Tak, wiem. Najgorsze to się za pierwszym razem sparzyć. Jeszcze gorsze nie próbować a opiniować. Tak mają często dzieci, które uczą się od nas. Popatrzą na Twój wyraz twarzy i już mówią: Nie chcę. Podaj im coś nowego, nie rób dziwacznych min, które weszły w nawyk, nie oceniaj i sprawdź. Są dzieci, co jedzą szpinak, owoce morza i rybne zupy. Wracamy do stolika, Złotych tarasów i Fragoli.

Czy polecam? Ja mówię: Testujcie i bawcie się smakami. We Fragoli i w każdym innym miejscu. Bez ocen wzrokowych na początek. Małe błędy wybaczajcie. Na jedzenie dajcie Sobie więcej czasu. Nigdy w pośpiechu. Sprawdzajcie co nowe, a jak trafi do żołądka i głowa powie mniam!, do dobrego wracajcie. Co kucharz to inna ręka. Jeden zepsuje, inny zrobi z tego cukiereczek. Ja powiadam: Warto wychodzić poza ramy. Pierogi i kotlety z ziemniakami w domu. Poza nim wszystko, co zajmuje czas i ze składników, których na co dzień nie kupujemy. Jak posmakuje, można przenieść smaki do domu. A jak coś nie podchodzi? Spoko wodza. Za kilka godzin znowu głód dopadnie i zrobi się miejsce na nowe odkrycia. Taka nasza natura. Szczęśliwości przy napełnianiu żołądków życzę.

20170128_140004 — kopia 20170128_135920 — kopia 20170128_135909 — kopia 20170128_135842 — kopia 20170128_135809 — kopia 20170128_135759 — kopia 20170128_135748 — kopia 20170128_135714 — kopia 20170128_135543 — kopia

Dodaj komentarz