Pan Dyrektor

Na przykładzie jednego napiszę o tych, których mogłoby tu nie być. Mogliby wydelegować zadania i pilnować, tylko żeby zgadzało się w papierach. Jednak są tam, gdzie uważają, że być powinni, bez względu na pogodę i godzinę. Dzisiaj o zaangażowaniu, o „byciu” wśród zwykłych, o wyzwaniach małych i tych niepowszednich.

Dzisiaj i wczoraj
Jadę lokalną drogą. Po mojej prawej stronie zerkam na nowo powstałe boisko piłkarskie. Cichutko i pusto. Dookoła jeszcze remonty. Otoczenie wygląda na chwilowo zapomniane. Zero ludzi. Nieboskłon licznymi chmurami pokryty. Na trawie brak światłocieni.
A jak było tutaj wczoraj? Wracają wspomnienia.
Piękne mocne słońce. Gorąco. Bławatkowe niebo spowite nielicznymi delikatnymi smugami chmur. Wygląda, jakby artysta nieznacznie musnął po nich pędzlem, zamoczonym w kisielowatej białej farbie. Lekki wiaterek można poczuć na policzkach. Tak w nagrodę.
Wpadam na stadion. Wpadam to dobre słowo, bo miało mnie tu nie być. Wyszło jednak inaczej. Na boisku piłkarskie rozgrywki między przedszkolne. Takie tam futbolowe zmagania kilkulatków. Na miejscu organizatorzy, dzieciaki z tutejszych kilkunastu przedszkoli oraz ich opiekunowie. Do tego ja. Tak z przypadku? Nie. Bo wszystko jest po coś.
Boisko duże z zieloną nowiutką trawą pięknie komponuje się z niebem. Sprawdzam bosą stopą. Trawka przyjemna chociaż sztuczna. Na środku kilka bramek piłkarskich. Publiki wielkiej nie ma, ale z tego, co widzę, nie jest małolatom potrzebna. Dzieciaczki z poszczególnych placówek, wzdłuż płotu mięśnie rozgrzewają. Kręcą się i wiją i doczekać nie mogą. Emocje już są. Co któreś zerka na obok stojące kolorowe pompowańce. Wie, że na nie też przyjdzie pora, ale najpierw równie ekscytująca zabawa.
Zamyśliłam się na sekundę i zapatrzyłam. Wypadłam tak szybko, jak wpadłam, bo obowiązki czekały. Miałam nie wracać w to miejsce, pojechałam jednak po aparat. Są, albowiem rzeczy ważne i te ważne inaczej. Coś mnie tu ciągnęło z powrotem. Dzieci? A może, atmosfera tego miejsca? Narastające od początku emocje? Wszystko po troszkę, ale głównie PAN DYREKTOR i jego zachowanie. Takie chwile działają na mnie jak magnes. Zobaczyłam coś dobrego i to mi wystarczy, aby chwile uwiecznić.

Puchaty Miś i wielka Mrówa
Na środku boiska Pan Dyrektor. Mimo sporych temperatur ubrany w garnitur. Z szacunku czy dla elegancji a może, bo tak lubi? Nie ma znaczenia. Podziwiam, bo słońce dary z nieba niesie. Ciemna marynarka, gdzie granat z szafirem w promieniach się miesza. Spod niej wystaje różowa koszula. Kolor ciągle w modzie. Obowiązkowo krawat. Mały wygodny mikrofon znalazł swoje miejsce blisko twarzy, wokół której dużo się dzieje dzięki kruczej kręconej bujnej czuprynie. W ręce zgrabny nadajnik. Postura drobna, boisko za to duże, więc trzeba człowieczka wypatrzyć. Na środku jeszcze kilka osób. Ludziska z tutejszej Akademii Piłkarskiej i Ci do pomocy. Co jakiś czas w kadrze dostrzegam białego, ruchliwego, puchatego Misiaka i żółtą wielką Mrówę.

Zaczyna się
Ruch jak w mrowisku, bo mali gracze z tych, co na miejscu nie usiedzą długo. Jedna z dziewczynek przejmuje się, że ma koszulkę bez logo, a przecież inne znaczek mają. Dzieci potrafią przejąć się rzeczą dla innych nieznaczącą. Nie warto bagatelizować. Inny chłopiec przeżywa, że będzie w bramce bronił. Podekscytowane są również Panie opiekunki. Serca biją. Pierwsze flesze migają. Radość czuć w ciepłym powietrzu.
Pan Dyrektor wydaje pierwsze dyspozycje. Jak się okaże potem również ostatnie. Wszystko jasno i klarownie. Na twarzy rysuje się mocny uśmiech. Od czasu do czasu wiatr, o którym wspominałam, gubi się w jego włosach. Muzyka w tle do tańca porywa. Kiedy impreza się rozkręca, ręce i nogi Pana Dyrektora już same po boisku chodzą w rytm muzyki. Marynarka na tym etapie zbędna.
Przesympatyczna kurpulentna Pani, po której lat nie widać stoi blisko bramki i czeka, co się wydarzy. Słyszę słowa: Kochanie, chodź, zawiążę ci sznurówkę, ale najpierw strzel gola. Inny okrąglutki malec broni bramki. Wprawa jeszcze niewielka, ale wie, o co chodzi. Pani podskakuje z radości i twierdzi, że rok temu chłopak był jak to boisko zielony. Widzę, że sama chciałaby piłkę przejąć. Ach te stopy niesforne. Powstrzymuje się jednak. Stoję obok niej na środku założenia, bo tu nikogo, nikt nie przegania. Pan Dyrektor pojawia się na chwilkę i znika. Jedna z maluczkich drużyn wygrywa 15:0
Ciekawy wynik.

Zaduma
Powiecie: Impreza jedna z wielu. Pewnie macie rację. Po co o niej piszę?
Ostatnio wypełniałam ankietę z pytaniem: Czy wiesz, co nowego w jednej z państwowych placówek się dzieje? Niby wiedziałam, ale ciągle za mało. Coś tam usłyszałam od innych. Czasu na ciekawość zabrakło i obserwacji, a ja chcę widzieć i wiedzieć więcej. Wypatrywać ważne i dobre.
Kiedy przysłuchuję się krytyce, czuję czasami niedosyt. Sztuką jest, albowiem zauważać. Sztuką jeszcze większą, widzieć pozytywne, kiedy wielu opowiada o tym, co złe i jeszcze nie raz ma z tego satysfakcję. Wielu nie chce widzieć. Wielu wie coś ze słyszenia. Gdyby tu byli.
Nie interesują mnie oceny, że ktoś zrobił coś inaczej, a mógłby lepiej. Dla mnie już sam fakt, że ktoś coś robi, zasługuje na uwagę. Nawet jak czasami nie wychodzi. Wsłuchuję się czasami w komentarze o wyglądzie, czy niezadowoleniu po zmianach opcji politycznych. Ja chcę dostrzegać to, co z pożytkiem dla ludzi i nie koniecznie tylko dla mnie. Dzisiaj w tym miejscu dużo korzyści widzę. Dużo pracy włożonej i dużo w tym wszystkim serca. Cóż, że małe, ale cieszy.

Da się czy nie da?
Pana Dyrektora dzieci tu nie ma. Nie ma rodziny, nadrzędnych osobistości i tłumów, które podziwiają. Jest uśmiech na buziach setek radosnych pociech. Wynik wynikiem. Plany swoją drogą. Emocje, które obserwuję i wszystkie znaki na niebie mówią mi, że on tu jest dla Siebie i tych, co dzisiaj są ważni. Tych wszystkich maluchów — karaluszków jak nazywa dzieci jeden z moich znajomych. Po to, aby być częścią czegoś małego, aczkolwiek wzniosłego. Czerpać nowe doświadczenie, sprawdzać, czuć, dawać przykład, pokazywać: Da się.
Może powiecie: Ale to jego rola i zadanie. Tyle przecież ma do roboty ten Pan Dyrektor. No tak, ale ilu jest takich co tak naprawdę „SĄ” w centrum wydarzeń?
Jeśli chcecie kiedyś sprawdzić, jakie wyzwania ma przełożony, na wyższym stanowisku polecam samemu spróbować. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się, co dyrektorzy robią w dzień powszedni, polecam mniej mówić, a więcej podglądać.

DSCF1544 DSCF1574 DSCF1560 DSCF1562 DSCF1561 DSCF1546 DSCF1581 DSCF1591 DSCF1588 DSCF1603 DSCF1572 DSCF1549 DSCF1573 DSCF1557 DSCF1600 DSCF1604 DSCF1612 DSCF1617 DSCF1620 DSCF1612 DSCF1598 DSCF1616 DSCF1615 DSCF1611

3 komentarze do “Pan Dyrektor”

    1. Adasiowi M. wielu próbowało i próbuje dorównać. Ja i Adaś na jednym postumencie? No.no. Skrzydełka rosną. Cieszę się, że ktoś moje czyta. Jeszcze bardziej „Miód na serce”, gdy ma czas żeby skomentować. Dziękuję za miłe słowa.

  1. Pan Dyrektor to właściwa osoba na właściwym stanowisku! Zaangażowanie, chęci i kreatywność godna naśladowania! To zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w eventach organizowanych przez Pana Dyrektora dla tych małych wielkich ludków! Oby tak dalej!!

Dodaj komentarz