KARAIBY – POWROTY, FORT DE FRANCE 21/25

Fort de France. Martynika. Środek nocy. Siedzę na dziobie LB.
Z nieba, na którym ścielą się gwiazdy, drobny deszczyk pada. Zatrzymuje się delikatnie od czasu do czasu na mojej skórze. Po raz ostatni chyba zerkam przez oczka siatki. Łajba bezdźwięcznie przesuwa się po wodzie delikatnymi ruchami. Kołysze do snu, tych co śpią teraz. Tafla wody wygląda jak lustro, a odbicia szczytów wysokich masztów szukają coś w zatoce pod dnem. W ucho wpada delikatne bicie dzwonów kościelnych tyle tylko, że w okolicy kościoła nie ma. Nadstawiam bardziej ucha. Warto się wsłuchać, bo to wiatr na wantach innych łódek gra gdzieś w oddali. Muzykę przerywają odgłosy ludzkiego chrapania. Nie zdawałam sobie sprawy, jak dużo ludzi ma ten dar. Jeden z sąsiadów za drwala robi. Inni mogliby wspólnie tartak założyć. Bez względu na płeć co drugi piłuje, jak tylko potrafi, wybierając noc i łódź za swoje miejsce pracy. Praca wre. Jak na to zaradzić? Wystarczy delikwenta dotknąć, aby zatopił się na nowo w ciszy. Łaskotanie odpada. Kto o tym pomyślał ma ode mnie w nos. Niucham.
Woń stóp z dusznych nad ranem kabin miesza się z zapachem glonów, które obrosły tutejsze pomosty. Z zapachem smarów z przybrzeżnego warsztatu dla łodzi, drzew, które rosną dookoła no i oczywiście wody. Marina śpi. Śpi morze. Cale Karaiby zapadły jakby w sen zimowy.
Łapię ostatnie podmuchy ciepłego wiatru. Chowam po kieszeniach. Wplatam we włosy. Fakt, że za wiele ich nie ma. Za godzin kilkanaście będę już tam, skąd pochodzę. Zatapiam się w tym spokoju. Chcę skorzystać. Kiedy wraca się do domu, o takich chwilach dla siebie często zapominamy. A przecież usiąść ma chwilę można zawsze i wszędzie. Zatrzymać się. Czyż nie tego w zagonionym świecie właśnie nam potrzeba?
Chwilą ciszy. Tak żegnam się z tym miejscem.
Czas wracać tam, gdzie na co dzień moje miejsce.

Dodaj komentarz