DZIEŃ Z LINIĄ CZASU 1/3

Stoję przy sklepowej kasie. Schylam się do koszyka. Wyciągam rękę i … mam deja vu. Znacie to odczucie, gdy przeżywana właśnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości? Ciekawe doświadczenie, gdy nie można znaleźć konkretnego w czasie odniesienia. Wsiadając do samochodu, już wiem, o czym dzisiaj będzie. Otwieram tekst, który raptem widziała jedna osoba. Mało troszkę, więc stwierdzam: Niech dalej w świat idzie. A co tam. Słyszeliście o Linii Czasu? Do lektury nieco innej zapraszam.

LEŚNA LINIA
Jestem w lesie. Życiem się bawię. Idę przed siebie. Wracam się na chwilę. I ponownie idę do punktu zero. Obracam nagle. I co wtedy? Powrót przeszłością się staje. Zerkam pod nogi. Po mojej lewej stronie na ziemi pisze się długa linia – cień belek w płocie. Gdzie koniec? Jest na tyle daleko, że u skraju jak cieniutka nić wygląda. Zerkam w prawo. Wyobrażam sobie moją przyszłość, ale wystarczy, że zrobię krok, ta już znowu przeszłością będzie. Moja zdysocjowana i metaforyczna Linia Czasu pisze się jak na dłoni.
Patrzę na moją przyszłość i przeszłość. Widzę siebie i zaczynam planować. Potrafię określić ile za chwilę zajmie mi powrót  i czy coś może stanąć moim planom na drodze. Może i nie stoję w środku wydarzeń i nie odczuwam ich tak mocno, jak bym chciała. Nie „żyję chwilą”, za to więcej widzę i wiem, że wszystko dzieje się Od – Do i ma jasny początek i koniec. Patrzę na życie z zewnątrz. Stoję na europejskiej Linii Czasu, bo i z krwi i kości ze mnie dziewczyna z Europy. Jestem Through Time, gdy inni, chociażby południowcy arabscy In Time nie prowadzą pewnie tak dogłębnej analizy przeszłości, jak ja. Żyją chwilą i troszkę jutrem, chociaż „jutro” nie do końca jest dla nich jasnym pojęciem.

W TĘ I Z POWROTEM
Stoję i z Linią Czasu zaczynam zabawę. Ustawiam się tak, aby mieć do wszelkich przeszłych i przyszłych zasobów dostęp. Już nie przypomina linii. Przybiera formę litery V o miękkim przejściu i kształcie. Patrzę i szukam w przyszłości tego, co nowe mnie dzisiaj spotka. A może wpadnę zaraz na pomysł jak na co dzień przestać skupiać się na zadaniach, celach i terminach na rzecz po prostu w lesie bycia?
Tutaj w lesie tworzę moją własną mapę. Model, który jest symulacją działania, tego, co zrobiłam, zrobię czy będę robić. Rozkładam najpierw moją główną Linię Czasu a zaraz potem kilka następnych. Zasocjowaną również. Dlaczego by nie? To tylko kwestia wejścia w inny stan, przyzwyczajenie. A co gdy jeszcze pewne rzeczy na mojej linii zakotwiczę? A co jeśli z submodalnościami obiektów i zdarzeń znajdujących się na Linii, jednostkowo lub hurtowo popracuję? Wraz ze zmianą, przestawieniem, zamianą, ustawieniem bardziej z boku lub z tyłu, zmienia się mój stosunek do przeszłych wydarzeń. A co gdybym chciała pobyć gdzieś dłużej? Co, jeśli przyszłość nieco rozciągnę, tylko po to, aby stracić poczucie czasu? Albo, chociażby stworzę następną równoległą Linię Czasu, gdzie wrzucę na chwilę wszystko, co zbędne? Na następnej umieszczę rzeczy, których właśnie nie chcę przeżywać, bo chce skupić się na Tu i Teraz?
Próbuje zamieniać miejscami przeszłość z przyszłością. Wyższa szkoła jazdy? Warto próbować. Przecież zawsze można powrócić do „ustawień fabrycznych”. Patrzę w przyszłość. Niektóre plany widzę jak przez mgłę. A co jeśli je przybliżę? Próba nie strzelba. Teraz są tuż przede mną. Submodalnościami znowu podkręcam. Unoszę się lekko jak chmurka.  Patrzę. Przecież nie wszystko tutaj z góry jest takie, jak wydawało nam się z dołu. Kiedy poznałam bliżej i mi nie pasuje? Po prostu odstawiam na bok. A co jeśli plany okazały się strzałem w dziesiątkę, a przed nimi są inne? Wiem, czego chcę, ale jeszcze nie pora na nie? Odsuwam i układam w miejscu wygodnym. Były i nadal istnieją. Czekają w kolejce, ale wiem o nich teraz dużo więcej. Eksperymentów na Linii Czasu jakby nie ma końca. Bawię się na tyle, o ile wyobraźnia pozwala. Na tym etapie to tylko zabawa, ale co dalej?
Patrzę w błękitny nieboskłon i wsłuchuję się w ćwierkot ptaków. Na ziemi podstawowa linia ciągle w miejscu zakotwiczona. W mojej wyobraźni stworzyłam kilka następnych A co gdybym teraz wzniosła się w górę i jak motyl czy ptak poleciała, wyżej lub niżej? Przysiadła gdzieś w dalszej przyszłości, aby jakiejś emocji, która we mnie drzemie od dawna przypatrzyć się bliżej ? A potem zbliżyć się do niej, aby zrozumieć? Tyle pytań a na wszystkie jedna odpowiedź. Latanie jeszcze będzie. Na razie siadam na trawie i próbuje dociec, jak na Linię Czasu trafiłam. Z czym mi się kojarzy, Kiedy i za co pokochałam.

GDZIE SZUKAĆ POCZĄTKU ISTNIENIA LINII CZASU I CZY GO SZUKAĆ
Patrzę na nazwę „Time Line Therapy” a przy niej symbol „TM”, Oho! Już ktoś opatentował. To takie nowoczesne. Niejaki Tad James. Kto tak naprawdę pierwszy odkrył Linię Czasu i o wyłączności nie myślał, a po prostu wdrażał w życie? Zaglądnijmy w przeszłość. W końcu na Linii Czasu jesteśmy, do Tu i Teraz wrócimy wkrótce. No może nie do tego samiutkiego, bo przecież czas płynie, jednak tego tuż nieopodal.
Skoczmy do starożytnej Grecji, gdzie mieszkańcy posiadali sprecyzowane poglądy na temat doczesności i potrafili odróżniać przeszłość od przeszłości. Przypatrzmy się pracy hipnoterapeucie Miltonowi Ericsonowi gdzie swoją „hipnozą z ukrycia” czy pseudo wprowadzaniem do przyszłości również „bawił się” po swojemu na co dzień. Jedno zjawisko hipnotyczne indukowało następne, a klient z wykorzystaniem wizualizacji ekranu filmowego oglądał swoją przeszłość, zatracał swoją tożsamość i obserwował swoje urazy psychiczne. Patrzył spokojny i opanowany na to, co już było. Na innym ekranie wyobrażał sobie przyszłość. Zdawał sobie sprawę ze swoich oczekiwań i tego, co będzie dla niego ważne.
W necie czytam wzmianki o Arystotelesie, który jako pierwszy wspominał w notatkach o Linii Czasu. O Wiliamie Jamesie, który twierdził, iż: „Przypisujemy daty pewnym zdarzeniom, po prostu przerzucając je w kierunku przyszłości lub przeszłości”. Wczytuję we Freuda– o nim nie można nie wspomnieć. I jeszcze troszkę w Junga. Zastanawiam się, co odkryłabym, zaglądając do inkaskich kapłanów na Machu Picchu, czy w źródłach ponadczasowych Azteków w prekolumbijskim Meksyku. Szkoda, że czasu tak mało.
Wróćmy na chwilę do teraźniejszości. Szkoda czasu, aby doszukiwać się, kto odkrył samą metodę, która umożliwiałaby dokonanie właściwego opisu ludzkich doznań związanych z upływem czasu. Dla mnie ważny jest fakt, że każdy, kto do przeszłości i przyszłości potrafił się odnieść, dopisał i dopowiedział coś nowego. To, z czym spotykamy się teraz, to śmiem twierdzić ich wspólne dzieło, chociaż nigdy nie spotkali się tak naprawdę. Chociaż? Kto wie. W końcu każdy z nich z Linią Czasu miał do czynienia. I jak zwał tak zwał, ale w czasoprzestrzeni umieli się poruszać.

c.d.n.

Dodaj komentarz