MAGIA CZYNI CUDA 2/2

Kojarzycie Dawida Copperfielda czy nieco młodszego Dynamo?  Tego drugiego dano mi w życiu raz spotkać. Nie opisałam? Cóż. Jeszcze bloga nie było. O ich bystrym spojrzeniu wiem tyle, co nic. Dzisiaj o tym, co wiem dobrze jakie ma oczy. Dzisiaj o Damianie co Spętany z nazwiska. Czy faktycznie skrępowanie go jest możliwe? Tak, z małym „ale”. Tylko gdy na to pozwoli i tylko na małą chwilę.

Wybałuszam oczy. Gdzieś w zaciszu balowej sali ktoś skrupulatnie wyciąga swoje magiczne rekwizyty — zabawki. Ile w nich czarnoksięstwa a ile sprytu? W tajemnice nie wnikajmy, dla dobra zabawy. Damian sprawdza taflę grubej szyby i ściereczką robi ostatnie po niej szlify. Drobna buzia chłopaka ma w sobie coś zadziornego. Czujne oczy świecą jak płomyki świeczek stojących na tutejszych stołach. Błyszczące niebieskie „węgielki” to sygnał jak nic dla mnie: Kobieto popatrz na tego człeka! Drugiego takiego z latarnią szukać. Nie mówię o kobiecych serc łamaniu, a o skradaniu serc ludzi, którzy, aby przeżyć, magii w szarym życiu potrzebują jak wody. Zaglądam za filar, za którym delikwent się schował. Uśmiech? Bozia dała. Do niego magii nie trzeba. Zdążył wymienić z konferansjerem wizytówki. O marketingu warto pamiętać. Przywdział czerwoną marynarkę i na środek wyszedł. Patrzę na dłonie iluzjonisty. Magia w dłoniach się nie skrywa. Za chwilę poszukam gdzie indziej. Dłonie delikatne. Skóra jasna jak u japonki co w Okinawie czy Sapporo przechadza się wśród kwitnących wiśni. I te palce. Jeszcze szybsze niż oczy. Karty i lewitujący stolik. Powiecie to już było i oklepane. Oj „Kochani”! Może inaczej było, ale nie tak. Nie tak. On też się bawi. Bawi się tym, co dla nas nie do wyobrażenia. Kawałkiem sznurka i słowem, bo język giętki ma i składny. Jego opowieść płynie do ludzi. Bo wszystko ma swoją historię, a on potrafi swoją w słowa bez dwóch zdań ubrać.

Czaruje, czaruje, czaruje. Coś było i czegoś nie ma. Coś do nas wraca, coś się mnoży bez końca. Wow! I jak tu się nie gapić. Kiedy widziałam go w „Mam Talent”, był dla mnie jednym z wielu. Powiadam: Mów, dopiero gdy sam na żywo zobaczysz. Tego w życiu nauczyłam się gdzieś po drodze.

Pół godziny dobrej zabawy zleciało jak z bicza. Damian zbierał manatki, a w powietrzu krążyły teksty: Ja przecież …! Przecież ja … Zerknęłam na dziewczyny, które mag wywoływał i zapraszał na środek. Pokazują dłonie z kartami opisanymi własnoręcznie ich imieniem. Bo przecież. Jak on to zrobił? I kiedy? Inny uczestnik zamiast w talię kart, którą przed chwilą na przechowanie dostał, wpatruje się właśnie w kawałek sztucznego szkła i ogląda bez końca. Tylko tyle mu zostało. Był pewny, że posiada coś cennego, tak pewny, że nie wierzy teraz, jak łatwo to co wartościowe można przez nieuwagę stracić. Pomyślałam o naszym życiu. Czy magia jest wszędzie gdzie uważności ludzkiej mało? Oh! No i westchnęłam sobie. Wróćmy jednak do Damiana.

Talie kart. Głównie karty. Jego atrybuty, które pozostały mi w głowie. A do tego szczery uśmiech, lekki jak chmurka  obrus na latającym nad ziemią stoliku, czerwone zabawne piłeczki i słowa w życzeniach ukryte: Mieć przyjaciół bardzo ważna rzecz. Jutro między innymi o niej. Dzisiaj polecam zerknąć na zdjęcia. Może tam prawdziwą magię sami wyłapiecie?

https://www.youtube.com/watch?v=4aeC2SyL60o

Dodaj komentarz