Opowieści dziwnej treści, czyli o warsztatach innych niż wszystkie i życiodajnym oddechu 1/4

Zadano mi pytanie: Gdzie jedziesz? Odpowiedź brzmiała: Będę pracować z oddechem. Zobaczyłam wielkie zdziwienie w oczach i usłyszałam głośniejsze: Ale — Ale przecież Ty umiesz oddychać! Każdy umie. Wiem, że dla niektórych to będzie inna bajka. Ciekawy? No to posłuchaj bajki, która ma szczęśliwe zakończenie. Dzisiaj głównie o miejscu, w którym uczą na nowo oddechu. Takie wprowadzenie.

W środku lasu
Przyjęłam w życiu zasadę. Kiedy czegoś chcę bardzo spróbować lub dotknąć, lub miło spędzić czas na naszej polskiej ziemi, nie patrzę na adres. Najpierw zgłaszam udział i wpłacam zaliczkę. Dlaczego? Bo zbyt wiele widziałam przypadków zniechęcenia i rezygnacji z tego powodu, że gdzieś jest za daleko. Zbyt wiele razy zrezygnowałam już na początku, a potem pojawiał się żal.
Formalności stało się zadość. Jadę na warsztaty. Sprawdzam adres. Prawie 7 godzin drogi. Minie szybko. Włączam muzyczkę. Droga przyjemna. Słońce świeci. Troszkę autostrad i dróg szybkiego ruchu, troszkę remontów dla złamania nudy. Prawdziwe emocje zaczynają się przy ostatnich kilometrach. Wokół już ciemność zapadła. Szukam posesji, która nie figuruje w moim GPS.
Wyobraź Sobie wielką bramę z malutką tabliczką przy wjeździe do małego miasteczka o wdzięcznej nazwie Kawkowo. Za bramą zaczyna się las. Czujesz się jak w filmie „Zaczarowany ogród”, Oszronione korony oświetlone przez reflektory samochodu wyglądają magicznie. Tylko drzewa i Ty. Jedna droga, więc jedziesz przed Siebie. Myślisz: Skoro droga jedna, to na końcu będzie cel. Drzew coraz więcej. Tylko Ty i one, i muzyka z głośników dobiegająca. Rytmy szamańskich bębnów i odgłosy z lasów tropikalnych. Pasuje do tego miejsca. Przed tobą leśny rozjazd. No kto by się spodziewał. Leśna droga śliska. Tłumaczysz sobie, że to naturalne, bo przecież w lesie dróg nikt nie posypuje. Wyjeżdżone, czyli drogą dedukcji stwierdzasz, że ktoś tędy jeździ.
Gdyby tylko nie te górki. Samochód sam zjeżdża. Jazda jak na sankach. Jest frajda. Zakładasz, że w nikogo nie wjedziesz, co najwyżej będziesz miał bliskie spotkanie z tutejszym zadrzewieniem. Muzyka coraz bardziej tajemnicza. A końca jak nie ma, tak nie ma. Przed Tobą amochód jakiś stoi w bezruchu, a Twoje hamulce się nie słuchają. Cieszysz się z faktu, że będzie kogo o drogę zapytać. Muzyka sięga zenitu. Jazda bez trzymanki. Kierowca ze stoickim spokojem stwierdza, że utknął i potwierdza Twoją nieomylność. Mówisz sam do Siebie: Ale Ty człowieku to masz fart. Za kilka kilometrów dojeżdżasz na miejsce. Wysiadając, wpadasz na właściciela w charakterystycznym kapeluszu, który w progi zaprasza. Przed samym wejściem wita Cię para gęsi. Dwie, bo resztę lis zjadł. Syczą, ale nie są groźne. Mają prawo, bo są u Siebie.

Bingo. Dotarłam na miejsce. W oknach ciepłe światło. W środku grupa ludzi popija herbatkę. Wylegują się na kanapie i spokojnie czekają na resztę. Duża otwarta przestrzeń z wielkimi prawie jak w „Przeminęło z wiatrem” schodami, pozwala szybko ogarnąć wszystko wzrokiem. W zwiewnej sukience podbiega do mnie młoda dziewczyna. Przedstawia się i przytula. Na jej twarzy pisze się zadowolenie. Za chwilkę ktoś następny. Emanuje z nich ciepło. Przesympatyczna osóbka na antresoli również się uśmiecha. Przytulanie jest tu na początku dziennym, a śmiech jest terapią i lekarstwem. Trudno imiona zapamiętać.
Po kilku minutach zasiadając z innymi w salonie, trzymam już w ręku kubek z ciepłym napojem i napawam się spokojem. Nad głową biblioteka z masą książek. Nie jedyna. W tle spokojna muzyczka. Obok rudy kot przemyka. Starowinka. Podobno dziewiętnasty roczek ma na karku. Drugi dużo młodszy zwinął się, lokując na oparciu jednej z kanap. Języka nie ma. Weteran, którego kąpać co jakiś czas trzeba, bo w przeciwieństwie do reszty kolegów nie ma możliwości sam się umyć.
Pali się w kominku. Ciepło rozchodzi się po całym domu. Na stole jabłka i orzechy, jakby kogoś ochota naszła. Mała dziewczynka babeczkami częstuje. Trudno tutaj odróżnić gości od domowników. Wręcz niemożliwe. To jest jedno z tych miejsc, gdzie przekraczając próg, stajesz się członkiem jednej wielkiej rodziny.

Udaję się do pokoju. Korytarze długie. W jednym z nich następna z bibliotek. Mnóstwo książek, którymi można się częstować. Dużo o szczęśliwości, zdrowiu i jak żyć w równowadze. Tych duchowych, dla matek, o wspaniałych ludziach i dużo, dużo więcej. Pokój znajduje się niedaleko głównej sali, gdzie odbywają się warsztaty. Zaglądam. Dużo materacy, poduszek, kocyków, świec i głośniki. Kolorowo. Będzie ciekawie. Czuję to nosem, podobnie jak ciepły, słodki zapach, który unosi się w powietrzu.
c.d.n.

DSCF9668DSCF9698   DSCF9671 DSCF9685 DSCF9665DSCF9648DSCF9707 DSCF9664DSCF9691  DSCF9646

2 komentarze do “Opowieści dziwnej treści, czyli o warsztatach innych niż wszystkie i życiodajnym oddechu 1/4”

Skomentuj Jolanta Piotrowska Anuluj pisanie odpowiedzi