Żarliwy temat

Kiedy słyszę: „Tak się nie da”., tylko czekam na okazje, aby sprawdzić na własnej skórze czy zaliż faktycznie. Pamiętam kilka lat temu łamanie grubej dechy gołymi rękami a nieco później u T. Harv Ecker’a, wciskanie w moje podgardle grota strzały. Następną okazję wzięłam bez negocjacji. Chodzenie boso po rozżarzonych węglach. Na samą myśl robi się ciepło. Jak było faktycznie? Najpierw o tym, gdzie i z kim.

W borze głębokim
Było zimno. Od tego zacznę. Wieczór, ciemno i wiało z każdej strony. Odstraszało od wszelakich czynności czynionych na dworze. Wylądowałam w środku lasu wśród zabudowań, o których wiedzą tylko ciekawscy i wtajemniczeni. W dużej sali przy licznych stołach przykrytych ceratą, którą niektórzy pamiętają z komuny, zebrała się grupka ludzi, u których ciekawość i odwaga bierze górę nad całą resztą. Na ich twarzach w łagodnym żółtym świetle żarówek skrywały się różne emocje. Od zadumy, przez spokój eksponowany ciszą, aż po radość, czyli śmichy i chichy.

W borze szerokim
Jak to w życiu bywa, najpierw była mała obsuwa. Suma summarum ogień rozpalono. Oj! Było na co popatrzyć. Lukałam więc na pomysłodawcę, w skórzanym kapeluszu z bajkowego kota w butach i kamizelce żywcem ściągniętej z Robin Hooda. Lider, dzierżąc w dłoni miotacz ognia z czterema dyszami, zarażał czarne i ostre kształtem węgle przypominające łupki skał. Jakbym zerkała na scenę z popularnego Shrek’a, gdzie wdzięczna smoczyca, z miłości do osła, pokazywała, jak pięknie zionąć potrafi. Wszystkie odcienie pomarańczowego, żółtego i odcieni fioletów mieszały się w jedno. Tworzyły efekty przypominające zorzę polarną w najpiękniejszych zakątkach Norwegii. W oczach mieniła się biała poświata. Ogień niemalże tańczył nad ziemią taniec niebiański, po czym osiadł na węglach, aby tam kontynuować swoją powinność. Wreszcie uspokoił się i przyjął pozę stateczną. Towarzyszyło mu przyjemne rozchodzące się w powietrzu ciepło. Dźwięk wiatru bawiącego się między gałęziami i konarami mieszał się z odgłosami palonych bryłek. Przypominał strzelający w mikrofalówce popcorn. Pachniało lasem, dymem i trawą, która już wpadała w zimowy sen. Napatrzyć się nie mogłam. Co rusz nadstawiałam ucha.
Zanim żar z pomocą wielkiej dmuchawy nabrał czerwonych piekielnych kolorów, wysłuchałam małej pogadanki, o tym, skąd ten pomysł, po co i w jakim celu. Troszkę żartów dla rozładowania stresu o specyficznej technice podnoszenia z żaru pośladków. Troszkę więcej informacji co robić a czego nie robić, kiedy już stopy dotkną żaru. Wreszcie nadszedł moment próby. Zdjęłam czarne buty do kostki podszyte mocno kożuszkiem. Stopy od chłodnego późno jesiennego podłoża marzły, chociaż miało być gorąco. Było, ale nieco później.
Popatrzyłam na twarze osób uczestniczących. Nabrały czerwonych barw od ciepła i wszystkich występujących w ciele emocji, które ciągle jeszcze narastały. Te potęgowały się jak w matematyce. Niektórzy żarliwie komentowali, inni stali w ciszy, zbierając siły i szukając spokoju gdzieś w głębi siebie. Jakbym słyszała słowa: „Będzie dobrze”, „Dam radę”. Za plecami padło żartobliwe pytanie: Ktoś ma ogień? Reszta żart podchwyciła. Dobiegł do mnie śmiech przesycony nutką strachu. Dziwicie się?

Co w głowie to w nogach
Przyznaję, że to był moment, kiedy emocje i mnie się udzieliły. To, co było wokół, teraz przestało mieć znaczenie. Skupiłam się na sobie. Myśli, które stania nie lubią, po głowie mojej chodziły.
Wiedziałam, że temperatura spalania węgla drzewnego jest dość niska w stosunku do innych materiałów. Nie obca mi była wiedza, że najcieplej jest zawsze w centrum. Również, że noga poci się pod stopami a woda, zanim cokolwiek nas poparzy, musi najpierw odparować. Słyszałam o podobnych rytuałach w afrykańskim buszu, na Bali czy u rdzennych mieszkańców Polinezji. Również o buddystach i japońskich taoistach, którzy takie obrzędy celebrują z dumą. Do praw fizyki i innych założeń, które mówią: „Da się”, również nie omieszkałam powrócić.
Niewielki z tłumaczeń miałam pożytek. Bo? Jaką moc mają argumenty wszelakie, skoro instynkt człeka pierworodnego podpowiada nam, że przy ogniu ciepło, ale jak włożysz w niego nogę czy rękę, to „auć” jest i koniec kropka?
Kropką nad „i” był fakt potwierdzony badaniami, że temperatura spalania suchego węgla drzewnego, który przyjmuje barwy czerwone, karmazynowe i żółte wynosi średnio 400 stopni Celsjusza. Co oczywiście podkreślił również prowadzący. Popatrzyłam na kolory ognia. Bez dwóch zdań teraz karmazyn, żółty i czerwień przypominały.
Obawy miałam i wcale się tego nie wstydzę. Strach pierwotny nie raz uchronił mnie przed nieszczęściem, nie raz dodawał siły. Tak było i tutaj. Wysłał sygnał do nadnerczy, które są odpowiedzialne za adrenalinę. Przygotował organizm do pierwotnego zachowania, jakim jest walka z wyzwaniem. Zwiększył koncentracje i czujność. To było wystarczające.

3 metry i 5 kroków
Wszelkie odgłosy nagle znikły. Ogień ustał. Żar przypominał mieniące się wszystkimi ciepłymi kolorami niebo usłane milionami gwiazd, które zebrały się w jednym miejscu, aby podjąć jakąś ważną decyzję. Zamknęłam się na chwilę w ciszy. Ktoś nagle przebiegł obok mnie. Wszystko działo się szybko. Nie było na co czekać. Popatrzyłam na truchtające w miejscu stopy sąsiadki. Zbierała moce. Ustąpiła mi miejsca. W takich momentach po prostu się idzie. Jedni chcą mieć to za sobą szybko, inni podążają za grupą. Złączyłam palce, aby rozżarzone małe drobinki nie wpadły na pomysł, że chcą wrócić ze mną do domu. Popatrzyłam przed siebie, stwierdzając, że jeśli nadal będę na boso spoczywać na zimnej mokrej trawie, bez kataru się nie obędzie, a ja śpika za nic w świecie mieć nie chce. Argument był wystarczający. Przeszłam. Nogi same wiedziały co robić. Zaraz potem był drugi raz. Na koniec powiedziałam basta, bo w życiu warto zrobić też innym miejsca.
Stanęłam na ziemi i popatrzyłam w dół. Moje stopy zerkały na mnie i nie dowierzały wszystkiemu. Mówiły: Szalona jesteś kobieto, ale nam się to podoba. Stopy pogłaskałam i pochwaliłam. Z ciekawości sprawdziłam ich stan. Wszystko na swoim miejscu. Nieco brudne, ale nic nienaruszone. Spojrzałam na dopalające się resztki węgli. Odgłosy w powietrzu świadczyły o pełnym zadowoleniu uczestników. Impreza dobiegała końca. Jak wyglądał powrót do domu? Cierpliwość, zaufanie i wiara zaowocowały. Siedziałam w samochodzie, a moja klatka piersiowa sama wyciągała się do przodu. Byłam wypełniona dumą, pozytywną energią i miłymi wspomnieniami, które zostaną na długo. W stopach czułam przyjemne ciepło.

Czasami robię coś na opak. Niepoprawna ze mnie bestia. Gdy wszyscy w jedną stronę ja idę inną ścieżką. Sprawdzam, udowadniam, testuję, gdy tylko mam na to ochotę. Dobrze mi z tym. Nie robiąc krzywdy innym, czynię tym samym moje życie ciekawszym. Wierzę, że magia fizyki plus siła woli i wiara potrafią zdziałać cuda. A Wy? W takie cuda wierzycie?

2 komentarze do “Żarliwy temat”

  1. Dziękuję za wspaniały wpis na Twoim blogu. Dzięki Tobie Jolu jest on naszym wspólnym wspomnieniem do którego zawsze możemy wrócić w tym oto miejscu: opowiem.com.
    Bo Wiecie nic nie ginie w necie : )
    Też tam byłam i chodziłam.
    Jolanta (ta druga)

Skomentuj Jolanta Piotrowska Anuluj pisanie odpowiedzi