DZIEŃ Z LINIĄ CZASU 2/3

SUBMODALKI
Przysiadam na chwilę pod drzewem. Na tapetę biorę submodalności. To przecież one pozwalają mi ująć wszystko chronologicznie, zróżnicować obrazy. Zobaczyć jaki kształt ma moja i tylko moja Linia Czasu. Znów ją widzę, a na dodatek próbuję się w nią wsłuchać. Znam już jej położenie, wiem, w jakich odległościach się znajduje, jaki kształt obrała i co przypomina. Na jakiej jest wysokości. Patrzę na zbiór obrazów, które gdybym tylko w ruch wprowadziła, pełnometrażowym filmem by się stały, z nie lada fabułą. Wygląd pozostawia wiele do życzenia, ale co tam. Nie czas, aby patrzyć na nią okiem architekta. Moja linia gra, jak długa struna, a do jej cichych wyraźnych dźwięków ptaki wtórują. Czuję, jak leśny wiatr wprowadza ją w ruch, a ona od czasu do czasu muska moje ciało. Moja linia pachnie lasem, bo i w lesie często przy niej przysiadam. A może to ona przy mnie? Przypominam sobie czasami o niej, gdy do ust wkładam łyżkę z sosem ze świeżych borowików. I jak tu jej nie lubić?
Siedzę. Kwadrans minął. Słońce zdążyło opalić mi stopy. Myślę o tych piętnastu minutach. Jakie były? Przywołuję obraz. Porównuję. Zastanawiam również, jak wyglądała poprzednia wizyta w lesie, chociażby ta wczorajsza.
Ten sam kwadrans dobę wcześniej minął mi tak szybko, iż wydawało się, że upłynęło dopiero minut kilka. Dzisiaj dłuży się w nieskończoność, sprawiając wrażenie, ciągnących się leniwie godzin. Wczoraj było inaczej. Inne kolory, inne dźwięki. Inne myśli zatrzymywały. Inny kształt miały drzewa, inna wielkość polany. Dzisiaj obraz jest bardziej wyrazisty. Dzisiaj wszystko jakby było bliżej. Wczoraj znajduje się w innym miejscu na mapie, dzisiaj jest trochę przesunięte. A co gdy dopuszczę marzenia o jutrze? Zamykam oczy. Idę po Linii Czasu. Zatrzymuję. To miejsce jest już zupełnie inne. Barwy, zarysy, dźwięki i nawet zapach odmienny. Mam przed oczami cały obraz. Miejsce, które odpowiada za jutro. Przywołuję inne błogie chwile. Umiejscawiają się różnie w przestrzeni, a do tego cechują ich istotne różnice.
Przechodzę do czynności, które mogłyby się tutaj wydarzyć. Ludzi, z którymi, chciałabym przebywać w podobnych miejscach. Jutro, za tydzień, za rok.
Wszystko układa się według określonego schematu. Wszystko połączone ma swoje miejsce. Każde z wydarzeń w bezruchu jak gruzełki na długiej linie. I ja, która dzierży ją w dłoni. Spoglądam na obraz najdawniejszy i ten, który wybiega najdalej w przyszłość. Moja mapa wypełnia się raz za razem. Zauważam, jak wszystkiemu towarzyszą odczucia czy marzenia. Moje ciało na wszystko reaguje. Przy jednych submodalnościach jestem spięta innym razem rozluźniona. Pochodziłam sobie troszkę więc teraz czas na refleksję.
Sytuacje, które miały miejsce w przeszłości, albo dopiero się wydarzą, mają w moim umyśle odpowiednią, specyficzną dla mnie, reprezentację przestrzenną. Przeszłość po jednej, przyszłość po drugiej stronie, wyobrażenia poza nią. Jedne z nich odpowiadają za wczoraj, drugie za jutro. Niesamowite. Czuję się, jakbym na tak wiele miała wpływ. Jakbym układała puzzle z moimi obawami, przekonaniami, emocjami czy decyzjami. Czuję, jak przełożenie jednego ma wpływ na całą resztę. Na obrazy, czas, postawę czy zachowanie.

SKOJARZENIA
Koniec tego dobrego. Koniec włóczenia, gdy praca czeka. Wsiadam do samochodu. Jestem tu i teraz, bo w aucie skupienie potrzebne. Włączam radio, a w nim? Piosenka Rafała Brzozowskiego „Linia Czasu” i słowa: „Czas na chwilę cofnąć chcesz, wyświetlić to jeszcze raz”. Myślę: Chcę i mogę. Z moją świadomością i nieświadomością? – Tak.
Zastanawiam się, gdzie jeszcze spotkałam się z Linią Czasu lub czymś, co ją przypomina. No tak: Był rok 1985, a na dużych ekranach właśnie wyświetlali „Powrót do przyszłości”. Znakomity przykład wymiarów przestrzeni i czasu, w których fajnie się podróżuje.
Jeden człowiek: scenarzysta i producent Bob Gale, który zaczął się zastanawiać, czy przyjaźniłby się ze swoim ojcem, gdyby razem chodzili do szkoły? Zanim powstała ekranowa trylogia Gale wraz z reżyserem Robertem Zemeckisem (chcącym sprawdzić, czy jego matka, która twierdziła, że nigdy nie pocałowała chłopca w szkole, prawdę mówiła) już wtedy biegali po Linii Czasu. Czy byli świadomi tego? Możliwe.
Kilka dni temu do moich rąk trafiła powieść Michaela Crichtona „Linia Czasu” (Timeline). Powieść przedstawia losy grupy studentów historii, którzy udają się do XIV- wiecznej Francji, by uratować swojego profesora. Oprócz rysu historycznego powieść zawiera odniesienia do takich teorii jak: mechanika kwantowa czy teoria wieloświata. Crichton pokazuje, jak „elastyczna” potrafi być Time Line.
Tyle, co wczoraj wyszłam z grupką młodzieży z kina, gdzie na ekranie wyswietlali „Avengers” Marvela. Film robi obecnie furorę. Marvel sobie liczne części sagi na Lini Czasu ustawia, a twórcy kina tworzą swoją własną kolejność. Swoją linię dla sagi Marvela tworzy również Internauta Ghost Rider. Jego linia zawiera nie tylko informacje z filmów kinowych, ale również seriali, produkcji krótkometrażowych, komiksów. Nowe wątki, miejsca, postaci i historie. To samo, a jednak w innej kolejności niż sam autor. Kto był pierwszy, zastanawiają się wszyscy, Iron Man czy Captain America? Inna kolejność u każdego inaczej toczą się losy bohaterów.
W kościołach linia czasu prowadzi mnie przez setki wydarzeń biblijnej historii zestawionej wraz z historią świata oraz tą Bliskiego Wschodu. Od mojżeszowej Księgi Rodzaju do Apokalipsy. Wszystko znowu uporządkowane.
W mediach można przeczytać o Linii Czasu afer finansowych. Czy nazwa trafna? Uśmiecham się sama do siebie. Ciekawie w tym przypadku może wyglądać tworzenie przyszłości.
Stojąc na światłach, biorę do ręki telefon. Google nie chce być gorszy. Mapy z Linią Czasu i podróż po wcześniejszych trasach i odwiedzanych przeze mnie miejscach? Dlaczego by nie? O głowę bije wyszukiwarkę aplikacja web.archive.org, dająca możliwość wrócić do stron internetowych, stworzonych wiele lat temu. Powinno ich już nie być, bo w ich miejscu były już i są następne, a jednak: Przeszłość jak na dłoni. Ta sprzed dwóch dni, miesiąca czy dekady.
Więcej przykładów nie mnożę. O prawdziwych korzyściach Linii Czasu czas pomyśleć.

CZEGO POTRZEBUJEMY
Wracam myślami na leśną ścieżkę. Wiem, jak skonstruować moją Linię Czasu w wyobraźni. Wiem do uzdrawiania których elementów psychiki, może być przydatna. Co potrzebuję, aby faktycznie praca z nią była efektywna? Powraca do mnie Milton Ericson i jego hipnoza. Z jakich pokładów mózgu korzystał, że odnosił takie sukcesy? Gdzie musimy dotrzeć, aby Linia Czasu nie była już tylko zabawą a głęboką pracą, która pociąga za sobą wielkie zmiany? Zacznę od zadania sobie pytania: Czym jestem?

Psychologowie twierdzą, iż zbiorem wspomnień. Przeszłymi doświadczeniami wyznaczającymi tym, kim jestem i w jaki sposób działam. Ja dodałabym również zbiorem planów i marzeń, energią. Wszystko to rejestrowane „gdzieś” i „jakoś”, w miarę upływu lat wywiera na mnie coraz większy wpływ. Zbiór wszystkiego w chronologii odsyła mnie do zaszyfrowanej pamięci mojego Umysłu. No właśnie, która jego część tak naprawdę za nią odpowiada. Do której muszę się odwołać. O Świadomym i Nieświadomym Umyśle słyszałam już co nieco.

SZUKAM SPRAWCY
Tego, który dał nam taką moc i możliwości zmieniać na Linii Czasu nasze przekonania i dużo, dużo więcej. Czas wgłębić się w wiedzę o Nieświadomym Umyśle.
Myślę i łapię się za głowę. „Głowa mała” jak wiele rzeczy robię nieświadomie. Oddycham, ruszam ręką, która trzyma właśnie kierownicę, podnoszę automatycznie nogę i przesuwam z pedału na pedał. Siedząc za kierownicą samochodu „odpływam” na chwilę o Nieświadomym Umyśle myśląc, a jednak dalej jadę czy zatrzymuję na światłach. Dojeżdżam wreszcie na miejsce. Patrzę na zegarek. Znowu spóźniona. Znowu myślę. Jak to jest? Im bardziej chce się pozbyć nawyku spóźniania, tym mniej mi to wychodzi. Tyle razy mówię, koniec z tym, przestawiam zegarek. Na następny dzień znowu robię to samo. Jak trudna jest zmiana i jak sporo czasu będę jeszcze na to potrzebowała? Sama nie wiem. No, chyba że po napisaniu tego artykułu na Linię Czasu wskoczę i wreszcie coś z tym zrobię. Rok za rokiem narzekam na tę sytuację a jednocześnie akceptuję bo jest mi z nią dobrze. Gaszę silnik. Za oknem mocne słońce. Uchylam okno. Zamykam oczy. Wracam znowu wspomnieniami. Tym razem do duchowych wykładów Satsang:
„Nie bycie świadomym czegoś, nie przekreśla faktu istnienia tego, lecz powoduje brak doświadczania tego, jako tego, czym to naprawdę jest”.
No dobrze a co o tym piszą mniej uduchowieni naukowcy?

c.d.n.

Dodaj komentarz