Mamo, ty ZNOWU płaczesz?

Są wakacje. W górze letnia wymarzona pogoda. Patrzę na dziecko, które wpatruje się w swoją mamę. W oddali słyszę zdziwione: Mamo, ty ZNOWU płaczesz?
Słowo: ZNOWU. Zadaję sobie pytanie: Czy mama jest przysłowiową beksą? Hmm.

Pamiętajcie, że dzieci są bardzo spostrzegawcze, a płacz to reakcja emocjonalna na sytuacje, które nie dzieją się bez przyczyny. Wynikają z dyskomfortu, z braku akceptacji a często wręcz bezsilności na to, co się dzieje w otoczeniu. Braku u osób wrażliwych tego, co tak bardzo nie jest nasze.

Płacz, ucieczka od świata, depresje w słowie ZNOWU często ukryte. Nie potrafimy zmieniać. Tkwimy, a słowo ZNOWU u osób wrażliwych znowu wygrywa. Co z tym zrobić? Co silniejszy doradzi: Pracuj z tym. Zmieniaj od razu. A ja mówię: Najpierw stań obok i przyglądnij się sobie. Najpierw poznaj samego siebie. Zaakceptuj i powiedz – Hello. Taki / taka jestem. Zmieniaj potem. Jeśli jest taka potrzeba.

Dwa kółka i ja 2/2

Dzień dobry Państwu
Pani na scenie mocno przeciąga słowa, mówiąc lekko przez nos. Witamy w Malińcu. Między słowami zęby zaciska, co by „Ee” się nie przedostało albo nie daj Boże wstydliwe w tym fachu „Yy”. Swojsko się robi, a jednocześnie tak profesjonalnie.
Dla Pana mam coś mocniejszego. Gdzieś za uchem dobiega. I jeszcze: Dekoracji Kochani nie zjadamy! Słyszę od obrotnej Pani i zerkam nieco w górę na ozdoby z gałęzi, na których wiszą grona i czerwona jarzębina. Dalej: Ta kasza umaszczona z boczusiem to palce lizać. Niezła jest. Szkolenia z zaradności w codziennym życiu na tysiąc procent ma zaliczone. Oj! Sprzedawać kobitki to tu umieją i ta z różowymi paznokciami co całą noc piekła i ta z perłowymi, długimi koralami.

Dzień Karpia
W Malińcu króluje ponoć Karp. Jak dla mnie to gryczaki i jaglaki, ciasta ze śliwką i żubr, ale ten bardziej na obrazkach. Zjadam i dokładkę biorę. Brzuch mi nadyma jak balon. Wodę piję, bo gorąc. Ludzie degustują, oj degustują dużo mocniejsze trunki. Chociażby żurawinówki na bimbrze ważone. Obok grzecznie przetwory sprzedają i napis „Polska smakuje”. Oj jak ona smakuje tylko tam za zakrętem.
Wokół rowery. Są wszędzie. Te pod płotem, na ziemi od przypadku rzucone i te pod tujami. Bo nie jeden co moja grupka wpadł na przejażdżki pomysł.
Krótka rozmowa o dziecięcych zabawach z takim co pół życia na rowerze spędza i spacer po straganach. Pistoletu, rewolweru metalowej zabawki o nazwie „Precyzja”, gdzie z dzieciństwa nieco więksi chłopcy pamiętają, nie wypatruję. Za to kolorowe wiatraczki balony z helem i pierścionki prawie jak zaręczynowe błyszczące w promieniach słońca, a i owszem.
Czerwone wielkie wozy zjechały się z okolic. Bez chłopców ognia znawców, nie obejdzie się. Nie na takiej imprezie. Stojący na środku drogi strażak, na przekupkę w jasnym kapeluszu spogląda. Głos niesie się na obrzeża: Jeszcze nic nie wypiła, a już ją nogi noszą. Znają się jak nic i w żart wiele potrafią obrócić.
Ów Pani pod jarzębinami, tańczy do słów: Czarodziejko czaruj, czaruj i miłości mi nie żałuj. Tańczy również dla strażaka.

Marvel
Jestem sama, żądna tańca, a tutaj przy stole męskie rozmowy o trunkach i alkomatach co wiele mają z nimi wspólnego. Dobrze, że jeszcze taneczne Bieszczady w pamięci. Na scenie Marvel króluje. Okularki lustrzanki błyszcza we wszystkich kolorach. Niebieskie portki. Taki wręcz „helegancki” i ułożony. Dla wielu przystojniak. Przy stoliku zwykłe rozmowy:
On śpiewa.
– Nie on! To playback.
A nigdy w życiu.
– Na żywo jak nic.
O jak ja lubię to męskie przekomarzanie. Dopatruję się. Marny ze mnie znawca małego kłamstewka. Odpuszczam. Playback nie playback co to za różnica. Muzyka dudni na środku nieużytków. Jest moc. Smutno, gdyby jej nie było.

W Malińcu w wielu miejscach GPS nie działa. Wszystkie inne cywilizacyjne dziady podobnie. Komary pod parasolami milkną, bo im gorąco. Cale ławeczki ruszają się i to nie przez owsiki. Bardzo głośno.
Mało jeszcze tych, co po niedzielnym obiedzie przyszli, i co kościół wcześniej zaliczyli. Sami mieszkańcy zejdą się, podejrzewam dopiero wieczorem. Na razie królują w głównej mierze rowerzyści, znawcy motorów, strażacy i jeden traktorzysta.
Ludzi mało. Na środku miejsca, które polem jest na co dzień sąsiada, Harley tańczy i jego dziewczyna. Czarne skórzane spodnie i twardy wysoki but i ten specyficzny zapach zdobywców szos. Jest tutaj ich kilkanaścioro. Ile oni mają luzu w sobie. Wiek niejednemu włosy już popiołem przyprószył a oni ciągli marzyciele w kurzu i decybelach spełniają swoje marzenia.

Malińcowe widoczki
Pytam kolegi, bo nie w głowie mi liczenie. 34 km mam już za sobą. Jeszcze powrót. Rozkładam się na trawie. Niebo płynie. A może to raczej chmury się przemieszczają? Jeden pieron. Marvel dalej śpiewa. Przekręcam lekko głowę. Pomiędzy źdźbłami traw w oddali linia drzew i rzeczka płynie. I las chłopaków co stróżką żółtego płynu znaki kręcą w powietrzu, aż ten na ziemie upadnie. Albo równym rytmem. Na tym się nie znam, ale ile facetów tyle technik. Uwaga: Nie podglądam. To oni mi w plan weszli. Sikać właśnie tam przyszli. Toi Toia nie wypatrzyłam. Radzą sobie, więc jak mogą. Zamykam oczy. Na scenie buzia prowadzącej się nie zamyka. Po to tu jest. Troszkę ciszą lasu się zachwycam. O cholibka, zapomniałam. Tak wiem, miało być o rowerach. No to na nich czas teraz.

Czas powrotów
Wstrzelić się w termin. To najważniejsze. Nie zawsze się udaje. Dzisiaj tak i ani sekundy nie żałuje. Zanim dotarłam do miejsca, gdzie zaczynałam, nowe trasy i plany kłębiły się już w głowie. Wróciłam do domu. Zsiadłam z roweru. Ups! Nogi odmówiły posłuszeństwa. Jak z waty! Tyłek miałam wrażenie, wyglądał jak ziemia, zanim Eratostenes pomierzył jej obwód. Popatrzyłam w lustro. Dobrze, że to tylko złudzenie. Siku. Ledwo doszłam do toalety. Zwieracze mówiły: Proszę! Nogi – Ani kroku dalej. W końcu ciało się dogadało. Padłam na długo. Rower pokochałam nie od pierwszego wejrzenia, ale małymi krokami. Nawet za bolący tyłek. Ponoć po jakimś czasie się przyzwyczaja. Sprawdzę. A Wy?

Dwa kółka i ja 1/2

Nieopodal w lubelskim
Nieopodal w lubelskim jest mała miejscowość przy drodze. Maliniec ma na imię. Docieram do niej na niczym innym jak na rowerze. A oto cała historia.

Troszkę wspomnień
Rowery mnie mało kręciły. No może połowę dzieciństwa, przejeździłam na pomarańczowym dziecięcym składaku. Drugą połowę przewisiałam głową w dół na trzepaku. Często głową w dół dodam. Beztroskie chwile. Potem długo, długo, dłuuuugo nic nie było przygód z rowerem. Była też wycieczka nie do końca chciana i niefortunny upadek do rowu razem ze sprzętem oczywiście, bo jakże inaczej. Nauczka? Nie. Nauka: Krótka wyprawa w dzień, kiedy dzień do najlepszych nie należał no i masz ci los. Jeśli za czymś radość nie idzie, to idzie frustracja, a za nią niezadowolenie i kontuzje. Potem znów dłuuugo nic nie było i niesmak. Minął rok. Na rower znajomi namawiali. Pojechałam. No całkiem, nawet powiem bajer, bo cóż za towarzystwo. Następnie przez przypadek poznałam takiego, co rowery jego pasją są. Jazda? Też, ale również składanie. Nie miał czasu, na to, co lubi? No tu powód znalazłam. Usłyszał: Złóż mi rower. I tak się znowu zaczęło i dla mnie i mniemam dla niego. Minął rok i jeszcze jedna zima. Cierpliwość popłaca. Wsiadłam. Prosty, troszkę więcej niż składak, a do tego taki od serca i na zawsze. Jak ulał. Rowerowożenie tyłka wróciło. Przełamałam się. A potem przyszło już prawdziwe lato i wakacje.

Dzisiaj, czyli niedziela, ale jaka!
Czas goni. Za długo się kręciłam. Rower jest. Samochód również. Rozwiązanie wydawało się proste. Pierwszy odcinek 10 km podjadę samochodem. Potem 50 km pokręcę się na dwóch kółkach z innymi po okolicznych lasach. To cyfra bezpieczna i sprawdzona. Samochodem wrócę.
Proste? Wydaje się bardzo. A jednak figa z makiem. Rower do samochodu w żaden sposób nie wlizie. Upycham, skręcam, wciskam. Na koniec się zblokował pieron. Ani w te, ani we wte. Nawet ładnie prosiłam. Wystaje za bardzo z bagażnika bestia. Moja mina różne formy przybiera. Włącza się funkcja pomysłowego Dobromira. Chwila zastanowienia. Zerkam na inny samochód. Wręcz pluszowe siedzenia. Szkoda? Nie mam litości. Nie dzisiaj. Limuzyna czy nie limuzyna jest potrzebny i basta. Niska, lecz za to dłuuuga bestia. Znowu wydaje się, że będzie dobrze. A tu drzwi nie mogę domknąć. No to mam naprawdę zagrychę. Przydałby się Van. Rozglądam się. Wokół tylko trawa i drzew kilka. Nie zawsze człowiek osiąga to, czego by chciał. Wtedy pozostaje pokora. Pozostaje zasuwać jak najszybciej, włączając do pracy własne mięśnie głównie nóg. Inni, albowiem czekają. Nie ma co kląć ani się obrażać. Czapka jest. Woda. Paluchy z butów wystają? Nic nie szkodzi. Sprawdzam chęci. Nadal są. To najważniejsze.

Rowerowi kompani
Jacy
są? Różni. Zależy, jaką sobie postawisz poprzeczkę, takich szukaj. Na tej wyprawie mam i prawdziwych znawców i takich co pierwszaczki. Znajome i całkiem to nowe twarze. Radośni to ważny element wyprawy. Tego, co na liczniku 0 i 5000 nie odróżnisz. Jeden za drugim albo obok jadą w równym tempie. Rozmowy o wszystkim. W parach i trójkątach.
Patrzę po sprzęcie. Różny, różnisty. Jednemu jakoś tak koło na boki ucieka, innemu kierownica na lewo znosi. Duży rower a mały właściciel. Małe sprzęcicho i duży człowieczek. Ciekawe zestawienia. Za mną dwukółka innego skrzypi jakby coś powiedzieć chciała typu: Ja już nie taka młoda. Gdzieś w przerwach ciszy dostaje od lasu odpowiedź: Ale taka stara też nie. Dasz radę Złociutka. Dasz radę. Bez narzekania.
Czy rower ma tu więc znaczenie? Żadnego. To odpowiedź dla tych, co wymówka jest: Ja nie mam dobrego sprzętu. Ja się z takim wstydzę. Ma mieć dwa napompowane kola i hamulec. Ma jechać przed Siebie i w drogę. Słyszę mały wdzięczny trzask, Ti dit. Ti dit, operacja zmiana. Słyszycie to? Ktoś przerzutki przerzucił, inny po chwili na szybko wyskoczył na siku do lasu. Jadę i słucham. Jadę, gdzie droga z horyzontem się spotyka, czyli prosto ujmując przed Siebie.

Przez las i drogi kręte
Jadę do innych, a potem z innymi. Równe tempo. Chce zrobić zdjęcie, zatrzymuję się a łobuzy już daleko. Mają moc. Doganiam. Zaglądam w licznik kilometrów kolegi. On ma, więc po co koszty zbędne? Drogi nie pamiętam. Nie muszę, jednak — Jak nie znasz trasy, reszty się trzymaj — tego nauczyłam się podczas pierwszej z takich wypraw. Dzisiaj się pilnuję, bo w grupie raźniej i na pomoc w razie czego można liczyć. Ciepło i pachnie lasem. Kilkanaście osób kręci i, kręci i kręci. Dojechaliśmy wszyscy. Zsiadam a z nieba lampa. Odpoczynek. No bo ileż można tak bez picia.
Wyciągam butelkę ze szlachetną wodą.
c.d.n.

Babskie 6 + 1 cz.8

Bieszczady pachną. Mam katar, ale mimo to do mojego nosa dochodzi sympatyczna woń. Słodkawa jakby z zielonego mchu drzew się wydostawała. Rześka jakby co chwilę ktoś powietrze z rosą mieszał. Jakby pszczoły to wszystko z nektarem tutejszych ziół subtelnie wymieszały. Do tego zapach gliny, która skrywa się pod tutejszą trawą, z której soki czerpią liczne w tym miejscu brzozy. Ja się ogadam, a moja psiapsiuła podsumowuje to w dwóch słowach: Pachnie latem. Woda rano stoi w bezruchu, ryby urządziły sobie polowanie, a ja
Kaczki na wodzie zrobiły zamieszanie. Zaburzyły ciszę. Jak w życiu. Trwanie w jednym stanie nie zawsze nam służy.

Przed powrotem
W samo południe na jeziorze gwarno i ciasno. Różowe, wielkie, pompowane flamingi po wodzie snują się niemrawo. Lekko wieje. Żaglówka przy żaglówce. Mimo chmurek na niebie, jak to mówią lampa. Wraz z upływem godzin inne klimaty. Ranek dla tych, co pragną spokoju chcących popatrzyć na ryby, które chcą się właśnie teraz wybawić. Na ptaki żywiące się właśnie nimi i czatujące na ich jedną małą pomyłkę czy zapatrzenie. Część łańcucha pokarmowego. Kiedy słońce wysoko czas dla dzieciaków, wodne, kajaki i pływające wanny leniwie i bezdźwięcznie poruszające się po wodzie.
Na rowerki ludziska powsiadały. Skrzypiące rytmiczne odgłosy pedałów niesie ze środka jeziora wiatr, aż po sam brzeg gdzie siedzę. Ktoś twierdzi, że to skrzypią ludzkie stawy. Moje czasami strzelają, dlaczego więc miałoby i tak nie być. Jakby narzekały. Ojoj. O Jezuśku. O Matulu. Jak odgłosy osoby z zatwardzeniem, która od godziny nie może opuścić tronu. Odgłosy niemożności zaburzają dziecięce śmiechy i radości. A co z niewiastami? Dziewczyny po dobrze przespanej nocy w oddali nogi moczą w wodzie, na pomoście siedząc. Jakby zawisły w bezruchu. Tylko stopy lekko zanurzone pod taflę wody mieszają ją delikatnie, tworząc charakterystyczne kręgi. Małżonkowie już dzwonią, chcą pomagać, przyjeżdżać, a one łapią ostatnie promienie słońca.

Ponoć: Kto się dużo śmieje, ten jest inteligentny. Zaraz powrót a ja słyszę podsumowanie całej wyprawy: Chyba przesadziłam z tą inteligencją. Bo mnie aż mózg rozbolał. Dobrze się znowu pośmiać. Do diaska z mądrościami. Radość niech nam towarzyszy co dzień.

 

Babskie 6 + 1 cz.7

Z każdym dniem ciekawiej. Słońce znowu wzeszło. Dla niego to codzienność. A co u naszych dziewczyn słychać? Jedna drugiej zimną lokówką włosy niestrudzenie kręci. Inna sprawdza i nie wierzy. Kolana drugiej nie takie jak wczoraj. Czy to oby faktycznie jej są te kolanka? Jeszcze inną pupa boli. Kark jakiś taki niesprawny i napięty. Co jednak wieczorem głowa w tańcu wyczyniała to głowa mała. A może przewiało? Zastanawia się niewiasta.

Dzisiaj wyjazd
Z rana plotki, ploteczki wszechobecne. Kobiety wiedzą wszystko, zanim facet jeszcze zdąży powiedzieć. Oj chłopcy, przecież wy też plotkujecie. Wspomnienia. Słucham, śmieję się do rozpuku i myślę: Czy facet potrafi się tak zabawić? Jestem baba – chłop po budowlance i ponoć z każdym się dogadam. Mam znajomych facetów i stwierdzam fakt: Facet potrafi, tylko w innych nieco klimatach.

Że to i że tamto
Słucham i układam w głowie ciekawostki z ostatnich dni. Czego przesiadując w babskim, gronie nowego można się dowiedzieć?
– Że słowo Bum Bum we wszystkich językach świata od czasów Arki Noego oznacza bez owijania w bawełnę bzykanie.
– Że odpalanie gazów bąkami potocznie zwanych grozi bez dwóch zdań poparzeniem.
– Że mocz dobry na zastrzały więc bez obawy w lesie po nogach można, a nawet trzeba sikać.
– Że jak się za bardzo mentalnie przygotowujesz do opery, to możesz ją po prostu przekimać.
– Że słowo „wnieść” i „wynieść” to dla niektórych mężczyzn niezły orzech do zgryzienia, więc, zamiast wynosić, wnoszą, a potem Vice Versa.
– Że inne słowo: „CIE KAWE” może równie dobrze oznaczać: „CHCĘ KAWĘ”.
– Że ejakulat na co dzień zwany spermą na wysypkę pomaga i dużo, dużo więcej. Cenna wiedza, aczkolwiek nieco rzadziej używana. Sprawdzona przez opowiadające, dotknięta, nie żadna tam dalej podsłuchiwana.
Znalazłam też odpowiedzi na pytania:
W jakich pozycjach nie do opisania kobieta potrafi zasnąć i jak w najprostszy bezinwestycyjny sposób poradzić sobie z hemoroidami. Jednak tu już nie będę głęboko wchodzić. W temat oczywiście.

Boże czy tak się da?
Złapałam się za głowę. Widocznie ludzkie szaleństwa nie mają granic i końca.
Prześmieszne sytuacje, rzeczy, o których słyszymy: Tak nie przystoi, nie wolno, a jednak robimy, to one sprawiają, że wiemy, że naprawdę żyjemy. Dzielenie się nimi z innymi pozwala na niezłą zabawę przez całą noc czy wieczór. Głupotki. Sytuacje nie do wyobrażenia sprawdzone na żywym ludzkim materiale. Kocham je. Tak samo, jak zwykłe opowieści o wnusiach właśnie co świeżo upieczonych babć czy te z podróży, o których tak często przypominamy na FB, nawet jeśli tylko w dwóch zdaniach. To, co usłyszałam tego wieczora to życie zza kulis. Tylko w takich miejscach tylko w spontanie mają swoją prawdziwą leczniczą moc.

Babskie 6 + 1 cz.6

Dzisiaj o babach i facetach wywodów. Tak troszkę tylko o Was dla Was. Tak troszkę w Bieszczadzkich klimatach.

Pytania bez końca
Czy my płci przeciwne potrzebujemy troszkę oddechu od Siebie? Czy da się ciągle tak razem blisko? Czy rozstania wzmacniają, czy cementują? Oj ile ja z rana mam pytań? Ujmę to tak. W życiu za każdym razem stawiam na równowagę. Kiedyś usłyszałam mądre słowa: Kto zrozumie kobietę jak nie druga kobieta? Kto lepiej rozwiąże męskie zagwozdki jak nie tej samej płci przyjaciel? Dlatego warto być razem, a czasem bywać osobno.

Różnice i podobieństwa
Jakie
te baby są? Frustrujące, okropne, a jednocześnie nurtujące i przyciągające. To się da odczytać, chociażby przy pierwszych rozmowach przy piwie. A co z podobieństwami? Jest wcześnie rano. Wchodzę do przyczepy. Spod kołdry wystają znowu jakieś stopy, a kostkę łańcuszek zdobi. Delikatniejsze niż poprzednie z 3 części. Nieco brudne pięty świadczą, że dobrze zabawowe. Od facetów odpoczywają. Inne, a jednak takie podobne. Nawet męskie i żeńskie odgłosy chrapania jakoś takie sobie bliskie. Chrr, Zzzzz, Chrrr. Śpią niewiasty i ci, których przodkiem sam Adam. Jedno w jednej przyczepie, inne w innej. Nawet podobnie się przekręcają, różnią się nieco, dopiero jak wstaną.

Po co i na co
My kobiety w czystej naturze gdzieś wewnątrz mamy dużo do powiedzenia. Nie raz chcemy rządzić. Dlaczego? Ileż to przecież razy pozostawione sobie musimy być w życiu zaradne. Delikatność zastępujemy w końcu siłą, która pozwala nam niejednokrotnie przetrwać. Tłumaczę kobiety? Staram się raczej temat naświetlać.
Kiedy już zaradność ogarniemy, następne kwestie na nas czekają: Która tak ciągle nadąży za Wami? Za męskimi wyzwaniami? Która jest w stanie zrozumieć, jak proste jest myślenie faceta, czy jego postępowanie. Prawdę widzimy tylko tą, co na zewnątrz, reszta przed nami ukryta. Nieliczne mogą usłyszeć od boya zdania, w których słowa — Czuję to i to. No i tak w kółko.
Chowamy się w głuszy, aby od wyzwań naszych, waszych i od samego naszego zawiłego gdybania uciec poniekąd. Bardziej niż od przewijania, sprzątania czy gotowania. Po to te wyjazdy. Dziewczyny, przytaknijcie, że mam, chociaż troszkę racji.

No i ciągnę dalej
Tak. My baby spotykamy się. Zbieramy czasami do kupy. Żeby jedna baba do drugiej mogła troszkę popsioczyć, bo tak się często rozładowujemy. Na koniec często mocnym męskim alkoholem przypieczętować co tylko dobre i to najlepsiejsze w życiu.

O tematach tabu kobiety mówią otwarcie
Również to, że facet nie zawsze jest ok. Podsłuchuję rozmowę dziewoj. Oho. Poleciało troszkę przekleństw. Tak odreagowujemy. Stresy dnia codziennego i męskie niezrozumiale dla nas zachowania. Oj zdziwilibyście się też niejednej silnej kobiecej głowie. Właśnie wstaje kobieta: Uśmiechnięta. Wsuwa porządne śniadanie. Czyżby nam kobietom alkohol pomagał, zamiast szkodzić?

Zakończę moim ulubionym tekstem, który usłyszałam poprzedniego wieczoru od bardzo pozytywnej i otwartej na życie kobitki:
„Pocę się tylko w tańcu i w seksie”. Jakie my potrafimy być dosłowne. Właśnie co oglądnęłam „Sztukę kochania Jakbym Michalinkę Wisłocką słyszała. À propos. O niej też kiedyś będzie. Bo to warta uwagi kobieta z jajami.

Babskie 6 + 1 cz.5

Wieczór. Tańce, wygi bańce, hulańce, czyli: Biesiada taneczna dla wszystkich. Znowu zapytacie? A no znowu. I dziewczyny. Wyobraźcie sobie jeszcze do tego tysiące drobnych przeźroczystych i lżejszych od puchu baniek, na których zielone, żółte czy magentowe promienie świateł się załamują. Delikatne aż nie do opisania, muskające ciało. I dłonie, które pragną je wszystkie wyłapać. Ręce dorosłych ludzi, którym wypada być już tylko poważnym, którzy w tym momencie dziećmi są w 100 procentach. Wznoszą oczy do góry i czekają jak w transie. Tu i teraz. Bez rywalizacji, bo wystarczy dla wszystkich. Bez myślenia o wczoraj czy jutrze. Pod stopami parkiet a po nim stopy drepczą. Podłoga przejmuje drgania a muzyka dźwięki stóp dotykających podłoża, tłumi. Mnóstwo stóp i bańki. Muzyka nie pozwala im się zatrzymać.
Zgaga towarzyszy tego wieczora 6 wybranym. Po smalczyku, a może po trunkach diabelskich? Jedna z nich drapie się po gardle pieszczotliwe. Przejdzie. Czas zrobi swoje, a taniec pozwoli, o drobnej przypadłości zapomnieć. Obok tego wieczoru jedna z na świeżo poznanych matek do piersi czterolatka tuli. Nie pierwszy syn i może nie ostatni. Śpi słodziak, a ona wpatrzona słucha. Chłonie klimat nieco z boku. Tak też można czerpać chwile szczęścia. Przecież mogła je przespać, a jednak i jej się przecież troszkę luzu należy. Bycie matką i godzenie tego, co „moje” to nie lada sztuka, ale zachodu warta.

Jestem tu i mnie nie ma. W tańcu się zapominam. Nie ja jedna.
Kiedy muzyka milknie, radocha z twarzy znika. To miejsce uzależnia, o czym wiedzą właściciele. Dzisiaj miejsce przypominające mrowisko idzie spać powoli, ale ta bajka wraca każdego wieczora, jeśli tylko ktoś ma ochotę.
Jestem w miejscu uzdrowiskowym. Potańcówki, dyskoteki są tutaj jak nieodzowna część terapii. Większość wie o tym. To terapia muzyką i śmiechem nietypowa, ale jak ważna, aby przesłaniać i rozświetlać naszą codzienność.
Wybawiłam się, a moje ciało rozluźniło. Wygrywały endorfiny. Terapia tak naprawdę dopiero nabierała tempa. Bo po dyskotece „6+1” tak szybko nie idą do łóżka.

Pogaduchy po północy
Uwielbiam te chwile, gdy słyszę słowa: A pamiętacie? A u mnie? A rok temu, dwa lata. I opowieści zaczynają płynąć. Te, w które niejeden by nie uwierzył. Te, które wydają się tylko dobrym żartem czy te spoza krawędzi realności. A jednak. Te na wskroś wstydliwe, jak i pełne fantazji i przedziwnych sytuacji. Jak w komediach Monty Pythona czy mojego ulubieńca Rowana Atkinsona. Realne potwierdzone zdjęciami i nie do powtórzenia.

Zerkam już jednym okiem, bo dawno po północy. Z kolumny wydobywają się najpierw piosenki mych lat prawie dziecięcych. Wodecki z jego puentą „Lubię wracać w strony, które znam”. Dziewczyny nucą delikatnie. Sprawdziłam i potwierdzam, że lubią i wracają. Niebawem ranek odkryje tajemnice dnia następnego. Panny po wydaniu podśpiewują coraz ciszej i ciszej: Mydło wszystko umyje i idą spać nieumyte. Takie te moje fajne dziewczynki. Uchichrane posnęły, jakby każdej kroplówkę z procentami zapodał.
Pośmiałam się tego wieczora za wszystkie, a to wszystkie czasy. Mój poziom radości podniósł się do poziomu maksymalnej wesołości. Trzymając się za brzuch, ja również dotarłam do sypialni. Zestaw dla zdrowotności powinien wystarczyć co najmniej na tydzień.
Zasnęłam jak dziecko. Do rana mnie nie było widać, chociaż ja co nieco widziałam. W nocy na twarzy współlokatorki ciągle widniał banan. Tego nam dziewczynom nam potrzeba. Tego brakuje nam ludziom. Odpuścić czasami, wyluzować.

Babskie 6 + 1 cz.4

Niejednego ciekawość zżera. Niejeden chciałby zdjęcie z człowiekiem, który znany ze stroju Adama sobie zrobić. Zaistnieć dzięki temu na chwilkę na portalach czy mieć co opowiadać na najbliższej imprezie. Wielu osobom nie jest doświadczane. Mnie dwa razy w różnych warunkach spotkać człowieka głuszy dano. Zapytał: Lubisz robić zdjęcia? Przytaknęłam. Pozwolił.

Juliusz I Król Świata Włóczęgów. Retrospekcja
Chcesz zobaczyć pustelnika, co tak jak go Bóg stworzył, hasa i mieszka nieopodal? Taką propozycję kilkanaście lat temu dostałam. Skorzystałam. Byłam widziałam. Potem było: Ach. Och, Ech i wiele komentarzy. Byłam młodsza i nie ukrywam, że potraktowałam faceta jak jedną z atrakcji. Dzisiaj jestem dojrzalsza. Dzisiaj jak już mam okazję, chcę spotkać faceta, który wybrał to miejsce i życie, bo miał jeden ważny powód albo małych powodów dużo, dużo więcej. Który dzisiaj stał się legendą, ciekawostką, ale również częścią obecnego wszech pojętego marketingu.
Jak wiele jest iluzją, z tego, co się o nim mówi? Ile ludzi tyle interpretacji? Ja lubię fakty. Wielu osób go żałuje. Wielu uważa za idiotę. O, jaki on biedny! I patrzy z oddali na porozstawiane dookoła ogniska słoiki i pojemniki po tym, co pozostawiają tu dla niego turyści. Na drewniane zmurszałe miejscami trony, które są zlepkiem desek, patyków i tego, co natura dała. Na stare pledy i podarte kawałki materiałów, których trudno doszukać się poprzedniej ich funkcji. Na egipskie symbole, bo Juliusza świat faraonów jeden z ulubionych. I wreszcie na chatkę, w której dach wydawałoby się, że przecieka, ale kto go wie, czy faktycznie? Tylko chyba Juliusz. Ta już dosyć poważnych rozmiarów. Oj litują się ludziska. A jak on sobie tu w zimie radzi? To jeden z częstych komentarzy, kiedy opuszczasz tę krainę.
Tak ogólnie spójrzmy. Jak trudno nam uwierzyć, że w takich warunkach żyliśmy przez setki lat. Że przetrwaliśmy. Że mieliśmy swoje sposoby. Że było nam trudno, a jednak całkiem dobrze. A teraz? Strach się pisze, gdy bezpiecznik wybije w domu, bo przecież kto chodzi spać razem z kurami. Niepokój, gdy sklepy na niedzielę zamykają. Robimy wielkie jak na zimę zapasy, chociaż to tylko 24 godziny. Zbyt duży szok, że można nie mieć na chłodne dni puchowej kołdry czy ciepłej kurtki. Zbyt dużo gadżetów wymyślili, aby z nich nie skorzystać. Wiele oczywiście potrzebnych. Nadmienię. Do epoki z Flinstonów nie czas wracać, z nowinek warto korzystać, ale różne rzeczy się dzieją, gdy przekraczamy granice. Gdy za dużo, czy za szybko.
My cywilizację pragniemy doganiać, uaktualniając co rusz w kompie oprogramowania. Juliusz pustelnik tymczasem z roku na rok trwa w swej głuszy, na bieżąco mam wrażenie, z wiedzą co w świecie będąc. Prawda jest taka, że szybko do zmian jesteśmy przywyknąć zarówno w jedną, jak i w druga stronę.
Patrzę na zadbane jak na to miejsce dłonie człowieka, któremu kilkanaście raptem lat zostało do setki. Rumiane policzki i srebrną, długą, zdrową, błyszczącą w słońcu brodę. Złoty nalot słońce na niej zostawia. Lukam na zmarszczki, których na ten wiek wyjątkowo mało. Gdzie on zimą i czy czasami on idzie do ludzi, a nie ludzie do niego przychodzą? Pod jakim śpiworkiem sypia i czy korzysta z komputera? Niech tajemnicą pozostanie dla wielu.

„Człowiek żyje, póki żyje w ludzkiej pamięci”.
Dziewczyny na łódce biodrami kręcą. Juliusz w cętkowanym czarno białym stroju, przypominający młodziutkiego lamparta z daleka a z bliska zebrę, zapraszającą rękę unosi. Wysiadamy na ląd. Słyszę typowo męski, ciepły spokojny głos: Będziemy razem tańczyć. 6+1 robią wielkie oczy.
Siadam na jednej z ławeczek. Do rąk dostaję wydruk. Jeden z marketingowych prezentów dla Juliusza od cywilizacji. W oko wpada cytat: Człowiek żyje, póki żyje w ludzkiej pamięci.
On, żyje na pewno, dzięki swojej inności. Król Świata Wszystkich Włóczęgów. Świat okrzyknął Juliusza Królem czy pomysł na przydomek do Juliusza należy? Na to nie znam odpowiedzi. Znam na inne: Być królem nie jest łatwo. Taką odpowiedź dostałam.
Ci, którzy się nie śmieją twierdzą: Juliusz prowadzi teatr jednego aktora. Daje wiedzę niezależną. Sam właściciel imienia wspomina delikatnie, że Cambridge o nim słyszało co nieco. Do Hagi jak twierdzi, wysyłał swoją definicję słowa „Pokój”. W IPN ponoć twierdzą, że ma za dużo czasu. Zazdroszczą?
Cisza i nagle od jednej z niewiast pytanie: Czy jesteś szczęśliwym człowiekiem? Łatwe pytanie trudna odpowiedź – Juliusz po chwili rzecze. Sam porównuje się do Jano, czyli Jana Odareckiego. Ten bieszczadzki włóczykij i poniekąd też pustelnik, powiada, iż czuje się spełniony. Wyszedł z nałogu i dał misję. Udało się. Słucham bacznie Juliusza: Ja też jestem spełniony. Jesteśmy podobni. Tylko że ja zacząłem pić, a on przestał. Uśmiecha się buzia siedzącego na Tronie. Siedzi na tronie a za nim widok na wodę. Inny Tron – Wszechświata czeka na lepsze jutro.

Juliusz ma odpowiedzi, przy których głowa nie odpoczywa: Czy wierzysz w zmiany? Nie wierzę, bo nie jestem wierzący. Ja robię. Odpowiada, a jednocześnie zerka, czy ktoś do jego chaty nie zagląda. Bardzo mocno podkreśla, że tam właśnie wsuwać nosa NIE WOLNO. Kto zaglądnie, ten zostaje na zawsze i plewi i sprząta. Ma dzisiaj poczucie humoru. Lubię słuchać takich ludzi. Lubię jasne zasady. Szanuję chociaż kusi. Oj a Ciebie by nie kusiło? Przecież tak właśnie słowo „Nie” działa. Wypowiedz go, a nie zapomnisz na długo całego zdania.
Pytań coraz więcej, bo rozmowa z tym człowiekiem wkręca. Na tyle rzeczy ma inne spojrzenie, a jednocześnie jest bardzo na czasie. O własnej komórce nie zaprzecza i nie mowa tu o starej malutkiej szopce. Z tym, co w świecie mam wrażenie, że jest na bieżąco. Rozmawiamy i stoimy razem w deszczu, gdy inni już poszli. Kap, kap. Kapie mi na głowę. On w dłoniach dzierży drewnianą laskę, w której las się odbija. Słodkie chwile, bez słodyczy.

Zatoka Suchego Dębu
Krople deszczu uderzają o wodę. Jestem w Zatoce Suchego Dębu. Ów drzewo wystaje tu z wody samotnie. Czy jest świadectwem dawnej wsi Horodek, która teraz pod wodą czy może symbolem samotności? Może własnych wyborów. Odwagi. Symbolem tych, co wybierać potrafią?
Stoję lekko na wzgórzu. Oj, jaki stąd jest widok. Patrzę na Anioła, który już na łodzi przy brzegu. Co jak trzeba Juliuszowi, pomaga niejednokrotnie i w zupełności nie uważa do rozpowiadania tego za powód. Po prostu pomaga jak wielu innych. Mała ludzka rzecz, która cieszy.
Dochodzę prawdziwego imienia tego, co na co dzień ma piękny z okna widok. Ludomir. Łepski facet. Pedagog i andragog, doktor na wyciągnięcie ręki. Stąd też mądra składnia i gesty ręki. Obraca nią w te i we wte na wysokości wzroku, dopowiadając historie słowami opowiadane. Ogólnie jak nic nauczanie. Zaglądam do internetu. Czytam, że androlog z niego. Zabawne, jak łatwo przez ludzkie pomyłki zostać od męskich spraw lekarzem. Podsumowując: Jeśli zobaczycie Juliusza w stroju bardziej skromnym, nie dziwcie się i pomyślcie czyja to po części tego faktu zasługa?

Jaką maksymę stąd wywożę?
Bez względu na czas, miejsce i posiadłości mam wrażenie, że liczy się nasze na życie pozytywne spojrzenie.

 

Babskie 6 + 1 cz.3

Kiedy słońce jeszcze w piżamie
Spacer. Szukam doznań. Żart oczywista sprawa. Dziewczyny pochrapują. Ja odpoczywam, wypatruję, nadsłuchuję. W jednej z przyczep typu holenderka drzwi na oścież uchylone. W drugim planie spod czerwonego śpiworka tylko stopy finezyjnie wystają. Wyglądają na jegomościowe jakieś takie. Każda w innym rytmie zakręca nieduże koła. Reszta ciała jakby już na tamtym świecie. Ciekawość zżera, do kogo należą. Prywatność jak to ja szanuję, więc nadal skupiam się na dolnych partiach ciała. Kiedy lewa łapka w jedną stronę zawija druga jej na przekór. Jakby poranne ćwiczenia już wykonywały. Relaks czystych jak na te warunki kościstych stóp przy dźwiękach budzących się właśnie ptaków. Patrzę na korony wysokich brzóz. Tam się stworzenia pochowały. Na białym łaciatym pniu, po którym spływają ostatnie krople rosy, ruda wiewiórka siedzi. Jeszcze chwilę temu obserwowałam ją z okienka malutkiej toalety. Ona będąc tego nieświadoma, błyszczące zamarłe w bezruchu oczy zawieszała gdzieś w oddali. Biały brzuszek przytulała do drzewa. Ogon dłuższy od całego ciała stroszyła, jakby ktoś go mocno natapirował. Teraz jest dużo szybsza. Oj! I już znikła.
Tyle na razie o tutejszej przyrodzie.

Kiedy słońce już wysoko na niebie
Poranna kawa. Śniadanie. Przeciąganie. Dłuższe dochodzenie do Siebie i trochę na siedząco ploteczek. I Ola Boga już samo południe.

Po wodzie w deszczu
Mówią Anioła na Festiwalu Bieszczadzkich Aniołów nie spotkasz. Dlatego właśnie jadę poza Festiwalem. No i masz ci los. Spotykam faceta, co tak na niego wołają, a potem zaraz płynę z nim do Króla Juliusza wodną kilkunastoosobową taksówką, chociaż o tym, gdzie płynę, dowiedziałam się dużo później. Cel był zupełnie inny. „6 plus 1” mi towarzyszą. Płynę porozglądać się po okolicy, na wodzie pobyć nieco i wrócić. Przygoda się zaczyna, bo przecież każde wyjście nawet z domu jest życiowym epizodem. Wsiadam na łódź, która bardziej wielką lektykę przypomina. Płynę. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Chcę wsłuchać się w silnik, który zazwyczaj dźwięk mocny, przypominający chrypiący męski niski głos, przy rozruchu wydaje. Ucho nadstawiam. Głucho jakoś. Ten motor ani drgnie. No może raz mu się udało i koniec, basta. Ponownie krótkie pociągnięcie. Patrzę w oczy anielskie. Spokojne. W gardło silnika zagląda, a może w tyłek. Nie ważne gdzie, ważne, że przyczyna już znana. Przymusowy postój, zanim nurek liny nie odplącze. Patrzę po twarzach kobitek. Jak myślicie, co często robią dziewoje, gdy nic się nie dzieje i w oczekiwaniu na jakąś akcję? Kiedy nic się nie dzieje dziewczyny jedzą. Chleb ze smalczykiem z takiej prawdziwej najprawdziwszej świnki i większość tego, co wzięły na drogę, chociaż do drogi jeszcze daleko. Do tego śmieją się, żartują, a głos po całej solińskiej wodzie się niesie, docierając nawet do tutejszych zatoczek.
Płynę w głąb jeziora. Tam, gdzie statki już nie dopływają. Tam, gdzie dzika zieleń i pierwsi osadnicy zostali na dłużej. Bieszczadzcy brodacze, pustelnicy, zakapiory na nich wołają. Tam, gdzie tylko głos natury wzywa. Bieszczadzkie szczyty mocno zarośnięte zielenią, otaczają mnie dookoła. Gliniasto — skaliste brzegi z mocno ubitą nawierzchnią brzegowych dzikich plaż, mienią się, zarysowując mocną granicę między lasem a wodą. Wśród ciszy, pni i koron nie tak mała chata i jeden człowiek macha na dzień dobry. Zaprasza na swoje włości. Wiele o nim historii krąży. Jaka będzie moja? O tym, jak otworzycie oczy jutro, gdy dzisiaj będzie już wczoraj.

 

Babskie 6 + 1 cz.2

Całkiem na temat. Co mi po poprzednim wieczorze zostało? Sławomira „Miłość w Zakopanem” i kilka kawałków w głowie, którymi się dzisiaj dzielę. Big Cyc i „Facet to świnia” do dzisiaj gra mi w uszach. Inne kawałki również, które za dnia nie dałoby się chyba słuchać. A może jednak. Dzisiaj więc niech Wam tez w uszach swojsko szumi:

Kobiety o facetach:

Faceci o kobietach:

Pamiętacie Ich Troje? Ich już jakby nie było, a jednak są, choć ich mało. Starsze kawałki trwają i trwają. Zapomniałam, a lubiłam. Są dla mnie ewenementem. Zespołem, który daje do myślenia jak szybko można zaistnieć, jak szybko idziemy w zapomnienie.

Czy dzisiaj tylko tyle? Tak. Bo czasami lubię dzielić włos na czworo. Wczoraj było dużo, dzisiaj będzie mało. Jutro znowu się rozpiszę. Za to, póki jeszcze gdzieś grają, zamiast czytać, polecam potańczyć. Tak porządnie. Tak do upadłego. Na dyskotece, potańcówce, poprawinach czy wiejskiej biesiadzie. Nawet na sztywnej imprezie pod krawatami. Nawet w domu tak bez nikogo. Disco polo, house, rock, jazz i każda inna. Słuchawki na uszy, podkręcić potencjometry w aucie lub tak tylko cichutko, tyci, tyci. Bo warto co by utrzymać humor.

Babskie 6 + 1 cz.1

Gdzie tym razem? Hmm. A może Ciechocinek? Żartuję oczywiście. Nie ten wiek jeszcze i nie ta pora. Inny temperament i nie wyjechałam na polowanie. Jestem nad Soliną. Gdzieś w lesie, jednak cywilizacja nieopodal. Trochę tam gdzie takie małe białe kółeczka z czerwoną wokół ramką obowiązują, a ja jakby ślepą udaję, bo — Jedź dalej. Jedź! – mówią! No to jadę. Tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie, no, chyba że komuś wytłumaczę.
Na co dzień w biznesie to na męskie grono trafiam. Na budowach, w banku czy rozmowach z managerami. Tam gdzieś facetów więcej, kobiet ciągle mało. Baby to co innego. Baby i zero faceta. Przynajmniej tak mi się wydawało. Chcecie posłuchać?

Jadę
W radio atakują informacjami.
Uwaga! Dziś w nocy burze, grad, silny wiatr i ulewny deszcz. Unikaj otwartych przestrzeni, zabezpiecz rzeczy cenne. A ja baba nad jezioro jadę. Super. Jedyny mój dobytek teraz to podusia, szczoteczka do zębów dla zdrowotności i kilka letnich koszulek. Żar z nieba. Jadę więcej o kobietach się dowiedzieć. Tak wiem. Ja też kobieta. Słyszeliście, jednak że kobiety są nieodgadnione? Ciągle poznaję wśród innych nowe kobiece prawdziwe oblicza.
Wtrącę: Zauważyliście? Jedne kobiety są silne, walą prosto z mostu. Inne nie odezwą się słowem, bo stłamszone są już od małego. Jedne odważne, bo dano im poznawać i nie mówiono, że to bee a tamto ładne. Nie narzucano im nic. Mogą więc doświadczać, poznawać, dotykać. Inne przestraszone, przyglądające się, nieufne i pełne sprzeczności, ale od środka ciekawe i pełne niespełnionych ukrytych głęboko marzeń. Mieszanka tych, co szukają recepty na życie, a nie u lekarza.

Mój pierwszy raz
To mój pierwszy babski wyjazd. Same kobity. Wybywam z babami tam, gdzie one zaplanowały. Ja mam zawieźć. Układ jak najbardziej mi odpowiada. Jadę z takimi co już wiedzą co to dom i pracę jednocześnie ogarniać i dziecko jeszcze w trakcie urodzić. Każda z nich jest inna. Przyjechały na chwilę od codzienności się oderwać. Oj powiadam Wam: Oderwą się, aż wióry będą lecieć z parkietu i nie tylko, tak mi intuicja podpowiada.
7 dziewczyn z Albatrosa tyś jedyna
Dojechałam. Późnym popołudniem. Ktoś wita, ktoś wpada i wieczór już zapowiada. No i masz Ci, ląduję na tutejszej potańcówce. Szybko się dzieje?
Patrzę, jak grupka niewiast tańczy. Tańców końca nie ma. W zabawie drzemie siła. Z kolumn wydobywają się dźwięki: Jesteś szalona zespołu Boys, Żono moja Mastersów. Nawet Big Cyc z kawałkiem „Facet to świnia” zaplątał się gdzieś między Disco Polo. Z parkietu refren niesie się po lesie. Zaraz potem dziewczyny nucą: A wszystko to bo Cię Kocham.
No i już mam w głowie namieszane. Kochają więc czy nie kochają, dziewczyny tych wspaniałych facetów? No pewnie, że tak! Oj jak one potrafią ich kochać. Tylko czasami się na nich nieludzko wkurzają.
Ponownie zerkam. Pięknie dzisiaj wyglądają. Jedyneczka z kruczymi włosami, kręconymi jak u Cherubinka, chociaż diabelska moc w niej drzemie, oj piekielna nieludzko, jednak nic a nic niegroźna. Muzyka. Jej ciało płynie. Sprowadza w ruch kręcone złociste włosy. Loczki nie do policzenia jedyneczki. Jak sprężynki, wśród których różne kolory się zaplątały i próbują wydostać. Wielkie oczy, nieco mniejszy, chociaż ponad swoją miarę charakterystyczny nos, z którym żal by było coś robić, bo wyjątkowy. Wielki uśmiech. Usta, które opowiadają, kiedy tylko muzyka umilknie. Nogi błyszczące podpalanym piaskiem pustyni niechowane pod spodnie i biel bluzki, która podkreśla resztę ciała. Kompozycja unikatowa. Po prostu kobieta. Każdą, która tańczy w transie, nie da się inaczej opisać. Wyjątkowa przechowalnia ludzkich doświadczeń, marzeń czy wspomnień, które potrafią rozbawić w wielu przypadkach.
A co z resztą? Jasnoróżowa sukienka innej niewiasty wtapia się w gładkie jak atlas ciało. To dwójeczka, faceta po wielu głębszych skupiona dłuższą chwilę słucha. Anielska cierpliwość, oj anielska. Taka dla wszystkich „ciepła mama” nie do wyczerpania.
Delikatne damskie dłonie trójeczki dzierżą kufel piwa pełnego, takiego całkiem chłopskiego. Pastelowa bluzka okrywa piersi karmiącej matki i babci. Ach te dzieci jak szybko porosły. Jej piersi nadal jędrne. Ach. Westchnęłam. Energiczną czwóreczka dziwny taniec odstawia. Drobna piąteczka o postawie jak wojak, z boczku ruchy próbuje odtworzyć, te jednak nie do powtórzenia. Szósteczka nie dojechała. Nadrobi. Tego jestem pewna. Podsumowując, przyszedł czas dla babeczek, aby zadbać troszkę o Siebie.

ZaczynaMY się znowu ruszać
Tak. Tak. Dołączyłam. Przecież chcę być blisko. Przyglądam się z bliska. Ich biodra płynne ruchy w rytm dźwięków wykonują. Oczy marzą, reszta ciała porusza się we wszystkie strony. Kobiety w ekstazie. Tworzą magiczny, energetyczny krąg. Jeden „ON” zerka czy drugi. Przykro mi chłopaki. Tutaj nic. Posucha. Czyżby podziwiać wam dzisiaj tylko dane? A jednak. Jednemu się na chwilę udało. Jedna ona. Jeden DJ. Tańczą, a muzyka jakby tylko dla nich grała. No i czmychnęła, jak to kobieta potrafi. Masz Ci los z tymi babami.
Obok kilka zakochanych par pokątnie podpatruje. Piękna młodziutka dziewczyna w mini takiej mniej nawet niż króciutkiej, nogi gdzieś pod stołem zaciska. Sukienkę na długie zgrabne nogi naciąga. Za modą nie nadążam, za wygodą na pewno. Inna parka ociera się o Siebie przy stoliku następnym. Jakby ich do siedziska ktoś przykuł. Stop. Stop. Czar młodziutkich par to inna bajka. Zastanawiam się tylko mimochodem: Dlaczego to „młodzi” siedzą, a „młoda dorosłość” tańczy?
Na chwilkę odrywam wzrok od rozrywkowych jupiterów. Analizuję troszkę. Jakie to nasze życie, gdy już lat nie mamy kilkanaście? Jedna po przejściach, u drugiej mąż w ciągłych rozjazdach. Jeszcze inna już babcią została, chociaż po ruchach i twarzach hmm: No kto by powiedział? No kto śmiałby? Wszystkie powabne. Zmysłowe. O tak!
I nie ma co wątpić, wiecznie młode. Patrzę na zmarszczki. Jak nic mimiczne. Ile one mają sił. Tylko nie ślinić mi się chłopaki. Jeszcze nie.

00.00
Północ. Muzyka ucichła. Kto się wybawił, to się wybawił. Pora spać. Dziewczyny z parkietu wojskowym krokiem do legowisk wracają. Do 7 po harcersku odliczyły. Idą przed Siebie. No prawie przed siebie. W głowie niejednej szumi. Woda z Soliny? Też. Jutro przechodzimy do wątków, gdzie dojrzałość życia króluje. Dzisiaj już cicho sza. Dajmy już niewiastom, co czadu dały na parkiecie, pospać.