Niejednego ciekawość zżera. Niejeden chciałby zdjęcie z człowiekiem, który znany ze stroju Adama sobie zrobić. Zaistnieć dzięki temu na chwilkę na portalach czy mieć co opowiadać na najbliższej imprezie. Wielu osobom nie jest doświadczane. Mnie dwa razy w różnych warunkach spotkać człowieka głuszy dano. Zapytał: Lubisz robić zdjęcia? Przytaknęłam. Pozwolił.
Juliusz I Król Świata Włóczęgów. Retrospekcja
Chcesz zobaczyć pustelnika, co tak jak go Bóg stworzył, hasa i mieszka nieopodal? Taką propozycję kilkanaście lat temu dostałam. Skorzystałam. Byłam widziałam. Potem było: Ach. Och, Ech i wiele komentarzy. Byłam młodsza i nie ukrywam, że potraktowałam faceta jak jedną z atrakcji. Dzisiaj jestem dojrzalsza. Dzisiaj jak już mam okazję, chcę spotkać faceta, który wybrał to miejsce i życie, bo miał jeden ważny powód albo małych powodów dużo, dużo więcej. Który dzisiaj stał się legendą, ciekawostką, ale również częścią obecnego wszech pojętego marketingu.
Jak wiele jest iluzją, z tego, co się o nim mówi? Ile ludzi tyle interpretacji? Ja lubię fakty. Wielu osób go żałuje. Wielu uważa za idiotę. O, jaki on biedny! I patrzy z oddali na porozstawiane dookoła ogniska słoiki i pojemniki po tym, co pozostawiają tu dla niego turyści. Na drewniane zmurszałe miejscami trony, które są zlepkiem desek, patyków i tego, co natura dała. Na stare pledy i podarte kawałki materiałów, których trudno doszukać się poprzedniej ich funkcji. Na egipskie symbole, bo Juliusza świat faraonów jeden z ulubionych. I wreszcie na chatkę, w której dach wydawałoby się, że przecieka, ale kto go wie, czy faktycznie? Tylko chyba Juliusz. Ta już dosyć poważnych rozmiarów. Oj litują się ludziska. A jak on sobie tu w zimie radzi? To jeden z częstych komentarzy, kiedy opuszczasz tę krainę.
Tak ogólnie spójrzmy. Jak trudno nam uwierzyć, że w takich warunkach żyliśmy przez setki lat. Że przetrwaliśmy. Że mieliśmy swoje sposoby. Że było nam trudno, a jednak całkiem dobrze. A teraz? Strach się pisze, gdy bezpiecznik wybije w domu, bo przecież kto chodzi spać razem z kurami. Niepokój, gdy sklepy na niedzielę zamykają. Robimy wielkie jak na zimę zapasy, chociaż to tylko 24 godziny. Zbyt duży szok, że można nie mieć na chłodne dni puchowej kołdry czy ciepłej kurtki. Zbyt dużo gadżetów wymyślili, aby z nich nie skorzystać. Wiele oczywiście potrzebnych. Nadmienię. Do epoki z Flinstonów nie czas wracać, z nowinek warto korzystać, ale różne rzeczy się dzieją, gdy przekraczamy granice. Gdy za dużo, czy za szybko.
My cywilizację pragniemy doganiać, uaktualniając co rusz w kompie oprogramowania. Juliusz pustelnik tymczasem z roku na rok trwa w swej głuszy, na bieżąco mam wrażenie, z wiedzą co w świecie będąc. Prawda jest taka, że szybko do zmian jesteśmy przywyknąć zarówno w jedną, jak i w druga stronę.
Patrzę na zadbane jak na to miejsce dłonie człowieka, któremu kilkanaście raptem lat zostało do setki. Rumiane policzki i srebrną, długą, zdrową, błyszczącą w słońcu brodę. Złoty nalot słońce na niej zostawia. Lukam na zmarszczki, których na ten wiek wyjątkowo mało. Gdzie on zimą i czy czasami on idzie do ludzi, a nie ludzie do niego przychodzą? Pod jakim śpiworkiem sypia i czy korzysta z komputera? Niech tajemnicą pozostanie dla wielu.
„Człowiek żyje, póki żyje w ludzkiej pamięci”.
Dziewczyny na łódce biodrami kręcą. Juliusz w cętkowanym czarno białym stroju, przypominający młodziutkiego lamparta z daleka a z bliska zebrę, zapraszającą rękę unosi. Wysiadamy na ląd. Słyszę typowo męski, ciepły spokojny głos: Będziemy razem tańczyć. 6+1 robią wielkie oczy.
Siadam na jednej z ławeczek. Do rąk dostaję wydruk. Jeden z marketingowych prezentów dla Juliusza od cywilizacji. W oko wpada cytat: Człowiek żyje, póki żyje w ludzkiej pamięci.
On, żyje na pewno, dzięki swojej inności. Król Świata Wszystkich Włóczęgów. Świat okrzyknął Juliusza Królem czy pomysł na przydomek do Juliusza należy? Na to nie znam odpowiedzi. Znam na inne: Być królem nie jest łatwo. Taką odpowiedź dostałam.
Ci, którzy się nie śmieją twierdzą: Juliusz prowadzi teatr jednego aktora. Daje wiedzę niezależną. Sam właściciel imienia wspomina delikatnie, że Cambridge o nim słyszało co nieco. Do Hagi jak twierdzi, wysyłał swoją definicję słowa „Pokój”. W IPN ponoć twierdzą, że ma za dużo czasu. Zazdroszczą?
Cisza i nagle od jednej z niewiast pytanie: Czy jesteś szczęśliwym człowiekiem? Łatwe pytanie trudna odpowiedź – Juliusz po chwili rzecze. Sam porównuje się do Jano, czyli Jana Odareckiego. Ten bieszczadzki włóczykij i poniekąd też pustelnik, powiada, iż czuje się spełniony. Wyszedł z nałogu i dał misję. Udało się. Słucham bacznie Juliusza: Ja też jestem spełniony. Jesteśmy podobni. Tylko że ja zacząłem pić, a on przestał. Uśmiecha się buzia siedzącego na Tronie. Siedzi na tronie a za nim widok na wodę. Inny Tron – Wszechświata czeka na lepsze jutro.
Juliusz ma odpowiedzi, przy których głowa nie odpoczywa: Czy wierzysz w zmiany? Nie wierzę, bo nie jestem wierzący. Ja robię. Odpowiada, a jednocześnie zerka, czy ktoś do jego chaty nie zagląda. Bardzo mocno podkreśla, że tam właśnie wsuwać nosa NIE WOLNO. Kto zaglądnie, ten zostaje na zawsze i plewi i sprząta. Ma dzisiaj poczucie humoru. Lubię słuchać takich ludzi. Lubię jasne zasady. Szanuję chociaż kusi. Oj a Ciebie by nie kusiło? Przecież tak właśnie słowo „Nie” działa. Wypowiedz go, a nie zapomnisz na długo całego zdania.
Pytań coraz więcej, bo rozmowa z tym człowiekiem wkręca. Na tyle rzeczy ma inne spojrzenie, a jednocześnie jest bardzo na czasie. O własnej komórce nie zaprzecza i nie mowa tu o starej malutkiej szopce. Z tym, co w świecie mam wrażenie, że jest na bieżąco. Rozmawiamy i stoimy razem w deszczu, gdy inni już poszli. Kap, kap. Kapie mi na głowę. On w dłoniach dzierży drewnianą laskę, w której las się odbija. Słodkie chwile, bez słodyczy.
Zatoka Suchego Dębu
Krople deszczu uderzają o wodę. Jestem w Zatoce Suchego Dębu. Ów drzewo wystaje tu z wody samotnie. Czy jest świadectwem dawnej wsi Horodek, która teraz pod wodą czy może symbolem samotności? Może własnych wyborów. Odwagi. Symbolem tych, co wybierać potrafią?
Stoję lekko na wzgórzu. Oj, jaki stąd jest widok. Patrzę na Anioła, który już na łodzi przy brzegu. Co jak trzeba Juliuszowi, pomaga niejednokrotnie i w zupełności nie uważa do rozpowiadania tego za powód. Po prostu pomaga jak wielu innych. Mała ludzka rzecz, która cieszy.
Dochodzę prawdziwego imienia tego, co na co dzień ma piękny z okna widok. Ludomir. Łepski facet. Pedagog i andragog, doktor na wyciągnięcie ręki. Stąd też mądra składnia i gesty ręki. Obraca nią w te i we wte na wysokości wzroku, dopowiadając historie słowami opowiadane. Ogólnie jak nic nauczanie. Zaglądam do internetu. Czytam, że androlog z niego. Zabawne, jak łatwo przez ludzkie pomyłki zostać od męskich spraw lekarzem. Podsumowując: Jeśli zobaczycie Juliusza w stroju bardziej skromnym, nie dziwcie się i pomyślcie czyja to po części tego faktu zasługa?
Jaką maksymę stąd wywożę?
Bez względu na czas, miejsce i posiadłości mam wrażenie, że liczy się nasze na życie pozytywne spojrzenie.