„Baloniku nasz malutki, rośnij duży okrąglutki”.
To tu. To tak. A tu proszę potrzymać. Pani Paulina o charakterystycznym ciepłym glosie rozdaje dyspozycje. Kontynuuje tradycję rodzinną. Zapalony ojciec, potem córka pilot, bo miała okazję i ją wykorzystała.
Przygotowania
Kawałek płaskiego terenu i więcej nic nie trzeba. Z trawy zdmuchnięto tuż przed lotem opadłe liście. Ponoć po to, żeby potem nie hulały po balonie. Linki mają być proste i wszystkie po kolei. Żadnych skręceń. Dwanaście naliczyłam. Cieniutkich, stalowych.
Ciepło cieplej, gorąco. Delikatny wiatr oplótł na chwilę moje blade ciało. Wielka dmuchawa włączona. Włosy rozwiało jak białą spódnicę Marylin Monroe z filmu „Słomiany wdowiec”. Ikoniczny obraz, a raczej jego słabsza kopia.
Balon rośnie powoli, a świat kolorów dzięki niemu nabiera. Różowy, żółty, czerwony, niebieski. Słońce z czasem barwom mocy ujmuje. Nieco łagodniejsze są niż u swojego początku, ale przy tym bardziej subtelne i wdzięczne. Duet dopełniają piękne barwy krajobrazu dookoła. Hasła typu: kominy konwekcyjne czy dywergencje prądów powietrznych to dla mnie czarna magia. Nawet nie próbujmy się w to wgryzać. Co wy na to? Balon lubi zimno. Tyle mi wystarczy. Butle odkręcone. Głośno jest tylko przez chwilę.
Ciekawostki
W oczekiwaniu na pozostałe balony kilka sprzedam wam ciekawostek. Im wyżej tym balon ma mniejsze wymagania. W miejscach, gdzie lasów dużo lekko nie ma. Tam, gdzie pola i uprawy ponoć dużo lżej. Czasami na przelot trzeba mieć pozwolenie. Dotyczy to większych miast i przestrzeni w pobliżu lotnisk. Nad poligonami nie wolno latać. No nie dziwi mnie to zbytnio.
Wystarczy tego gadania. Patrzę na wielką płachtę.
Wielkie bydle rozpostarło się nad moją głową, nie wiadomo kiedy. Ogrom zniewala. Utrzymać go w tym momencie to nie lada gratka. Rwie się bez pytania. Oj! Gdyby nie młoda za sterem panna.
Zamiast ptaków dron przeleciał. Zwinny jak ptak. Czego to ludzie nie wymyślą. Wiklinowy kosz zabłyszczał się pomarańczami. Cztery osoby w środku i zrobiło się nieco ciasno. Poczułam się jak duża wersja człowieka siedząca w małej skorupce, która na wesołym miasteczku zwieńczeniem jest długiego ramienia dziecięcej karuzeli.
Start
Przy balonach króluje prostota. Sygnał z woki toki. Startujemy i już nas w dole nie ma. Myślałam, że to będzie trwać wieki, a tu masz ci los. Szybkość niewiele mniejsza niż windy w dubajskim Burj Khalifa. (Tutaj cytuję mój dialog z własną łepetyną: „Głowo nie kombinuj, kiedy nie wiesz — doświadczaj”)
Popatrzyłam w dół. O la Boga! Wiszę w powietrzu z kawałkiem trzeszczącej wikliny. Do tego dwie butle gazu o posturze nieco masywniejszej ode mnie i pozostałe zastygłe w bezruchu na chwilę osoby. Dzieje się.
Aglomeracja
Moja głowa wariuje. Wzrok wodzi dookoła, a ja nie wiem, w jaką patrzeć stronę. Budynki, które znałam z perspektywy obywatela stojącego na ziemi, odkrywają swoje zupełnie nowe oblicze. Dopiero tutaj widać co mieli na myśli architekci, projektując ulice, place zabaw i spacerowe ścieżki. Google map w realu? W tej wersji trudniej się odnaleźć. Doszukuję się bram niebios lub innych magicznych przestrzeni. Wybujała wyobraźnia w przestworzach dużo mocniej działa. Opisywać tutejsze obiekty, nocy by zabrakło. To jak próbować wyłapać na zdjęciu prawdziwą głębokość Grand Canyon. Niemożliwe, dopóki nie zobaczysz na własne oczy.
Obrót w jedną stronę i w drugą. Spojrzeć w dół i w górę. I pamiętajcie: Jeśli będziecie mieli okazję, nie zapomnijcie sprawdzić, co za horyzontem.
Naturalnie natura
Nadstawiam ucha. Przy 100 metrów słychać głosy bawiących się w dole umorusanych dzieciaków. W powietrzu przemknęła parolotnia i klucz niewielkich ptaków. Tutaj one duże się wydają, a świat taki tyciusi. W dole pies ujada. Chyba nas nie lubi. Boi się tego, co w górze. Za nim reszta podążyła. Tymczasem ja na 300 metrach w górze z rozdziawioną buzią muchy z zębów wydłubuję i oglądam nurt rzeki przypominający wstęgę w dłoniach gimnastyczki. Ile odmian zieleni kryje się na świecie i jak lecą na ziemię luźne ptasie odchody, dowiecie się właśnie tutaj. Polska przyroda zachwyca. Jeszcze. Oby jak najdłużej. I jaka tu w górze cisza!
Lądowanie
Schodzenie w dół odbywa się w polach. Kilka niespodziewanych uderzeń o ziemię i zaliczone wysokie trawy. Troszkę jak w komputerowej grze. Lądowanie to wyzwanie. Słońce właśnie zachodzi. Rodzinka z domostwa pomaga balon poskładać, ja jeszcze w myślach tam gdzieś w górze. No cóż: Kiedy człowiekowi fajnie, aż żal wracać. Och żal.
Trzy tysiące metrów kwadratowych jak to mówią -„szmaty”. Za to, co ten kawałek materiału potrafi! Jeden raz w życiu warto przestworzy zasmakować, w samolocie, balonem czy dodać skrzydeł własnym skrywanym fantazjom i marzeniom.