DZIEŃ Z LINIĄ CZASU 3/3

PODŚWIADOMOŚĆ NA TAPECIE
Późnym popołudniem siadam i biorę do ręki literaturę. Doczytuję o umyśle świadomym i nieświadomym. Piszą o nich liczni: Anaksagoras, Kartezjusz (René Descartes), Sigmund Freud, Carl Gustaw Jung John Locke, Francis Crick, Paul Churchland, Thomas Nagel, Colin McGinn, Dawid Chalmers czy J. John Rogers Searle, Wszystkie ich badania prowadzą do jednego: Umysł człowieka składa się z dwóch części: umysłu świadomego i nieświadomego. Czytam wypowiedzi o trzecim poziomie, tych co bliżej duchowości. O źródle czystej świadomości, Nienazwanym, Pierwotnym Istnieniu. Skupiam się na podświadomości, bo to ona potrzebna mi jest tak naprawdę. Za co tak naprawdę odpowiada podświadomość? Jest tego troszkę. Przechowuje wspomnienia. Łączy podobne myśli i rzeczy tworząc asocjacje. Szybko się uczy. Chroni, tłumiąc wspomnienia wynikające z negatywnych uczuć. Porządkuje je. Zapewnia sprawne działanie ciała, czego świadectwem są nasze nieświadome odruchy. Posiada pierwotny plan naszego zdrowia (w wyższym poziomie „Ja”). Jest domeną uczuć i emocji. Determinuje je. Lubi zaspokajać potrzeby i odczuwa konieczność jasnych poleceń. Kontroluje nasze codzienne, jak i intuicyjne postrzeganie. Generuje, przechowuje i rozprowadza energię, w co nie wszyscy wierzą. Zachowuje instynkty i tworzy nawyki, ale potrzebuje do tego powtarzania. Jest zaprogramowany do ciągłych poszukiwań, dlatego jesteśmy ciągle świata ciekawi. Działa jako całość, więc nie ma co go rozbierać na czynniki pierwsze. Bierze wszystko do siebie, co oznacza, że postrzega przez obrazy, dźwięki i pozostałe znane nam kanały. Nie lubi się przemęczać więc działa na zasadzie: Im mniejszy trud do osiągnięcia i mniej energii potrzebnej do działania, tym lepiej. Jest zasobnikiem, więc nie przetwarza negatywnych, emocji a jedynie je gromadzi.
Wpadam w zadumę. Same plusy. Zamykam książkę. Zastanawiam się. Gdzie znajduje się granica między tym, co świadome a tym, co nieświadome? Granicy nie szukam. Jedno zależne dla mnie od drugiego. Każde po coś. Chociaż dopuszczam myśl iż jest coś jeszcze więcej.

MOŻLIWOŚCI
Wieczorem zamiast telewizora, ostatnie na Linię Czasu spojrzenie. Do czego i jak ją wykorzystać, żeby tylko zabawą w lesie nie była? Czego już mogłam na niej doświadczyć?
Rano na poziomie świadomości miałam okazję po raz kolejny mieć wgląd do związanych z czasem wspomnień przechowywanych. Pomagały mi w tym obrazy. Poczuć drobiazgi, których nie byłam w stanie zlokalizować.
Po raz kolejny dzięki moim wewnętrznym zasobom i wyobraźni stworzyłam wśród drzew dzieło, dzięki któremu odkryłam i poznałam następny kawałek siebie. Mało, a jednak dużo. Linia Czasu pozwoliła mi na jaśniejszy ogląd „co” i w jakiej kolejności. Nie po raz pierwszy wnętrze mojej wyobraźni pozwoliło mi spojrzeć na własne życie dużo głębiej niż zwykle. Na życiowe zwroty obrazowane zakrętami lub załamaniami. Na emocjonalnie przeżycia w postaci niekończącej się zagęszczonej ilości punktów. Mój byt na co dzień, gdzie uwaga skupiona na zewnątrz często kojarzył się bezkresnym chaosem. Dzięki przekierowaniu uwagi do wewnątrz poczułam ład i prządek odczuć i wspomnień.
Przede mną dzięki linii uchylają się wrota do zmian. Jakich?
Jutro z pomocą innych na Linii Czasu mogę popracować na tłumionych przez moją podświadomość wspomnieniach (celem podświadomości jest przecież ochrona nas). Tych związanych z negatywnymi uczuciami spowodowanymi nierozwiązanymi problemami, czy jak niektórzy wolą określać wyzwaniami. Jak zwał, tak zwał, są i u mnie, bo kto ich nie ma.
Zaraz potem mogę na Linii Czasu poszukać pierwotnych przyczyn moich zachowań w życiu doczesnym, jak również w przeszłym i wśród własnych przodków. Wgłębienie się w genealogię i różne życia „przed”, czy to nie jest ekscytujące?
W wolnej chwili usunę decyzje, która nie pozwala mi pójść naprzód, albo popracuję z przekonaniami. Bo ileż to razy łapałam się na słowach: Nie jestem wystarczająco dobra, czy: Jaka ze mnie matka. Może czas już z tym skończyć?
Zbliża się weekend. Żeby nie wszystko na raz przeramowanie, gdy świadomość nie pozwala się mi uwolnić od negatywnych decyzji, pozostawię na sobotę. A może przeprogramuje przy okazji przekonania przekazywane w mojej rodzinie od pokoleń, które i mi wprogramowano za młodu?
Po skopaniu grządek w ogródku uwolnię się od negatywnych emocji typu gniew, smutek, strach, zranienie, poczucie winy, które są częścią mnie a narosły w wyniku niedomkniętych w przeszłości spraw. Kopanie grządek nie zawsze pomaga wyrzucić je do końca.
A co w niedzielę? Hmm. Koniec tej pracy na sobie. Mając już pewną wiedzę na temat funkcjonowania ludzkiej psychiki z poziomu osobowości, przy pomocy Linii Czasu popracuję z innymi. Dotrę, chociażby u kogoś kto będzie miał potrzebę do miejsc powstania obrażeń emocjonalnych. Miejsc, gdzie bolesne doznania przekształciły się w traumatyczne urazy. Poprowadzę go wstecz do kolejnych wydarzeń życiowych, gdzie jeszcze raz będzie przeżywał wszystkie emocje związane z tymi doznaniami. Do miejsc urazów emocjonalnych, wypartych do podświadomości. Wejście w tego typu doznania przywołują bolesne doświadczenia, zdystansuję więc na tyle mentalnie i fizycznie, żeby na owo zdarzenie osoba umiała patrzeć z innej pozycji. Przekieruję uwagę do wnętrza, żeby mogła zmierzyć się z tym, co ją spotkało.
I tak zacznie się moja praca z Linią Czasu. Codziennie może mnie spotkać coś nowego. Bo praca na Linii Czasu wydawałoby się, końca nie ma. Pod „nóż” mogą iść nasze wspomnienia, motywacje, fobie, nawyki, obsesje, tożsamości. A wszystko po to, aby lepiej się nam żyło.
Również instynkty i nawyki, zapisane przez naszą podświadomość jak na twardym dysku. Linia Czasu daje mi możliwość wgrywania ich na nowo. Kiedy znudzi mi się czas przeszły, w obroty wezmę przyszłość. Popracuję z niepokojem o przyszłość i z określaniem i wyznaczanie celów możliwych do osiągnięcia. Na wizerunku przyszłości, ustaleniu rezultatów, ich korzyściach i atrakcyjności.
Za oknem ciemno a mój mózg wokół Linii Czasu błądzi myślami co jutro. Może przy tworzeniu przyszłości i ustalaniu celów technikę SMART dodatkowo wykorzystam? A może zaglądnę do Fritsa Pearlsa i terapii Gestalt? Przypatrzę się działaniom parateatralnym, w których pacjenci odgrywają sceny ze swojego życia, starając sobie przypomnieć, co dokładnie wtedy czuli. Przyglądnę się, jak chodzą po własnej Linii Czasu nieświadomi tego? A może zatrzymam przy Bercie Hellingerze? W ustawieniach przy pomocy reprezentantów przecież też odchodzimy od racjonalnego umysłu, wchodzimy w przestrzenie dotąd nam nieznane, korzystamy z pamięci między pokoleniowej, przeżywamy stany z przeszłości, o których nie mamy zielonego pojęcia. Czyż nie chodzimy wtedy po Linii Czasu naszych przodków, nie odkrywamy tego, co nam dotąd znać nie było dane? Nie pracujemy z tym potem, aby jutro było bardziej nam przyjazne i zrozumiałe? Jeden dzień z Linią Czasu a pod koniec dnia tyle pytań, planów, tyle możliwości.

KU KOŃCOWI
Dość już tych rozmyślań. Spać, albowiem pora. Zanim jednak zamknę oczy, podsumuję to wszystko w kilku słowach.
Książkowa Linia Czasu jest metaforyczną reprezentacją przyszłości, teraźniejszości i przeszłości. Jest tylko i aż tym. Dla mnie jest techniką, która daje niesamowite możliwości, o ile jesteśmy w stanie, wbić się na poziom podświadomości. Terapia Linii Czasu, jako model, pozwala nam nie tylko zrozumieć nasze doczesne doświadczenia, Daje jasne wskazówki co do tego, jak stworzyć przyszłość, która nada sens naszemu życiu.
Linia Czasu wraz z historią danej osoby, jej radościami i obawami, z jej szczęściem i smutkiem, z obiektami jej miłości i nienawiści, z decyzjami zarówno ograniczającymi, jak i dającymi poczucie siły, stanowi znaczącą część naszej osobowości. Zmiany na Linii Czasu za pośrednictwem terapii, to zmiany związane z najgłębszymi jej pokładami. Czy to znaczy, że możemy ją zmieniać? A i owszem. Jak? Jedno jest pewne. Dość szybko.

Dodaj komentarz