JAK ZDOBYĆ WIEDZĘ BEZCENNĄ, CZYLI O WYJĄTKOWYCH WARSZTATACH ZA 5 PLN – 6/9

Za oknem ciemno. Osoby w salce siedzą i wiedzę chłoną. W domu z kolacją albo na kolację rodziny czekają. Wykład jednak trwa i nikt nie ma zamiaru wychodzić. Myślę sobie: Dlaczego, niektórych rzeczy człowiek dowiaduje się tak późno? Gdyby wiedział to wcześniej. Nawet jeśli późno i tak wiem, że ją wykorzystam, chociażby dzieląc się nią z Wami. Jeśli macie w domu trzylatka lub innego brzdąca, posłuchajcie. Jeśli nie macie to i tak warto o berbeciach posłuchać.
Dzisiaj o kilkuletnich smykach.

Kilkulatek to istota, która bardzo Cię kocha. Również taka, która Ci powie co nieco: Jesteś brzydki wredny i śmierdzisz i jeszcze cyt.: „franca” kopnie, albo przynajmniej spróbuje. Takie są, chociażby trzylatki.
Te małe gadziny są całkiem zabawne, ale pamiętajmy, to już człowiek i jak mądrego człowieczka go traktujmy.

Czasami jesteśmy bezsilni wobec takiego malucha. Bo taki oprócz tego, że puści tekścik to jeszcze nie chce nagminnie jeść. A jeszcze niedawno tak sprawnie wszystko do buzi mu człowiek wszystko wpakował. Nie wiemy, że doczekaliśmy wieku, kiedy mały człowieczek się usamodzielnia. Trzylatek właśnie przechodzi proces automatyzacji. Dziecko chce już samo, chce się emocjonalnie dystansować. Co zrobić? Jeśli woła „siama”, pozwólmy jej samej. Nie na wszystko, ale na wiele. Nie wpychajmy łyżeczki na siłę, nie zawiązujmy buta z przeświadczeniem, że zrobimy to lepiej.

Ledwo zrozumieliśmy, o co z tym jedzeniem chodzi, słyszymy z ust dziecka następne słowa. Tym razem niesztampowe, obelżywe albo te ze słownika slangu. Dziwimy się: Stwierdzamy: No ładnie. Dziecko w przedszkolu nauczyło się kląć. O rety. Hola. To nie w przedszkolu. Nauczyło się od innych dzieci, a inne dzieci przyniosły z domu, ucząc się od swoich rodziców.

Jedzenie, przekleństwa, miarka się przebiera. Ugrzeczniamy nasze pociechy, bo wg wielu rodziców, mała istota pojawiająca się w domu od małego ma być posłuszna. Taka akuratna. Słuchać się od samego początku. Udaje się nam. Trzylatek został utemperowany po naszemu. Co jednak potem w dorosłości? W dorosłości również zgadza się na wszystko.

A jak nie da się ugrzecznić? Dajemy klapsa. Czy zastanawiamy się wtedy jaka jest różnica w godności dorosłego a dziecka? Prawda jest taka, że żadna. A jednak dziecko można uderzyć, a dorosłego to już tak strach troszkę albo nie wypada.

Czasami już sami nie wiemy co robić. Brniemy dalej. Popadamy w skrajności. Albo ciągle krytykujemy, albo gdy złość nam przechodzi, chwalimy ponad miarę. Chcemy zmotywować. Mówimy: Ale ślicznie wyglądasz. Jaki piękny sweterek i malujesz najładniej z wszystkich. A potem dziecko krytyki nie znosi. Jak to. Przecież było najlepsze.

Tak źle i tak nie dobrze. Kto z Was doświadczył bezradności przy dzieciach. Kto chciał dobrze, a wyszło do bani?
Prowadzący warsztaty ujął to tak: Przyzwyczajmy się, że praca z dzieckiem to nie uprawa pomidorów. Zrobisz wszystko, a i tak nie wyjdzie. Bo dziecko w przeciwieństwie do pomidora ma własne zdanie i chce być wolnym człowiekiem.
A ja dodam na koniec: Bezradność wobec kilkulatka, a potem nastolatka. Przyzwyczajmy się do niej. Cierpliwości nauczmy. Niedoskonałość zaakceptujmy.

Dodaj komentarz