MARZENIA MAŁEGO SZKRABA

Ach te czasy powiadam. Ciekawe, dziwne, ekscytujące i wymagające. Dzisiaj o tym, jak w moich oczach jawi się często dzień dużej grupy maluchów. Przycupniemy chwilę w świecie szkoły i cywilizacyjnej popędowości za mądrością. Dzisiaj też o prostych marzeniach pociech, które schodząc z huśtawki, usiadły prosto w szkolnej ławce.

Późnym wieczorem
W zimowy wieczór gwiazdy już na niebie, a jakiś mały berbeć błagalnymi oczami prosi swoją mamę: Mogę już, mogę? O co prosi smyk w ten nieświąteczny dzień jak co dzień? O możność pobycia dzieckiem. Rozkładam ręce.
Ono chce się tylko pobawić. Zapaść w stan flow, gdzie cała reszta liczy się dużo mniej. Gdzie głowa chwilę może pobyć bezmyślna. W świecie gimnastycznych gwiazd i wśród gwiazdek na niebie także. Marzy pobyć magiczną przylepką albo chwilkę popatrzyć w potocznie zwane pudło.
Analizuję pokrótce. No to jedziemy z tym koksem. Tylko nadążajcie.
Sprawdzian, egzamin, powtórzyć dyktando, lekturę przeczytać i słuchać bacznie uchem języków obcych. Zaraz potem tabliczka mnożenia. Angielski, którego mało w dzisiejszych czasach bez granic i francuski do powtórzenia. Uff. Dzisiaj patrzę na szkolne ankiety. W okresie mechatroniki, automatyki i robotyki ktoś proponuje troszkę ekonomii i programowania jeszcze ociupinkę zaraz na nauki początku. Sprytny maluszek umie już włączać i szperać za bajkami w komputerze. Teraz krok następny. Przyda się, a nie zaszkodzi. Oczywiście wszystko w formie zabawy. I to za darmo powiadam. Okazja goni okazję. Kusi, aby sprawdzić.

Wieczorne zabawy nie od parady
Patrzę na małą rozkojarzoną nieco, przesłodka radosną pociechę. Jak śmieje się do rozpuku. Telefon i net dorwała. Czy matka ma zabrać, bo to nie zdrowo? Może jednak cieszyć się, że malizna jeszcze potrafi się szeroko uśmiechać, w świecie naszych dorosłych smuteczków? Co rusz fikołek, gwiazda lub przysiad. Kręci się w 3D przestrzeni z krwi i kości gwiazdeczka. I opowiada, o tym, co dziecięce. Raduje się jak dziecko — chociaż ktoś dorosłością chce ją opatulać. A na koniec robi slime – a potocznie zwanego glutkiem*. Na twarzy pisze się pełne na czynności skupienie. Pytanie się nasuwa: Dlaczego przy nauce takiego nie ma? Oj niejeden by pragnął do nauki nie gonić i taki efekt uzyskać. Ideał, o którym marzy każdy, co miał okazję przy lekcjach z dzieciakiem siedzieć. Gdybyśmy tylko uzbroili się w cierpliwość.

Nowy dzień
Poranek od strachu w oczach się zaczyna. Czy jestem gotowa? Czy o niczym nie zapomniałam? Karteczkę zgubiłam. Maluch nerwowo wodzi oczami. A co gdy „rzołnież” błędnie napiszę? Mama uspokaja i po głowie ciepło głaska.
Osiem lat dzisiaj nie rozpieszcza. Dzieciństwo w XXI wieku – puste słowo? Podsumuję tak po swojemu, Was z własnymi myślami zostawiam. Wszystko jest po coś, a każdy wiek ma swoje prawa. Czy warto zbytnio naginać naturę, skoro każda gałąź ma swoją wytrzymałość?

Dodatek specjalny dla rozluźnienia tematu
Glutek (Slime) *
Wszystko zaczęło się od superlepkiej cieczy, mieszanki alkoholu poliwinylowego i boraksu, która wydostała się z laboratoriów badawczych. Ktoś sprytny pomyślał:
Dlaczego by na prostym glucie nie zarobić? Zapamiętajcie: Mieszanka kleju, pianki do golenia i Perwollu (troszkę barwnika czy brokatu w wersji full wypas). To już wersja po przeróbkach. Nie brudzi, nie przykleja się. Przelewa się przez palce, tworząc co rusz nową formę, a do tego jest tani jak barszcz. No cóż, więcej do szczęścia potrzeba? Slime to hit tego roku. Zdradzę, że sama uwielbiam. Polecam spróbować, rodzicom co się dziwują i bezdzietnym także. Wszystkim od momentu, gdy zaczynają mówić „Ja dorosły już przecież” oraz tym do lat 100 i więcej. Miłej zabawy, o której jeśli wstyd przecież nikomu nie trzeba mówić. Co wasze to wasze. Powodzenia w glutkowaniu życzę.

Dodaj komentarz