„OVO”, CZYLI JAJA Z JAJEM 2/2

Spójrzcie oczami duszy na świat, w którym jesteśmy mali i delikatni, jak komar, którego zaraz człowiek ręką „ciach” i już go nie ma, kiedy on chce tylko zjeść następny posiłek. Jak mała pszczółka, która umiera, gdy chcąc się tylko bronić, swoje żądło w jakiś obiekt wbije. Świat, o którym ludzie mówią, tego zabić, a tutaj z samolotu chemią posypać, a jednocześnie z którego podbierają zapachy, aby potem zamknąć w butelkach z najdroższymi perfumami. Miejsce, gdzie człowiek ze swoim ego chce żyć idealnym wygodnym świecie. Świat o stokroć piękniejszy od betonowego, który stworzył homo sapiens.
Wciel się na chwilkę w postać ważki o bystrych oczach, która potrafi zawisnąć nieruchomo w powietrzu. Bezgłośną, pełną urody i gracji. O długich odnóżach, które pozwalają się uchwycić każdej wymyślnej powierzchni. Bohaterem, którego faktura oczu zachwyciła twórców karbonu. Władcą przestworzy z ciałem dopracowanym do perfekcji.
Wiele pułapek cię otacza, ale również tak wielka różnorodność. Inne owady skrzydlate i te, które wolą skakać. Te o skorupkach twardych jak skała i te o skrzydłach, których delikatności ludzie im zazdroszczą. Nie czarnej karnacji i białej czy żółtej, ale te, które mienią się wszelkimi możliwymi kolorami. W paski i w groszki i te o tonacjach przechodzących jedna w drugą jak barwy w tęczy. Ostre kształty i odcienie, bliskie ideału? Raczej takie, które są nim. Czasami mam wrażenie, że „ten na górze” tak skupił się na dopracowaniu owadów, iż dla ludzi czasu mu zabrakło.
Patrzę na ciebie – ważkę i ciągle dostrzegam nowy szczegół. Ich końca nie widzę. Misternie na skrzydłach sieci żyłek tkane przez Boga i cała reszta drobiazgów po całym ciele porozrzucana. Podziwiam z otwartymi ustami.

POD KOPUŁĄ
Zerkam na scenę i parę innych ważek fruwającą w przestworzach. Świat owadów zamknięty w Arenie
On trzyma się jej, ona jego. Taniec miłosny dwóch istot, płynny i skoordynowany. Dotykają się ledwo, a jednak fruną razem. Tylko widownia i ściany ich ograniczają. W przytłumionych światłach reflektorów cudowne chwile z życia ważek wiernie oddane. Moje powieki przestają mrugać. Tak działa na mnie Cirque du Solei.
Patrzę. Znowu. I znowu chichram się z zalotów obcego przybysza do biedrony. Zmieniają w tym czasie scenę. Tylko wtedy jestem w stanie bliżej przyglądnąć się dookoła. Oj, gdyby nasz mózg umiał więcej bitów kodować, gdybyśmy widzieli jak owady co jeszcze za nami i na ultrafioletowo. Korzystam z tego, co Bogu zostało. Może miał w zamiarze, że nie możemy wszystkiego widzieć? Przede mną podziwiam podziemny świat wyświetlany na jednej ze ścian. Pajęcze sieci na suficie zwisają nade mną. Kolorowy kwiat w kształcie dzwonu o dziesiątkach barwnych płatków, który pulsuje płynnie. Jakbym oglądała go budzącego się do życia. Wokół mnie ludzie a ja widzę tylko ich zarysy, słyszę oklaski i śmiech. Na widownię dzisiaj nie patrzę. Nie dzisiaj. Za to analizuję artystów.

TRZY W JEDNYM
Czy próbowaliście kiedyś chodzić po linie rozciągniętej pomiędzy drzewami? Siedzieć na monocyklu, czy próbowaliście stać na rękach? Dla przeciętnego człowieka myślę, że każde z osobna do dopracowania. A co gdy połączysz wszystko w jednym, wisząc gdzieś wyżej w powietrzu, a lina nie do końca jest mocno napięta, a wręcz powiem, że luźno zwisa. Stawiasz na niej monocykl, a potem jeszcze stajesz na nim na głowie. Oklepana sztuczka? To dlaczego, tak bardzo biją tutaj na Arenie brawo?
Czy próbowaliście podrzucać nogami prawie dziesięciokilowy walec przypominający szeroki plaster kiwi? Dodam w idealnej synchronizacji z kilkoma innymi zapaleńcami? Oczywiście tak, aby wszystko wyglądało na zabawę. Warto spróbować jak trzeba mieć silne mięśnie i jak oczy dookoła głowy.
Występ dobiega końca. Na wielkiej pionowej ścianie malutkie okienko a w nim biedroneczka uśmiechnięta, co lubi kwiaty wąchać. Swoim ciałkiem wypełnia je całe. Na ścianie wisi nasz przybysz. Ściana duża o ten taki malutki.
Jak on na nią patrzy. I co z nimi teraz? No są razem, są na koniec, są nieboraki i nawet całusa kawaler dostaje. „Śmiszna” ta para. Niby urodą i temperamentem nie pasują, a tak razem pięknie życiem się bawią. Inne owady ich radość świętują. Tańczą po pionowej ścianie i skaczą i latają, co rusz zmieniając trajektorię lotu. Cirque du Solei prawa fizyki lubi łamać. Człowiek, który poziomo przemierza bezkresy, to popisowy numer, który przewija się w wielu występach w różnych odsłonach. Widownia siedzi cichutko, oczy w akrobatów wpatrzyła. Ach poskakałoby się, a tutaj tyłek na krześle musi spoczywać.

CYRK CZY NIE CYRK?
Czy Cirque du Solei to słuszna nazwa? Z cyrku niewiele tu zostało. To sportowcy z całego świata, którzy odkryli w sobie talent aktorski, a ich kariera niejednokrotnie dobiegała końca. To ci, co lubią przekraczać normy. Wrażliwcy, pasjonaci, perfekcjoniści. Za każdym razem, kiedy jadę ich oglądać, wiem, że będzie inaczej, chociaż wiele z akrobacji się powtarza. Każda przedstawiona w nowym świetle, nowego wyrazu nabiera. Ilu ich jest wszystkich? Trudno mi zliczyć. Są ci, co w Las Vegas występują i trupy z Montrealu. Również artyści występujący w Orlando czy na Riviera Maya w Meksyku. Artyści z Chin i Europy. Choreografowie z Brazylii i najlepsi twórcy muzyki, którzy nieważne gdzie mieszkają. Tylko w Cirque du Solei nie wszyscy artyści to wyrzeźbione Fidiaszowe ciała. Tutaj spotkasz potocznego grubaska i osobę, która ma już swoje lata. Namierzysz operową artystkę i kobietę, której brzuszek zaokrągla się już nie co bo w środku nosi potomka. To tutaj też zdarzają się wypadki, mimo największych zabezpieczeń. Ryzykują dl nas. Dla nas dążą do perfekcji. Warto doceniać tych, co ryzykują, jak również tych, którzy w świat kolorów, dźwięków i pięknych historii nas zabierają.

CO DALEJ?
Dzisiaj wracam zmęczona, ale pełna wrażeń. Czytam gdzie jeszcze i co jeszcze zobaczę. Nie może, nie pewnie, ale zakładam, że na pewno, bo tak jest bliżej do celu już na samym początku.
TORUK? O tak! Bo Avatara wchłonęłam jak gąbka. Strojów i świętego drzewa nie mogę się doczekać. Pierwszy rząd? Tylko. Sprawdzam następne show: CRYSTAL — bo na lodzie. Znając życie, nie będą ich ograniczać zasady jak te na Olimpiadzie. Gdzie!? W Orlando!? Jasna ciasna. No dobrze, coś się wymyśli.

Dodaj komentarz