KOŃ TROJAŃSKI

Do biura wbiega dziewczyna. Taka serdeczna, co serca swego słucha. Słyszę:

„Ma Pani konia”.
Wcześniej dwa maile były. Z dbałości o drugiego człowieka dobre duszyczki szybko reagują. Bardzo doceniam, a jednak potraktowałam niepoważnie. Hmm. Koń? Moja głowa już pełna wyobrażeń. Rasowy, dobre nasienie, porządne matki papiery. Może to szkapa jakaś, a może po prostu żarcik? Już czuję ciepły oddech z jego chrap. Krople śliny z pyska wielkiego sierściucha prawie lądują na mojej dłoni. Nagle kichnął znienacka. Wyobrażenie czegoś fajnego wciąga jak dobra bajka. Patrzę przez okna. Żadnej drewnianej bestii. Stolarze robotą teraz obłożeni. Koniec tej wizji. Na ziemię wracam i sprawdzam.

Dziewczyna kończy zdanie. Słowo składają się w całość:
„Ma Pani konia trojańskiego”.

O! Dopiero dotarło. To coś zupełnie nowego. Mija chwila.
Sprawdzam komputer. No jest! Faktycznie. I trudno stwierdzić czy siwek on, czy gniady. Trzymam dystans. O do jasnej ciasnej myślę. Nowy stwór na utrzymaniu? O! Co to-to nie. Wolę prychającego i tego, co się po nim bobki zbiera. Ten to gówniany biznes. Pierwsza myśl? Nie ma to jak w takiej sytuacji, bardzo dobry informatyk. Zaglądam w szufladki umysłu z wizytówkami, do tych, co chętni pomagać. Oj Ci to potrafią ujeżdżać. Konie oczywiście. Znam kilku takich, a nawet takie. Świeć Panie nad ich duszą i chroń od zła wszelkiego. Wspaniali pogodni ludzie, których mowy czasami nie rozumiem. Kiedy nie są w pracy, umieją mówić w moim języku. Potrafią pośmiać się a ciepła w nich tyle, co w babcinym starym piecu.

Jeden telefon i cóż więcej potrzeba. Słucham bacznie lekarza-fachowca:

„Wirusy w komputerze wymagają zrozumienia”. Są obecne w świecie Matrixa jak w naszym jesienna grypa. Ze znawcą nie polemizuję. „Chłop” przecież zna się na rzeczy. Patrzę na rzeczywistość. Wirusów więcej na tym świecie niż królestwo bakterii, roślin, zwierząt razem wzięte. Raz my górą, innym razem one. Raz my pasożytem na tej ziemi, innym razem wirusowe stwory.

Odnowiłam kontakty, troszkę pośmiałam z rana. Dogadał się „chłop” co do konia. Trojański szans nie miał. Troszkę szkoda bestii. Na polu żywych nikt nie ucierpiał. Cisza nastała błoga. Tego, co konika wpuścił, jak spotkam, bacikiem nie omieszkam dla żartów pogonić.

Pamiętajcie: Do jak strasznych rozmiarów coś na tym świecie urośnie, od nas ludzi głównie zależy. Dystans do tego, co nas spotyka rzecz święta. Ciekawa zgoła przygoda. Kreślę następne na jutro słowa.

Dodaj komentarz