Zdrowe lekko naciągane, czyli jak jest dzisiaj 1/2

O tym jak wyglądało dawniej, było już w poprzednim wpisie. Dzisiaj będzie o tu i teraz. Chodzę tak sobie czasami po necie. Po sklepach czasami biegam a czasami spaceruję, gdy czasu mam więcej albo coś potrzeba i nadziwić się nie mogę jak dużo do powiedzenia ma dzisiaj komercja. Wszystko takie masowe. I w sklepach mam wrażenie to samo. Tylko w innych opakowaniach.

Słodyczki za każdym zakrętem
Na początek patrzę na dzieci. Wołają coś do picia. To, co ładnie wygląda, bo na etykiecie bohaterowie najnowszych bajek. No tak. Najpierw ich nieźle rozreklamowano, żeby dzieci zachęcić do oglądania, a potem słodkiej wody kupowania. Sok stoi na półkach przed samym nosem. Zwykła woda nieco głębiej. Rodzice kupują więc napój spragnionym pociechom, chociaż w butelce picia niewiele a cukru tyle jak dalece chemia jeszcze pozwala, żeby się rozpuścił. O ! I tu wkrada się moja mała pomyłka, bo cukier przecież niezdrowy. Zapomniałam. A przecież teraz zdrowe ma być. Na opakowaniu napis: Nie zawiera cukru. No i nie zawiera. Za to w składzie syrop glukozowo – fruktozowy. Ten w produkcji jeszcze tańszy od cukru, który białą śmiercią nazwano. Xylitol, chociażby z brzozy pozyskiwany w tym miejscu nie ma racji bytu. Produkt byłby po prostu za drogi. W produkcji oczywiście. W sklepie za małą buteleczkę, która pasuje do dziecięcej raczki i słodzonej sztucznym syropem, dosyć słono płacimy. Nie wspomnę o cenie przy wejściu do kina czy w szkolnym sklepiku. Jestem pełna podziwu dla koncernów i firm, które robią co roku coraz większą sprzedaż za ich wiedzę marketingową i pomysłowość.

Jedna łyżeczka cukru paraliżuje nasz system immunologiczny na godzinę. Warto o tym pamiętać szczególnie jesienią gdy o przeziębienie nie trudno. Dobrze być również świadomym, że cukier jest prawie w każdym produkcie. Jego ilość w wodzie o smaku cytryny mnie przeraża. Kiedy słyszę o kilkunastu łyżeczkach w butelce, włos na głowie mi się jeży. Cukier jest w jogurtach, ketchupach i nagminnie w musli. Nie wspomnę o ciastkach nawet jak piszą, że zdrowe. Cukrzycy miejcie to na uwadze. Ci co cenią zdrowie, również.
Kiedy jesteśmy całej prawdy świadomi, idziemy do sklepu i sypki cukier trzcinowy z półek ściągamy. Tylko nie wiemy, że często to ten sam biały co kupowany wcześniej tylko melasą zafarbowany. Bo i skąd mamy to wiedzieć. Oczy czytają a głowa mówi, że zdrowe. I ciach w sklepowym wózku niby to zdrowa słodycz ląduje. Do ręki biorę prawdziwy cukier trzcinowy. Wielka bryła w kolorze ciemnego bursztynu, z którą na początku nie wiadomo co zrobić. Wilgotna i w ręce się nieco klei. Można wydrążyć łyżeczką lub zetrzeć na tarce. Nieco mniej słodki, ale za to aromat piękny słodycz nadrabia. W formie sypkiej też się spotykam. Można nabrać łyżeczką. Jest ciężki i przelewa się prawie jak woda. Kilogram mniej miejsca zajmuje. Przelewa się przez palce jak mokry piasek na plaży.
Trudno przyzwyczaić się do tej formy. Dlatego słyszę: I co z tym zrobić ? A potem już tylko wraca się do starego białego z buraków, słodziutkiego sypkiego i tego, co łatwiej kupić. Na półkach „białej śmierci” jest dużo. W paletach w sklepach stoi, bo nie opłaca się na półki wyciągać. Zbyt jest, bez dwóch zdań.

Pachnące stoiska z pieczywem
Tutaj producenci prześcigają się, żeby wszystko wyglądało na zdrowe. Posypują chlebki owsem, dynią. słonecznikiem i twierdzą, że są na zakwasie, chociaż pieczywo specyficznym kwasem nie pachnie. Bochenki przyciągają odcieniami brązów. Większość osiąga piękny kolor w zależności od ilości dodanej, wspomnianej  już melasy. Białe bułeczki, bagietki, kajzerki. Wszystkie z mrożonego ciasta pieczone są na miejscu, bo do ciepłego pieczywa mamy słabość. Nie pamiętamy, że ciepłe nie jest zdrowe i z gorącym trzeba poczekać, aż wystygnie. Finezyjne kształty sprawiają, że długo zastanawiamy się co wybrać. Nie wszyscy zauważamy, że wszystkie te pieczywa smakują tak samo. Ich zapach roznosi się wszędzie. Nawet mało sprawny nos wyłapie. Okrągłe małe i wszystkie takie idealne. Z ziarna pszenicy dlatego tak pięknie wyrośnięte. Każdy chleb bez mąki pszennej nie będzie już taki pulchny i bielutki.
Pszenica dzisiaj wiedzie prym dzięki modyfikacji i manipulacjom hodowlanym. Bo mają być coraz wyższe plony, bo po niej każdy biszkopt ma wyjść bez względu jaka gospodyni się za niego zabierze. Pamiętam pszenicę z Kargulowych komedii czy filmu – Nad Niemnem. Wysokie kłosy, wśród których można było się schować tańczyły na wietrze, bo miały delikatne łodygi. Burza i grad były dla nich zagrożeniem. Dzisiaj nic im nie straszne, bo łodygi dużo niższe i nic ich nie ruszy. Pszenicy dałabym piątkę z plusem, gdyby nie genetyka i gluten oraz jego pochodne. Dzisiaj alergie na białka klejorodne to zmora, zarówno dzieci, jak i  i dorosłych. Bułeczki w sklepie są tanie, pieczywo razowe nieco droższe,  ale też skład inny i za wiele tego nie zjesz, bo syte. Sklepowe bułeczki ładnie pachną i wyglądają w sklepie, potem robią się gumowe. Chleby naszej babci pieczone w piecu leżały tydzień i ani były bardziej twarde, ani bardziej miękkie przez cały ten czas. Ot drobiazgi, ale chyba ważne.

Śniadaniowe specjały
Stoję przed półką z chrupkami. Crunchy, musli, płatki kukurydziane. Większość kusi rysunkami i niewielką ilością kalorii. Pełnym zbożem w składzie i owocami tropikalnymi. Jedno z opakowań szczególnie rzuca mi się w oczy. Rodzi się nadzieja. Opakowanie z szarego papieru, napisy nie biją po oczach, zielone więc z ekologią się kojarzą. Hasła kuszą. Zaglądam jednak na skład i szybko się zniechęcam. Owoce kandyzowane czyli nasączone cukrem, ilości owoców skromne. Podobnie maki pełnoziarnistej co kot napłakał. Lista dziwnych składników długa. Tu przestroga. Nie jemy opakowania. Nawet to najpiękniejsze wyląduje w koszu. Jego zawartość. To ona jest ważna. I to, co z tył pisze najmniejszym druczkiem.

Kiszonki
Półka z kapustą kiszoną. Tu idę z nadzieją, że przy produkcji kapusty nie ma co kombinować. Jest produktem fermentacji, więc konserwuje się sama. Jest jeden drobiazg. Musi mieć możliwość odprowadzania gazów. Dzisiaj kapustę kiszoną kupujemy w foliowych woreczkach a w nich wraz z kapustą nie omieszka zadomowić się konserwant. Podobnie jest z chrzanem w słoiczkach.

Produkty mleczne
Mleko. Dużo by o nim pisać. Wyjałowione przez proces homogenizacji, otłuszczone maksymalnie, bez bakterii i laktozy. Z witaminami sztucznymi. Kolor mleka został. Białe jest – więc bingo. Zastanawiam się jak po wypiciu w niepełnym składzie, mają zachodzić procesy chemiczne, które są odpowiedzialne za wchłanianie i rozkład w organiźmie. Stoi Sobie to mleko na półkach a my w każdym wieku je pijemy. Dzieciom w szkołach robi się z mlekiem akcje, chociaż wiele na mleko uczulone. Im się mówi pijcie, chociaż w ich wieku każde cielątko mleko matki odstawiło i na zielone się przerzuciło. Dlaczego ? Bo każde zwierzątko wie, że mleko od matki pije się przez chwilkę. Potem już się do niego nie wraca.
Zerkam na regał z jogurtami. Wszystko prawie jest: „o smaku” zamiast „z” – znaczy z zawartością w środku. Jogurt o smaku maliny przybiera kolory malin, ale mam wrażenie, że nawet sam barwnik obok malin nie leżał. Nawet naturalny jogurt potrafi być zagęszczany. Jakim specyfikiem ? Tego na etykiecie nie pisze. Ważne, aby konsystencję nadać. Skoro na jednym z nich piszą: „Nie zawiera mleka w proszku”, coś chyba musi być na rzeczy.

Rybki
Pstrąga chcę kupić albo łososia świeżego. Po kolorze wiem, że pochodzą z hodowli. A hodowla równa się ciasnota, czyli dużo ryb na małej powierzchni a co za tym idzie antybiotykoterpia, żeby rybki nie chorowały. Wpajane mamy, że im bardziej różowy łosoś, tym lepszy. Ale gdy się przyglądniesz tym, które naturalnie w morzach i oceanach pływają, mają piękne białe mięsko. Delikatną jak mgiełka i różową poświatę widać pod światło. Taka ryba ma swoją cenę i dostać jej dużo trudniej.

Szynki i szyneczki
No tak. Doszliśmy i do tego. Kiedy pytam Panie,  pracujące przy mięsie co o nim sądzą, spotykam się z przyjaznym uśmiechem. Co któraś nachyla się w moim kierunku i szepcze: Ja mięsa nie jadam albo bardzo mało. Te uczynne czasami podpowiedzą cichaczem: Tej szyneczki dzisiaj nie brać, a tamtą też lepiej zostawić w spokoju. Panie potwierdzają: wszystko dzisiaj smakuje tak samo. Sklepowe wędliny omijam a swojskie gdzie świnki parzonymi ziemniakami, pokrzywami, koniczyną i otrębami karmione, wszystkim Wam polecam. Bo to, co zjada prosiaczek, odkłada się w jego mięsku a my to mięsko potem zjadamy. Wy. Bo ja zwierzątek nie jadam.

Artykuły higieniczne
Szukam w necie pasty do zębów takiej zwykłej bez fluoru. Nie musi być bielutka ani mieć opakowania pięknego. Nawet nie musi pachnieć, ważne dla mnie co w środeczku. Przy okazji robię zakup szczoteczki, bo mnie zaskoczyła, mówiąc: Zobacz jestem całkiem Eco ! Zaduma i niemoc przyszła nieco później. Za każdym razem, kiedy biorę ją do ręki, myśl jedna nie daje mi spokoju:
Zamierającym gatunkom lasy bambusowe wycinamy, żeby w sklepie ekologiczną szczoteczkę z bambusową rączką można było kupić. Bądź co bądź stwierdzam, że to jeszcze najmniej komercyjne w całej tej zabawie. Opakowanie papierowe. Minimalizm formy. Zużyte tylko tyle papieru ile potrzeba. Jest wrażenie, że szczoteczka niezniszczalna, więc posłuży dłużej. Bakterii i tego, żeby często wymieniać się nie boję. Mam wrażenie, że hasła o kształtach, które mają się niby w każdy zakamarek dostać, przyćmiewają ważny szczegół. W sklepowych wydziwianych plastikach o główkach kolorowych, włosie jest tak słabe, że wymieniać szczoteczkę trzeba często. No to wykorzystuje się, mam wrażenie biedne bakterie i historię o tych żyjątkach dorabia.
Są pociechy, które myją zęby nieregularnie, które nie myją prawie w cale. Znam takie. Ślina to naturalny środek przeciwbakteryjny. Dodaj do tego odpowiednią dietę, a wielu nieprzyjemnych zabiegów na fotelu dentystycznym unikniesz. Pozostawiam do przemyśleń.

Zakupy dla mnie w przeciętnym sklepie to nie lada wyzwanie, albowiem czasy dziwne nastały. Człowiek stracił zaufanie, a co za tym idzie, odebrano nam przyjemność bezstresowego kupowania. Ukierunkowano na sprawdzanie cen i analizowanie promocji. Kupowania dwóch, chociaż nawet jednego nam nie trzeba było, gdy wychodziliśmy z domu.
Jak łatwo jest nami manipulować. Jak łatwo mieszać nam w głowach.
Jednego dnia masło jest zdrowe. Innego margaryna. Następnie znowu masło do łask wraca, ale takie co jak na patelni rozpuszczasz, to pryska na wszystkie strony. Modę można sztucznie stworzyć, modę można do głów nam reklamami wtłoczyć. Kiedy troszkę zachowamy dystans możemy żyć zdrowo a ponadto środowisku pomagać. Warto więc może czasami w tym naszym pośpiechu zatrzymać się przy sklepowej półce i pomyśleć ile w tym wszystkim naprawdę jest zdrowe i Eco. Sprawdzić jak prawdziwe Eco wygląda, czym się różni i dlaczego producenci go tak nie lubią. Jeśli nie chce Wam się o tym główkować, zapraszam do następnego wpisu.

Dodaj komentarz