BAJKA SKROJONA NA MIARĘ

BAJKA SKROJONA NA MIARĘ

Jestem w kinie. Obok kilka pociech. Kino to jedna z rozrywek w dzień, kiedy niebo spowite jest ciemnymi szaroburymi chmurami bez żadnych akcentów, a na ulicach wiatr włada. Kiedy ptakom trudno latać, a nas zimno przeszywa, bo wiatr ma swoje sposoby jak chłodne powietrze pod nasze ubrania wtłoczyć. Kiedy na drogach ciężko barwy jesieni dostrzec. To czas, gdy ludzie boją się przeziębień i kiedy nowoczesne nierdzewne zjeżdżalnie chłodzą mocno tyłki naszych pociech. Radzą Sobie z tym, na nogach zjeżdżając, tylko nie wszyscy dorośli o tym wiemy, więc dzieciaki w bezpieczne ciepłe miejsca zabieramy.
Na sali miejsc dużo. Mimo że przypisane, jest w czym wybierać. Widzów niewiele. Kilkoro z dzieci ostatni rząd wybiera. Idę za nimi. To ich dzień a ja jestem tylko obserwatorem. To mój pierwszy raz tak daleko od ekranu. Wydaje się mały. Te dzieci nie są w tym miejscu pierwszy raz. To stali bywalcy. Pierwsze rozważania. Dlaczego właśnie tutaj ? Czyżby intuicja im coś podpowiadała ? A może mają już jakieś doświadczenie ? A może uciekają od czegoś, tworząc bezpieczny dystans?
Gasną światła. Na nosie lądują okulary. Film 3D żeby było więcej realu. Żeby nawet, jak ktoś daleko, żeby bliżej było. Tak na wyciągnięcie ręki. Przy takim filmie rząd nie ma znaczenia. W reklamach wielkie oczy bohaterów przeszywają nas na wskroś. Wszystko się dookoła burzy i wali, jakby kataklizm miał lada chwila jakiś nastąpić. Reklama długa. Mówiłam do Siebie: No dobrze. Zacznie się film dla dzieciaków, to zrobi się spokojniej. Nie zrobiło. Wielkie oczy patrzyły na nas przez cały film. Mówiono głośno i szybko. Moja głowa za trudniejsze teksty nie nadążała na twardym dysku zapisywać. Pomyślałam: Dzieci młodsze, więc może u nich dyski lepsze. Co jakiś czas, żądna wataha wilków próbowała kogoś dopaść. Bociany, chociaż to spokojne zwierzęta krzyczały na całe gardło, aż się mury trzęsły. Te w bajce. Chociaż niewiele brakowało, aby mury kina tez wpadły w wibracje. Producenci zadbali o szczegóły. Co jakiś czas do gardła krzyczącego bociana można było zaglądnąć. Dzieci jadły smakołyki tak szybko, jak zmieniały się obrazki i jak szybko wypowiadali się bohaterowie. Chrupki, picie, cukierki zniknęły, nim się oglądnęłam. Same zaczęły krzyczeć, gdy już dna prawie sięgnęły. Już prawie zaczęła się walka o ostatni egzemplarz. No powiem ciekawe doświadczenie.

Chciałam uciec, ale za mną już była tylko ściana. Jedno dziecko zamarło w trakcie bajki na chwilę, inne na moich kolanach wylądowało w połowie bajki. Kolejnemu ciągle okulary poprawiałam, bo okulary wielkie a dziecko dużo mniejsze. Działo się. Zapamiętam.
Po wyjściu z kina usłyszałam pytanie: Czy ta bohaterka nie była podobna do tej z poprzedniej bajki ? W dobie bajek komputerowych co tydzień na ekranach kin pojawia się nowa. Z myślą o tym, że jak weekend nadejdzie, rodzinka uda się do kina. Bajki mają być uniwersalne, trochę dla dzieci i troszkę dla dorosłych, żeby nikt się nie nudził przypadkiem. Pełne emocji i scen bliskich śmierci.

Jakiś czas potem w małej, sympatycznej ciastkarni, na ekranie leci Wilk i Zając. Bajka mojego dzieciństwa. Pierwsze zwierzę niby straszne, ale jakieś takie da się lubić od pokoleń kilku. W tle charakterystyczna muzyka. Słów bardzo mało. Przypominam sobie i bacznie przyglądam się reakcjom dzieci. Maluch ma mięśnie rozluźnione, chłonie obrazki. Śmieje się i wielkich oczu nie boi. Nikt nikogo nie zjada, a wilk nawet zębów nie pokazuje, żeby dzieci nie straszyć. Nie ma walki na prawie śmierć i życie.
Z tego, co pamiętam, wilk nigdy zająca nie dopadł i pewnie już nie dopadnie, bo przez lata na zdrowiu podupadł. Wyparły go wilki z innych bajek. Czyżby ktoś stwierdził, że mało przekonujący też z byłego ZSRR ?.

Kiedy widzę gdy dzieci wracają do prostych bajek i zabaw moje serce się cieszy.
Nadchodzi kolejny dzień. Na dworze jeszcze ciemno. Wszystko co głośne jeszcze śpi. Telefony, komputery, kina, wesołe miasteczka, kierowcy którzy niedługo wsiądą za kierownice swoich mniej lub bardziej głośnych samochodów i maszyn budowlanych, produkcyjne zakłady pracy. Również kina. Słychać szum drzew za oknem. Wiatr wieje i zrzuca mocno już zżółknięte liście z drzew, przenosi śmieci z miejsca na miejsce w poszukiwaniu kosza, w zrozumieniu dla ludzi że czasami czasu nie mają albo cierpliwości. Mała dziewczynka zaświeca lampkę wiszącą nad głową. Składa rączki, a na ścianie pojawiają się cienie. Ludziki które śmiesznie buzią ruszają a ich ciałka się wiercą i kręcę. Trochę straszne ale tak słodkie jednocześnie. Jakiś ptak przeleci z wielkimi skrzydłami. Potem rączki w serce się układają. Małe serduszko, bo z małych rączek powstało, bije w rytmie serca dziecka. Zabawy z cieniem. Pamiętacie je ? Znacie ? Są twórcze. Jeśli w zabawie pojawiają się straszydła to są obrazami wyobraźni naszych pociech, dla nich nie takie straszne.

Jak znaleźć wśród tysiąca bajek taką skrojoną na miarę?
A może czasami nie warto szukać?. Wyłączyć urządzenia. Obok kina przejść bez odzewu. Takim troszkę staroświeckim być. Zabrać dziecko na wieś gdzie będzie miały styczność z prawdziwym zajączkiem. Wilka w zoo pokazać. Przejść się do lasu lub w pola, gdzie prawdziwego bociana zobaczy, z małymi oczkami i bez zaglądania mu w gardło. Zagrać w szachy, pobawić klockami lub upiec wspólne ciasto. A znacie zabawę w kanapkę? Pomysłów bez liku, co najmniej tyle co filmów w kinie. Do Was dorosłych należy wybór.

Dodaj komentarz