Piła. Zatrzymuję się tu tylko na chwilkę. Wyostrzam zmysły. Nazwa jaka jest to jest. Wydawałoby się, że będzie jakoś tak kanciasto i oschle. A tu co ? Ostro owszem drogi remontują. A reszta zaskakuje. Ludzie mili i cierpliwi. Uśmiechają się. Pani w Aptece rzuca wyzwanie. Zbyt duży wybór. A Pan za mną banan na buzi. W innym miejscu już czoło by się marszczyło. Miasto jak to niektórzy mówią wrażenie skromnego. Dzieci w kałuży i na kawałeczku trawnika przed blokiem się bawią. Trawnik trawy mam wrażenie nigdy nie widział za to czarnej ubitej ziemi tu dużo. Piła architektonicznie mało ciekawa. Ale zatrzymać się na chwilkę w podróży w lokalnych sklepikach nie ma się co obawiać. Jadę dalej.
Zamek Drahim. Dziwne miejsce. Specyficzne. Takie jakieś mało średniowieczne, choć same mury czasy Krzyżaków pamiętają. Mało tych murów, a przy wrotach lniana lina. Pociągam. Dzwonek słyszę. Otwiera młoda dziewczyna i do środka zaprasza. Kilka osób się kręci jakby tutaj mieszkali. Starsza Pani w białej prostej sukni biega po dziedzińcu. Pokręciłam się trochę. Szlakiem pajęczyn przeszłam. Kilka pomieszczeń i zbroje zardzewiałe luzem porozrzucane pooglądałam i podotykałam. Może miejsce nie zachwyciło do końca, ale narzeczoną dla Stefana znalazłam i podglądnęłam tutejsze życie, które toczy się jak setki lat temu bez pośpiechu. Tylko, że ludzie teraźniejsi. O Stefanie przystojniaku pisałam jakiś czas temu. Jadę dalej i znowu się wsłuchuję i rozglądam. A co zobaczyłam o tym w następnym wpisie.