Będzie króciutko. O tym, jak proste i treściwe pytania potrafią zadawać dzieci.
Przy stole siedzi kilka osób w wieku od lat kilku do kilkudziesięciu. Śmieją się. Rozmowa wokół imion się toczy. Z ust starszego rozmówcy padają słowa niezadowolenia: Ja to imion nigdy nie pamiętam!
Potem potok słów i wiele komentarzy. Wśród nich jedno dziecięce pytanie. A pamiętasz imię swoje?
A nawiązując: Wiecie, że dzieci teraz na Ty walą? To takie amerykańskie.
Przypomniało mi się, jak samej mi ciężko było imiona okiełznać. Podziwiałam pedagogów, mówców i wszystkich wokół szkolących. Dopóki nie zaczęłam kojarzyć imion nowych z osobami, które już znam i o imieniu są tym samym. Sprawdza się przy małych grupach. Na razie lepszej metody nie mam.
Rozmowa trwa. Pada następna wypowiedź z ust dorosłej osoby: Za pięć minut Słoneczko. Dziecko natychmiast docieka: Takie dłuższe czy krótsze? Pomyślałam Sobie: Oj chciałoby się to dłuższe. Oj chciało. Tylko gdzie tego dłuższego szukać?
Jakie wnioski zza stołu wyciągnęłam?
Po pierwsze: Dopóki swoje imię pamiętam, po lekarzach nie biegam. Po drugie: Warto dzieci doceniać za ich proste pytania, które dają do myślenia. Po trzecie: Każda metoda zapamiętywania jest dobra, gdy tylko się ją stosuje.