JAKI JEST POŻYTEK Z WIELKICH AKCJI I DOTACJI?

W tym wpisie o uzębieniu i naszym kręgosłupie. O tym, co dzieci jedzą w szkołach, czyli nieco o mleku, warzywach, owocach i soli. Troszkę o świadomości. A na koniec o przesympatycznym panu o imieniu Albert, którego znacie wszyscy. Zapytacie co te wszystkie rzeczy ze sobą łączy? Łączą je akcje, które miały i mają na celu poprawiać jakość naszego życia. Dzisiaj więc o tym, jakie są i były, czemu i komu służą niektóre działania. Również o tym, jaki z nich pożytek. Do lektury zapraszam.

Ruch wszelaki.
W tym miejscu o akcjach, które pamiętam z dzieciństwa i dzięki, którym dzisiaj mam zdrowy prosty kręgosłup i robaki w tyłku, które każą mi się ciągle ruszać.
Pamiętam czasy PRL gdzie wyedukowany, zdrowy i sprawny fizycznie obywatel był niezbędny do obrony kraju oraz systemu. Brzmi siermiężnie, prawda? Miałam dwie godziny zajęć wychowania fizycznego w tygodniu oraz zajęcia pozalekcyjne dla zainteresowanych sportem. Biegałam w kółko po boisku, czego wtedy nie znosiłam. Dzisiaj za tym tęsknię. Lekkoatletyka nie była mi obca. Co roku zapisywałam się do sekcji lekkoatletycznej, żeby z nią iść w pochodzie pierwszomajowym. Tam nie sprawdzano obecności. W szkole miałam zajęcia korekcyjne, elementy gimnastyki i lekkoatletyki. Pamiętam liczne gry zespołowe, również te po lekcjach.
Pamiętam jak przez mgłę autorski projekt AWF w mojej szkole. Chciałam się wczytać, przypomnieć sobie, ale dzisiaj w necie nie ma o nim nawet wzmianki. Przyjeżdżali raz w roku, zbierali wszystkich na sali gimnastycznej. Prosili, aby chodzić wzdłuż ławeczek, skakać po nich w poprzek, podnosić stopą woreczki wypełnione ryżem, rzucać piłką lekarską w dal. Dziecinada. Wtedy się z tego śmiałam. Byłam szaloną nastolatką i inne rzeczy mi po głowie chodziły. Dzisiaj wiem, że sprawdzali wydolność organizmu, płaskostopie i stan mojej głównej podpory, czyli kręgosłupa. Wszystko zapisywali skrupulatnie. Bez odzewu nie pozostawało. Moi rówieśnicy nie nosili wtedy gorsetów i nikt nie mówił o jego implantach. Dzisiaj słowo skolioza mnie przeraża. Schorzenie zaczyna być plagą, dotyka dzieci znajomych. Lekarze jako coś naturalnego traktują włożenie nastolatkowi druta wzdłuż ciała, twierdząc, że po roku będzie w pełni sprawnym obywatelem. A gdzie ta dawna dbałość, zanim coś się stanie? Jak mi jej brakuje. Programów profilaktycznych po szkołach nie widzę. Za to popularne są bardzo zwolnienia całoroczne z zajęć fizycznych, bo dziecko musi dobrze testy napisać. Więc zwija się przy biurku lub na łóżku uczy. Na medycynę może zda, ale oby nie z drutem w plecach.
Dzisiaj dawny program doceniam. Dzisiaj się już nie śmieję.
Cieszą mnie również dzisiejsze Orliki. Popieram sport i dzieci w piłkę do późnego wieczora kopiące na osiedlowych boiskach. Orliki pochwalam, bo przypominają namiastkę tego, co było. Każdy nowy, który widzę w okolicy, jest powodem do radości.

Uzębienie.
20 lat temu ze szkół znikły gabinety lekarskie, a wraz z nimi szkolni dentyści.
Czy ktoś z Was pamięta szkolnego stomatologa? Ja tak. Kobieta wstawiała amalgamat. Miała wąsy i bardzo mało mówiła. Czyniła swoją powinność. Wiele zębów mi uratowała. Doczekały się białych wypełnień wraz z postępem. W tamtych czasach w szkole była kartoteka, regularne przeglądy stanu uzębienia. Jak trzeba było, to od razu zęby leczono. Co rusz wywoływano nas na przegląd.

Dzisiaj w szkołach mamy fluoryzację. Cel szczytny. Nawet szczoteczki nie trzeba przynosić. Robią nam dobrze i już nie musimy myśleć o tym. Zastanawialiście się jednak, ile fluoru jest w naszej wodzie i ile w powietrzu? Sprawdzałeś w Twojej okolicy? Mamy go często wszędzie i mamy go często przesyt. Jest więc dotacja, jest fluoryzacja. Kosztuje grosze. Każdy też wie, ile kosztuje dzisiaj wyjście do stomatologa. Zapytacie: Czy chciałabym, aby moje dziecko oglądało straszną Panią w białym fartuchu i miało w buzi amalgamat? Pamiętajcie, czasy się zmieniają. I Panie są już inne. Jeśli nie wierzycie, za przykład podaję pielęgniarki środowiskowe. Sprawdźcie sami. Wiele jest, do rany przyłóż, zamiast opatrunku.

Pij mleko, będziesz wielki.
Przyglądam się szkolnym akcjom, które poniekąd mają służyć dzieciom. No tak, sam cel szczytny. Nawet bardzo. Sprawdźmy, jak to jest w praktyce? Dzieci dostają mleko w dobie, gdy mnóstwo z nich ma alergię na białko i duża część nietolerancję laktozy. Niejedna mama wie, jak trudno wytłumaczyć szkrabowi, dlaczego on nie może pić białego płynu, a cała reszta tak. A mleko jest przecież słodziutkie. No i tutaj zaczynają się wyzwania. Bo nie zawsze wszystkich można tak do jednego wora.

Owocki i warzywka.
Na szkolnych ścianach plakaty. Dorosły przeczyta, ale pociecha z pierwszej klasy nie bardzo. Co najwyżej kolorowe obrazki poogląda, na których owoce wyglądają o niebo lepiej niż te wrzucone właśnie na dno plecaka.
Maluchy przynoszą do domu magiczne zawiniątko. W środku kilka rzodkiewek. Innym razem kawałek kalarepki ze skóry nieobrana. Zawartość nietknięta. To akcja, która ma przyzwyczaić dzieci do jedzenia tego, co zdrowe. Większości dzieciaczków jednak, do zielonego i czerwonego nieprzyzwyczajona, bo w domu się nie jada. Rzodkiewka na surowo przy swoim często ostrym posmaku nawet dla mnie jest wyzwaniem. Dziecko jest tylko dzieckiem. Nie zje jabłka z domu, które zapakujesz w przepiękne pudełeczko, a co dopiero nieobraną kalarepkę z woreczka.

Ryż i kukurydza.
W szkolnych sklepikach samo zdrowie. Akcja zdrowego żywienia w szkołach trwa. Wpadam głodna. Woda i wszystko gdzie bazą jest ryż preparowany lub mączka kukurydziana. Jakiś dziwny zdrowy przeźroczysty napój z naturalnym sokiem, którego nie dopiłam, bo gazowany i zemdlił mnie. A ja zdrowe przecież lubię i promuję często. Tak naprawdę nie było za bardzo co kupić. No cóż, jak to mówi moja znajoma: szału nie ma, czterech liter nie urywa. Nie popadajmy w skrajność, w skrajność. Nie oszukujmy się albo niech nas nie oszukują. Jak dziecko nie kupi w szkolnym sklepiku, kupi w kiosku obok szkoły. Zakonserwuje się po godzinach lekcyjnych lub już z marszu jego mama o to zadba, bo nie chce, żeby jego dziecko suchą sklepikową karmę jadło.

Sól.
Na szkolnej stołówce wycofano sól. Zarządzenie odgórne, z dbałości o zdrowie. W domu normalnie się gotuje, nawet jeśli na zdrowej jarzynce to soli w niej pełno. Sól jest wszędzie i przy dobrze zbilansowanej diecie soli potrzebujemy. Nasz organizm nie potrafi przestawiać się z godziny na godzinę, nie dopasowuje do miejsca, potrafi jedynie do pory dnia. W dzień je w nocy odpoczywa. Dziecku sól potrzebna, więc prosi o biały proszek. Nie dostaje. Sól ze szkół wycofano.

Najpierw świadomość.
Czasami w życiu nie wystarczą kolorowe plakaty. Pamiętajmy również że zakazy kusić będą zawsze. Na braki każdy znajdzie sposób, aby sobie wynagrodzić. Za to świadomość to już zupełnie coś innego. To prawo do wyborów. To wiedza, która daje do zastanowienia. Czyż nie lepiej najpierw uświadomić samych rodziców? Bo kto da najlepszy wzorzec jak nie mama. Ona przynajmniej warzywa obierze ładnie, a potem z nich uśmiechniętą buźkę ułoży na talerzu. Jeśli już korzystamy z dotacji, korzystajmy z nich mądrze. Zamiast wozić do szkół warzywa, może warto nauczyć rodziców, jak je mogą sprytnie we własnej kuchni przemycić, w postaci, chociażby smacznego ciasta marchewkowego. Warzywa na dnie plecaka znalezione po tygodniu, to wyrzucone pieniądze, wiedza w głowach narodu to kapitał.

Młody Einstein
Ten, kto o szkołę się obija, pewnie o akcji słyszał. Nie będę jej rozbierać na czynniki pierwsze. Nią jednak podsumuję cały ten wpis. Pamiętajcie, w dzisiejszych czasach dobry pomysł plus dotacja to sposób na trafiony biznes. Patrz na wszystko, co dają za darmo z lekkim przymrużeniem oka. Bądź ciekawy, wczytuj się i szukaj celowości.
Pamiętaj, że najpierw jest zdrowe ciało. Z implantami, nadwagą czy schorzeniami serca, na nic nam, ani naszym dzieciom, całe mądrości tego świata. Albert Einstein dożył sędziwego wieku z uśmiechem na twarzy, w pełni sprawny. Humanistą przy tym był słabym. Dbaj więc o Siebie i Swoje dzieci. Nie pozostawiaj zdrowia w rękach innych, bo możesz obudzić się z ręką w nocniku. Mens sana in corpore sano, jak powiedział rzymski poeta Juvenalis. W zdrowym ciele zdrowy duch.

Dodaj komentarz