Każdego dnia budzę się z myślą: Jaki ten dzień będzie ?
I bez względu na to jak chce żeby było, jedna wiadomość, jedno zdarzenie czasami powoduje że na chwilę świat zakręci się w drugą stronę. Tak mi się ostatnio przydarzyło.
Kto lubi słuchać zapraszam.
Telefon. Jestem w pracy.
W słuchawce głos brzmiący inaczej niż zwykle. Informacja o śmierci bliskiej osoby. A takiej boimy się jej jak ognia. Nie chcemy. Przecież jest dla nas niewygodna. Dopada. Przychodzi nagle choć plany na ten dzień były piękne. Choć od rana uśmiech gościł na naszej twarzy.
Też tak czasami macie ?
Ja tak mam. Tym częściej im więcej lat przybywa.
– Umiera bliska mi osoba.
Ląduję na śląskiej wsi. Tu troszkę o niej.
Lokalna mała społeczność pełna ciepła. Sąsiedzi zawsze służą pomocą. Wszyscy się znają. Uwielbiam Ślązaków za ich uśmiech. Za ich niemiecką gospodarność i gościnność.
Za swojskie jajka z którymi zawsze wracam. Za dialekt, który na początku był dla mnie wyzwaniem.
Za kluski śląskie. Za mięso faszerowane mięsem. I jeszcze kiełbasą i słoniną w sosie pływające. Za słodkie wypieczone kołacze, wyjątkowe kiełbaski z wody podawane przy śniadaniu i poranną celebrę picia kawy. Kiedyś się tym wszystkim zajadałam a teraz przyglądam i podziwiam.
Śląska wieś. Ona rządzi się swoimi prawami i o tym warto pamiętać.
I teraz zaczyna się “zabawa”. To dobre słowo choć ktoś może powiedzieć że całkiem nie na miejscu.
Tu na Śląsku zdobywam nowe życiowe doświadczenie. I to nie dlatego że właśnie tutaj ze śmiercią spotykam się po raz pierwszy. Dlatego że ja się zmieniłam. Przypatruję się z innej perspektywy.
– Co widzę ?
Ceremonia pogrzebowa.Wokół mnie słowa zewsząd płynące. Od wdowy słyszę “Źle będzie”. Inni pocieszają “Będzie dobrze”. A ja mówię do Siebie: “Będzie inaczej”.
Jedni wpadli bo tak wypada. Inni łączą się w bólu i płaczu. Jak się zachować ?
Stypa. Być musi bo co sąsiedzi powiedzą. Bo w głowach priorytet że trzeba się przypodobać. Będą gadać że szkoda było kasy. Albo że nie zrobiło się tak jak wszyscy.
Słyszę słowa o “zatwardziałych grzesznikach” i o tym jak z grzechem się rodzimy. A przed oczami człowiek, który w życiu nie miał żadnych niecnych planów żeby czynić zło i krzywdzić – ducha winny mąż, ojciec, gospodarz. Coś mi się zaczyna nie zgadzać. Puzzle nie pasują. Nie słyszę nic o tym co ważne dla mnie. O tym co ten człowiek wniósł w nasze życie. Jaki był. Tego mi brakuje. Korci mnie żeby komuś zadać pytanie. Nie zadaję bo chcę Sobie na nie odpowiedzieć sama.
– Jak się odnajduję ?
Patrzę na ludzi. Podobne miny. Podobnie ubrani. Jak jeden mąż przyjmują komunię.
Patrzę na własne dziecko i biorę z niego przykład. Nie pierwszy raz. Bo dzieci są neutralne i bardzo naturalne. Patrzą na życie prosto. Zadają proste pytania. Mają czyste i jasne umysły. Bez narzuconych odgórnie zasad. Bez naśladownictwa i skrępowania.
Są wolne. Kiedy w kościele ksiądz wraz z zapatrzonymi w niego parafianami skupili się na tym kiedy wstać, siadać, klękać, i wrzucić do koszyczka, skupiłam się na odpowiedziach na pytania dziecka “Dlaczego tak się dzieje i po co tyle dymu. Po co tak naokoło ołtarza chodzą i dlaczego trumnę na śruby zakręcają.” Pytała o “Głównego bohatera”. Opowiadałam. Kim był, jakim był człowiekiem i ile wnosił dobrego. Co ma teraz w planach.
– Rodzą się pytania.
Jak postrzegamy śmierć ?
Często widuję strach, obawy. Mamy żal do zmarłego dlaczego nam to zrobił.
Jak do niej podchodzimy ?
Świadomi że się rodzimy a momentu odejścia nie znamy. A więc. Wolimy odsuwać tę myśl na bok. Najlepiej w ogóle nie myśleć. Lub założyć, że nas to nie spotka. A potem jesteśmy zaskoczeni.
Jak sobie z nią radzimy ?
Z moich obserwacji wynika że kiepsko.
– ostatnie rytuały.
Zimno. Stoję na polu.
Na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech zamiast łez kiedy inni płaczą. To nic złego.
Stwierdzam że wybór białej na wzór ślubnej, pachnącej wiosną wiązanki z żywych kwiatów, dla faceta, zamiast sztucznego wieńca który długo poleży, to dobra decyzja, a nie żadne dziwactwo.
A pro po. Zapomniałam jej z domu. Nie wracałam po nią i nie kupowałam następnej bo myśl mi przyszła że tak widocznie miało być i że to nie o kwiaty tak naprawdę chodzi.
Ubrałam się w kolorach granatów i beżów, kiedy wszyscy odziani na czarno, bo im tak tradycja mówi, a dla mnie ważna wygoda. Ten którego już nie ma właśnie w takich strojach mnie najczęściej oglądał. Dlaczego miałabym go teraz straszyć, zaskakiwać.
Nie należę do tych co często biegają na cmentarz. Wszystkich których nie ma już ze mną mam w sercu. I niech tak zostanie.
Nie dziwcie się zbytnio. Nie poddajcie proszę ocenom. Od lat uczę się jak temat śmierci ugryźć. Jak stawić jej czoła. Jak tłumaczyć dzieciom gdy pytają. Jak nie dać się zwariować.
Nigdzie a to nigdzie nie znalazłam dowodu, ani żadnej istoty która powiedziała by mi prawdę o tym co się z nami dzieje “później” Żaden badacz nie udowodnił, żadna książka nie pisze prawdy bo jej nie zna. Żadna religia nas o tym do końca nie przekona. Zbyt wiele przekazów. Zbyt wiele niewiadomych. A niektóre wręcz mówią wprost: Sam znajdź odpowiedź. Więc szukam.
Jaka jest prawda ? Prawda jest nasza. Z taką z którą się dobrze czujemy. Która wynika z obserwacji i słuchania. Nie podpatrzona. Nie wynikająca z naśladowania. Taka gdzie potrafimy wszystko pogodzić. Gdzie nasze serce dozna spokoju. A myśli niekorzystne nie będą nam latami głowy zaprzątały.
Moja prawda to ta z którą się dobrze czuję. Która pozwala zebrać mi w trudnych momentach siły. Po co ? Aby dać wsparcie innym.
– Moja prawda.
Rodząc się dostaliśmy w darze bijące serce, rozum i inteligencję. Kieruje się nimi w życiu. Wykorzystując wszystkie te trzy dary stwierdzam co jest moje.
Zakładam że rodzimy się czystymi. Jak ten pierwszy śnieg na najwyższych szczytach globu. Bez skazy. Bez wad. Tak postrzegam tych, którzy odchodzą. Tak chciałabym aby postrzegano kiedyś mnie.
Pojawiamy się, aby zaznać tu na ziemi trochę szczęścia. Dostajemy go w różnej postaci. Aby nabrać doświadczenia. Spełnić jakąś misję. Nauczyć się czegoś. Na ziemi zaliczamy “podstawówkę”. Wyższe szkoły” czekają na nas w zupełnie innym wymiarze.
Wierzę że pojawiamy się na tym świecie i mamy tu swoje zadanie. A potem. Potem idziemy dalej.
Czy mogę mieć żal do ludzi że odchodzą w tym a nie innym momencie ? Nigdy. Jakie mam prawo szukać w tych osobach błędów ? Żadnego.
Ale mam prawo dziękować. Za lekcję, którą mi dali w chwili odejścia.
Wrzucam w mój proces myślowy trochę optymizmu i wiarę że jesteśmy częścią czegoś większego. Koleją rzeczy sprawdzę to kiedyś sama.
Boimy się co czeka nas czy naszych bliskich po drugiej stronie. Rozmyślamy skąd i jak oraz dlaczego. Kiedyś sprawdzimy to Sami. Cierpliwości ludziska. A teraz może warto popatrzyć na to optymistycznie. Bo i dlaczego się smucić.
Życzę Wam abyście znaleźli swoją prawdę. I zawsze potrafili odnaleźć się w takich momentach. Bo kiedy znajdziecie siłę w Sobie będziecie oparciem dla innych, którzy nie mogą się w zderzeniu ze śmiercią odnaleźć
Dodaj komentarz