„Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”. Konfucjusz.
U wielu osób, które przeczytały poprzedni wpis, pojawi się myśl: Do czego ona namawia te biedne dzieci? Wiem, że czasami czujemy się życiowo mądrzy. Jeszcze częściej chcemy dla dzieci jak najlepiej.
Wiem, że szukanie drogi za innych i doradzanie tego, co słuszne i u nas się sprawdziło, kusi bardzo. Niesie jednak za sobą niebezpieczeństwo. Jakie? Przestajemy słuchać potrzeb innych.
Poniżej słowa dla młodych w metryce i tych młodych duchem. O tym, co czasami rodzi się w głowach niektórych dorosłych.
Kiedy dzieci wchodzą w dojrzałość, powstają obawy, że im się nie uda, że się potkną o coś, że będą łzy i rozczarowania. Nie chcemy być tego świadkiem.
Przyglądamy się, jak kruche są jeszcze fundamenty na których stoją. Jak delikatne to istoty, kiedy porównamy do młodej roślinki. Twierdzimy często, że pomysłów im brak na życie. Umiejętności mało. W głowie ciągle za pusto, żeby pójść w świat. Nie wszystko im wychodzi, więc malujemy scenariusze, a zaraz potem, bierzemy ich życiowe wybory w swoje ręce. Nie dając im szans, wszystkich bez wyjątku grzecznych, zapatrzonych w nas, a także tych krnąbrnych, nieprzystępnych i opryskliwych wrzucamy do jednego wora z napisem NIEZARADNOŚĆ.
AUĆ!
W szatni basenowej drobna Pani. Blond włosy z poświatą rudego. Delikatne na buzi piegi. Na kolanach trzyma zapłakanego blondaska ze słońcem we włosach. Dopiero co się przewrócił. Granatowe kolory ubrań pięknie komponują się z ich jasną karnacją. Od ścian odbijają się słowa: Widzisz! Mówiłam? Gdybyś tylko mnie słuchał. Łzy po policzkach czterolatka lecą.
Mniemam, że Pani również kiedyś się pośliznęła na mokrej posadzce. Było: Auć! Teraz nie chce, aby jej dziecko doznało tego samego.
Mówiła, mówiła, ale nie uchroniła. Chłopiec sam poszedł w ślady słów Konfucjusza: „Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”. Malec wstał z kolan i po mokrej posadzce już nie biegał. Teraz mama może być spokojna.
W życiu nie wszystko tak działa, jakbyśmy tego chcieli Kochani. Często spotykam się z sytuacją, gdy na darmo nasze pouczania.
Każda nowa istota rodząca się na ziemi, chce sprawdzić i dotknąć po Swojemu. Dlatego często kiwamy głowami po fakcie i mówimy: A nie mówiłam? A nie mówiłem? Widzisz, co się stało?
Mam wrażenie, że już od dziecka w naszej podświadomości zapisane są na stałe poszukiwania drogi do własnego szczęścia. A, że drogi czasami te same, to i to samo Auć, tylko w innym czasie.
Wracamy do młodzieńczych poszukiwań
Pamiętajmy, że to, co nie jest nasze, może być bardzo czyjeś. Każdy ma Swoje miejsce na ziemi i znajdzie to, czego szuka. Z porażkami i radościami po drodze.
Czy każde dziecko wyjdzie na ludzi? Pierwsza moja odpowiedź brzmiała: Tak, jeśli będzie miało nasze wsparcie, ale w głównej mierze, jeśli samo będzie chciało. Na koniec zadałam Sobie jednak pytanie: Co znaczy „wyjść na ludzi”?
Kiedy słyszę od nastolatka: „Wypad. Sam sobie poradzę”, ukrytą reprymendę w postaci spojrzenia za brzydkie słowa daję. Walki z nastolatkiem nie toczę, bo wiem, że to na starcie przegrana. Z przekąsem w żart obracam: Ładnie to tak do ciotuni? W głębi duszy cieszę się, że dziecko samodzielne i do samodzielności się rwie. Jeśli do samowystarczalności dołącza uśmiech na twarzy, chęć do działań, otwartość do świata, zaradność, chęć dotykania i poznawania moje serce się cieszy. Duża szansa, że własną drogę do szczęścia odnajdzie. Dziwne odzywki i zachowania często przemijają, gdy latorośli młodzieńcze hormony ustępują.
Ot tyle.