Wymykam się z rana w kierunku jeziora. Słońce już ponad horyzontem. Jasno. Kłódkę wiszącą w bramie ściągam, a przechodząc na drugą stronę zostawiam jak zastałam. Nie śmiem zabierać przywilejów właścicielowi. Otwieranie i zamykanie posesji, jak i karmienie psiaków to tutejsze rytuały. Za bramą i wielohektarową działką pola się ciągną.
Dolinkę mgła pokrywa. Jest jak bielutka lekka pierzynka z naturalnego pierza. Konkurencja dla niebieskiego nieba i chmurek, które przy mgle wydają się dużo cięższe. Idę w jej stronę, żeby dotknąć i poczuć jej świeżość oraz wilgoć, którą pozostawia w powietrzu. Samo zdrowie dla cery. We mgle ukryte są wszystkie zapachy tutejszych ziół i kwiatów. Wydaje się tak niedaleko. Raptem 500 metrów może 1 kilometr. Kiedy dochodzę mgły już nie ma za to odkrywa przede mną piękno tego miejsca. Zostawiła po sobie rosę na trawach. Błyszczące jak koraliki kropelki wody wiszą na utkanych jak babcine koronki pajęczynach. Misterna robota. Przyroda budzi się do życia. Robaczki kochane zaspane. Pająki wiedzą o tym i czujnie czekają. Ale muchom nie chce się jeszcze latać, a chrząszczom tym bardziej. Ślimak leniwie przez drogę przechodzi. Wiecie jak porusza się ślimak ? Ten chodzi dwa razy wolniej. Leniuszek. Czarna brzydula, a jednak jakaś taka na zdjęciach urokliwa wychodzi. Przed zdjęciem mi nie ucieknie bestia co domek zgubiła. Rozglądam się po polach. I co widzę ? Pracę zespołową pajęczaków. Jedno wielkie dzieło sztuki pokrywa łąkę. Gdzie nie spojrzę artystyczne dzieła. Warte wpisu do księgi Guinessa. Delikatne sieci jedna prawie przy drugiej. Gdzie wzrok nie sięga mienią się w słońcu większość w kolorze białym, ale są takie, gdzie kolory tęczy można dojrzeć. Na zdjęciach uwieczniam. W trawach i powietrzu życie tętni. Ważki mają niepowtarzalne kolory. Lazurowy przechodzi w szafir i miesza się z żywą zielenią. Czyste nieskażone. Skrzydełka ważki wyglądają jak sieci, których oczka jedwabiem są wypełnione. Robiąc zdjęcie nie trzeba nic podkręcać w Photoshopie. Twarde pancerze żuczków mienią się złociście. Nawet muchy mają swój urok, choć dla mnie osobiście najmniej urokliwe. Przyroda która nie potrzebuje poprawek zaskakuje mnie co krok. Na drodze kałuża w kształcie serca. Krople deszczu, które spadły wcześniej z nieba znalazły swój azyl w odpowiednich kształtów dołku. Kilka kamyków wpisane w założenie jak projektowane. Pięknie wygląda. Jakby ktoś dla kogoś stworzył misterne dzieło. Gra kolorów roślin, zwierząt i ziemi, po której stąpam zachwyca. Urzeka. Paleta barw nieprzebrana i w odpowiednich zestawieniach. Wrażenie, że tu nic nie dzieje się z przypadku. Wena twórcy nie zna tu granic. Oko cieszą dzieła umykające, które pojawiają się na chwilę, jak i te co powstają latami i czas ich jeszcze długo nie tknie. Na odcinku pół kilometra spotkałam Największą Artystkę Świata – poznałam Panią Naturę.
Dziękuję, Jolciu za cudne wspomnienia! <3
Ja również. Za dobór miejsca i chwile rozmów na huśtawce, za możliwość bycia razem. Wielu wspaniałych wypadów nad jeziora pełne ryb życzę Tobie i wszystkim znanym mi z wyprawy pasjonatom łowienia w głębinach.