Już za chwilkę, już za momencik, czas noworocznych postanowień zacznie się kręcić. Dzisiaj o tym, jak zacząć i który moment w całej drodze jest najważniejszy na podstawie własnej przygody.
Czystym przypadkiem znalazłam maila, którego napisałam sama do siebie. Robicie tak? To są wpisy, które nie chce zatracić i które stwierdzam, że są dla mnie ważne i wnoszą coś w moje życie. Potem jakiś cudownym zbiegiem okoliczności wracam do nich.
Dwa lata temu, pewnego listopadowego wieczoru, pewien Mateusz teraz już bardziej znany zainicjował prostą zabawę. 100 Dni Szczęścia, które miały polegać na codziennych wpisach na portalu społecznościowym, tego, co nas cieszy, porzucając wszystko, na co w ciągu dnia mogliśmy ponarzekać. Byli tacy, co się śmiali i tacy co strach ich lekki obleciał. Jedni potraktowali to poważnie a jeszcze inni z uśmiechem.
Skusiłam się. Zaczęłam swoją kilkumiesięczną drogę w poszukiwaniu radości. Każdego dnia. Bez obaw czy będzie ładnie i składnie, czy może troszkę mniej. Czy ktoś będzie czytał, czy będę pośmiewiskiem? Bez względu na to, czy szczęścia były małe, czy duże, daleko czy tuż obok mnie. Zapytacie: Czy było ich wiele? Bywało różnie. Były. I każdego dnia coraz więcej.
Na początku przyszła myśl: a może 20 dni, będzie prościej? Nie było mowy. Jak już coś wchodzić to wchodzić. Skoro Mateusz dał radę? Dlaczego iść już na początku na łatwiznę? Dlaczego w ogóle od razu zakładamy, że będzie trudno? Więcej dni, więcej szczęścia. I tak najtrudniej jest postawić pierwszy krok. A potem już była systematyka i więcej szczęścia dookoła. Zaraziłam kilka osób. Jeszcze nie doszłam do końca, a już były małe nagrody.
Ktoś napisał wtedy w odpowiedzi na to samo wyzwanie: Nawet i bym w to wszedł, ale nie mam dla kogo pisać, ani też nie mam co pisać.
Dzisiaj stwierdzam, że Jestem szczęściarą: na początek mam siebie, każdy mój dzień zmienia się jak w kalejdoskopie. Lubię szczęśliwe zakończenia i w takie wierzę. Przecież koniec ma zawsze swój początek i jaki by nie był, zawsze jest nowym doświadczeniem, zmianą, która nie pozwala nam tkwić w starym, które często nam doskwiera.
Marzycie o nowych związkach, o nowym przedmiotach, zmianach otoczenia, o tym, żeby nareszcie coś w życiu wyszło, o lepszym zdrowiu, o cudach, które zdarzają się innym, a Was omijają. Jest czas sylwestrowych decyzji. Żeby jednak zmiana nadeszła nie wystarczy postanowić. Szczęścia nie wystarczy chcieć i o szczęściu marzyć, po szczęście wyciąga się rękę. Bez szukania wymówek i stref komfortu. Im bliżej końca, tym łatwiej i satysfakcja większa. Pamiętajcie: Największe szczęście w całej drodze do szczęścia to zacząć. Bez oglądania się na innych i bezpodstawnych obaw.
Życzę szczęśliwych początków, wielu przygód po drodze i jeszcze bardziej radosnych zakończeń.