BOŻONARODZENIOWE HOCKI KLOCKI

Jeśli już naoglądałeś się obrazków z błyszczącymi choinkami i rodzinnych zdjęć ze smartfonów z modnymi minkami dziubkami, zabiorę Cię w świat klimatów, o których na co dzień się nie pisze. Tych, które pozostawiają moc wspomnień, nieplanowanych i wychodzących poza babcine tradycje, przygody XXI wieku w przeciętnej zagrodzie.

Uwielbiam święta oglądane oczami dziecka. Są takie prawdziwe. Bez owijania i słodkości w słowach. Bez powtarzalnych hurtowych życzeń, od których, tu pocieszenie niektórzy już odchodzą, ponieważ zorientowali się, że to nie o to chodzi, że co dla wszystkich to dla nikogo. Dorośli czasami koloryzują. Dzieci widzą często absurdy, a o niedorzecznościach mówią wprost. A już najbardziej dosłowne są zwierzęta. Te podsumują wszystko działaniem.

Boże Narodzenie i co najpierw?
Wczesne popołudnie. Fryzjer zaliczony, czas na kuchenne zabawy. Dzyń. Dzyń. Odbierasz telefon. W słuchawce męski głos. Pani córka jest na policji. Ta! Jasne! — odpowiadasz i odkładasz słuchawkę. Głowę zawracają, a Ty nie masz czasu. Zaczyna się jednak dobrze. W Wigilię szczęście przynosi mężczyzna. W progu, czy nie w progu. Ważne, że zadzwonił. Potem dowiadujesz się, że głos jednak mówił prawdę.

Wielkie przygotowania.
Stół przykryty białym obrusem, kwiaty na stole, a obok opłatek, który życzeń nie może się doczekać. Mały gipsowy Jezusek leżący sobie spokojnie w żłóbku, nóżki stracił i jeszcze troszkę gipsowych włosów, które złotem były muśnięte. Czworonóg zjadł. Psiakowi pewnie wapna w organizmie brakowało. No cóż, sam sobie uzupełnił braki. W końcu zwierzęta mówią ludzkim głosem tylko w noc wigilijną. A tu do nocy jeszcze daleko. Opłatek smutny, bo dlaczego nie on, przecież to jego jedzą zazwyczaj. Cierpliwie czeka. Z pieskami nie ma dyskusji. Ty się cieszysz, bo nie musisz przynajmniej martwić się, gdzie nowy opłatek zdobyć.
Kupno karpia zostawiłeś na ostatnią chwilę. Żeby świeży był. Karpia nigdzie w okolicy nie ma. Nawet w Katowicach. Do Katowic masz 300 km. Może byś i pojechał, ale nie ma po co.
Kupujesz mrożoną. Na Wigilii będzie ryba. Hip hip hurra.

Prezenty.
Wigilijna kolacja zbliża się wielkimi krokami. Mały szkrab, którego wszędzie jest zawsze pełno, po mieszkaniu biega, prezenty psiakość wypatrzył. Już od jakiegoś czasu się domyślał, że te pod choinką to miłe gesty ludzi. Bo i skąd ta gorączka świąteczna po sklepach i przed samymi świętami puste półki? Prezenty kupujemy, o prezentach myślimy i mówimy. Pytasz potem dzieciątko, co w święta najważniejsze. Chcesz usłyszeć: miłość, wspólnie spędzony czas przy stole, 12 posiłków, ubieranie choinki, ogólnie — tradycja. Dzieciak jednak skacze do góry, rączki podnosi i krzyczy wniebogłosy: Prezenty! Od rana o nich słyszysz, chociaż krzątasz się już od dni kilku dni w kuchni, chcąc być na koniec doceniona. Jesteś, będziesz za chwilkę, nawet przez własnego czworonoga.

Ciastka rzecz ulotna.
Patrzysz, a ze stołu zniknęły najlepsze ciasteczka. Z tegorocznych własnoręcznie obieranych orzechów, na najdroższym sklepowym maśle. Psina całą michę zjadła. Dzieci obok komentują: Biedna psina, żeby tylko brzuch jej nie rozbolał i sprawdzają w necie czy pies orzechy jeść może.

Wstrzemięźliwość od pokarmów.
Starsza pociecha otwiera lodówkę i chwytając świeżo zrobioną sałatkę jarzynową, która jest królową świąt rzecz oczywista, mówi o zwykłych niedorzecznościach. W niektórych domach najpierw cały dzień dzieci od jedzenia się odpędza, żąda wstrzemięźliwości od potraw, nie da placka spróbować, kiedy ciepły najlepszy, żeby co? Żeby w następne dni, kiedy już wszystko zimne i mniej smaczne, gonić do jedzenia co by się nie popsuło i nie trzeba było wyrzucać. Bo wtedy szkoda. A potem na siłę po rodzinie się rozwozi. A tam sytuacja bardzo podobna. A gdzie duch postępu? Nawet prawo kanoniczne wie, że zmiany są potrzebne. Pozwalasz jeść. W końcu pies już jadł, to dziecko nie może? W trakcie rozmowy z piekarnika dobiegają piękne zapachy marynaty do mięska: cebulki, czosnku, skórki cytrynowej, warzyw i masełka. Kiedy zostanie zjedzone? Kto to przewidzi. Przesłodki, bo wypchany ciasteczkami czworonóg znowu niucha i czeka.

Uczta.
Do stołu zasiada rodzina. Babcia Mini Freda albo każda inna, ale babcia. Dziadek co w chórze śpiewał albo taki co śpiewać nie umie. Dzieci na prezenty czekające, wiecznie głodne, bo dorastające. Albo bez dzieci, ale wtedy mniejszy ubaw. Przy stole nieparzysta ilość osób, czyli niezgodnie z tradycją, ale przynajmniej pechowej trzynastki nie ma. Och ten Judasz, nieźle namieszał. Gdyby nie on – przecież to taka wdzięczna cyfra. Opłatek nadal czeka na zjedzenie. Lekko nie ma.

Życzenia.
Nadchodzi chwila, kiedy łza radości w oku się kręci. To czas szczerych życzeń, gdy dziecko wisi na Tobie i składa życzenia od serca. Już samo wiszenie to nagroda od dziecka. Często, kiedy chcesz go dotknąć, tak z miłości do piękna, uśmiecha się i mówi: Swoich nie ma, to za cudze się łapie, co? Oj, są takie. Uwierzcie. Dzisiaj samo dotyka. Kocham nastolatki i czas buntu. Przemija. Kocham, jak się przekomarzają. To mają w naturze, to nie przemija. Wróćmy do życzeń. Słyszysz słodkie: Wiem, czasami jestem nie do zniesienia i wiem, że pyskuję i dokuczam i się złoszczę, ale kocham Cię mocno. Jest czas, kiedy dzieci składają życzenia pocztówkowe, ale przychodzi, kiedy własnymi słowami potrafią powiedzieć to, co szczere i najpiękniejsze. Były życzenia, był barszcz, prezenty i dużo słodkiego. Nawet ciasteczka orzechowe, których ostało się kilka. Opłatek też się doczekał. Tradycji stało się zadość.

Święta na wsi.
W pierwszy dzień świąt jedziesz na wieś. Jeśli tradycji zabrakło w mieście, tam znajdziesz ją na pewno. Tak myślisz. Na ścianie obraz. Jeśli na ścianie widzicie „Jezusa na łodzi” autorstwa Giovanni lub „Zaślubiny Polski z morzem” Kossaka, możesz być pewien, że trafiłeś na polską wieś z tradycjami, taką od dziada pradziada.
Zasiadasz do stołu, a tam sałatka jarzynowa. A nie mówiłam, że królowa świąt? Jest mięsko, dużo mięska, swojska świnka. Modne słówko i bardzo w dzisiejszych czasach pożądane. Jest też sarnina, bo wokół wsi lasów nie brakuje. No i słodkości wszelakich wiele. Pamiętajcie, jarzynówki z majonezem kieleckim nic nie przebije. No i jest wesoło. W tle leci Disco Polo. Na wsi jak to na wsi. Bez kotów i psów wsi nie ma. Pod nogami biega coś nowego. Czworonóg wystrojony w brązowy kubraczek renifera, z czerwonym polarowym porożem. Ratlerek. Przesłodka psina. No może nie aż tak, bo szczeka, czyli pies obronny. Obserwujecie, jak wieś też idzie z duchem czasu.
Przy stole możesz odpocząć od codziennych tematów. Spotkała się grono tubylców więc rozmowy podsumowujące rok. Kto zmarł, kto żyje, gdzie się coś urodziło, no i jakie i komu ksiądz kazał dzisiaj głośniej śpiewać. Kocham wieś za to, że tu każdy każdego zna. Kiedyś było nawet wiadomo kto z kim, ale wiecie, czas zrobił swoje.
Przy wyjeździe patrzysz do zagrody. Krów już nie ma. Szkoda. Jak były można było dzieciom uświadamiać, że mleko od krówki się bierze, że trzeba wydoić i że ciepłe i tłuste najlepsze. Dziwiły się te, które myślały, że mleko z kartonów sklepowych a zero tłuszczu znaczy smukła figura. No i trzeba będzie dalej gdzieś krówek poszukać rogatych. Są jednak świnki. Te uchowały się dziwnym trafem. Nie dorosły. Dożyją więc stycznia a może nawet lutego. Dostały dłuższe życie w prezencie pod choinkę. Zachęcam odwiedzać wieś, chociażby po to, żeby sprawdzić, jak się zmienia. Wracasz do miasta.

Wyjazdy.
Późne popołudnie. W drzwiach z walizką stoi pełnoletnie dziecię i powiada do Ciebie: Fajnie mi z Wami było, ale długo tu nie wytrzymam. Słyszysz i cieszysz się, dlatego że go nosi, że samodzielności nabrało, że świat chce poznawać, swoje życie układać.

Ponadczasowe bańki.
W same święta przekonać się możesz, że oprócz wieszania baniek na choince można je jeszcze stawiać na plecach. Choroby nie wybierają. Trafiło również na Ciebie. Bańki święta lubią. Jest wesoło. Bańki w jednym purpurowo fioletowym kolorze zdobią Twoje ciało. Za to choinka pstrokata. Przynajmniej jest różnorodność.

Drugi dzień świąt.
Siedzisz, pojadłeś i nuda. Lampki na choince nie świecą, bo dziecię przedłużacz zabrało. Tych, co aktywni już mdli. Oglądasz po raz kolejny Shreka, bo lubisz. Bo bez niego jakby tradycji nie stało się zadość. Przy jednej ze scen wysłuchujesz „Hallellujach” w wykonaniu Johna Cale. Możesz nawet nie wiedzieć, że piosenka jest oryginalna, niepowtarzalna, nawiązująca do biblijnych scen niepokalanego poczęcia, prostytutki Rachab z Jerycha, Dawida czy posiadającego nadludzką moc Samsona. Jest w niej magia świąt i czuje się ją z każdej strony. Podobnie jak w ponadczasowej „Wham — Marry Christmas”, George’a Michaela. Mówią, że właśnie w te Święta odszedł. Dziwimy się, a przecież śpiewał do dziewczyny: „W ostatnie Święta, oddałem Ci moje serce […] w tym roku, żeby uchronić się od łez, dam je komuś innemu. Może za rok, dam je komuś wyjątkowemu”. Słowa dotrzymał. Przez wiele lat oddawał je swojemu chłopakowi, a kto otrzymał je w tym roku? Niech to zostanie jego tajemnicą. Nam zostawił piosenkę. Bez niej święta świętami by nie były.

Świąteczna zaduma.
Za oknem chlapa. Samochód myłeś przed świętami. W ogóle nie widać. Brakuje dawnych śniegów. Coraz więcej ludzi w ten wyjątkowy czas wyjeżdża w cieplejsze miejsca. U mnie na plecach ślady po bańkach. Kto widział biedronkę w środku zimy? Porobiło się. Z nudów jajka znoszę od wielu dni. W odpowiedzi na słowa „jajka” usłyszałam odpowiedź: Założymy farmę. Jaja będą ekologiczne, będziemy sprzedawać. Nie będzie to takie proste, pomyślałam, ponieważ po świętach wszyscy przejedzeni, jeszcze długo będą dojadać resztki. Słowa oczywiście rozbawiły.

Po co więc te święta?
Wiecie? Jakie by te święta nie były, bardziej czy mniej świąteczne, wymarzone czy nieco wkurzające, ważne, że są. Potrzebujemy ich, aby przetrwać zimowy okres, kiedy słońca mało i chandra nas dopada. Potrzebujemy podobnie jak sztucznych ogni w Sylwestra, na które wydajemy krocie, chociaż ich życie trwa tylko moment. To małe radości tradycją zwane, wybijają nas z codzienności i to jest ich największa moc.

Święta, święta i po świętach.
I tak się stało. Były, minęły. Będą następne. A jakie? Nasze. Cudowne. Z chorobami, wpadkami, albo jak na obrazku wymarzone słodkie rodzinne. Poczekamy, zobaczymy. Pamiętajcie: Wszystko od nas zależy, jednak nie wszystko możemy przewidzieć. Po co gdybać jednak teraz, skoro przed nami następny ubaw: Sylwester.

Życzenia.
W ten poświąteczny czas życzę, abyś na przekór przeciwnościom, nudzie, wszelkim świątecznym niespodziankom czy przygodom, potrafił śmiać się z tego wszystkiego, co nie po Twojej myśli. Aby do śmiania się nie zabrakło Ci towarzystwa. Abyś dostrzegał nieuchronne zmiany. Aby w święta nigdy nic nie było na siłę, aby święta zawsze były po Twojemu. Do życzeń załączam piosenkę. Wesołych Świąt, każdych następnych.

Dodaj komentarz