PO CO PROSO CZYLI KILKA SŁÓW O KASZY JAGLANEJ

Stanęłam w kuchni. Patrzę co pod ręką. Co dobrze wygląda, co ładnie pachnie. Co świeże i się prosi żeby użyć. A w pierwszej kolejności słucham Siebie, Swojego Ciała i intuicji. Kolej pada na jagłę.

No tak. Kasza powiecie. I to jeszcze słodka. I jak się ugotuje to taka do wszystkiego i do niczego.

Też jeszcze całkiem niedawno tak myślałam i jagłę jadłam tylko z miodem i żurawiną. Żółte kulki miedzy zębami zostawały. Ale jadłam bo odkwasza i dobra dla jelit, a także przy przeziębieniach, dla sportowców oraz  dla tych co nie mogą glutenu. A kiedyś to w ogóle o niej nie słyszałam, bo kaszy mogły dla mnie nie istnieć. Dziwny zapach miały. Grysik kojarzył się z dziećmi i słodką wonią mleka, a gryka stołówką pachniała.  Ziemniaki były smaczne i kotlet schabowy na maśle. Pachniał i wyglądał jak złote duże dukaty. I skwierczał jeszcze na talerzu jak babcia podała. Mniam. Mniam. Stare jednak to czasy. Wróćmy do dzisiaj.

Stoję w kuchni i coś na szybkacza chcę zrobić. Taką bombę co łatwo wchodzi i w samochodzie można zjeść, gdy czas inaczej nie pozwoli. Przypomniała mi się książka Zaremby, co o jaglanej dużo pisze. Jak przez mgłę pamiętam przepis na koktajl. Konsystencja będzie ok. Wleję do bidonu. Smak się zobaczy co wyjdzie. Będzie dobrze. Robię pierwsze podejście.

Tego przepisu nie znajdziecie nigdzie. Czy kiedyś powtórzę, nie wiem. Będą podobne. Dzięki temu do kuchni nie wkrada się nuda. Kocham eksperymentować i tych co w kuchni robią doświadczenia. Bo kuchnia nie powinna być przymusem. Kuchni nie trzeba się bać. Nie wyjdzie coś, trudno. Nie smakuje, też nic się nie dzieje. Mała zmiana lub zmian kilka. Następnym razem wyjdzie lepiej, inaczej, smaczniej.

KASZA JAGLANA – podstawa. Szklankę ugotowanej do blendera wsypałam. MLEKO KOKOSOWE – dwie szklanki prawie. BANAN – jeden. Razem z kaszą i jogurtem konsystencji nadaje. KURKUMA –  duża szczypta. To taki żółty proszek. Oj pięknie wygląda i rozgrzewa i sprawia że potrawa wygląda jak słońce na moim obrazku z dzieciństwa, CYNAMON – oj tego to sypię bo pięknie pachnie, DAKTYLE – dwa. Dla słodkości i zdrowotności. MIÓD – łyżka, bo to samo zdrowie. CYTRYNA – nawet pół wleję wyciśniętej bo nadaje lekkiej kwaskowości i orzeźwia. Jest zasadowa jak kasza jaglana więc para z nich dobrana.

Na pierwszy raz wystarczy, chociaż jeszcze pestki dyni kuszą, ale niestety tutaj nadadzą brzydki kolor. Jogurt również, albo mango dojrzałe. Poczekają jednak na swoją kolej, na kiedy indziej. Włączam blender, aż mus powstanie. Jest super. No może trochę za gęste to mleka dolewam. O teraz ok. Do lodówki wkładam. Wyszło tego troszkę. Piłam cały dzień. Było bardzo syte. Samo zdrowie. Moje zdrowie. I moja niepowtarzalna mieszanka. Taki energetyczny detoks. Teraz kasza jaglana na dobre zawitała w mojej kuchni. Muszę tylko troszkę jeszcze w przepisach poszperać.

Czasami warto zrobić przegląd i pokusić się na to co nowe. Szukać to co nasze i to co nam służy. Stanąć przy innych półkach niż zwykle. Popytać innych ludzi  i poczytać innych książek. Dostęp do wiedzy, przepisów i produktów przeogromny. Jeśli masz potrzebę zmian wystarczy tylko chcieć.

Dodaj komentarz