Spalić go na stosie – Mazury 1/5

Przypłynęli razem. Obóz żeglarski. 10 żaglówek, piękne Antile z białymi żaglami w czarnych pokrowcach. Jedna obok drugiej. Prawie 80 osób. Wszyscy się znają. Nastolatki plus kilku młodych sterników. Rano zbiórka wśród drzew. Zadania rozdysponowano. Przysłuchuję się jednej grupce. Katolicy kontra jeden chłopiec innej wiary. Zielonoświądkowiec. Grupka żartuje: – Spalić go na stosie. – To dlatego tak daleko się wczoraj od ogniska trzymał. Słyszę i nie mogę uwierzyć. Chłopiec się jeszcze uśmiecha. Jeszcze, Padają pytania w jego kierunku. Jedno za drugim. To kim Ty w ogóle jesteś ? Wierzysz w Maryję ? Kto urodził Chrystusa ? Byłeś w Częstochowie ? Chodzisz do Kościoła ? Dziesiątki pytajników. Chłopiec nerwowo z ręki do ręki przerzuca wokół pasa miękki materiałowy portfel z drobniakami. Monety dzwonią jak dzwony w kościele. Dzwonów nikt nie słucha. Stara się udzielać odpowiedzi. Ale dzieci nie czekają na odpowiedź. One nie są po to, żeby słuchać. Zanim zapytały miały już wyrobione zdanie. Mają już swój kod w głowie i znają odpowiedzi. W ich pytaniach odczuwa się ironię. Chłopiec od początku jest na pozycji przegranej. Mam wrażenie, że niewiele brakuje, aby dla zabawy został ukrzyżowany. Kiedy młodzieniec zadaje proste pytanie zalega cisza. Dzieci nie potrafią odpowiedzieć. Dziecko jest zawiedzione, speszone i trudno mu się odnaleźć. Uśmieszków i żartów nie ma końca.

Smutny dla mnie widok. Dlaczego ? Bo to obóz katolicki. Chłopiec ma raptem 15 lat. Jak się tu znalazł ? Tato go zapisał. Świadomie czy nieświadomie w to już nie wnikam. Rozmowa z młodzieńcem to czysta przyjemność. Poznaję Chłopca, który ma swoje plany i marzenia. Pisze słowa i tworzy muzykę komputerową w stylu Rap. Z hip Hopem wiąże przyszłość i czeka aż jego głos zmężnieje, aby móc zacząć śpiewać. Gdyby to nie wyszło planuje zostać policjantem, bo chce pomagać ludziom. Ma kochającą rodzinę. Chce zdobyć patent żeglarza. Spełnia marzenia swoje i swojego taty. Poznaję kawalera, który nie przepycha się w kolejce, chętnego do rozmów, uczynnego który stanął przed nie lada zadaniem. Zadaniem uczestnictwa w obozie młodzieży katolickiej. W obecności księdza. Gdzie przez dwa tygodnie codziennie przygląda się codziennej porannej mszy. Gdzie stawia czoła młodzieży wychowywanej w katolickim duchu, która litości nie ma, choć mieć już może powinna. Miałam szczęście spotkać 1 z 23 tysięcy mieszkających w Polsce osób należącą do Kościoła Zielonoświądkowców. Spotkałam miłą naturalną w zachowaniu osobę, od której biło ciepło. Miałam okazję spotkać młodzież z duchownym na czele największej wspólnoty wyznaniowej w Polsce. Wspólnoty, gdzie miliony osób żyją w wierze poszanowania drugiego człowieka już od przedszkola. Gdzie młodzież uczestniczy w Dniach Młodzieży, a w mediach często słyszę: Miłujcie się. Daje dużo do życzenia. Czytam i obserwuję różne religie. Te dwie owszem coś różni, a tak mało o Sobie wiedzą. Obie wiary wywodzą się z chrześcijaństwa i obie darzą miłością Boga. Czy to nie wystarczy ? Czy warto toczyć spory o Maryję bez jej wiedzy ? Czy ktoś ją zapytał jak dalece chce być wyciągana na piedestały ? Czy miłujący Ojciec nie jest dla nas wszystkich jeden ? Czy to on nas dzieli czy sami Sobie nawzajem robimy krzywdę ? Czy oceniać człowieka po tym w co wierzy czy jakim jest dla nas, czy oceniać za czyny i czy w ogóle oceniać. Ile ludzi tyle zdań. Ja chłopca polubiłam bez względu na to w jakiej rodzinie się urodził. Bez znaczenia było mi do jakiej szkoły chodzi i w co był ubrany. Dobrze mi się z nim rozmawiało. W końcu każdy musiał iść w swoją stronę. Jego łódka z załogą odpływała. Chwilę postałam w zadumie zaskoczona tym co ujrzałam.

20160628_101755 20160628_100610

Dodaj komentarz