Bułki przyjechały. W środku lasu podjeżdża mały, biały, czysty samochód dostawczy. Sympatyczny Pan ubrany w białą koszulę drzwi odsuwa. Zapach jest. Pachnie jeszcze piekarnią chociaż pieczywo już ciepłe nie jest. Różnorodność, a i owszem. Może samochód nie jest zastawiony skrzynkami pod sam dach, ale jest tego troszkę. Oceniam, że w sam raz, bo Pan wygląda na takiego co ma doświadczenie i przyjeżdża tutaj codziennie znając rozkład kto, gdzie i kiedy. Szybko ustawia się kolejka. Staję grzecznie. Wśród ludzi głównie małolaty co na obozie patenty robią. Młodzież śmieje, zabija czas zabawą, bo wtedy czas szybko leci. Każdy z nich czeka, bo mu się zwykłej drożdżówki zachciało. Każdy po tę jedną w kolejce stoi. Swoją ulubioną. Są też kobiety co chcą rodzince na łajbie rarytasy zapodać. Czyli świeże pieczywo z serem. Z masłem różnie bywa. Panie już prawie u celu. Tuż, tuż. Cóż za radość. Ręką do mnie machają. Za mną dwóch takich co pamiętają czasy trochę lat wstecz. „Jak za komuny” słyszę stwierdzenie jednego. Czasy PRL pamiętam. Wyostrzam zmysły ciekawa co się będzie działo. W świecie, gdzie sklep obok sklepu, gdzie mamy wszystko w zasięgu ręki dużo ludzi w jednym czasie chcą czegoś, czego jest mało. Patrzę na wspomnianych panów. Brzuszki tęgie. Mają zapasy, a jednak w ich oczach pojawia się strach jakby mogli nie dożyć jutra. Stoją za mną. Chyba jako ostatni. Jestem bardzo ciekawa jaki ślad ta komuna na nich zostawiła. W głębi duszy wiedziałam co mogą zrobić. Prosiłam dla zabawy: Chłopcy nie róbcie mi tego.
Komuna jednak górą. Obawy zrobiły swoje. Znalazły się znajomości. Było podszeptywanie do ucha. Podawanie po kryjomu pieniążków. Jeszcze nie było bułeczek, a już wielka radość. Bo udało się. Bez kolejki prawie. Szybkość działania, organizacja, spryt i pomysłowość do pozazdroszczenia. Minęliśmy się wzrokiem. Rzuciłam w ich stronę lekki uśmiech. Miał oznaczać rozumiem. Mówił do nich: „Chłopcy są przecież wakacje. Czasy się zmieniły. Ja też tamte czasy pamiętam, ale tamtego już nie ma.”. Zostałam ostatnia w kolejce. Z młodym chłopcem miło porozmawiałam. Popatrzyłam na młodzież prawie kończyli zajadanie się pączkami z lukrem, paluchami i drożdżówkami z dżemem. Panowie zniknęli ze zdobyczą. Przyszła moja kolej. Nadal było z czego wybierać. Zakupiłam co chciałam. Jakże różne potrzeby. Jak różne podejście. Mam wrażenie, że dawne metody, zdobyć, aby przeżyć, nie są już na czasie. Dzisiejsza młodzież nie musi uciekać się do takich kroków. Ma więcej cierpliwości i więcej luzu, a kolejki są dla nich bardziej atrakcją niż powodem do stresu.