Rodzina jak z obrazka. W kącikach kurzu nie uraczysz. Na stole wazon z pachnącymi świeżymi kwiatami, rozkładasz naczynia. Pachnie obiadem, który właśnie co przygotowałaś po pracy. Patrzysz przez szybę. Szkło błyszczy się w popołudniowym słońcu. Wołasz do stołu słodziaki co z pieskiem się właśnie bawią i ze szkoły powracały. Potem na tarasie popijasz kawkę lub herbatkę, wpatrzona w kwitnące wypielęgnowane rośliny i przez uchylone drzwi słyszysz sygnał z piekarnika. Ciasto się właśnie upiekło. Zapach truskawek i wanilii wypełnia otoczenie. Po prostu sielanka. Czy tak to Sobie wyobrażamy ?
Tak jest na filmach. A jaka jest rzeczywistość ? Już nie jest tak dokładnie i nie zawsze jak na obrazku. Wracasz z pracy. Zlew pełen naczyń, w korytarzu barykada z butów, stopa do podłogi się klei, bo ktoś sok rozlał, a pies do tego wszystkiego dywan obsikał. Na szybie historia pewnego ptaszka, który codziennie tędy przelatuje. Nie masz czasu umyć. Chcesz do stołu obiad podać, a na stole mydło i powidło. Bo stół pod ręką i po drodze. Jeśli późnym wieczorem nic nie ugotowałaś masz wyzwanie co na szybko. A jak masz to będzie odgrzewane czyli już nie takie smaczne. O deserze zapomnij. Jak masz dużo szczęścia znajdziesz chwilkę dla Siebie. Chcesz wyjść i się troszkę umalować, a Twoje kosmetyki gdzieś się ulotniły. Masz szczęście, że przynajmniej mydło się nie skończyło.
To schemat, który spotykam bardzo często. Schemat rodzinny. Biorę, więc temat na tapetę. Niedziela. Leżę na hamaku. Leżymy sobie we dwie z psiapsiółą, bo ustrojstwo podwójne. Słońce wysoko. Niebiesko na nieboskłonie. Taka chwilka dla siebie. Rozmawiamy o tym jak kochane dzieci podchodzą do porządków, kiedy im się do końca nie chce. Że więcej wtedy strat niż korzyści. Jakie jest ich zaangażowanie i że lepiej czasami tego nie oglądać. O tym jak zdarza się z pełnymi reklamówkami zaraz po pracy w drzwiach stanąć i widzi to, co nie do końca chciałoby się widzieć. Jak ręce chcą opaść, bo czasami opadają, ale nie mogą, bo pełne. Ale również o tym jakie życie byłoby puste i ile mniej wyzwań. Zaczęłyśmy szukać stron dobrych, bo są przecież takowe. Dostrzegłyśmy plusy, choć ciągle minusów było dużo.
To był początek. Pojawił się śmiech, a zęby w słońcu lśniły. Za brzuch się na koniec ze śmiechu trzymałam. Łzy radości poleciały. Wiecie do czego doszłam i co mnie najbardziej w tym wszystkim ubawiło ? Że często będąc kobietą zadajemy sobie pytania: Dlaczego tak u mnie jest ? Co źle robię ? Może jakieś błędy wychowawcze popełniłam ? Może coś przegapiłam ? Może coś ze mną nie tak ?
Wystarczy kochane Matki Polki oczy otworzyć. Przecież nie jesteśmy inne. Każda z nas przechodzi to samo. W każdym domu te same wyzwania. Tylko, że my takie ambitne i mało która z nas o tym mówi. Stara się po prostu sprostać. Nie dostrzegamy, że w około podobnie. Wyrzućcie, więc troski na bok. Wszystko z Wami ok. Jesteście wspaniałe i wyjątkowe w tych ciągłych pomysłach i do doskonałości dążeniach.
Kiedy dzieci do Was zawołają Matko z dziwnym akcentem i zadziornym wzrokiem pamiętajcie, że to z miłości i przekomarzania. Bo tak naprawdę kochają skrycie. A, kiedy pies na dywan sika to zwyczajnie z radości albo, dlatego że ma problemy z układem moczowym. Więc głowy do góry i nie mazgaić się proszę. Naprzód następnym wyzwaniom jak cała reszta Matek Polek.