Z pamiętnika łazika, czyli Wenecja przemierzana piechtą 7/11

Dzień czwarty
Piazza San Marco
Za oknem tubylec do pracy podąża i wesołą piosenkę jak z jakiegoś musicalu podśpiewuje. Warto teraz w miasto ruszyć. Teraz budzi się weneckie życie na nowo.
Na moście Rialto pusto. Wczoraj wszyscy patrzyli przed Siebie oparci o kamienną poręcz. Dzisiaj Rialto odkrywa przede mną swoje tajemnice. Wyrazy miłości we wszystkich językach. Imion setki. Daty i znaki, o których tylko przechodzień – rzeźbiarz, wie, co znaczą. Tutaj naprawdę trzeba się postarać. Kamień wiekom się nie daje a co dopiero turyście.
Kierunek Piazza San Marco. Dla Was. Zanim dzwony dziewiątą wybiją i zrobi się nagły wysyp wycieczek. W drodze mijam kilkukrotnie wielkiego śliniącego się psiaka, który fioletową piłeczkę z pyska co rusz upuszcza, dając znak, żeby pan się zatrzymał. Gdzie on tu sika, nie mam zielonego pojęcia. Wiem, jednak że z naturą się nie polemizuje i jak przychodzi pora, to przeproś, nie ma. Nagle wychodzę w samym Centrum wielkiego założenia.
Przeżyj to ze mną. Zamknij oczy. Zobacz.
Tylko kilka osób. Knajpki dopiero co oczy otwierają. Obrusy na stolikach zapodane. Ich biel w słońcu błyszczy. Setki czerwonych żółtych i niebieskich krzeseł piękny widok zawdzięczają otoczeniu. Kolorem dominują. Wyglądają ładnie, bo i tło im sprzyja. Z wielkością elegancją monumentalnością tutejszych założeń nie konkurują. Jakoś się plastik z kamieniem w Wenecji dogadują.
Oglądam szczegóły. Jest tego multum. W rzeźbach i malowidłach bez liter całe historie można godzinami czytać. Samemu dochodzić prawdy. Zapamiętywać to, co nas urzeka. Zapychać głowę cyframi, tylko gdy masz potrzebę, w przeciwnym razie nie warto.
Obok mnie słyszę rodzimy głos. Przewodniczka Polka zaczyna opowiadać o tutejszej wodzie. Tyle centymetrów było, Tyle będzie za godzinę. Sumami matematycznymi operuje. Maturę zdałam, ale niewiele zrozumiałam. Chyba do grupowych wycieczek nie nadaję się zbytnio. Są kałuże, a potem ich nie będzie. Po co mi więcej. Wystarczy, że pewnego wieczoru widziałam przy Canal Grande, co przypływ robi z tym miastem. Woda wpływa do domostw. Jest zagrożeniem.
Wycieczka pojawiła się nagle i nagle zniknęła. Niech Sobie biegnie dalej, ja jeszcze chwilkę zostaję.

Patrzę na historyczny plac, gdzie ptaki taplają się w wodzie, dzieci siadają na rzeźby, a mewy jedzenie podkradają. Na ludzi wschodu, którzy uzbrojeni po uszy w nowoczesny sprzęt mają w naturze wszystko i wszędzie nagrywać. Na czyste niebo. O placu i bazylice możecie wiele doczytać lub zobaczyć sami, jeśli stwierdzicie po zdjęciach, że warto. Osobiście polecam być, oglądać, dotykać, nasłuchiwać, wąchać. Poczuć samemu to miejsce. Na spokojnie bez pospiechu.
Oho! Wody się opiłam. Natura woła. Rozumiem chyba, co czuł pies stojący na środku betonowego placu. Pod lampą mu nie pozwolono. Zmykam. Zwieracze wołają. Siku. Siku! Za chwilkę wracam.

Na jedno z najsłynniejszych miejsc Piazza di San Marco wracam w samo południe. Wyczytałam, że przewija się tu 20 milionów turystów rocznie. Wierzę. Będąc tutaj, również się przecież dokładam.
Ludzi jak mrówek. O rety. Po pietach drepcą. Sprzęt w postaci kamer, aparatów fotograficznych i telefonów odpalili. I ciągle mówią. Zagłuszają szum wody. Zdjęcia robiącym zdjęcia pstryknęłam i idę dalej. c.d.n

DSCF0654 DSCF0659 DSCF0661 DSCF0662 DSCF0669 DSCF0670 DSCF0671 DSCF0672 DSCF0673 DSCF0674 DSCF0675 DSCF0688 DSCF0692 DSCF0693 DSCF0694 DSCF0695 DSCF0696 DSCF0697 DSCF0699 DSCF0701 DSCF0702 DSCF0703 DSCF0704 DSCF0706 DSCF0709 DSCF0711 DSCF0712 DSCF0713 DSCF0714 DSCF0715 DSCF0716 DSCF0717 DSCF0719 DSCF0720 DSCF0725 DSCF0730 DSCF0734 DSCF0735 DSCF0736 DSCF0739 DSCF0740 DSCF0742 DSCF0744 DSCF0746 DSCF0747 DSCF0749 DSCF0750 DSCF0751 DSCF0752 DSCF0755 DSCF0757 DSCF0758 DSCF0760 DSCF0762 DSCF0764 DSCF0765 DSCF0767 DSCF0774 DSCF0776 DSCF0781 DSCF0788 DSCF0865 DSCF0792 DSCF0793 DSCF0798 DSCF0799 DSCF0802 DSCF0808 DSCF0815 DSCF0819 DSCF0826 DSCF0833 DSCF0700DSCF0746

 

Dodaj komentarz