Dzisiaj będzie nieco krócej. Czy treściwie sami osądźcie? Dam Wam od długaśnych wpisów nieco odpocząć. Tak dla zdrowotności i różnorodności. Opiszę jeden z moich weneckich wieczorów.
Kolacja
Zabieram się za nią.
Będąc poza domem, włączasz czasami myślenie. Tego zabraliśmy za mało, a czegoś innego nie wzięliśmy w ogóle. Następna myśl: Trzeba kupić. Tylko na wyjeździe możesz spotkać się z wyzwaniem, czym rozsmarujesz masło, gdy noża ze sobą nie zabrałeś. Przecież nóż kupować specjalnie, to rozwiązanie mało praktyczne a jeść przecież warto. A dlaczego nie poczekać jak masło nieco zmięknie i użyć trzonka od szczoteczki do mycia zębów? Takich rozwiązań możesz tworzyć bez liku. Ćwicząc główkowanie, możesz być pewien, że głowa dłużej posłuży.
Z trzonkiem szczoteczki w ręce zjadłam kolację. Zeszłam na psy? Ja się tak nie czuję. Poradziłam Sobie? Owszem.
Zambijski artysta
Za oknem ciemno. Miasto usypia. Wchodzę do pokoju i siadam. Słucham, a on opowiada. Viktor Mutelekesha. Oglądam jego dzieła. Wsłuchuję się, jak powstawały. Za dwa lata widzę go na Biennale mającego własny pawilon i reprezentującego swój rodzimy kraj Zambię. Dlaczego? Bo to jest jego marzenie. A on go ma i chce spełnić.
Viktor, jeśli czytasz ten wpis, pamiętaj: Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. Trzymam kciuki.
Wracam do Was. Dzisiaj wiem, że wszystkiego się nie da. Że nie da się wiele i nie w kilka dni. W Wenecji to wręcz niemożliwe. I to nie w trakcie Biennale. To jak pogoń za zajączkiem, którego nie da się złapać. Wieczne zmęczenie i niezadowolenie, bo jeszcze coś trzeba było, ale się nie zdążyło.
Na ten moment staram się cieszyć, z tego, co mi się zobaczyć udało. Jeśli mam ochotę poczytać w środku Wenecji, po prostu czytam. Niech inni biegają. Ja wolę zwolnić i przyglądać się im. Więcej ujrzę i więcej wysłucham w tym czasie.
Jest już dużo po północy. Za oknem ciągle słychać liczne śmiechy i głosy. Niedługo zamilkną. Kiedyś spać trzeba.
Wczoraj spalam na piętrze, dzisiaj zeszłam do parteru. Miałam okazję, to wykorzystałam. Na de mną nowy współlokator. Ciężki. Bardzo ciężki. Łóżko przy każdym jego ruchu wydaje trzeszczące dźwięki. Jest lekka andrenalinka.
Chrapanie jest jak Performance
Na górze obok ktoś chrapie. Na dole chrapie. Każdy w innym tempie, ale rytmicznie. Nie chrapie tylko tęgi Koreańczyk. Do niego jeszcze wrócę. Patrzy w ekran monitora i jest zupełnie cichutko. Oddycha spokojnie. To trzeba przeżyć. Czasami przytulić sytuację. Czasami zaakceptować. Innym razem w środku nocy poprosić, aby ktoś przewrócił się na bok albo światło wyłączył. Przeżyć to po swojemu. Powiem jedno. Nie zdawałam sobie sprawy jak dużo ludzi chrapie. Chrapie cały świat. Ile ja doświadczam, nawet w pokoju, to głowa mała. Bajer.
Podsumowuję dzień. Jedyną rzecz, jaką zaplanowałam tego dnia to trasa na spotkanie ze znajomą. Znałam już te ścieżki, a jednak zgubiłam się, choć droga była niedaleka i prosta. Los płata figle. Zasypiam. Ciekawe czy ja chrapię? Nie. Ja nie. Ja na pewno nie. Chociaż. A jak jest u Ciebie?
Dodaj komentarz