KARAIBY – KONIEC BUJANIA 22/25

Wysiadamy. Koniec bujania. Zamieszanie i szybkie pakowanie. Siedzę ma walizach. OstatnIe focie. Łódź ma raptem kilka godzin na odpoczynek. Zaraz wsiadają na nią następni. Pracowita LB robi 7 dni w tygodniu na 3 zmiany. Pod nią nurek w podstawowym osprzęcie ABC sprawdza dno katamaranki. Z wody wynurza się opalona szczuplutka i nieogolona buzia. Słyszę tak całkiem po polsku: Liny niepowkręcane. Silniki i miecz ok.
Rafał, bo tak ma na imię chłopak, Polak z krwi i kości znalazł tu swoje miejsce. Czy nadal nie wierzycie, że świat jest mały, a rodaka spotkasz wszędzie?
Podczas spaceru spotykam następnego. Plecak a do niego przywiązany mały namiocik i nieco zdezelowane trapery. Nawet nie nadążam, zapamiętać gdzie już był i jakie kraje zamierza przemierzyć. Przemieszcza się waterstopem, czyli od lądu do lądu ktoś go podrzuca własną łajbą. Młody podróżnik gra na tamburynie. Młodzieniec samotnik, który zwiedził już prawie cały akwen Oceanu Atlantyckiego. Tak trzeba umieć. Tak chcieć. Takie życie nie każdemu pasuje. Wielu mu się dziwi i wielu zazdrości. Wielu z otwartymi ustami słucha.

W knajpce znowu spotykam Rafała. Jego ruchy, opalenizna, zachowanie świadczą o tym, że już stał się częścią tego miejsca. Potwierdza to, co sama przyuważyłam. Na Karaibach umiejętność podejmowania decyzji leży. Tutaj każda decyzja to mega wyzwanie. W prawo czy w lewo? W lewo czy w prawo zastanawia się tubylec, stojąc na skrzyżowaniu.
A co z innymi opowieściami?

Ludzie
Na Martynice ludzie są mocno skłóceni. Powód? Pierwsi, którzy tu napłynęli to mieszanka różnych plemion afrykańskich. Ponoć na Martynikę trafili ci najładniejsi zaś najbrzydsi, po prostu zapomniałam. A może nie chcę powiedzieć? Wróćmy jednak do francuskiej wyspy. Wierzyć w to, co na zapleczu mówią? Sprawdzam. Patrzę po twarzach. No faktycznie ładne bestie.

Meczeta
Do wszystkiego meczeta. To podstawowe ponoć narzędzie pracy. A grabie? Też są. To maczety tylko w jednym rzędzie postawione obok siebie. Rafał uśmiecha się pod nosem. Grupka śmieje się, skupiona wokół mnie. Żart, a może troszkę w tym prawdy? Patrząc na ludzi na tutejszej budowie i rolnika gdzieś u podnóża góry stwierdzam, że więcej niż trochę. Młot pneumatyczny i pracownik fizyczny w klapkach remontujący drogę nie idą mi tu bardzo w parze.

Przed samym wyjazdem spotykam Julię. Pamiętacie Julkę? Jeśli nie, to warto sięgnąć kilka wpisów wcześniej. Znowu się uśmiecha. Radosna Julia, która znalazła tu na chwilkę swojego Romeo. Jak potoczą się dalsze jej losy? Julii życzę mnóstwo szczęścia w miłości bez względu na wiek, czas i miejsce. Miłości do siebie przede wszystkim.

Dzisiaj zobaczyłam Afrykę przesiąkniętą Francją. Mieszanka narodowościowa i barwy skóry od kawy latte po gorącą czekoladę. W porcie setki masztów na bielutkich jachtach, których ceny osiągają krocie. Gdzieś w kąciku drewniane kolorowe wielkie łodzie, łódeczki prawie jak z łupiny orzecha i plątanina delikatnych sieci czekających na swoją kolej. Małe samotne krzesełko i odgłosy handlarek, które zwijają właśnie swoje stragany ze świeżą wanilią, imbirem, kurkumą czy cynamonem. Delfiny i morświny przespałam. Czekają na mnie gdzie indziej. Wsiadam do busa. Wracam do domu. Powroty też mają w sobie wiele dobrego.

 

 

Dodaj komentarz