Pierwsze dni na Lofotach. Warto się rozpakować. Wielki ponton, który strażacy na akcje ratownicze biorą, czeka na swoją kolejkę. Doczekał się. Pogoda rano zmienna. Nawet powiem, że dużo padało. Lało jak z cebra chwilami. To dzień, gdzie dwa nurkowania grzybobraniem były urozmaicone. Przy brzegu słyszę małe poruszenie. Podczas składania okazało się, że część podłogi nie przyjechała. Bez tego trudno pływać. Piłka i młotek potrzebna. I kilka desek, których w okolicy nie brakuje. Norwedzy drewno lubią. Tyle chłopakom trzeba, żeby podłoga kompletna była. Oni rąk nie rozkładają, oni rękawy potrafią zakasać. W jedności siła, więc każdy głową troszkę ruszył. Idę zaglądnąć z ciekawości. Pełny profesjonalizm zastaję. No cóż, dla tych chłopaków nie ma rzeczy niemożliwych. Tym bardziej, że łowienie ryb sobie umyślili. Żaden braki im nie staną na przeszkodzie. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że faceci, o których piszę żyją jak pies z kotem. W rzeczywistości są jak bracia i łączy ich nieodłączna przyjaźń. Cięty język, żart za żartem i przekleństw nie mało, ale w sympatycznym wydaniu. Każdy ma inny charakter i temperament. Wszyscy mają coś z dziecka. Są też tacy co z dziecka nigdy nie wyrośli. Pozytywnie nastawieni do świata. Uśmiechnięci wstają i z uśmiechem się kładą. Wkurzają się na ciebie, ale to słodkie wkurzanie wiesz, że krzywdy nie zrobią. Czasami pokrzyczą na siebie, ale im szybko przechodzi. Troskliwi. W mig potrafią się zebrać, a snu jakby nie potrzebowali.
Z takimi facetami na ryby się wybrałam chociaż łowienie ryb jest mi bardzo nie po drodze. Ryby jeść owszem, ale lubię. To miała być męska wyprawa, a mnie kusiło. Sześciu ich było. Dosiadłam się w ostatniej chwili. Nic nie mieli przeciwko. Przyjęli z otwartymi rękami. Wsiadamy na łódkę. Jeden w gumiakach inny prawie na bosaka. Jeszcze inny w krótkich spodenkach chociaż pogoda wymagająca. Któremuś buty zamokły i plecak zalało. Ale kto podczas emocji związanych z połowem o takich drobiazgach myśli. Bo emocje są. Ryby biorą. Dorsze, makrele i głębinowe brosmy. Aż im oczy pod wpływem zmiany ciśnienia wychodzą. Ryby mniejsze i duże. Radość jeszcze większa. Cieszą się jak dzieci, a ja razem z nimi. Nie wiem co tam pod wodą, chyba mają fart. Nawet ja coś złowiłam po krótkim kursie. Nawet dwie na raz na jedną wędkę. Bo chłopaki o babę z jajami dbają i nie chcą, żeby z boku tylko siedziała.
Nałowiliśmy dla całej zgrai na lądzie. Oni nałowili mój udział był znikomy. Moje dwie, a ich cała zgraja pod prowizoryczną podłogę, która wieki by przetrwała się pochowały. Nie wiem czy mieliśmy dużo szczęścia, czy to było doświadczenie. Może chłopcy zostali dobrze poinstruowani o tym w jakim miejscu łowić i miejsce na środku morza znaleźli? Czy to ważne? Nawet jeśli ryb by nie było, zabawa byłaby przednia. Bo były przepychanki żartobliwe i żarty przednie, teksty. Dużo męskiej naturalności. Ją trzeba umieć czytać i potrafić śmiać się. Inaczej kobieto masz drogę przez mękę. Taki żart.
Czasami nam coś w facetach przeszkadza, czasami drażni, ale my kobiety powinnyśmy pamiętać, że to nie nasz świat. Pretensjonalność, nadopiekuńczość, wypominanie, rozliczanie odpuśćmy sobie czasami. Zauważajmy, że oni są po prostu inni. Inaczej świat widzą. Dużo prościej. I to się mi w nich podoba. Nie chcą długo pamiętać i szybko rozprawiają się z wyzwaniami. Mogłam przekonać się o tym dzisiaj. Podobnie jak tego, że męskie wyprawy są im potrzebne jak powietrze. Kontakt między mężczyznami to pierwotna potrzeba. Każdy facet zasługuje na przyjaciela. Dużego męskiego grona przyjaciół. Takich do wszelakich wspólnych zadań i wygłupów. Takich, z którymi naprawi łódkę i wybierze się na ryby, wymarznie i przemoczy do suchej nitki. Pamiętajmy, że my możemy dać im delikatność, ale odwagę i siłę faceci czerpią od Siebie nawzajem. Wspólne przebywanie w męskim gronie wydobywa męski potencjał. Nie bądźmy, więc zazdrosne o inne relacje mężczyzny, nie bądźmy spragnione jego ciągłej obecności w domu. Nie ciągajmy ich po sklepach. Poszukajmy swoje babskie przyjaźnie.
Założyłam, że na tej wyprawie będzie super i było. Zmarzłam tak, że nogi po gruncie same iść nie chciały. Przewiało wszystkie kosteczki. Ale co moje to moje i tego popołudnia za skarby bym nie zamieniła na inne. A prą po ryb. Były przepyszne. Każdy facet jest inny i każdego warto zrozumieć. Ale powiadam Wam grono tych co bronią i ratują ludzi z opresji, są wyjątkowi. Również ci, którzy na co dzień im pomagają. A ja właśnie takich mam kompanów. Co umieją udzielić pierwszej pomocy w każdej sytuacji. Mają siłę Guliwera i złote serce. Pomagają. Nie widzą problemów, a jedynie wyzwania. Oczy mają dookoła głowy. Wzajemnie się wspierają. Ratowanie i pomaganie wpisane jest w ich zawód i to w ich krwi płynie. Przy nich czuję się dobrze zarówno na lądzie, jak i pod wodą. Jeśli kiedyś będziesz potrzebna pomoc o numerze 998 warto pamiętać w pierwszej kolejności.