Wraki mam w pracy. Codziennie za oknem. Ludzie przywożą do kasacji. Trochę złomu. Kto by na to patrzył, a co dopiero się tym zachwycał. Dzisiaj oglądanie łodzi rybackiej. Tak mówią. A ja ramionami wzruszam i pytam: Co Wy w tym widzicie. Widziałam już kawałek samochodu. Praktycznie została oś i kierownica. Trochę żelaza pod wodą porośnięta roślinnością. Będzie fajnie słyszę. Zawierzyłam, bo dlaczego by i nie.
Wyrzuceni zostajemy daleko od lądu. Fale są, bo to prawie pełne morze. Od wielkiej pomarańczowej boi w dół biegnie lina. To miała być lina. Ja widzę tylko cienki biały sznurek. Nade mną nurek, pode mną nurków kilku. I toń i trochę jakby do niebieskiej wody ktoś troszkę mleka dolał. Wszyscy w dół spadają jak ciężarki. Wyrównanie ciśnienia odbywa się nie wiadomo kiedy. Ledwo się oglądnęłam, a jestem na ponad 28 metrach głębokości. To mój rekord. Przed moimi oczami ukazuje się widok kadłuba. Wielka jest bestia i już robi wrażenia. Najnowocześniejsza szwedzka jednostka rybacka z 2001 roku przyjechała tu jako nówka na połów Dorsza. Jak setki innych. Zatonęła rok później, bo ktoś stwierdził, że zrobi sobie mały skrót, żeby było taniej i szybciej.
Zamknij oczy. Ujrzyj wyobraźnią mały statek. 75 metrów długi i 18 m szeroki. Nowiutkie burty lśnią w słońcu. Maszt pnie się wysoko w stronę nieba. Wyposażony jest w najnowocześniejszą aparaturę i szereg komputerów. Kilku rybaków używając najnowszych rozwiązań krząta się po pokładzie wyciągając ciężkie sieci, a w nich tysiące ryb. Jednostka jest w stanie pomieścić w wielkich ładowniach w sumie 800 ton. Każda z nich przechodzi przez ludzkie ręce, aby być wypatroszoną od razu po wyciągnięciu z wody. Są segregowane do odpowiednich pojemników, które są przypisane do odpowiednich ładowni. Tam na wielu poziomach czekają aż dopłyną bezpiecznie do lądu. Wszystko chodzi nienagannie. Łódź wyróżnia się na tle innych. Przeszywa fale norweskich wód bez problemu. Jedynym zagrożeniem dla niej są tutejsze podwodne niespodzianki w postaci wypiętrzających się skał. Jednej takiej nie wykrywa komputer. Przeszywa przód kadłuba jak ostry nóż tnie bułeczkę. Statek powoli nabiera wody. Może i byłby do odratowania, ale idzie weekend, a w weekend Norweg ma wolne. Do tego jedna z pomp, które tłoczą wodę, aby łódź mogła przybić do brzegu zatyka się. Ekipy ratownicze zabierają załogę na ląd. Maszyna idzie na dno. Wielka masa wykłada się na prawym boku pod wodą. Patrzę na nią dzisiaj i mam na wyciągnięcie ręki. Leży spokojnie na około 45 metrach i jest schronieniem dla okolicznej fauny i flory. Dla mnie to Tytanic tylko w nieco mniejszym wydaniu. Pokryty żółtymi i różowymi żyjątkami. Mimo znacznej głębokości żywe kolory zaskakują. Szczególnie żółtawy kanarkowy mnie w tym miejscu zaskakuje. Wszystko na statku zachowane w idealnym stanie. Tylko kolory zmienił na rdzawo brązowe. Kadłub i cała reszta opierzona. Jakby zielony puch się do niej poprzyczepiał. Algi lekko utrzymują się na wodzie, ale odpłynąć nie mogą. Ciężka od wody sieć nie do podniesienia na dnie leży. W wodzie przekrój liny przyjmuje rozmiary zaciśniętej pięści. Woda działa jak szkło powiększające. Małe ławice ryb mają tu swoje szlaki. Czuję się czasami jakbym na skrzyżowaniu była. Ogólnie obowiązuje ruch prawostronny. Czyżby ryby przepisów przestrzegały?
Popływałam między stalowymi elementami, nacieszyłam oczy widokiem. Czas wychodzić z wody. Słońce do wody zagląda. Wyjście trwa dużo dłużej ze względu na przystanki sanitarne i dekompresyjne. Wysoko na powierzchni nieźle huśta. Wykładam się na wodzie. Słona do buzi wpada wraz z falą. Za mną następne czarne postacie wyskakują jak piłeczki. Słońce w buzię świeci, a ja czekam aż łódź podpłynie. Troszkę opalanka. Kolega skafander napompował. Bawi się w wodzie jak dziecko. To był przyjemny spokojny nurek, choć na początku obaw było troszkę i nie tylko u mnie. Zostawił dobre wspomnienia i sentyment do tego, co na dnie.
Są chwile w życiu, kiedy człowiek zakłada, że mało ciekawie będzie, że to nie dla niego. Kiedy jednak podda się chwili i spróbuje, życie daje mu w prezencie niespodziankę w postaci wspaniałych wrażeń. Może, więc nie nastrajaj się z góry, że coś nie dla Ciebie, nie Twoje. Przez takie myślenie właśnie w życiu często omija nas to, co piękne. Dzięki takim chwilom rodzi się miłość, pasje i przywiązanie. Nie daj im przechodzić obok.