Tańczę. Tym razem na pokładzie promu. Jest 2-ga nad ranem. Jestem w drodze powrotnej do domu. W chwilach przerwy poglądy wymieniam. Ktoś mi mówi, że stary jest. Owszem ma swoje lata, ale do osoby, która właśnie do tańca mnie prosi na dyskotece, jakoś te słowa mi nie pasują. W głośnikach leci „Nie liczę godzin i lat”, a to bardziej mi już koreluje z ludźmi, którzy są ze mną w tym miejscu. Większość znam, bo przez tydzień byliśmy jako jeden team. Z kilkoma w głębszych relacjach z innymi nie miałam okazji porozmawiać. Okazja nadarza się teraz.
Zanim tu się znalazłam założyłam, że dzisiaj się nie bawię. Że zasnę słodko i noc prześpię. Ale przyszli i za nóżki wyciągnęli. I tak znalazłam się pod kopułą imitująca gwieździste niebo z tysiącem lampek mniejszych od choinkowych. Po kilku kawałkach nastrój się poprawia. Obserwuję jak ludzie w tańcu się zmieniają. Dzisiaj pozbawiam się uprzedzeń. Każdy z nas je ma.
Wyobraź sobie sytuację: Mało z kimś rozmawiasz, wiesz o nim niewiele. Wydaje Ci się zamknięty w Sobie i takim co ma własne zdanie. Mało miałeś z nim wspólnych tematów, a on prosi Cię do tańca. Zanim muzyka zacznie grać staje na chwilkę i zamyka oczy. Po to, żeby wyczuć rytm i sprawdzić się jako prowadzący. Odkrywasz, że w tańcu jest delikatny i pełen mądrości wynikających z życiowych doświadczeń. Otwarty i miły, i ma swoje pasje. Kilka kawałków i już wiesz o nim dużo więcej. Już inne jest Twoje wyobrażenie.
Inny osobnik o mocnej konkretnej nieco misiowatej budowie też przechodził za dnia koło Ciebie wielokrotnie bez odzewu. Słyszałeś wiele razy jak ma odmienne niż Ty zdanie o tym czy tamtym. Tańcząc już przy pierwszym kroku wyczuwasz jego miłość do ruchu i muzyki. Kroki przewidywalne i płynne przejścia, mocne przytrzymania, żeby kobieta przy szybkich obrotach czuła się bezpieczna. Zmiany w tańcu, aby monotonii nie było. Ogólnie pełna swoboda. Osoba która na co dzień zaniedbuje postawę tutaj przyjmuje pozycję wręcz idealną. Klata do przodu, napięte pośladki, jakby to w genach miał, ale bez muzyki o tym zapominał. Tańcząc z taką osobą patrzysz najpierw na nogi. Dopasowujesz się. Ale wiele czasu nie trzeba, aby przy takiej osobie nogi same myślały za siebie.
Na parkiecie dziewczyna w srebrnej krótkiej sukience. Czarne szpilki nieco wyniosły ją wyżej. Zadbana, wymalowana, przed chwilą jeszcze w różowej kreacji. Bo ona właśnie tak ubrana dobrze się czuje. Dla innych zwykły codzienny sportowy but wystarczy i t-shirt, ale nie dla niej. Pięknie wygląda. Piękne jest również to, że na promowej dyskotece strój nie ma znaczenia. Ważna jest dobra zabawa, aby 18 godzin szybciej i w miłej atmosferze minęło. Wróćmy jednak na parkiet. Dziewczyna ciemne proste włosy luźno spinką z tyłu głowy podpięła. Tańczy w parze. Kroki jakby wyćwiczone. Może na lekcjach tańca, a może ta para tak przez całe życie kroczy krokiem tanecznym? Lekko głowę przekręciła, oczy w parkiet lekko skierowała, ale wzrok nie tam patrzy. Zagląda gdzieś wgłąb siebie. Jest jej po prostu dobrze. Za mężem płynie. Myślisz Sobie: Czy w życiu też? Ja im tak osobiście życzę.
Inna para ma wreszcie czas, żeby być faktycznie blisko. Widzisz całusy, uśmiechy i patrzenia sobie w oczy. Dotyku nieco więcej. On z buzią opaloną od norweskiego słońca i wiatru. Meloman. Muzyki słucha, kawałków zna multum, dobrą muzykę do zastanych klimatów umie dobrać gdy sam się w DJ – a bawi. Ona drobniutka wywija się i odchyla do tył prawie mostek robiąc. Chłopak elastyczną dziewczynę przytrzymuje. A potem znowu patrzą na siebie i białe zęby widać. W dzień u nich tych gestów mi brakuje. Jest im razem dobrze. Są tutaj i teraz, i razem.
Jeden z „przyjaznych obcych” w trakcie tańca opowiada o udanym wędkowaniu, na które się wybrał i przygodzie, która go właśnie spotkała gdy samochód jednego z Norwegów w jego łódkę wjechał. Ten człowiek przyszedł tu, aby wypełnić czas i nie być sam. Do żony i dziecka wraca. Większość z tych ludzi jest już po długiej podróży i jeszcze dużo przed nimi. Tutaj powroty już na dni się liczy, a nie na godziny. Jedni z wielkich połowów dorsza wracają, inni z nurkowania, a jeszcze inni z widoków podziwiania. Zmęczenia na ich twarzach nie widać. To zasługa endorfin, hormonów szczęścia.
Często ci, o których myślisz: dziwak, podrywacz, szaleniec, okazują się przyzwoitą osobą. Ja tylko o takich w tym wątku piszę. Warto jednak ze względu na czasy wspomnieć, że wariatów, którzy chcą wykorzystać nie brakuje, więc pamiętaj, że czujnym warto jest być zawsze. Słowa kieruję do czytającej młodzieży i tych co nadmierne zaufanie mają. Baw się i dbaj zawsze proszę o swoje bezpieczeństwo i tam, gdzie ochrona bezpieczeństwo ci zapewni.
A co do muzyki. Kiedy jest ciemno, a ona w ucho wpada mimowolnie stajemy się innym człowiekiem. To, o czym w dzień wielu z ludzi zapomina albo myśli, że przy ludziach nie wypada pojawia się wraz z piosenką i kiedy się ruszasz. Wtedy wokół nic się nie liczy oprócz tańca. Wtedy do głosu dochodzi własne „ja”. Muzyka i drgania cząsteczek poruszane przez dźwięk sieją magię. Są jak lekarstwo. To czas, żeby zapomnieć o wyzwaniach. Czas nowych znajomości, a czasami też zadumy w przerwach nad tym czy się w życiu przypadkiem za mało się nie uśmiechamy. A, więc tańcz człowieku, kiedy tylko będziesz miał okazje i kiedy tylko ochota najdzie. Z kimś, samemu i w grupie. Wśród znajomych i nie tylko. Na promie, w remizie czy eleganckich klubach. Bez wstydu, że coś nie tak i z dumą, że masz odwagę. Po swojemu i dla Siebie.
p.s: I tak się zatańczyłam że zdjęć nie zrobiłam. Na zdjęciach para, o której pisałam w poprzednim poście. Bo tańczyć można wszędzie. O tańcu jeszcze będzie.