ENRIQUE 1/3

„Do tej pory, żaden ze współczesnych artystów, nie miał na swoim koncie tylu hitów, w tak krótkim czasie.”
Gazeta Wyborcza

Drapią się znawcy muzyki, niektórzy włosy prawie z głowy rwą: Jaki z niego artysta? W ostateczności piszą: Enrique Iglesias — Performer. Czy z „materią sztuki” się zgodzę? Nie powiem, zanim nie dotknę. Piosenkarz, przystojniak, bardzo ciepły człowiek a może kilka w jednym? Sprawdźmy.

Drugie podejście
Nie jedna osoba układa usta w asymetrii i z wielkim zdziwieniem pyta: Na niego jedziesz!?! Ja na to rzecze: A HA! Ciekawi mnie, dlaczego ludzie po Kopenhadze, Lublanie, Oslo, Atenach czy Lizbonie się za nim rozbijają. Ktoś inny zapytuje: Na tego młodego?!? A NO! Dlaczego by nie? Przy Hulio Iglesiasie uczyłam się, jak faceci podbijają kobiety — O rany! Ile to lat minęło! – przy jego dziedzicu napatrzyć się w teledyskach nie mogę jak wiele w kobietach uroku. Dwa lata temu miałam bilet w kieszeni. Śpik, ból i niemoc. Spod głównego wejścia wracałam w te pędy. Ponoć: Co się odwlecze to nie uciecze. Dzisiaj cel ten sam, bo odpuszczanie nie w modzie. Tauron Arena Kraków, koncert „All the hits live” Enrique Iglesiasa.

Przed
Pan przy bramkach kontroluje torebkę mą. Nie może uwierzyć. No co? Lubię jeść, chociaż po mnie nie widać. Zapasów ociupinkę zabrałam. Przezorny chomik, wiewióra.
No i siedzę. Wejście przez VIP. Mówią: Nie planuj, a będzie Ci dane. Żadnych oczekiwań. Zaskoczenie? A jakże. Czerwone dywany i kibelek bez kolejki, chociaż cena jak dla przeciętniaka. Tylko ognie gdzieś przy wejściu mnie ominęły.
Patrzę po twarzach. Ci na płycie co blisko będą mogli po stopach całować. Jest ich jak mrówek w kopcu. Łypię wzrokiem dookoła: Średnia wieku? Średniej nie ma. Dzięki gabinetowym poprawkom czy odpowiedniemu podejściu do życia wszyscy tutaj wyglądają na tyle samo. A propo: Wiecie, że muzyka i dobra zabawa remedium jest na młodość?
Ogólnie każde miejsce zajęte. Zanim Król przybieży, do ucha wpadają taneczne kawałki. Troszkę dymu na środku i światełka do nieba, czyli ostatni sprawdzian sprzętu.
Ciemno jak … po prostu ciemno. Tylko na środku coś pobłyskuje. Scena? Skromniutko. Jakiś facio w miejscu tupta i muzę puszcza. Czekam. Kto powiedział, że początki są łatwe? Wypatruję. Nic. Nuda. Siku się zachciało. Trzymam. Tyłka przecie nie ruszę? A co jakby mnie początek ominął? Nie ma mowy. W zapomnienie siusiu pójdzie, mózg przypomni sobie o płynach, gdy koncert będzie dobiegał końca. O Ho! Różowy balonik uciekł komuś z ręki. Jeden. W Sali dużo głów niewieścich. Dziewczyny trudno rozróżnić. Wszystkie blond włosy i do tego długie. Klony XXI wieku. Co druga w naturze to szatynka brunetka czy zupełnie krucza. Już wiem, dlaczego fryzjerki mają pełne ręce roboty. Wzdycham. No! Wychodź Iglo, wychodź, bo mnie senność bierze. Ja po pracy a jutro znowu robótka czeka i na pewno nie jest to szydełkowanie. Pamiętaj, że przyjemność bycia tutaj, w środku tygodnia upycham między obowiązki.

Oczekiwanie
Słucham muzy: „Nie ma nas, nie ma nas”. Czy to jakaś aluzja? Ktoś mopem przeleciał po głównym parkiecie. Ostatnie spóźnione szlify. Chyba prosto do pracy pomknę albo urlop na żądanie? Czekam. Jadę z koksem dalej. Pustkę wypełniam. Szukam z nudów przyczyn. Może jutrzejsze urodzinki obchodzi i zapomniał, a może w kibelku się zaciął? A co gdy nerwy puściły przed występem? Zostańmy przy opcji: Drzwi się nie chcą otworzyć. Byle tylko nie w tej wygódce, do której ja się zaraz wybiorę. Patrzę do torebki. Połowę zapasów wyjadłam. Zaczyna mnie to bawić. Uśmiecham się sama do siebie. Głowa z pomysłami zasuwa. A może w korku stoi? Bo był nie lada wielki. Sama jadąc, doświadczyłam. Sama byłam ociupinkę spóźnioną. Pomysły już się kończą. Słyszę podpowiedź niewiasty: Może to on za konsolą na scenie? Wgapiam się. Wgapiam się. Nie z dłuższym „e” – niemożliwe. Wącham. Obok w ruch idą domowe kanapki. Towarzystwo zgłodniało, więc zapachniało wędlinką. Idziemy z psiapsiółką poszukać. Dziewczynom obok oznajmiamy: Pogonimy chłopaka i tyle.
Wiecie? Oczekując ponad godzinę, można złościć się co niemiara. Ile z tego jednak pożytku? Mnie dzięki dobremu towarzystwu wszystkie mięśnie twarzy bolą. Poziom DHEA dosięgnął zenitu. Dzięki spóźnieniu Iglo mit chwilowo obalam, że ponoć po czterdziestce niedobory hormonu szczęścia dokuczają.

Minutę później
Król na scenie a ja na tronie. Pięknie. Dołączam szybciutko do reszty. No nareszcie! Jest. Ciemne spodnie z kieszeniami, troszkę srebrnego łańcucha dopasowana koszula. Góra rozpięta, podwinięty rękaw, powtarzalny schemat. Charakterystyczna czapeczka z daszkiem, miast z teledysków nieco rozwianej czupryny z uczesaną na bok grzywką. Mięśnie? Z daleka widać. Z figurą nie polemizuję. Zęby? Umyte na tysiaka. Z ostatniego rzędu widać jak biel z buzi tryska. Koniec żartów. Wyłączam na chwilkę głupawkę.
c.d.n.

Dodaj komentarz