Mastique. Tam trzeba być. Tak mówią. Tam bogaci tego świata mają swoje rezydencje. Tak słyszałam w opowieściach. Od Kreoli również, że to miejsce wypoczynku tych z sąsiednich wysp co mają troszkę więcej pieniążków. A jak jest naprawdę? Szczerze to nie wiem. Mogę opowiedzieć o Mustique, które w mojej głowie zostało?
Rzut okiem
Jestem tutaj raptem chwilę więc wybaczcie, jeśli nie opiszę tego, co na mapach i w przewodnikach. Miejsce, w którym zakotwiczyliśmy, nie przyciąga niczym ciekawym, kiedy patrzę na nie z wody. Przybrzeżna budowa. Wielki kuter przy pomoście. Wzdłuż drogi zabudowania.
Kiedy wysiadam, jest już zupełnie inaczej.
Wzdłuż wybrzeża knajpki i sklepiki. Jestem przy małym bajkowym zabudowaniu, w którym zlokalizowano piekarnię. Zapach bagietek i francuskich croissantów przytłacza woń białych kwiatów kwitnących na drzewach i żywopłotach. Takich co na Hawajach dziewczyny wpinają we włosy. Aż dech zapiera. Aż nos zatyka. O takie perfumy nawet w strefie bezcłowej trudno. Patrzę pod nogi. Po trawie niewielki żółw się przechadza tam, ale nie z powrotem. Biorę w rękę. Ciężki jak kamień. Do tego wstydliwy. Zerka na mnie chwilę groźnie. Usta zacisnął. Zostawiam gada. Niech się dalej pasie. Nieopodal pod drzewem sieci a przy nich rybak. Pokazuje coś do mnie. Tłumaczy, abym w dal patrzyła. Tam, gdzie woda się wzbiera, chociaż fal wielkich nie ma. Blisko horyzontu. Tam wieloryby wypłynęły, aby do Mastique zawitać na chwilę. Daleko troszkę, ale i tak rybakowi jestem wdzięczna. Za to, że mu się chciało. Że się spostrzeżeniami podzielił. Mastique to miasteczko zadbane. Sklep dobrze zaopatrzony. Widać, że państwo w infrastrukturę inwestuje. W każdym miejscu, gdzie pojawia się turysta z kasą, życie mieszkańców staje się łatwiejsze. To każdy zauważy, nie trzeba być wzrokowcem.
Skarby Mustique
Spacer przy brzegu. Zaliczam białą plażę z rządkiem palm, które dzielą brzeg od miejskiej spokojnej drogi. Małe pogaduchy z psiapsiułą pod jedną z nich. Na tej wyspie jest energia, która wprowadza spokój. Jakby chroniła cię od wszystkiego, co przytłacza naokoło. To miejsce, gdzie można siąść nad brzegiem morza i porozmawiać o sekretach czy codziennych wyzwaniach. Czy to zasługa wyspy, czy ludzi tu mieszkających? Nie wiem. Próbuję zgadywać.
Biorę w rękę wielką różową muszlę. Wyrzucona przez morze nie jest w najlepszym stanie. Morze Mustique sobie upodobało, aby właśnie tutaj jego skarby na brzeg wyrzucać. Jedna koło drugiej. Jest ich tutaj mnóstwo. Mówią, że tysiące. Ja patrzę na te, co w sterty jak u nas gruz usypane. My się takimi zachwycamy, tutaj nikt nie zwraca na nie uwagi, bo są widokiem codziennym. Szumią jedna do drugiej cichutko zagłuszane przez skrzeczące odgłosy ptactwa wodnego.
Moc jest z nami
Patrzę na szare kamienne rzeźby na jednej z przybrzeżnych posesji. Posągi ludzkiej wielkości hinduskich bożków na czele z Buddą tkwią w tym miejscu w bezruchu. Niektóre patrzą w morze, z którym żyją w harmonii. Niektóre jak sam Budda oczy mają zamknięte. Pogrążone w ciągłej medytacji. Wraz z nimi drewniane popiersia innych istot nieludzkich. Podłużne twarze z lekkim uśmiechem i chude jak szkapy patrzą na mnie. Skąd ja je kojarzę? Kenijskie hebanowe postacie Masajów wiernie oddane. Zamyśliłam się na chwilę. Nabrałam głęboko powietrza. Wzięłam do ręki jedną z ładniejszych muszli. Pięknie wyglądałaby wśród kolekcji. Perłowa skorupa z białą otoczką i różowym jak sukienki słodkiej Barbie środkiem. Ciężka, kurpulentna, z solidnymi ściankami. W niej głosy morza ukryte i rozmowy syren. Chwila zawahania się. Dar morza ląduje z powrotem na swoim miejscu. Wraz z innymi tworzą klimat Mustique. Bez niej to miasto jest jak układanka bez jednego puzzla.
Ostatnie spojrzenie. Mocy, niektórych miejsc i budowli na świecie do dzisiaj nie odgadliśmy. Czyżby komuś tutaj udało się jej troszkę w tajemnicy przed kimś przenieść? Kto wie. Kto to wie.
Po co było tak szybciutko. A wizyta w Basil’s Bar, gdzie zagląda czasem Mick Jagger. Nie można było na luzie, jak U Antka na St. Vincent?
No właśnie? Też się pytam. 🙂