KARAIBY – ROZMOWY Z WIATREM 20/25

Rozmowa środkiem nocy. Ciemno dookoła a mnie budzi On – Wiatr, o drugim Zefir imieniu. Czuje się niezauważany. Chce ze mną rozmawiać. Jakby się złościł na coś, na kogoś, a nikt go nie chciał wysłuchać, bo każdy śpi smacznie i mocno lub bo. i się go na co dzień.
Jesteście ciekawi, co dzisiaj do mnie nasz Wiatr Zefirek mówi? Jakie żale ma do nas i jakie miłosne zawody? Prosi o tajemnicę, więc tematu nie zdradzę, Powiem za to, jak z wiatrem rozmawiam. Bo z nim jest dużo łatwiej niż ludźmi.
Podstawa to wiatru słuchać. On tylko uwagi potrzebuje, a nie ciągłego psioczenia, pouczania czy mądrości, które są mądre dla nas. Pamiętajcie, gdy jest Was dwoje, a tylko jeden mówi, to też rozmową zwiemy. Powiem nawet, że takowa, wnosi dużo więcej niż częsta obopólna paplanina. Słucham więc. Zamykam oczy i milczę.
Teraz wiatr nie jest cicho. Mówi, a jego głos roznosi się w każdym tego miejsca zakątku. Bez mikrofonów, kolumn i innych wynalazków, wchodzi w każdą napotkaną szparę. Próbuje przedostać się do mojej koi.
Kiedy zaczyna mówić, dźwięki nie przypominają żadnej piosenki. Co jakiś czas czuje jakąś powtarzalność, jednak nie liczę na zwrotki czy refreny.
Wpierw wiatr w rozmowie stara się mnie czymś zająć. „Popatrz – mówi. Jaki silny jestem” i uderza wodą o burtę jak wielkim ciężkim żeliwnym młotem. Następne mało przewidywalne uderzenie i znowu następne. Tym razem wiatr nabiera powietrza i wypuszcza po tafli wody w stronę mojej łodzi. Kiedy oddech wiatru burtę napotyka, dźwięk przypomina wybuch powietrza, które już dłużej nie chce tkwić w wypchanym po brzegi dziecięcym balonie. Puf! Czekam na następne uderzenie. Wśród mocnych krótkich brzmień jeden delikatniejszy w powietrzu się niesie. Jakby śpiewaczka, która glos straciła, próbowała go, ćwicząc odzyskać. Inne niskie tony wiatr w sieć z gazy zaplata. Zarzuca w powietrzu jak sprawny rybak, ścieląc je po części kadłuba, który nie jest zanurzony w wodzie. Czasami czymś rzuci, co jakiś czas gwizdnie i zaświszczy. Świsty o wielu barwach świadczą o tym, jak wiele dźwięków ma wiatr w zanadrzu.
Mimo braku nieregularności jest w tym wielki zamysł. Wiatr Wicher tworzy nowy utwór i dobrze wie, co robi. Żaden dźwięk żadna nuta nie jest tu z przypadku. Kiedy tylko próbuję wyłapać zasadę, on znów mnie zaskakuje.

Choróbsko
Łódź stoi w zatoce na jednej boi, która nie da jej odpłynąć. Do niej o wielu splotach do dziobów katamaranu, ciężka lina przywiązana. Lina skrzypi. Wiatr jej wtóruje i też dziwne dźwięki wydaje. Każdy następny zgrzyt jego zęboli przypomina, jakby ktoś wymuszał dźwięki, trąc styropianem o zardzewiałą piłę. Okropieństwo. Mówimy: Wiatr okrutnik Jednak kiedy wyłączymy z głowy wszystkie złe skojarzenia, możemy zauważyć, że wiatr z bólu, żeby zaciska, brzuch go boli, a do tego jeszcze chrypy dostał. Na morzu niewiele trzeba. Przeziębiło się nasze wietrzysko i pomocy szuka.

Trwaj chwilo. Trwaj. Wracaj wietrze do zdrowia. Wracaj.
Wysłuchanie go środkiem nocy okazało się najlepszym lekarstwem. Sam się uspokoił. Bo gdy w brzuchu kreci u Zefira, czasu i cierpliwości trzeba. Tak niewiele, a jednak troszkę. Potem już było tylko lepiej. Po godzinach kilku wiatr znów delikatnie i rytmicznie przesuwał łódkę. Kręcił nią wokół, a jego ruch przypominał płynne machanie chorągiewką na pochodzie pierwszomajowym. Rytmicznie powiadacie? Mnie też to zaskoczyło.

Świt
Zaczęło się rozjaśniać, gdy nasza rozmowa dobiegała końca. Wiatr odszedł spokojnie nad ranem. Morze całą noc wzburzone nawet po zatokach ucichło. Widzicie, jak niewiele trzeba? Posłuchać wiatru, odrzucić obawy, poczekać.
Nastał nowy dzień. Moja łódź z zatoki znowu wypływa na głębiny. Wczoraj wiatr w żaglach odpoczywał, nadając naszej łodzi prędkość do pozazdroszczenia. Podczas kolacji muskał po twarzach, zatrzymując na nich ostatnie promienie zachodzącego słońca. Noc nieco przechorował. Może dzisiaj znowu w zdrowiu będzie nam kompanem? Kto wie. Do takich jak on zmiennych i nieprzewidywalnych po prostu warto się dopasowywać.

Dodaj komentarz