KARAIBY – ŻĄDZA PLAŻ, MAYREAU, Middle Grenadines 13/25

Tu już lazurów mniej, ale ciągle więcej niż zwykle. Widok za to przyciąga długie przewężenie na wyspie. Jesteśmy jeszcze kawałek od brzegu.
Jeden z tubylcòw podpływa sprytnie na kolorowej łódeczce i macha ręką dając jasne sygnały: „Chodźcie, pokażę Wam gdzie stanąć”. W zatoczce dosyć ciasno. LB z gracją przeciska się między innymi łodziami stojącymi nieco bliżej w głąb morza. Brzeg jest coraz bliżej i bliżej. Mijamy pierwszy rząd łodzi stojący już prawie przy plaży. Tutaj już kapią się ludzie, czy da się jeszcze bliżej? Kilkanaście ton masy powolutku zbliża się do suchego piachu. Ufamy tubylcowi. Tak blisko naszym domem nie podpływaliśmy jeszcze do brzegu. Zrzucamy kotwicę. Kilkanaście metrów od plaży, na której tętni życie. Da się? Da. A i owszem. Przy pomocy tych, co znają tu każdy kawałek. Tak mi nawet troszkę głupio przez chwilkę. Bo dlaczego my pierwsi a za nami cała reszta? Z darami nie polemizuję. Dano. Biorę. Zasłużyłam, bo umyłam chwilkę wcześniej dwie toalety. Cala reszta załogi również coś wniosła do rzeczy.
To na tej plaży poznaję Frediego chudzinę. Tutaj po raz pierwszy mam w ręce żywą langustę. Stworzenie o kształcie, przebarwieniach i wzorach dopracowanych przez Boga przez dni wiele do perfekcji. Tutaj, stojąc na przewężeniu wyspy, widzę jednocześnie Ocean Atlantycki i Morze Karaibskie. Głowa nie ogarnia. Stojąc się i nie ruszając z miejsca, czuję się jak nad Wielkim Kanionem dzielącym ziemię na części dwie. Morza, które dzieli kilka metrów plaży i jedna przechylona palma. Taka jak na bajkowym obrazku, gdy w obrazach w Google wpiszecie Karaiby. Jak myślicie, weszłam na nią?
Odpowiedzi udzielam tylko w cztery oczy. Żart oczywiście. Wlazłam, bo przecież od małpki ponoć pochodzę. Instynkt zrobił swoje.

Na bogato
Kilka stolików, małe drewniane zaplecze i kuchnia pod gołym niebem. Wieczorem w knajpie u szczupłego dobrze marketingowo przygotowanego Frediego zjadłam złocistą langustę. Przyznaję się bez bicia. Jednej tylko połowę. Słono zapłaciłam. W końcu nad słoną wodą jestem. Delikatny smak zapamiętam. Potem podjęłam mocne postanowienie, czy jak kto woli męską decyzję: Drobne owoce morza, a i o wszem, ale te zwierzęta są za piękne, aby dla kawałeczka mięsa ich cale piękno w większości w skorupie ukryte na talerzu lądowało. Uwierzcie lub nie. Wartość niosą tylko, gdy żywe. Od dzisiaj zajadam się smażonymi w głębokim oleju bananami bez skóry. Pychota. Chcę jeszcze. Chcę więcej. Langustom i homarom życzę szerokich podwodnych bezkresów.

Zasypiam pojedzona i pełna wrażeń. W nocy wstałam na chwilkę i popatrzyłam w niebo. Gwiazdy ścielą się na nim jedna obok drugiej. Jak świetliki, które zebrały się na jakieś ważne spotkanie. Na gwiazdach nie znam się ani wiele na astronomii. Mały Wóz i Wielki. Tylko mi się nie śmiać. Wiem jednak, co znaczy niebo gwiazdami usłane. Teraz już wiem. Zjawiskowy widok na domknięcie dnia, który nie zdarza się co dzień.

 

2 komentarze do “KARAIBY – ŻĄDZA PLAŻ, MAYREAU, Middle Grenadines 13/25”

Dodaj komentarz