Miał być cykl o wakacjach i tak będzie. Z małym oddechem, bo co dzień też się dzieje. Do ciepełka i wspomnień wracamy wkrótce, a tymczasem … O naszych zamiłowaniach. Hobby, obsesji, zdrowych nałogach codziennych czynnościach, na które patrzymy inaczej. Są częścią naszego życia. Dają wypełnienie i spełnienie. Niejednokrotnie są jak naturalne lekarstwo. Dzisiaj o świętowaniu tego, co z dnia na dzień w lecie się zbiera.
Cynowe gody
Przytłumione światło i garstka ludzi. Tylu dotrwało po 10 latach. Razem. W domu skrzętnie gdzieś w pudełkach zabezpieczone przed kurzem, dziesiątki zdobytych latami medali się piętrzy. Uczestnicy uśmiechnięci w towarzystwie lekkiego napięcia, bo i dzień troszkę bardziej okazjonalny. Dla nich, bo dla innych za oknem zwykła sobota. Mnie również się udziela. Jedni Francja elegancja garniturowa, inni bardziej na luzaka. Lubię, gdy ludzie potrafią być sobą. Wiek? Ach tam. Ten nie ma znaczenia. Słyszę: Jesteśmy w podobnym. Och myślę, przecież Ty jeszcze jak dzieciak wyglądasz. Zarost powagi tylko nieco dodaje. Za chwilę rozmawiam z tym, co w budowaniu Polski od dziesięcioleci, olbrzymie ma doświadczenie. Poprawia, co w zdrowiu szwankuje i nadal płynie przez życie przed siebie.
Stoły suto zastawione. Dzisiaj zamiast pierogów na szybko, dużo bardziej finezyjnie. Telewizyjna kamera, która uwieczni moment, słów, a tych nie brakuje miłych i pochwał dużo. Te upchane drobnym druczkiem na pamiątkowych dyplomach, bo i zasług się przecież nazbierało. Pamiątkowe foldery i uściski dłoni. Wspomnienia. Większych fanfarów z zewnątrz nie ma. Sami dla siebie, bo o zauważenie przez innych w dzisiejszych zabieganych, czasach dużo trudniej. Otwieram broszurę. Zdjęcia tych, co po latach tatuaże podorabiali, brody pozapuszczali i ci, którym włosów na głowie ubyło. Małe pomyłki nazwisk. Jak wielkie ma to znaczenie? Papier wszystko przyjmie. Ważne, że inni pamiętają, jak było naprawdę. Jeszcze ważniejsze, że ten, co faktycznie na podium stawał, nie zapomniał. O tym, gdzie wartości szukać nieco później.
Jubileusze i co celebrować
Kojarzą nam się ze słowem „długo”. Skupię się na pływaniu, bo sama do wody dość często wchodzę. Przenieśmy się na moment na basen. Woda. Biorę w dłoń. Przelewa się między palcami, dzisiaj jest nieco rzadsza i mam wrażenie, jakby ktoś wsypał do niej o taczkę chloru za dużo. Garść przeźroczystej substancji, z niebieską poświatą od basenowej nawierzchni, łączy się z pozostałymi kroplami zamkniętymi w tysiącach litrów basenowej niecki. Delikatny odgłos jakby pocałunek najbardziej znanego nam w świecie płynu. Mocze stopę. Zanurzam. Daje lekki opór, chociaż nie jest w stanie nas w pionie unieść. Co innego w poziomie, gdy się na niej położymy i rozluźnimy. Odpuścimy cały strach. Muska, pieści wręcz. Miłość? Prawie. Natura odwdzięcza się.
Dlaczego jest tak, że spotykam po latach pływaka i słyszę: Pływanie jest nudne, zna się wszystkie płytki na suficie i jeszcze ile jest ich na dnie. Już nie pływa. Jubileuszów nie doczekał. Pływał, ale coś poszło nie tak. Teraz są inne może pasje?
Rozglądam się. Patrzę na innego. Tego, który z dumą mówi: To już lat 10? Następnych wiele już w głowie pełnej planów. Nie pamięta, jak często z ust przekleństwo poleciało, bo miał już dosyć przez moment. Co różni tych dwoje?
Przywołajcie w tym momencie własne zamiłowanie. Nawet jeśli jest to wasz własny rytuał kąpieli w wannie. Poczujcie to przez chwilę. Kiedy wchodzicie na sam szczyt ulubionej góry, biegniecie, nawet jeśli jest to codzienny bieg do szkoły z dzieckiem.. O czym piszę? Czyż nie wszystkie nasze upodobania, szajby, rodzą się z małego?
c.d.n.