Królestwo cykad Skopelos 10/10

Zbliżamy się do końca. O przyrodzie tego miejsca i ich mieszkańcach było już dużo. W ostatni dzień krótko o kontrastach. O urlopowiczach, którzy myślą, że wyjazdy zmienią coś w ich życiu i takich co nie dostrzegają, że w nie ma w nich synchronii.

Śniadanie. Takie hotelowe. Obok słyszę rozmowy. Kilka osób w wieku, gdy już wszystko wydaje się, zwalnia powoli, wpadło tu na dni kilka. Jasne ciało kobiety, o które słońce już kilka razy się otarło, zdobi żółta plażowa sukienka. Obok pasujący do niej z pozoru mężczyzna z wyjątkowo dużym nosem i pobłyskująca siwizną. Oboje zwracają uwagę swoim zachowaniem, które zupełnie nie pasuje mi do tego miejsca. Jakieś smuteczki dosiadły się do stołu, a przecież są wakacje? W pięknym otoczeniu obserwuję sytuację:

Akt 1
Żona patrzy na męża, nie pozostawiając jego zachowania bez komentarzy. Wsłuchuje się w to reszta biesiadujących przy stole, pan więc obraża się nieco. Przechodzi do innego stolika z nosem spuszczonym na kwintę. Zapada cisza. Reszta patrzy po sobie. Nie obchodzi się bez komentarzy. Mija kilka minut. Małżonek wraca. Ponownie trwa dysputa. Dopóki są wspólnie w gronie, jest całkiem nieźle. Nagle para małżonków pozostaje sama. Słowa milkną. Jedno wpatrzone gdzieś w dal, inne w talerzu grzebie widelcem. Na niebie piękne słońce. Widoki, którymi znudzić się trudno. Oboje zupełnie myślami gdzie indziej. Zamknięci w sobie. Smutna chwila w miejscu, które mogłabym pokusić się rajem nazwać.

Akt 2
Tę samą parę niewiele później spotykam na plaży. Morskie odgłosy fal wprowadzają mnie w dobry nastrój. Dwa niebieskie leżaczki skrywają się pod jednym dającym im nieco cienia białym, słomkowym parasolem. Na posłankach Ich Dwoje. Małżonkowie jacyś tacy smutni. Pani zwinięta prawie w kłębek odwróciła się na prawy bok, plecami do męża. Śpi albo poleguje w bezruchu, oczy ma zupełnie zamknięte. Jego ciało rozlewa się nieco dalej. Spuścił leniwie rękę, grzebiąc i szukając wśród drobnego żwirku, tego czegoś. Na buzi raczej smutek się pisze niż boskie wakacyjne rozanielenie. Bywa. Czasami najpiękniejsze miejsca nie pomogą, aby uratować, to co się latami psuło niezauważenie.

Co z tym zrobić?
Dzisiaj obserwowałam ludzi, którzy mimo wielkiego stażu są Sobie zupełnie obcy. Zamarli w bycie bez celu, daleko od jakichkolwiek radości. Smutne. Życie płata nam czasami niezłe figle. A może łatwo na życie zwalić? Pamiętajcie, wyjazdy są po to, aby nabrać dystansu. Nabrać sił witalnych. Przypomnieć Sobie jak wygląda zabawa w lenia. Wrzucić na luz. W pokonywaniu życiowych wyzwań nie trzeba przemierzać tysięcy kilometrów. Większość z nich wymaga tylko chęci i zrozumienia. Słońce i piękne widoki nie są kluczem do drzwi szczęścia. Jest nim raczej „wiedzieć czego się chce” i umieć w każdym miejscu i o każdej porze szczerze ze sobą rozmawiać.

Walizki spakowane. Wsiadam na prom. Wracam z głową wypełnioną kolorami i widokami, które tak naprawdę docenię po powrocie do domu. Żądni podobnych podróży? Będą. Już niebawem.

Dodaj komentarz