Królestwo cykad Skopelos 6/10

Ludzie. Mówi się, że Grecy są niezależni od czasu. Że czasu nie liczą. Obserwuję jednak, że do pracy przychodzą punktualnie, a jedzenie podają migiem. Twierdzę więc, ze wszystko zależy od miejsca i sytuacji.

Poranek
Słyszę pukanie do drzwi. W drzwiach staje pokojówka, która twierdzi, że wróci za 5 minut, przychodzi nieco później. W tym czasie nie siedzi, a krząta się po innych kątach. Czy to coś złego, że z kilku minut robi się godzina? W pokoju codziennie wracając z plaży i tak czystość zastaję, a dziewczyna dziękuje serdecznie, że mogła mi pomóc? Z pogodą ducha odchodzi, czynić dalej swoją powinność. Bez nerwów, płynnie i w tempie, na który pozwala tutejsza pogoda.

Popołudnie
Siedzę na pomoście, którego woda lekko kołysze i uspokaja. Wokół mnie pachnie świeżo ciętym tartacznym drewnem i solą morską. Obok mnie zapatrzony w morze Grek, moczy w wodzie nogi. Jego jasne wilgotne i ciężkie od morskiej H2O włosy zwisają po ramionach. Dzięki nim mimo suchego ciała wiem, że przed chwilą jeszcze pływał. Na ręce i nodze kilka wdzięcznych tatuaże. Ach jak one wyglądają pięknie na opalonej skórze. Zmężniały już dawno chłopak patrzy na kobietę, która pływa po falach, stojąc na długiej piankowej desce wraz z kilkuletnim chłopcem między nogami. W ręce dzierży pagaja. To paddleboarding. Słyszałam o tym sporcie, więc dopytuję więcej, bo nową wiedzę nabywać lubię.
Zwracam się więc do Linosa, bo tak brzmi jego imię.
– Chciałabym spróbować. Można?
– Jak najbardziej, ale jutro. Sprawdzę wolne godziny. Jaki jutro będzie dzień?
Patrzy na mnie, ja na niego. Uśmiechamy się. Po chwili dodaje.
– Straciłem poczucie czasu. Jestem Grekiem — stwierdza fakt.
Ja również nie wiem, przecież jestem w Grecji na wakacjach. No to żeśmy się dobrali. A dogadali na pewno.
Rozmowa spokojna jak tutejsze morze i fale, które w jej trakcie co kilka sekund z nadzwyczajną delikatnością uderzały o konstrukcję pomostu. Rytmiczna jak przesunięcia pagaja wzdłuż deski, która obok nas bezszelestnie przesuwała się ze stałą prędkością po wodzie. Przypomniałam Sobie o miejskiej codziennej pogoni i związanych z nią stresach. Jak mi teraz dobrze. Jeśli kiedyś znajdziecie takiego rozmówcę, warto docenić niezwykle zwykłą rozmowę. Jeśli trudno Wam będzie o taką, szukajcie rodowitego Greka wyspiarza.
Jutro okazało się jutrem. Po tym, jak słońce zajdzie, a potem pojawi się ponownie na horyzoncie, mam się stawić na plaży równo o 10.00. A więc możecie być pewni, że pagaja do rąk wezmę co by sprawdzić i pokazać, że wszystko, co wymyślono, jest dla ludzi. Wszystkich. Bez wyjątku.

Wieczór
Patrzę na kelnera, który po całym dniu, w białej koszulce i lekko spadających z pupy jeansach przesuwa charakterystycznie nogami po drewnianym tarasie tutejszej knajpy. Jakby go kręgosłup w odcinku krzyżowo – lędźwiowym pobolewał. Znam to uczucie. Na imię ma Vassilis. Pociągła twarz, dość mocne rysy i wysunięta do przodu czaszka, na której mocno rysują się brwi. Wielu w jego wieku dopadają siwizna, łysina czy zakola, ale nie jego. Zadbane, miękkie i krótko obcięte włosy, pokrywają równomiernie głowę. Uśmiech gości na jego twarzy. Do niego dołącza się uwaga. Wyłapuje każdy ruch przybyłych tu osób. Nieopodal niego krząta się dziewczyna z obsługi. Ona również pogodna. W oczy rzucają mi się pełne usta wymalowane szminką w kolorze dojrzałych malin. Pięknie komponuje się z grecką urodą. Duże ciekawskie oczy i ciemne włosy lekko upięte w koka uzupełniają resztę. Przechodząc obok, delikatnie przesuwa chłopakowi rękę po łopatce. Rzuca przyjacielskie spojrzenie. Zastanawiam się. Jest późno, a Vassilisa widziałam również przy śniadaniu. Lekko przygarbiony i nieco bardziej zmęczony, nadal stara się zachować skupienie i poczucie humoru. Dopiero potem dowiaduję się, że każdego dnia krząta się godzin 14 z dwugodzinną przerwą na złapanie oddechu. 7 dni w tygodniu. Od maja do września to jego czas. Potem w Grecji przychodzi turystyczna posucha.
Grecy na Skopelos są więc pracowici, do tego sumienni, dokładni, pogodni, skromni i na każdym kroku pomocni. Oddadzą co do centa, zaopiekują się pozostawioną na plaży książką. Poczekają tyle, ile trzeba, przez co człowiek nie czuje się nigdy poganiany. Podadzą strawę, nawet jeśli to ostatnie minuty ich nocnej pracy. Nie tkną co Twoje. Z dziećmi obchodzą jak z bańką, bo to rodzinny naród od pokoleń. Obdarowani przez Boga pięknymi widoczkami oraz słońcem dla wielu do pozazdroszczenia, nie liczą na profity za uśmiech. Urodzili się z nim i codzienną pogodą ducha się dzielą. Tak jest tutaj. Duże miasto to inna inszość.

Wśród greckich wyspiarzy na peryferiach wyspy odpoczywam od miejsc handlowych. Supermarketów tutaj niewiele. Jeśli już znajdziesz sklep, to przypomina rodzime Żabki. Upraw co kot napłakał, bo i co na skałach uprawiać. Biura podróży tu nie docierają, bo na czym niby mieliby zarobić? Próby są, ale mieszkańcy mogą na razie czuć się bezpieczni. Wierzę, że wyspa jeszcze długo zachowa swój spokój, a sympatyczni tubylcy nie zostaną zdominowani przez żądnych pieniądza obcych najeźdźców, którzy będą chcieli na nich zarobić.

Jeśli lubisz kupować i zbierać, cóż mogę w tym miejscu dodać? Pamiętaj, że na pamiątkę ze Skopelos możesz przywieźć co najwyżej wspomnienia, bo wyspiarzom bardziej zależy na tym, jak zostaniesz tu przyjęty, niźli tym, co od nich wywieziesz. Zapomnij wiec o wielkich zakupach. W tym miejscu pomyśl o Sobie. Po pamiątki i łaszki polecam kierunek Ateny.

Dodaj komentarz