Centrum Wodne. Patrzę przez szybę samochodu. Na wielkich zjeżdżalniach, które mieszczą się za murami pustki. Co jest grane ? Podjeżdżam bliżej. No tak wielka kolejka. Tam ich nie ma, bo wszyscy tutaj są. O ludzi chodzi. Szał ciał przy basenach zacznie się za jakąś godzinę. Chowam się pod wielką palmą przed słońcem, zanim moja kolej do kasy przyjdzie. Leżę na trawie. Grube źdźbła ma i rośnie na ciężkiej glebie. Powietrze przynosi ze sobą zapach wody zmieszany z mokrą gliną i podlaną z rana zielenią. Dość przyjemnie zrobiło się przez chwilę. Słońce już na niebie szaleje. Dzisiaj da popis, bo widzi, że ludzie słońca są rządni. Środka jestem ciekawa.
Wchodzę. Ludziska z dziećmi, pompowańcami i przenośnymi lodówkami i zapasami jedzenia na cały dzień, szukają cienia. Dosyć spora ilość parasoli i kilkanaście palm powinno zaspokoić potrzeby wszystkich. Wreszcie większość się rozlokowała. Ciałka padły na leżaczki i ręczniki. Dzieci do wody. Z czasem ogarnia mnie jeszcze ciekawszy widok. Wszyscy chodzą jak w zegarku. Wszyscy przesuwają wraz z cieniem. Monotonii tutaj nie ma, a tubylcy i turyści znakomicie się dogadują.
Stwierdzam, że szkrabów dużo. Słyszę obok: Jakie kraby ? Ja tu żadnych krabów nie widzę ! Mówiąc to, dzieci miałam na myśli. Pociechy. Te malutkie i troszkę większe. Tylko główki wystają, kiedy jedno za drugim biegnie tunelem bez dachu, aby jak najszybciej znaleźć się na zjeżdżalni. Dobrze, że ktoś tym steruje, bo jest ich tyle co mrówek. W południe nie muszę liczyć. Na całym placu ludzi kilka tysięcy. Część z nich w wodzie się moczy, część praży jak skwareczki. Na wszystkie atrakcje kolejki. Fast pass, za którego się dopłaca pomaga tylko troszkę. Dzisiaj dzień luźniejszy. Jeszcze ciekawsze doznania podejrzewam można tu zaznać w weekend.
Kolorowe jak tęcza i fikuśne zjeżdżalnie są wyzwaniem dla wielu. Dla tych co się boją szybkości i dla tych co mają lęk wysokości. Tutaj można się sprawdzić lub po prostu dobrze wybawić. Tutaj na bezpieczeństwo stawia się nacisk, a każdy zjeżdżający wpada do wody z bananem na ustach. W jednym z basenów animacje dla dzieci, więc maluchy fikają. Miły widok. Pozostałe ciekawe.
Dwie starsze panie, chipsy zajadają. Ich stroje troszkę niesfornie na ciele się poukładały, ale im to nijak nie przeszkadza. Taki lajcik. Pachnie goframi. Niespełna roczne dziecko z pomarszczonymi od wody stópkami, długiego frytka pochłania. Dwie muzułmanki ubrane od stóp do głów, siedzą pod grzybkiem dla dzieci. Chłodzą nogi w wodzie i mają nadzieję, że woda opadająca z wielkiego czerwonego kapelusza ochroni ich czaszki przed słońcem. Figa z makiem. Słońce się nie da oszukać. W wodzie młoda kobieta na każdej z rąk ma dziecko. Obwieszona jest z każdej strony, stoi tam, gdzie woda chlapie. Zmęczona, ale szczęśliwa. Przynajmniej jej chłodno. Inne mamy wzdłuż basenu siedzą i czekają aż „znikające główki” wodą się nacieszą. Nawet się nie zorientują jak plecki nabiorą żywo czerwonych kolorków. Rozglądam się dalej.
Kremiki UV mają tu branie. Jeden drugiego co jakiś czas smaruje. Czasami samemu trzeba się troszkę pogimnastykować. Dziennie litry się tego tutaj zużywa. Ludzie chodzą biali z kremu jak niedźwiadki polarne, a Ci odporniejsi nienasmarowani jak niedźwiedzie brunatne. Ci, co zapominają o wyglądają jak raczki. Takie Zoo w Centrum wodnym. Zamykam oczy i słucham. Gwarno jak w ulu. Słychać muzykę i rozmowy w różnych językach, śmiech dzieci i plusk wody. Bo woda towarzyszy Ci wszędzie. Wydobywa się z dysz jak spagetti, zjeżdża na zjeżdżalniach razem z ludźmi i faluje jak morze w jednej z niecek. Tutaj woda jest, a gdy poza mury Centrum popatrzysz bloki i zieleń wypalona przez słońce. Mieszkańcy z okien codziennie na wodę patrzą. Mają miejsce do ochłody w zasięgu, a jednak niedostępne na co dzień. Nadchodzi wieczór.
Słońce nadal mocne. Ale po plecach już tak nie parzy. Palmy odpoczywają, bo spełniły swoje zadanie. Opalone postacie co jakiś czas przemykają, aby ostatni raz zjechać lub złapać jeszcze troszkę promieni słonecznych. Większość wszystko pozjadała i zaczyna być głodna. Wymoczona porządnie. Wszystko, co ciało oddało w postaci potu, kremów i tego, co pod strojami, w wodzie zostało. O tej porze odradzam w okularkach pływać i po dnie szperać. Po co się zrażać, skoro cały dzień sympatycznie było. Jutro nowy dzień i ludzi w tym miejscu jeszcze więcej, choć Centrum ma już ładnych parę lat. Ewenement? Nie. To miejsca, które w czasie wakacji zaliczyć można i warto. Dla dzieci raj dla mnie miejsce obserwacji.
Z tego obserwowania i obfotografowywania o smarowaniu zapomniałam i do grupy raczków godnie dołączyłam. Ale co się dla zdjęć nie robi.
Uwielbiam takie miejsca – chciałabym tam być.
Udanego wypoczynku 🙂