Lubię pomagać, dlatego nawet czasami się nie pytają. Dają klucze do ręki i płacą ładnym uśmiechem. Dzisiaj dostaję zadanie: Zagrody przez 7 dni doglądniesz. Pies, kilka kotów i kury co jajka niosą. Przedzieram się przez pokrzywy. Ostatnie wytyczne.
A tę kurę to trzeba za tyłek złapać i przenieść. A potem jajka zebrać. Głowa główkuje: Wielka kura to pewnie wielkie jaja daje. Jaja będą. Jeszcze większe będę, jak za tyłek kura mi się złapać nie da. A potem podsumowanie: Ogarnę. Będzie krótka piłka, a na pewno ciekawie.
Dzień później
Patrzy na mnie i głową rusza. Kto? A duża kura. I do tego Ko – ko – ko na całą wieś się niesie, zamiast jaj. I jeszcze inne kury kurka są, a ja sama.
Gospodarki się uczę. Łatwo nie ma. Zadziobią mnie, jak tylko dotknę. Raz się żyje. Wedle słów właściciela, biorę za tyłek i nieładnie odkładam, bo mój strach chyba większy niż jej. Są jaja. Oj są. Skrzętnie zbieram te, co pod tyłkiem kury jakiś czas tkwiły, a kurkę przepraszam pięknie za nieludzkie traktowanie.
Zła na mnie oj zła. Boczy się. Cała jej robota na nic. Nawet się nie zdążyła rozsiąść, a tutaj masz Ci los. Kochana rzecze do niej z wyrzutami jak to u mnie sumienia: Zrozum, jak ja się potem z dzieci wyspowiadam? Jak o 500+ w papierach poproszę, gdy się kilka na raz na świecie piskląt się pokaże? Do tego jeszcze bez ojca i tylko Pi – pi – pi mówiących?
Patrzę na psinę, psina na mnie. Troszkę chuda nieboga. Może ze zmartwień, bo się temu wszystkiemu przygląda. Ciepłe stworzenie, przyjazne, we wsi zakochane.
Chodź mój miły kompanie! Teraz Twoja kolej, wołam.
Dwa dni później od dnia pierwszego
Próbuję nowych sposobów. Takich bez przemocy, bo ona nie w mojej mocy. Kura podejrzanie patrzy. Przykładam palec do buzi, przesuwam i marszczę wargi. Oczami obracam w te i we wte. Kombinuję na wszystkie sposoby. A co jak nie będzie widzieć? Jej ciornyje, małe oczka wytłoczką na jaja przykrywam, a potem lekko nioskę przesuwam. Poszła sobie. Hiphip hurra! Już jej lepiej, no i moje samopoczucie inne. Za brak stawiania oporu dostała dużo cukinii.
Uuuu! Powiedziała i głową pokręciła. Reszta za nią powtórzyła. Poczułam zwątpienie lekko wymieszane z krytyką. No trudno. Przynajmniej nie czuła się aż tak urażona, jak dzień wcześniej. Jest nadzieja. Następnym razem system jeszcze bardziej dopracuję. Dla wspólnego dobra.
Dzień trzeci i kilka następnych
Na rozgrzaną patelnię z masełkiem prosto ze wsi, wrzucam dwa wielkie jajeczka od kury nioski. Przeźroczysty płyn o galaretowatej konsystencji, bardzo spójny w swej strukturze rozpływa się, tworząc malutkie jeziorko, w którego środku ląduje zaraz za nim żółtko, które raczej pomarańczowymi kolorami błyszczy i urodą promienieje. A za nim? O jeszcze jedno. Ewenement? Szczęściara ze mnie, trafiłam na fakt, gdzie jajnik opuściły dwie komórki. Białko, dwa żółtka i lekko brązowa delikatna tylko z wrażenia otoczka. Wszystko tworzy nieodzowną całość. Jajecznica czy sadzone? Mieszać czy zostawić w spokoju. Cóż za dylematy człowiek ma z rana.
Pojedzona na wieś uderzam. Dzisiaj kur siedzi dwie. Cwana bestia, do obrony mienia pomoc sobie wzięła. Sposób nowy na kury znalazłam. W oczy jednej długo popatrzyłam. Potem zaraz drugiej. Chyba zgłupiały trochę i tak z głupiego z grzędy grzecznie zeszły. A co w dni następne? Ta jedna jedyna co dzień w oczy patrzyła i mówiła Ooo! Znowu ona. Jaja zabierze, ale grzędy posprząta i coś dobrego przyniesie. Chyba stwierdziła, że to dobry dla niej układ. To mi się podoba.
Dzień na grzędzie
Czas oddać to, co na chwilę doświadczać mi dano. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła jak to kurą być. Grzędy bardzo czyste, przysiadłam na chwilę. Na dolnej żerdzi i na tej nieco trochę wyżej. Patrzyły kury na mnie wszystkie. Co o mnie myślały, nawet myśleć nie chcę. Proste to życie kury. Chyba jednak wolę być istotą ludzką zamiast „taśmy produkcyjnej”.
Wracam. Stoję na środku skrzyżowania w centrum miasta. Samochód dostawczy z dwoma przyczepami wielkie bele siana ciągnie zaraz za sobą. Za nim następny. Za plecami Jan Kochanowski do ucha mi szepcze: Wsi spokojna, wsi wesoła! Który głos twej chwale zdoła?
Fajne, naprawdę fajne klimaty. No i tak mi się spodobała, ta wieś co wsią pachnie, że jeszcze jeden wpis tak specjalnie dla niej będzie. Skoro wsi już coraz mniej pisać o niej warto.