IZA (BELLA)

Izabela to młoda dziewczyna, jedna z kolejnych, która mnie inspiruje. Ona przypomina mi, jak dużo mam wokół siebie ludzi, którzy „toczą bój”. W jedynej w życiu słusznej sprawie, bo o życie. Dzisiaj o tych, co dostali prezent, którego nikt by nie chciał, nawet jakby dopłacali. Oni wzięli, ponieważ wyboru nie mieli. Po co taki i na co im? Wielu z nas chciałoby znać odpowiedź. Również oni. Dzisiaj troszkę o chorobach, jednak nie bójcie się, proszę czytać. To codzienność, z którą spotykamy się wcześniej czy później.

Drobiazgi
Poszło praktycznie o nic. Jedno uniosło się honorem, u drugiego cecha, która nie zawsze nam służy, wzięła górę. Potem walka o to, kto dłużej i kto w końcu odpuści, a potem jeszcze dobrze, żeby na długo druga strona kto górą zapamiętała. Małżeńskie scenki z życia wzięte. Chwile małych potyczek w pracy, które również mają miejsce. Dziecinada. Błahostka, której w żart już przekuć się nie da. Jak my wtedy skupiamy się na celu, jak bardzo budzą się obronne reakcje. Ja też tak czasami mam. Jeszcze. Uwierzycie? Stukam się wtedy w głowę. Przypomina mi się piosenka Maryli Rodowicz i słowa cyt: […] hej, głupia ty, głupia ty, głupia ty. A jak nie zadziała? To jeszcze sobie dorzucam historię odwiecznego sąsiedzkiego rodzinnego sporu, gdzie każdy z braci na drugim końcu malutkiej wsi mieszkał. O co poszło? Chyba o odkurzacz. Po latach nikt już nie pamiętał. Skłóceni przez większość życia jak psy w postawie obronnej. Wszystkie honory, żale, smutki, upartości każdy do grobu zabrał. Przed śmiercią jeszcze zdążyli powiedzieć dzieciom: Pamiętajcie kochani, ten drugi jest zły bardzo. Jego dzieci i wnuki także.
Po co ja Wam to opowiadam? Nazywam to doświadczenie „lustrem pierduł”. My w centrum. My skupieni na malutkim celu bez względu czy dobry on, czy nie. Lustro, w którym patrzymy na drobiazgi. Przedmiot, w którym tylko garstka mądrych potrafi doszukiwać się radości. Większość smutków szuka i powodów do tego, aby życie sobie i innym uprzykrzać. Kiedy to się zmienia? Gdy przychodzi do nas prawdziwe wyzwanie.

Inni, a jednak tacy sami
Patrzę na dziecko, które uśmiecha się jak każde inne. Gaworzy i za rodzicami oczami wodzi. Patrzę na dumną ze swojej pociechy matkę. Autyzm i ciężka padaczka. O nich nieliczni wiedzą, bo przecież przypadłość nie zawsze gołym okiem widać. Zerkam na młodą osobę, która w środku lata fikuśnie zawiązaną chustę nosi na głowie. Każdy myśli ochrona przed słońcem, tymczasem ona włosy może policzyć na palcach jednej ręki. Jacy są ludzie, o których piszę? Zwyczajni w zachowaniu na co dzień.
Defekt ze wpisu „zielono mi, czyli ortopedia jednego dnia” to przy nich bajka, zabawa. To jak szczypty pieprzu za dużo w zupie. Pokręcimy nosem i przełkniemy. Taki mały dyskomfort przez chwilę. Przy następnej zupie o tej, co gorzej doprawiona szybko zapominamy. To oczywiście metafora do naszych chorób i podejścia do nich. Przy małych schorzeniach, albowiem możemy się zastanawiać, zwlekać, nie zgadzać i nie zmieniać w ostateczności, jednak nadal prosperujemy. Przy tych, gdzie czasami pozostaje nam już wierzyć tylko w cuda. Pozostaje nam raczej zrozumieć i akceptować.

My i Oni
Kiedy zdajemy sobie sprawę, że Bóg prezentów niechcianych dużo rozdaje? Czy wtedy gdy przychodzi oddać jeden procent, a my nie wiemy komu? Nie wiemy, bo tak dużo informacji i próśb do nas dociera. Czy kiedy ktoś z bliskich dostaje od lekarza wyrok? A może, gdy nasza stopa staje za progiem Domu Pomocy Społecznej? U mnie to moment, kiedy wśród zwykłej rozmowy, śmiejąca się ze mną istota mówi mam stwardnienie rozsiane. Kiedy słucham wywiadu z facetem, któremu oczy błyszczą, a ktoś przed przypadek rzuca zadanie: Wiedzieliście, że on ma raka?
Złapałam się na słowach: MY i ONI. Nie ma NAS i ICH. Jesteśmy tymi samymi istotami. Każdego może spotkać to samo. Wszyscy chcemy się życiem cieszyć, czy mocniejsi jesteśmy, czy chwilowo słabsi.

Oczekiwanie
Czekam. Na moment, kiedy zauważymy, że z życia warto czerpać radość. Kiedy spoważniejemy na chwilę i złapiemy się za głowę, mówiąc: Tak dużo mogłem dostać tyle dobrego, a przez własną głupotę zaprzepaściłem. Mogłem być blisko, ale strach stanął mi na przeszkodzie. Można było pomagać, a mnie pomoc kojarzyła się tylko z pieniądzem. Nie bójmy się być i mówić: Nie potrafię albo jestem zmęczony Twoją chorobą i potrzebuję przerwy. Niech obawy nie stoją na przeszkodzie, aby razem łez gar czasami utoczyć. Masz wrażenie, że pomaganie nie wychodzi? Trudno. Ważne, że próbowałeś. Być: często tyle wystarczy. Pomagać chociaż jednej osobie wśród wielu również.

Na tym możecie zakończyć czytanie, kto jednak chętny może poznać co o sobie pisze sama Iza.

„Moje życie, moja historia” / 18 kwietnia 2018

Izabela, lat 36. Cena życia: 260 000 PLN
Już same te słowa brzmią dla mnie jak wyrok. Za nimi następne się kryją i niemoc. 8 lat walki z Chłoniakiem Hodgkina (nowotworem układu chłonnego). Historia moich ostatnich lat oblana jest morzem łez, cierpienia, nadziei, wyrzeczeń.

Ja
Wyobraźcie sobie drobną, radosną dziewczynę. Zgrabną, uśmiechniętą od ucha do ucha, która od pracy nie stroniła. Z drobnymi codziennymi wyzwaniami typu ból brzucha czy kłótnia. Z dwójką radosnych pociech i z trzecim w drodze. Dumna z tego faktu i myślą: Asia i Natalka będą miały braciszka. Hurra! Kiedy dziecko zaczęło się ruszać, przyszło złe samopoczucie. Potem badania i cios.
Werdykt — jestem chora.
Wybór niewielki — dziecko albo leczenie. Nic poza „albo” nie było.

Rak
Byłam przerażona. Decyzja była jedna. Mój syn przyszedł na świat przed terminem ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Rozpoczęłam walkę o swoje życie. Dla mojej rodziny i dzieci, które potrzebowały matczynego przytulania. Z dala jednak od nich. Jakie to było trudne, nie przewijać, nie kąpać, nie karmić małego Mateuszka, nie przygotowywać dziewczynek do szkoły. To moje wspomnienia. Były tylko chemie, badania, nadzieje na poprawę i znów wszystko od nowa. Dzieci wspierały się nawzajem i uczyły zaradności. Uczyły mojej choroby. Kiedy guz się zmniejszył, dostałam zgodę na autoprzeszczep. Zielone światło do nowego i mnóstwo pozytywnych myśli: Zaczynam nowe życie, pełne nadziei i radości lepsze jutro. Udało się.

7 miesięcy
Tyle dostałam od losu. Tyle szczęścia, a potem było znowu gorzej. Guz nie poddał się, a wręcz przeciwnie, powiększył do 10 cm. Mimo zgodności DNA mojej siostry odrzucono zgodę na przeszczep. Znowu rozpacz, żal, poczucie krzywdy i pytanie – Dlaczego? Tyle lat walki i bez rezultatu, bez nadziei na poprawę. Za co i po co? Co mam powiedzieć teraz moim dzieciakom — że to już koniec? Jak poinformować męża, że nie mogę już „ciągnąć” wspólnego „wózka”?

Dzisiaj
Wykorzystałam już wszystkie refundowane możliwości leczenia. Jakość i długość mojego życia została wyceniona i uzależnione od leku o nazwie Nivolumab. Małe pudełeczko z fiolkami mieszczące się w jednej małej dłoni to równowartość luksusowego mieszkania, o którym nie jeden marzy. Ja marzę o zdrowiu. Ten lek to moja szansa na najbliższe miesiące. Pieniądze? Aktualnie kwota dla mnie i mojej rodziny nie do osiągnięcia. Czas nieubłaganie leci.
Siedzę przy stoliku z fikuśnie przewiązaną chustą na głowie. Włosy? Nie o nich teraz myślę. Z każdego boku dzieci się tulą. Kiedy one tak urosły? Tak bardzo chcę żyć dla nich, dla męża, dla całej rodziny. Chcę uczestniczyć w ich dorastającym życiu. Ja po prostu CHCE BYĆ.

ORTOPEDIA JEDNEGO DNIA, CZYLI JAK SOBIE POMÓC SAMEMU?

Są co najmniej dwa sposoby podejścia do życia i zdrowia:
Jeden z nich to stwierdzić. Po co się starać i naprawiać, skoro i tak się znowu popsuje. Podobny do myślenia gospodyni: Skoro gary i tak się znowu pobrudzą, po co myć, skoro można do szafki schować brudne. Rozglądnąć się dookoła i zatrzeć ręce z myślą: No i już czyściutko.
Drugi. Pracować nad sobą czasami nawet ciężko. W zdrowiu i chorobie, aby zdrowiej na koniec było. Przed tym, jak cię na stół położą, w trakcie i długo potem.

Dlaczego tak jest? Pytanie stawiam z lekkim naciskiem na pretensjonalne u niektórych „dlaczego”. Z tym strachem i tą żałosną jak słyszę służbą zdrowia. Że tyle bezradności w nas i tyle po drodze wizyt bez odpowiedzi. Niekończąca się opowieść. Ciągle nie wiemy, co nam jest i zgadzamy się na to wszystko. Leżymy w obskurnych pomieszczeniach i czekamy z politowaniem. To jedno uważamy za dobre i temu właśnie ufamy. A w tym czasie ktoś obok zdrowieje, gdy my nadal w chorobę popadamy. Brakuje nam też porównania.
Często walczymy o swoje i chcemy jak najlepiej, a podążamy w stronę gorszego. To nie nasze wybory kochani są złe a strach przed zmianą i nowym, gdy stare się nie sprawdziło. Wiele nie możemy na tym świecie w pojedynkę zmienić. Chociażby ustaw i przepisów. Spójrzmy jednak, jak można sobie w tej rzeczywistości pomóc.

BADANIA
W pierwszej kolejności: Wiedzieć co mi jest tak naprawdę. W chorobie potrzebujemy wokół siebie ludzi mądrych, ale nie tylko. Pomyśl, zanim zrobisz zabieg czy specyfik połkniesz. Leczenie bez stwierdzenia co mi jest naprawdę to zabawa w zgadywanki. Zgadzaj się na to, ale tylko świadomie. Wydasz na pierwsze badanie i jeszcze drugie, aby się upewnić, będziesz wiedział co w tobie siedzi, a to pierwszy krok do trafionych co do powrotu do zdrowia decyzji. Jeśli masz czas, czekaj. Jeśli czasu mało, pozostają wybory. Pieniądze na samym początku? Stracisz ich dużo więcej, gdy leczenia końca nie będzie widać.

PRZYGOTOWANIE
Przygotować się, a nie liczyć na łut szczęścia. Zadbać o serducho i stresu unikać, przygotować mięśnie, które zgubimy w trakcie, a które łatwiej będzie odtworzyć. To wszystko nas czeka. Zapytaj każdego sportowca. To twoje oszczędności do wykorzystania po zabiegu. To Twój kapitał a co za tym idzie szybszy powrót do zdrowia.

FACHURA
Podstawa. O lekarzach troszkę dłużej, bo to od nich tak naprawdę często nasza przyszłość zależy. Z dobrymi lekarzami jest prosta sprawa. Są dobrzy i słabsi i to nie jest żadna tajemnica. A jaki jest ten dobry? Taki co wiąże, jakby całe życie sieci splatał. Ten, co szydełkuje, bo tak go mama już w dzieciństwie uczyła. Inny przycina i jak szlifierz diamenty kości do perfekcji dopracowuje. Są tacy co jak już do środka naszego ciała się jakąś drogą dostali, znajdują i zgarniają farfocle przypominające kurz spod łóżek, zbierając co do ostatniego okruszka. Inni wyciągają i dzierżą w ręce nasze serce i traktują jak silnik swojego ulubionego motoru. Ma po prostu działać. Jesteśmy jak sprzęty, które co rusz naprawiają. Dla nich to codzienność.
Przychodzą do pracy i chcą po prostu pracować. Jeden przerzuci na zmianie setki, on kilku osobom w kończynach, serduchu, głowie czy brzuchu poskrobie. Pamiętajcie o terapeutach, co bez zdjęć czytają. Lekarzach co są dokładni z zasady. Są pewni za nas, że się uda, chociaż nie zawsze się udaje. Oddając się w ręce fachury, można liczyć na lepsze.

ZAPLECZE
Szukaj miejsc, gdzie u pielęgniarki znajdziesz uśmiech. Gdzie dobre słowo często gości. Gdzie ciepła osoba potrafi czas dla ciebie zatrzymać i wyciszy skołatane serce, bo wie, że robisz EKG, któremu nerwy nie służą. Znajdź personel, co spokój niesie a do tego poczucie bezpieczeństwa. Gdzie wszystko do tego sprawnie się potoczy. Gdzie żarty mają miejsce, a ty nawet nie wiesz, kiedy jest już i po. Masz wybory. Nawet tutaj nie bądź skazany na pierwsze lepsze.

DYSTANS
O negatywnych emocjach i bólu łatwiej się niektórym opowiada. Czasami mam wrażenie, że ludzie nie tyle lubią się dzielić cierpieniem ile nim straszyć nas nieco. Warto mieć dystans do tego. Warto popatrzyć na tych, którym się udało. Od nich czerpać pozytywną energię. Nie tacy nas do działania napędzają. Pamiętasz dziewczynę z poprzedniego wpisu? Kiedy zachowasz dystans do wszystkiego łatwiej zebrać myśli. Bliscy panikują, przepędź na cztery wiatry. Jeśli martwią się i chcą dobrze, niech do paniki się nie dokładają.

MIEJSCE
Idziemy do szpitala. Który? Pierwszy lepszy. A może ten na drugim końcu świata?
Od choroby, ale i od nas zależy, co chcemy z naszym zdrowiem zrobić. Czasami musi być blisko, ale blisko czasami jest złudne. Leżymy tydzień lub dwa. Podobnie z naszymi bliskimi. Bez konkretnej diagnozy, bez poznania przyczyny, bez odpowiednich badań. Pozwalamy wysyłać na oddział, który właśnie zlikwidowali, kiedy w innym miejscu wszystko wiedzą, czyli rach i ciach i już po sprawie.
Liczymy, że blisko za darmo i szybko. Tam, gdzie blisko długo, czy krótko tam gdzie daleko? Czas na odległości przeliczajcie. No i kwestia czystości. My albo nasi bliscy nie musimy patrzyć na brudne ściany. Warto tych jasnych i jak we wpisie „Zielono mi” poszukać z małym „ale”. Osobiście twierdzę: Podążać za fachurą, nie patrzyć ile miejsce ma gwiazdek. Podsumujmy: Patrzcie na koszty dojazdów, komplikacji i leków nie tak niedobranych wszelakich, na obsługę a ponad wszystko kto nas leczy czy kroi.

POWROTY
Dostajemy długie zwolnienie i kładziemy się do łóżka. O jak wstać potem trudno. Idziemy po jakimś czasie do kontroli i dziwimy się, że ten, co leżał obok, kica już swawolnie, gdy my jeszcze o kulach i obok mama, która sznurówki nam wiąże. No kochani. Można się położyć i trochę rozczulać na sobą. Można popłakać nad własnym losem troszkę lub dać się porozpieszczać. Wcześniej czy później czeka nas jednak ciężka praca. Rehabilitacja to nie wakacje a mądry plan i systematyka. Jeśli długie leżenie pomaga i tak w zaleceniach, jestem jak najbardziej za. W przeciwnym razie szkoda życia i słońca za oknem Kochani. Oj szkoda.

EKSPERYMENTUJ
Rusz głową, szukaj własnych na samoleczenie bezpiecznych sposobów. Przykład? Przypomniał mi się brzuszek jednego takiego anestezjologa. Pielęgnuje go i dba pewnie o niego. Słusznie. Jednak co będzie, gdy coś natną na sali, bo taka przyjdzie potrzeba, A co gdy rana potem gdzieś pod fałdek się takiego brzuszka schowa. Rany lubią czystość i sterylność, ale również dużo świeżego powietrza, chłodek i słońce.
Opuchliznę obkładaj lodem, rany nie kiś tygodniami pod warstwą opatrunków i grubym bandażem. Czas goi rany, ale nie schowane. W ciepłej pierzynce i bez świeżego powietrza lubią się popsuć jak jedzenie poza lodówką. Sprawdzaj i zaglądaj lub daj zaglądnąć innym. Dbaj, a jak masz wątpliwości, znawców pytaj. W samopas nigdy nie zostawiaj. Ja moje rany na słońcu suszę. Dziwactwo? Nie wiem. Najważniejsze, że działa.

DOBRE NASTAWIENIE
Cokolwiek byś nie chciał zmienić w swoim życiu lub do czegokolwiek jesteś zmuszony bądź na to gotowy. Chcieć i mieć dobre nastawienie prowadzi często do szybkiej w walce o witalność wygranej.

NIE UDOWADNIAĆ
Nie wmawiać sobie choroby. Brać przykład z tych, co faktycznie chorzy, ale na ulicach się z tym nie obnoszą. Nie naklejają znaczków „niepełnosprawny” i nierządni miejsca specjalnego są na parkingu.
Tych, co pozytywnego myślenia mają więcej niż dużo i uśmiechów po stokroć więcej, chociaż pod czapką brak włosów, o których wie mało kto. Pokazywanie innym choroby i wykorzystywanie na maksimum zwolnień, chociaż ciało już do życia rwie się, nie wnosi zbyt wiele. W zabieganym świecie i tak często pozostajemy z wyimaginowaną chorobą niezauważeni.

Jestem waszym sprzymierzeńcem. W polepszaniu własnego komfortu życia, w podejmowaniu mądrych i odważnych decyzji, w poprawie własnego zdrowia, bo każdy z nas raz więcej go ma, a raz mniej. Bądźcie otwarci, na nowe a ponad wszystko wierzcie, że będzie dobrze, bo czego miałoby, by być gorzej? Zawsze jest coś, o co warto walczyć i do czego dążyć na tym łez padole, który jak się bliżej przyglądniesz, dużo pięknego ma w sobie.

ORTOPEDIA JEDNEGO DNIA, CZYLI ZIELONO MI

Zazwyczaj nasze poranki zaczynamy podobnie. Przecieramy oczy, a na twarzy pisze się nasze do życia podejście. Znowu to samo. Tron zaliczamy I poranne czynności w łazience. Patrzymy w lustro: O rany! Kto to? Ścielimy łoże albo nie ścielimy, zależy, jak nam się chce. Jakieś tam śniadanie, chociaż czasami i królewskie w zależności czy tak lubimy. Na koniec torba pod pachę i często gęsto dzieciaka, a nawet dwoje poganiamy. No czasami jeszcze szukamy kluczy do domu albo samochodu no ale to sprawa zabiegania. Czasami jednak – no właśnie – czasami niemoc dopada. I nie o zwykłe przeziębienie chodzi. Taki życiowy psikus i sposób na naszą na nudę. Energia wszakże ma krążyć. Dzisiaj będzie o tych dniach innych niewakacyjnych. Dzisiaj krótka wycieczka po sali operacyjnej i o tym, co potem. Na podstawie autopsji, obserwacji i tego, co zasłyszane. Mdlejecie na widok krwi? Spokojnie. Tu krew nie będzie się lała.

DZIEWCZYNA W SZARYM KORYTARZU
Zacznę od pewnej szarej scenki. Kolorowo będzie potem. Przypominają mi się ostatnie badania w ciemnych nieco piwnicach szpitala gdzie punkt pobrań i długi korytarz prowadzi na medyczne oddziały. W nim młoda dziewczyna. No i tutaj behawioryzm się kłania. Spójrzmy. Odruchy i zachowanie nastolatki ewidentnie wykazują wewnętrzny strach. Jest nim przesycona od czubka głowy do pięt. Nie ważne, że z nią jeszcze osób troje. Rodzina, która wspiera. Że jedno biega i załatwia na nią, drugie za rękę trzyma, trzecie zachowuje stoicki spokój. Czasami mam wrażenie, że ten, co najspokojniejszy najwięcej wnosi. Na dworze jeszcze chłodno i na podobnie chłodne wyglądają jej blade ręce. Oczy zamglone zgubiły punkt odniesienia. Gdzieś nad głową z czupryną lekko rozwichrzoną, słaba świetlówka mruga. Pielęgniarka z punktu pobrań wpadła w czarną dziurę. Inna niż duszek Kacperek rozpłynęła się w powietrzu. Jeszcze inna w czeluściach zaplecza zniknęła. Dziewczynie w szarym korytarzu bliscy gdzieś każą iść, coś robić. Ona zielona. Nowa sytuacja? Niezły rozgardiasz. Wraz ze strachem irracjonalne zachowania się rodzą, często, chociaż nam nie służą, powtarzamy je bez końca. Strachu się dziwicie? Ja nie. Przyglądnęłam się i rezygnowałam z tego miejsca. Coś mi nie pasowało. Czegoś za dużo i czegoś za mało.

ZIELONO MI
Czasami mówimy sobie: No coś w końcu trzeba z tym zrobić, po tym, jak długo zwlekaliśmy. Czasami na środku drogi lub w czasie snu dopada nas słabość, a potem już tylko inni za nas działają. I trafiamy na salę operacyjną.
Minęło ładnych dni kilka. O scence z dziewczyną już prawie zapomniałam. Jestem w nowym miejscu. W ręce trzymam plik badań. Rozglądam się po korytarzu, szatni i Sali z łóżkami. Zielono mi. I troszkę żółto, jakby, malarz chciał powiedzieć: Macie tutaj troszkę wiosny przez cały rok. I jeszcze na koniec w gratisie w newralgicznych miejscach artysta tego samego koloru dorzucił.
W miejscu, które dużym łukiem chcemy mijać, już jest tylko szybko. Proszę wypełnić, tutaj podpisać, tu zostawić rzeczy i ubrać fartuszek. Miła Pani w recepcji i Pan mówiący: Proszę za mną. Tuż przy Sali. Tu można odpocząć a zaraz potem zastrzyk w tyłek (Auć!), kręgosłup lub maska na twarz i już odpływasz. Tu już nie masz nic do gadania. Tu do gadania ma facio z igłą. Czasami nie załapiesz, kiedy w twoim ciele cieniutki metal ląduje. To przeciwieństwo nudnego czekania w przychodni, gdzie czas zatrzymuje się na chwilę, a powietrze zastane i przesiąknięte nudą jest na wskroś. Tutaj się działa. Tu wpadasz w wir pracy, tych, którzy kroją i szyją, chociaż szwalnią tego nie nazwiesz.
Dzieje się. Jeden w zielonym fartuszku komendy rozdaje, inny cos przy tyłku chce grzebać. No i Pani z kaniulą do żyły chce się dostać. Ta też na zielono ubrana. Nogę Thera Bandem obwiązali, zacisnęli mocno udo i gumę zabrali. Pomalowali na kolorowo. Maniana. Każdy wie, co ma robić i jest jak robocik. Zrobił tutaj? Idzie do następnego. Organizacja pracy i pewność zawodu do pozazdroszczenia!
Patrzę na sufit. Dach nie przecieka, jak w żartach na pocieszenie, które usłyszałam kilka dni wcześniej.
Jest biały, a w nim zieleń wykładziny się odbija. I vice versa. Ona sama jak lustro. Wszystko, co na górze i na dole ma swoje odzwierciedlenie. Leżę i czekam. Jak tutaj jest sterylnie i czysto. Po całym tym rytuale, szybko jest dużo wolniejsze.

CIACHU CIACHU, SROBU SKROBU
Lukam na fachowca. Takiego z dużą praktyką. Takiego co mówią, że rodzi się ze skalpelem w dłoni. Robi dzień w dzień to samo. Małe lub duże nacięcie. Majstersztyk jak potem stwierdzam. Potem w środku troszkę rękodzieła. Patrzę na dobrego rzemieślnika. Rzeźbi jak Fidiasz czy Michał Anioł. Słyszę: Panie Doktorze: Dzisiaj jeszcze na stół 3 osoby, gdzie 3 już ma pan za sobą. Ile to będzie rocznie szczęściarzy, co w jego ręce wpada z własnego często wyboru? Wołają: Ja chcę. Ja chcę. Jak osiołek w filmie Szrek — często do porównań z nim będę jeszcze wracać. Jak już to ja do Pana proszę i tylko do Pana. To kiedy?
Zielono mi. Misiowata, łagodna twarz, wygląda jak atłas w świetle szpitalnych reflektorów. Na głowie zielona czapeczka. Oczy wodzą o ekranie, na którym widać wszystko, co w naszym środku. Jednodniowa wycieczka w głąb siebie. Co ja jeszcze nie wymyślę. Chyba lekko odlatuję. Muzyka jakaś czy to w głowie gra? Czyżby tak leki na mnie działały? Tyle pamiętam i czuję, jak moją nogą fachura kręci na wszystkie strony, a ta ciężka i bezwładna. Wrażenie, że dwie tony waży. Na co mi ona teraz taka. Poczekam, aż naprawi i sprawną odda. A niech sobie tam poszpera i pokręci, jeśli trzeba. Niech sobie facet zarobi, skoro ma do mojej nogi rękę.
I tu się rozpisywać więcej nie będę.

PO
Boli nieco tyłek, chociaż miało boleć kolano. Coś bolec musi. No proszę Was. Toć przecie ktoś przed chwilą w moim ciele bełtał jak głodny rolnik łychą w zupie, doszukujący się kawałka mięsiwa. Pośladek opadł. Jest na to sposób. W ostateczności opadający też ujdzie w tłumie. Patrzę na nogę. Jest. Czuję ją. Dziury tej samej długości i pod tym samym kątem równiutkim szwem uchwycone jak w lustrzanym odbiciu. Szlachetnej krwi ani kropli nie uroniłam. To widzę, chociaż w głowie się jeszcze troszkę kręci. Czterogłowy lekko pracuje, a miało być inaczej. Jest lepiej, niż myślałam. U mnie też był strach. Uwierzycie? Przecież z Marsa nie jestem. Toć ja człowiek z krwi i kości co teraz tylko kości troszkę nie ma.
7 tygodni zwolnienia wypisuje miła Pani z recepcji. Pierwsza myśl: O matko a kto to wyleży tyle? Inna Pani o 14 dni prosi. W grę wchodzi zero lub siedem. Innej opcji nie ma. Recepcjonistka w żarcie: Mi żadne nie przysługuje. Zdaje sobie sprawę, że taka kobitka jak ona zawsze pod ręką potrzebna a w tym miejscu niezastąpiona. Z „Ortopedii jednego dnia” wyjeżdżam z uśmiechem na twarzy. Zadowolona, że nie poleguję, gdzieś gdzie decyzyjność leży. Gdzie brak sprytu, doświadczenia, odwagi a tempo raczej żółwie. Po stokroć wolę „Zielono mi” a krócej.

KULASEK
Patrzę na kolanko. Naprzeciwko siebie ktoś wyrzeźbił pięknie dwa oczka i rzęsy. Do tego mała „buźka”, efekt wcześniejszego kicania. Pucate jakieś takie. W jeden dzień tyle wrażeń. A jakie pozytywy z całej tej przygody? Dużo ich bym znalazła, bo warto na nich się skupić. Bardziej niż na negatywach. Dzisiaj spotkałam się z zawodem, który każdy jest jak inny. Można się nim bawić, a można w nim partaczyć. Dnia powszedniego po raz pierwszy poczułam ile wazy moja noga. Mniemam, że dobre 10 kilo, chociaż momentami wydawała się dużo cięższa. Dzisiaj przekonałam się, że nie ma to, jak zielony, no i nie musiałam sprzątać, kiedy do domu wróciłam. Przede mną rehabilitacja. Jaka będzie? A kto to wie. Ponownie wierzę, że z dobrym zakończeniem.

KOŃCOWE DYWAGACJE
Dlaczego
tak jest? Że mimo dyskomfortu człowiek wraca szybko do zdrowia i domu. Że opowiada z przyjemnością, o tym, o czym wielu chciałoby szybko zapomnieć. Że mimo braku rozpieszczania mówi: Ten i żaden inny. Z drugiej strony: Dlaczego ktoś czegoś nie wie i ktoś tygodniami leży. Dlaczego, po powrocie ze szpitala do zdrowia lub kondycji bywa, że nie wracamy. Co się dzieje? Pytanie stawiam z lekkim naciskiem na pretensjonalne u niektórych „dlaczego”. Z tym strachem i tą żałosną często służba zdrowia, o której tak często dochodzi do mnie echo. Odpowiedzi i podpowiedzi odnośnie do wyborów znajdziecie na moim blogu. Jutro. Dzisiaj już dość tych szpitali. Czas wracać do domu.

KIEDY I Z KIM

Jeśli macie sprośne myśli sprostuję: O tym nie będzie. Tym razem w klimatach egzotycznych wypraw odpowiedzi na pytania. Po co jedziemy na wakacje i co potrafi tęsknota. Kiedy jechać i z kim. Czyli pytania trudne i łatwe.

Pogaduchy
Wsłuchuję się w historie różnych ludzi. To piękne jak różne są i jak wiele jednocześnie mają ze sobą wspólnego. Morskie dywagacje nie tylko o morzu, ale i o życiu również. Pogaduchy i opowieści. Wakacyjne klimaty sprzyjają, albowiem wymianom życiowych doświadczeń. To z takich miejsc oprócz straganowych pamiątek i wspomnień przywozimy nową wiedzę, odkrywając często siebie na nowo.

Po co?
Większość powie no jak to? Odpocząć od pracy. Są tacy jednak, co powodów mają dużo więcej. Na swojej drodze spotykam tych, co chcą coś wynagrodzić dzieciom. Takich co pragną poprawić z nimi relacje czy spędzić czas razem i zacieśnić rodzinne więzi. Również ratowników związków, jak ja ich nazywam.
Tych, co uciekają od czegoś i takich co chcą się zdystansować. Indywidualistów co pustelnikami być uwielbiają i tych, co bliskości i drugiej połowy szukają. Dla nich wyjazdy są sposobem na ucieczkę od samotności. Garstka niemała zabija podczas wyjazdów po prostu codzienną nudę.
Kiedy jedziemy poszukiwać nowego, na naszych twarzach pisze się zazwyczaj zadowolenie i ciekawość. Gdy jednak uciekamy lub wyborów nie mamy, jest zupełnie, zupełnie inaczej.

Tęsknota
O niej już troszkę było we wpisie: „Czym jest miłość?” Dzisiaj do tęsknoty na chwile wrócę, bo na swojej drodze co rusz ją spotykam.
W ciepłe dni siedząc na plaży, lubię przyglądać się ludziom. Jedni wolni jak ptaki, chociaż lat już w papierach mnogo. Czerpią z życia jak dzieci. Gdy ich serca są czyste jak łza, a głowa nie gdyba, osiągają flow. Kiedy coś w sercu boli, odreagowują. Inni maślane oczka kierują w piasek lub daleki horyzont. W zadumę popadają. Marzenia z przemyśleniami się wtedy przeplatają. Życiowe wybory z tęsknotą, którą ta często okiełznać.

Jedziemy w piękne miejsce. Siedzimy nad wodą, która nie potrzebuje podciągania kolorów w Photoshopie. Słońce rozpieszcza, a wiatr przychodzący znad morza delikatnie ciało chłodzi. Morze masuje stopy. Troszkę cienia daje pobliska palma, na której dojrzewają wypełnione już płynem kokosy. Jest wszystko, o czym ludzie marzą, a nas coś w środku ściska. Gnębi. Boli. Otoczeni dobrymi duszyczkami, których radość słyszymy nieopodal, jesteśmy tak naprawdę samotni. Gdzieś ktoś został. Gdzieś ktoś wyjechał. To narodziny tęsknoty. Nie planujemy jej i nie pakujemy do walizki. Pojawia się jak duszek i jest świadectwem wielkich uczuć i marzeń, którymi żyjemy. Świadectwem jak jest naprawdę. Kto jest ważny w naszym życiu i na kim nam zależy. Tęsknota w parze z grupką „pociech” chodzi. Smuteczki mają na imię. Jak cię polubią trudno się od nich odgonić. Tęsknota za kimś — często nie jest singielką. Tęsknisz Ty, tęskni ktoś za Tobą. U Ciebie rodzi się poczucie winy. Ktoś miejsca nie może sobie znaleźć. Miota się, licząc na twój jak najszybszy powrót. Rodzą się pytania. Po co tak i dlaczego nie razem. No cóż. W rozstaniach nie widzę nic złego, o ile nie bolą.

Jak odpocząć i złapać wiatr w żagle, gdy tęsknota doskwiera? Dzisiaj nie znam na to pytanie odpowiedzi. Do głowy przychodzi mi jedno: W przyszłości bez względu na to, co ludzie mówią, jedź z tymi, których kochasz, a smuteczki spać pójdą, bo? Tutaj posłużę się metaforą. : […] „Bo wystarczy pieskowi dać mleczko, a już nie ma smuteczków nad rzeczką”

Kiedy?
Gdy tylko uwolnisz marzenia. Na „NIE” nie szukaj powodów, „TAK” mocno wspieraj.

Z kim?
Z tymi, których kochasz. Z tymi, na których możesz liczyć w potrzebie. Z takimi, wśród których dobrze się czujesz. Lub sam. Jeśli tylko to jest twoje.

Z dedykacją dla tej, co kajutę ze mną jeszcze nie tak dawno dzieliła i wszystkich, którzy tęsknoty nie lubią:
https://www.youtube.com/watch?v=PiWly7xSwYM

KARAIBY – LOTNISKA 23/25

Kto był, to był. Kto zna, to zna. Tym, którzy nie mieli styczności, przybliżam klimaty tych miejsc, bazując na paryskich Charles de Gaulle i Orly.
Pierwsze zaskoczenie: Samoobsługa. Od odprawy przez nadawanie bagażu po wejście do samolotu. Jak w większym supermarkecie. Okazuje się łatwo, prosto i przyjemnie. Wypluwa naklejkę? Na walizę naklejasz. Wrzucasz na taśmę. Sczytujesz kod z naklejki skanerem. Mówisz Bye, Bye i ręce zacierasz. Tylko pamiętaj: Jeśli nie chcesz, aby sprawa się skomplikowała torba czy walizka nie większa od podanej w warunkach. System jest bezwzględny. Z nim nie pogadasz zbytnio.

Stoję, idę i znowu stoję
Jeden zakręt i drugi i jest ich czasami z kilkanaście. Jak w labiryncie. Jedna „mróweczka” za drugą. Porządek ma być. Rozbieram się po części i ubieram. W zależności od tutejszych funkcjonariuszy widzi mi się i ostrych przepisów, które mają zapewnić bezpieczeństwo.

Siedzę. Siedzę. Siedzę
Czekam i
Czekam. Wiele z osób zabija czas z nosem prawie w komórce. Podjadają to, co udało się przemycić lub popijają kawy bez względu na cenę, żeby jakoś przetrwać nudę i zmęczenie. Sklepy bezcłowe mają używanie. Kuszą wystrojem i markowymi rzeczami. Ludziska kupują, bo czasu tu mają wiele. Chodzą. Wąchają. Psikają się i zapachy mieszają przeróżne. Tu przed wylotem często powstaje nowy wręcz makijaż. Ktoś w końcu kusi się na nowość. Nie jeden facet ostatnią pamiątkę na szybko kupuje dla córki czy żony. Mężczyźni kręcą się również przy działach ze szlachetnym trunkiem. W walizkach często nie jedna butelka ląduje. No bo jak tu wybrać jedną, gdy szklanych butli z lekarstwem do wyboru i koloru. Zmęczenie na wielu twarzach wypisane, chociaż tutaj nikt się zbytnio nie napracuje. To zmęczenie podróżą i ciąganiem za sobą walizek. Przepakowywaniem, wagi sprawdzaniem, ciąganiem tududków za sobą. Mile zaskoczenie, że ludzi na lotnisku paryskim tysiące a decybele przy tym niewielkie. Miły szum, szepty gdzieniegdzie i rozmowy z sąsiadem. Podobne klimaty bywają w teatrze, gdy przerwę między aktami ogłoszą. Następna niespodzianka to gniazda do ładowania na wyciągnięcie ręki. Często o nie ciężko a tutaj bateria ciągle do pełna. Po prostu full wypas.
Siedzenie, szwendanie się i przechodzenie kilometrowymi korytarzami z miejsca na miejsce w poszukiwaniu swojej bramki, to często większa część podróży.
Wyczekuje, więc oczekuje i jeszcze trochę wypatruję. Przyglądam się nogom. Cały przekrój stóp i butów. Sportowe i zimowe i trochę mokasynek. Klapeczki do wody, zimowe kozaki i ciężkie jak nie wiem co trapery. No i moje neopronowe cichobiegi, w których zeszłam z łajby. Jakoś tak szpileczek damskich mało. Z mody wyszły czy jednak kobiety zaczęły patrzyć na wygodę? Male, duże i wielka stopa się zdarzy. Eleganckiej Pani, która dba o wygląd, nogawka spodni się zawinęła. Nieświadoma dumnie kroczy przeświadczona o swojej perfekcji. Najważniejsze to, co w głowie. Lepiej niech się nie dowie. Stopy młode i dużo starsze. Jasne i ciemne w skarpetkach i często bez nich, gdzie kostki wystają spod spodni.
Jedna noga za drugą i następna, a potem następna. Cichutko prawie bezgłośnie bez względu czy po dywanach, czy po płytkach. Wpadają w inferencję. Bieżą, a za nimi kółeczka walizek kręcą się do taktu. Turkocą cichutko, pukają, stukają
Tak to to, tak to to, tak to to! Jak w wierszu J. Tuwima. Oho! Wróciły z dzieciństwa wspomnienia.
Następny zakręt i następny. Staję nagle. Kilka osób widząc, że zamarłam zaraz za mną. Znajome dźwięki dochodzą do ucha. Stradivarius a może coś bardziej współczesnego? Na środku białe pianino ze złotym napisem. Młody podróżnik torbę na ziemię rzucił. Gra. Patrzę, jak dłonie łatwo chodzą po klawiszach. Gdy pomysłów brakuje, mężczyzna posiłkuje się, szukając pomysłu na nowy w komórce. Mogłabym słuchać i słuchać. Wyposażenie lotniska dość nietypowe. Miło oj miło. Czas szybciej leci. O zmęczeniu chwilę zapomniałam.

Obawy
Czasami lotnisk się boimy. Że języka nie znamy, że duże, że nie do końca wiemy co i jak. Gdzie po bagaże a gdzie do wyjścia. Odwieczne dywagacje. Zapominamy o jednym drobiazgu: Tutaj ludzie często gęsto mają czas i pomogą. Ikonkami wiele miejsc również oznaczone. Język i nowe technologie? Why not? Daj sobie czas. Przyciskaj, próbuj i patrz na obrazki. Dzisiaj naród jest wygodny, więc to, co straszne tak naprawdę poprowadzi cię, jak mamusia za rączkę. Gdy nie wychodzi? Pytaj. No i granicz toboły. Nie bierz ze sobą do samolotu bomby, wody czy piły motorowej a wszystko pójdzie jak po maśle. Powodzenia. Jak mogę Was zachęcić? Tam w górze zawsze słońce świeci. Czy to wystarczająca pokusa, kiedy nad głową długo pochmurno?

Żarliwy temat

Kiedy słyszę: „Tak się nie da”., tylko czekam na okazje, aby sprawdzić na własnej skórze czy zaliż faktycznie. Pamiętam kilka lat temu łamanie grubej dechy gołymi rękami a nieco później u T. Harv Ecker’a, wciskanie w moje podgardle grota strzały. Następną okazję wzięłam bez negocjacji. Chodzenie boso po rozżarzonych węglach. Na samą myśl robi się ciepło. Jak było faktycznie? Najpierw o tym, gdzie i z kim.

W borze głębokim
Było zimno. Od tego zacznę. Wieczór, ciemno i wiało z każdej strony. Odstraszało od wszelakich czynności czynionych na dworze. Wylądowałam w środku lasu wśród zabudowań, o których wiedzą tylko ciekawscy i wtajemniczeni. W dużej sali przy licznych stołach przykrytych ceratą, którą niektórzy pamiętają z komuny, zebrała się grupka ludzi, u których ciekawość i odwaga bierze górę nad całą resztą. Na ich twarzach w łagodnym żółtym świetle żarówek skrywały się różne emocje. Od zadumy, przez spokój eksponowany ciszą, aż po radość, czyli śmichy i chichy.

W borze szerokim
Jak to w życiu bywa, najpierw była mała obsuwa. Suma summarum ogień rozpalono. Oj! Było na co popatrzyć. Lukałam więc na pomysłodawcę, w skórzanym kapeluszu z bajkowego kota w butach i kamizelce żywcem ściągniętej z Robin Hooda. Lider, dzierżąc w dłoni miotacz ognia z czterema dyszami, zarażał czarne i ostre kształtem węgle przypominające łupki skał. Jakbym zerkała na scenę z popularnego Shrek’a, gdzie wdzięczna smoczyca, z miłości do osła, pokazywała, jak pięknie zionąć potrafi. Wszystkie odcienie pomarańczowego, żółtego i odcieni fioletów mieszały się w jedno. Tworzyły efekty przypominające zorzę polarną w najpiękniejszych zakątkach Norwegii. W oczach mieniła się biała poświata. Ogień niemalże tańczył nad ziemią taniec niebiański, po czym osiadł na węglach, aby tam kontynuować swoją powinność. Wreszcie uspokoił się i przyjął pozę stateczną. Towarzyszyło mu przyjemne rozchodzące się w powietrzu ciepło. Dźwięk wiatru bawiącego się między gałęziami i konarami mieszał się z odgłosami palonych bryłek. Przypominał strzelający w mikrofalówce popcorn. Pachniało lasem, dymem i trawą, która już wpadała w zimowy sen. Napatrzyć się nie mogłam. Co rusz nadstawiałam ucha.
Zanim żar z pomocą wielkiej dmuchawy nabrał czerwonych piekielnych kolorów, wysłuchałam małej pogadanki, o tym, skąd ten pomysł, po co i w jakim celu. Troszkę żartów dla rozładowania stresu o specyficznej technice podnoszenia z żaru pośladków. Troszkę więcej informacji co robić a czego nie robić, kiedy już stopy dotkną żaru. Wreszcie nadszedł moment próby. Zdjęłam czarne buty do kostki podszyte mocno kożuszkiem. Stopy od chłodnego późno jesiennego podłoża marzły, chociaż miało być gorąco. Było, ale nieco później.
Popatrzyłam na twarze osób uczestniczących. Nabrały czerwonych barw od ciepła i wszystkich występujących w ciele emocji, które ciągle jeszcze narastały. Te potęgowały się jak w matematyce. Niektórzy żarliwie komentowali, inni stali w ciszy, zbierając siły i szukając spokoju gdzieś w głębi siebie. Jakbym słyszała słowa: „Będzie dobrze”, „Dam radę”. Za plecami padło żartobliwe pytanie: Ktoś ma ogień? Reszta żart podchwyciła. Dobiegł do mnie śmiech przesycony nutką strachu. Dziwicie się?

Co w głowie to w nogach
Przyznaję, że to był moment, kiedy emocje i mnie się udzieliły. To, co było wokół, teraz przestało mieć znaczenie. Skupiłam się na sobie. Myśli, które stania nie lubią, po głowie mojej chodziły.
Wiedziałam, że temperatura spalania węgla drzewnego jest dość niska w stosunku do innych materiałów. Nie obca mi była wiedza, że najcieplej jest zawsze w centrum. Również, że noga poci się pod stopami a woda, zanim cokolwiek nas poparzy, musi najpierw odparować. Słyszałam o podobnych rytuałach w afrykańskim buszu, na Bali czy u rdzennych mieszkańców Polinezji. Również o buddystach i japońskich taoistach, którzy takie obrzędy celebrują z dumą. Do praw fizyki i innych założeń, które mówią: „Da się”, również nie omieszkałam powrócić.
Niewielki z tłumaczeń miałam pożytek. Bo? Jaką moc mają argumenty wszelakie, skoro instynkt człeka pierworodnego podpowiada nam, że przy ogniu ciepło, ale jak włożysz w niego nogę czy rękę, to „auć” jest i koniec kropka?
Kropką nad „i” był fakt potwierdzony badaniami, że temperatura spalania suchego węgla drzewnego, który przyjmuje barwy czerwone, karmazynowe i żółte wynosi średnio 400 stopni Celsjusza. Co oczywiście podkreślił również prowadzący. Popatrzyłam na kolory ognia. Bez dwóch zdań teraz karmazyn, żółty i czerwień przypominały.
Obawy miałam i wcale się tego nie wstydzę. Strach pierwotny nie raz uchronił mnie przed nieszczęściem, nie raz dodawał siły. Tak było i tutaj. Wysłał sygnał do nadnerczy, które są odpowiedzialne za adrenalinę. Przygotował organizm do pierwotnego zachowania, jakim jest walka z wyzwaniem. Zwiększył koncentracje i czujność. To było wystarczające.

3 metry i 5 kroków
Wszelkie odgłosy nagle znikły. Ogień ustał. Żar przypominał mieniące się wszystkimi ciepłymi kolorami niebo usłane milionami gwiazd, które zebrały się w jednym miejscu, aby podjąć jakąś ważną decyzję. Zamknęłam się na chwilę w ciszy. Ktoś nagle przebiegł obok mnie. Wszystko działo się szybko. Nie było na co czekać. Popatrzyłam na truchtające w miejscu stopy sąsiadki. Zbierała moce. Ustąpiła mi miejsca. W takich momentach po prostu się idzie. Jedni chcą mieć to za sobą szybko, inni podążają za grupą. Złączyłam palce, aby rozżarzone małe drobinki nie wpadły na pomysł, że chcą wrócić ze mną do domu. Popatrzyłam przed siebie, stwierdzając, że jeśli nadal będę na boso spoczywać na zimnej mokrej trawie, bez kataru się nie obędzie, a ja śpika za nic w świecie mieć nie chce. Argument był wystarczający. Przeszłam. Nogi same wiedziały co robić. Zaraz potem był drugi raz. Na koniec powiedziałam basta, bo w życiu warto zrobić też innym miejsca.
Stanęłam na ziemi i popatrzyłam w dół. Moje stopy zerkały na mnie i nie dowierzały wszystkiemu. Mówiły: Szalona jesteś kobieto, ale nam się to podoba. Stopy pogłaskałam i pochwaliłam. Z ciekawości sprawdziłam ich stan. Wszystko na swoim miejscu. Nieco brudne, ale nic nienaruszone. Spojrzałam na dopalające się resztki węgli. Odgłosy w powietrzu świadczyły o pełnym zadowoleniu uczestników. Impreza dobiegała końca. Jak wyglądał powrót do domu? Cierpliwość, zaufanie i wiara zaowocowały. Siedziałam w samochodzie, a moja klatka piersiowa sama wyciągała się do przodu. Byłam wypełniona dumą, pozytywną energią i miłymi wspomnieniami, które zostaną na długo. W stopach czułam przyjemne ciepło.

Czasami robię coś na opak. Niepoprawna ze mnie bestia. Gdy wszyscy w jedną stronę ja idę inną ścieżką. Sprawdzam, udowadniam, testuję, gdy tylko mam na to ochotę. Dobrze mi z tym. Nie robiąc krzywdy innym, czynię tym samym moje życie ciekawszym. Wierzę, że magia fizyki plus siła woli i wiara potrafią zdziałać cuda. A Wy? W takie cuda wierzycie?

CZYM JEST MIŁOŚĆ?

Czym jest ów uczucie, czerwonym sercem w obrazach malowane? Jest stanem, sensem życia, cnotą wręcz nazywanym. Radością, euforią, smutkiem, tęsknotą, troską, delikatnością, zatraceniem, szaleństwem, spokojem i niepokojem, jak również zaufaniem. Wielkim M. To dwa istnienia w jednym, spróbuj to rozdzielić, a zobaczysz czym jeszcze.

M jak Radość
Jestem świadkiem zabawy dwóch przesłodkich gołąbeczków. Słowem się dzisiaj bawią. Na stole opakowanie najzwyklejszej kukurydzianej przekąski bez smaku:
Ona: Kochanie przygotowałam Ci coś do jedzenia.
On: Ojej! Jak Ty się postarałaś! Pamiętałaś o mnie. Czuję nosem samo zdrowie. Bez GMO i glutenu. I taka duża porcja. Dbałości o mnie nie ma końca.
Ich oczy świecą jak ogniste iskierki. Jedno w drugiego wpatrzone, chociaż on nie ogolił się jeszcze, a ona nie zdążyła uczesać. Na twarzach uśmiech gości. Była wena w wymyślaniu, dużo by pisać. Zwykłe więc czy kukurydziane? A może rarytas? W żartach i nie w żartach, kiedy się kocha prawdziwie, to śmiem twierdzić za wszystko i na całego.

M jak Tęsknota
Przyglądam się nastolatce, zwiniętej w malutki kłębek. Wtulonej w wielką ciemną pościel, która ponurości nabrała nagle. Dziewczyna bez chęci do życia w bezruchu zapatrzyła się martwo w odległy punkt na ścianie. A jeszcze nie tak dawno ze śmiechu się zwijała. Wtedy był On, teraz z Onym spotkać się nie może. Świat stracił sens, a nauka do głowy wchodzić nie chce zupełnie. Pustka jednym słowem.

M jak Troska
W innym miejscu młoda osóbka szuka ciepła w pobliżu swojego lubego. Głaska go łagodnie po głowie. Budzi śpiocha delikatnie, bo wie, że zegar niedługo południe wybije. On dzień wcześniej lekarstwa jej osobiście zapodał. W nocy przy niej czuwał. Już miała wstawać, ale coś jest silniejsze od niej. Obejmuje swojego ukochanego. Ładują się nawzajem niewidzialną mocą. Ciepło ciał rozchodzi się po pokoju. Jeszcze chwilka. Jeszcze tylko chwilka. Miłość w powietrzu koła zatacza. Oj jakby było super, gdyby czas się zatrzymał.

M jak Niepokój
Kiedy ze wspomnianej dwójki jedno ma jakieś zadanie, prosi czule drugiego: Chodź ze mną Kochanie. Lubią, czy nie lubią, jedno podąża za drugim. Kiedy jedno na kilka godzin ma w planach wyjazd, drugie chodzi po kątach i zastanawia się nerwowo: Co ja w tym czasie bez niej przez te kilka godzin pocznę? Wierci się, kręci i miejsca nie może sobie znaleźć. Już sama myśl o rozstaniu wprowadza ów postać w inny niż zwykle nastrój.

M jak Smutek
On znowu odświętnie ubrany. Wychodzi z domu. Ona wie o tym. Chciałaby tam być. Podglądnąć przez chwilkę z ukrycia. Jedno słowo: „Idę” i już ściska w żołądku i gardle. Radość, która w tym dniu towarzyszyła, znika w sekund kilka. W jej miejscu smutek wprasza się w gości. Serce zaczyna płakać, łzy napływają mimowolnie. W najgorszym wypadku robią się wielkie jak grochy. Ona traci nad nimi kontrolę. Na chwilę tylko wraca spokój. Potem następna fala i następna. Szaleństwo czy przesada? Żal a może tęsknota nadmierna? Równowaga wraca, gdy on odświętne ubranie do szafy chowa.

M jak Zatracenie
Na środku kuchni tańczy kobieta. W słuchawkach leci znajoma jej muzyka. Z nim się kojarzy.
Miłością jej życia. Wszystkie magiczne zakotwiczone wspomnienia w jednym miejscu porywają do rytualnego tańca dedykowanego miłości. Nogi same chodzą. Dziewczyna dostaje skrzydeł. Przynajmniej tak jej się wydaje. Zatraca się w tym stanie.

M jak Szaleństwo
To wszystko, co wychodzi ponad normy społeczne. Piękne, ale nieakceptowalne. Seks w windzie i na kuchennym stole. Wspólne bieganie po polach bez majtek. Liczy się chwila. Miłość po swojemu ważniejsza od komfortu i miejsca. Od wszelkich kanonów i ocen. Piękne chwile, o których połowa marzy, a druga twierdzi, że samo myślenie o miłości jest już grzechem.

Czym jest jeszcze miłość? Pięknym uczuciem. Sprawdzianem. Uzależnieniem. Przygodą. Jeden Bóg raczy wiedzieć, czym może być jeszcze. A czym nie jest? Przyzwyczajeniem. Ono przychodzi z czasem, gdy miłość namiętna wygasa. Kiedy rodzi się rutyna. Dlatego warto być czujnym. Miłości pełnej pięknych emocji, jak najdłużej doświadczać. Czekać i doszukiwać się jej obecności. Pielęgnować ją, bo mimo wszystkiego, co niekiedy boli pokątnie, jest tego warta.
Bez względu na wszystko, pięknych miłosnych niezapomnianych doznań i doświadczania na tym polu życzę. W pogodę i niepogodę. O każdej porze dnia i nocy. Po co? Aby móc z autopsji zrozumieć.

Jesteś rozlazła!

Jesteś rozlazła! Ty to leń jesteś! Uczesz się, gdzie tak pójdziesz między ludzi! Ja to bym tak zrobiła! Wsłuchuję się w te i inne podobne im słowa. Z wszelkich opinii i ocen mogłabym wiersz niezły ułożyć. Dzisiaj o tym, co z tym zrobić.

Patrzę się i uśmiecham. Przyglądam się poszukiwaniom w nas czegoś gorszego, żeby ktoś inny mógł poczuć się lepszym. A co gdybyśmy to wszystko brali sobie do serca? Masakra. Poczucie winy. Ciągłe zmiany pod kogoś. A przecież tyle ile ludzi tyle spojrzeń na daną sytuację czy zachowanie. Po co zaspokajać pychę innych? Jestem, jaka jestem.

Zmieniaj w Sobie to, co przeszkadza Tobie. W pracy w domu. Szanuj poglądy i postawy innych, ale rób swoje. Zmieniaj się dla kogoś, gdy nie jest to wbrew temu, co Twoje. Nic na siłę. Rezygnuj z tego, co Ci nie służy.
Jeśli schodzi Ci na czymś dłużej, nie zawsze jesteś rozlazły. Potrzebujesz więcej, bo więcej czerpiesz z chwili albo robisz coś dokładniej. Za cechą rozlazłości często kryją się dociekliwość i dokładność.
Lenistwo? Owszem jest coś takiego, ale pamiętaj: Ludzie nie widzą wszystkiego. Spotkałeś się z sytuacją, gdy padasz ze zmęczenia i słyszysz słowa: Zmęczenie? Skąd? Czasami potrzeba nam wytchnienia. Ile? Tyle ile trzeba, aby mieć siłę być Sobą.
W swoim tempie i po swojemu. Powtórzę się: Innym nigdy nie dogodzisz.

Chciejstwo

Jak dalece jest wygodne i jak trudno nam z niego zrezygnować? Do myślenia życzeniowego w tym wpisie nawiąże. Do naszych potrzeb chciejstwem nakręconych i ideałów, których jak wielu twierdzi, nie ma.

Idealność
My ludzie ciągle chcemy czegoś od innych. Nie patrząc na pozytywne strony, doszukujemy się negatywnych. W głowie naszej ciągle obraz idealnych ludzi. Tych obrobionych w Photoshopie z obrazków i gazet. Weźmy przykład. Szukamy, chociażby faceta. Ma być taki i, taki i jeszcze siaki. A niech nie będzie posiadał jednej z tych cech co „nasze”, biada mu, bo właśnie przy niej będziemy tkwić uparcie. Zachłannie jej pożądać. W następnej kolejności drążyć i doszukiwać się innych u partnera niedoskonałości. Dzieci coś przeskrobały? Niewybaczalne. Trudno dostrzec ile dobra w międzyczasie i pożytecznego wniosły. Skupienie na jednym i ogniskowanie, a potem już klapki na oczy. Wieczne poszukiwania. Granica wyżyłowana do maksimum.

Paralela
Wyobraźcie sobie jabłoń. Drzewo, któremu na czas tego wpisu nadam symbol celu naszych potrzeb i oczekiwań w stosunku do innych. Patrzymy na nią i doszukujemy się w niej ciągle czegoś niekorzystnego. Jabłka na niej są za twarde, za małe albo zbyt robaczywe. W najgorszym wypadku chcielibyśmy z jabłoni zebrać pomarańcze. Jabłka nie do końca nam jakoś pasują. Chcemy i uparcie dążymy, aby drzewo zmienić. Czekamy na cud. I co?
Jabłoń zawsze pozostanie jabłonią. Jeśli chcecie przy niej zostać, musicie zdecydować. Albo polubicie jabłka, albo znajdziecie swoje własne drzewo pomarańczowe. Tak. Tak. Oczywiście. Ja wiem jakie to niewygodne. Co Wam jednak pozostaje? Możecie oczywiście żyć w świecie iluzji, że osiągnięcie, co chcecie. Że w obecnym partnerze w końcu znajdziecie ideał, do którego dążycie. Czekać i próbować dopasowywać, przekonywać czy do zmian namawiać. Możecie również po prostu coś w w swoim życiu zmienić zamiast w życiu innych. Wraz z odkryciem, że ludzi się nie zmienia, a raczej akceptuje, przychodzi olśnienie. Staniecie w progu drzwi wyborów. Jeśli zaakceptować jest Wam bardzo trudno, cóż Wam pozostaje? Poszukać faceta, który spełni te oczekiwania? To też jest rozwiązanie. Tylko uwaga.

Małe „ale”
Zawsze warto mieć z tył głowy, że im większe stawiamy wymagania tym droga do szczęścia dłuższa i trudniejsza. Ideał? Wytnijcie z obrazka i powieście na ścianie. Ten nigdy Was nie zawiedzie, ale tez nie da miłości i ciepła. Inne niebezpieczeństwa? Jeśli macie dar przyciągania pomyślicie może o opcji: wezmę i jak nie spasuje, odrzucę. Zamienię na coś innego. A jeśli się nie uda? Będę dalej przebierać w środkach. Gdyby się uparł tak można całe życie. No chociaż nie do końca. Gdy ciało się starzeje dar przyciągania na cycole, zgrabne pupy i biały uśmiech słabnie.

Warto zapamiętać. Jeśli kurczowo będziemy trzymać się ideałów i naszych wygórowanych zachcianek możemy zostać z niczym. Straszę? Nigdy w życiu. Zostawiam do przemyślenia.

Nigdy w życiu

Tak wiem. Cisza. Przerwa. Zapomniałam o tym miejscu? Nigdy w życiu. Patrzę na wykresy i cyfry na kokpicie. Ktoś właśnie jest na stronie. Przegląda starsze wpisy. Na nowe czeka ten, który nie uważa ich za czczą paplaninę. To niesamowite. Wy ciągle jesteście.
Wstaję rano. Szukam nadziei i radości, które czasami gdzieś nam umykają. Gdzie je znaleźć? Ja znalazłam kiedyś w pisaniu. Czasami o tym zapominam. Życie co rusz płata figle, a machina wyzwań wciąga. Znacie to uczucie? Do pisania dla Siebie i dla Was wracam. Dzisiaj tylko taki wpis. Jutro będzie inaczej. Jutro jest zawsze inne. Czy warto czekać? Będzie o dalszych przygodach na wyspie Skopelos. O Atenach w pełnym letnim słońcu. O koncercie Modern Talking i trochę o obserwacjach zza rogu. Do czytania zachęcam. Nie tylko mojego bloga, a wszystkiego, co pod ręką. Dnia pogodnego we wszystkie dni z niepogodą ducha.

Życiowa inwentaryzacja

Jesteśmy przed magiczną „50”, a może już po ukończeniu „40”.
Co dostrzegam? Ciekawe trzy bieguny. Dzisiaj mały test.
W której grupie jesteś?

No.1
Przebudzenie
Zdmuchujemy kolejną świeczkę i zaczynamy liczyć. Tyle przeżyliśmy, a tyle prawdopodobnie nam zostało. Patrzymy w lustro. Znowu następna zmarszczka. Zaczynamy zabierać się za Siebie. W ruch idą wszelkie medyczne nowinki. Wstrzykujemy, liftingujemy, farbujemy.
Niektórych wciąga sport. Ciągle więcej i więcej. Dużo ćwiczeń plus białeczko i inne specyfiki, żeby były bicepsy. Nie dbaliśmy latami, a ostatnim rzutem na taśmę chcemy wyglądać katalogowo. Zapominamy, że nasz metabolizm już nie ten, że na regenerację potrzeba nieco więcej czasu. Obok nas młodszy lub taki co ćwiczy latami, a my nagle chcemy mu dorównać, lub być nawet od niego lepsi. Kontuzje przydarzają się nam jakoś tak częściej. Pozbieramy się trochę, polepimy i dawaj dalej.
Niektórzy orientują się, że wraz z przybyciem latek o młodzieńcze szaleństwa coraz trudniej.
Przeminął również instynkt pierwotny, gdzie musieliśmy znaleźć drugą połowę, aby nie zanikła gatunku ciągłość. Pojawia się instynkt macierzyński, który wynika raczej z chęci zrobienia czegoś, bo dobrze by było to coś po sobie postawić. Znajdujemy druga osobę i mówimy: To nie jest wielka miłość, ale rozumiemy się dobrze. To wystarczy. Rodzi się dziecko łącznik, na którym skupiamy całą uwagę. Jak długo. Małe jest śliczniusie, a co dzieje się potem?
W garażu o jeden samochód za mało. Przydałoby się jeszcze poszaleć, no i czasami przed innymi pokazać. Kupujemy więc następny. Potem skuter, kolejny zegarek, smartphone czy inny gadżet. Jak to ująć w kilku słowach? W którą sferę życia nie zaglądnąć bezgraniczna gonitwa za zajączkiem.

No.2
W uśpieniu
Grupa ludzi, którzy żyją chwilą. Szczęściarze. Niczym się nie przejmują. Ubezpieczenia brak, ale po co martwić się na zaś. Nietykalni, dopóki nie nadejdzie śmierć. Żyją z dnia na dzień, ciesząc się chwilą. Tam się prześpię, dojem gdzieś, w przerwie pomiędzy jednym a drugim FLOW. Tematu chyba rozwijać nie muszę.

No. 3
Pogodzenie
Jest dobrze, a potem nagle coś zaczyna boleć. Schylić, jeść albo poruszać się nie możesz. Nie jest to na pewno zwykłe znane Ci przeziębienie. Głowa bez zastanowienia podpowiada: Masz Ty swoje lata, więc czemu się dziwisz. No to się dziwić przestajesz. Naoglądasz się reklam, gdzie wymyślili na Twoją przypadłość lek, więc wybierasz się, tam, gdzie trzeba i ręce zacierasz. Połkniesz, posmarujesz i przejdzie. Tylko że nie zawsze przechodzi. No to głowa dalej Ci wmawia: Żyj z tym, to normalne. Chodzisz, godzisz się, z bólem wchodzisz w komitywę. Tak musi być. Innej myśli nie dopuszczasz. Spuchnięta noga, powracające bóle pleców, niekończące się migreny czy drobny, ale ciągły ból nadgarstka. Rozglądasz się dookoła. Innych również boli, więc spokój powraca. Skoro inni tak mają, to znaczy, że to naturalne. No i oczywiście można przypadłościami się dzielić. A bo mnie to boli, a sąsiadkę to tamto. Rodzeństwo dopadł dyskomfort, mnie również coś pobolewa. Geny. Tak. To na pewno to, a z genami się ponoć nie gada. Wygodne myślenie, nieprawdaż?
Pogodzenie się z losem to pewna ucieczka, którą kieruje poniekąd strach. Podświadomie wiemy, że może być lepiej i to jeszcze nie pora na nas, ale to wymaga pracy, a nam nie do końca chce się tak zaciskać pasa. Przynajmniej taka płynie z „bazy” informacja.

Jesteś No.1?
Przyjrzyj się sobie, przyjrzyj również innym. Starzejemy się i owszem, ale czy faktycznie warto ze starością toczyć przegraną już na starcie walkę?
Przegapiłeś coś? Po co na siłę. Po co w ostatniej chwili? Jest tyle innym pomysłów na życie. Szukaj nowych ścieżek, bo takich nie brakuje, takich co cieszą i na Twoją są miarę.
Co z dbałością o ciało? Warto pamiętać, że siniak w każdym wieku wchłania się inaczej i w inny sposób goją rany. W pewnym wieku ciało domaga się szacunku. Nie rezygnuj z rzeczy wielu, jeśli jednak tylko dostrzegasz niepokojące sygnały, zwróć na nie uwagę. Zwolnij albo skoryguj, aby się nie powtórzyło.
Czy zauważyłeś, jakie życie płata nam figle? Kiedy jesteśmy młodzi, chcemy wszystkiego, ale nie mamy na to pieniędzy. Kiedy zaspokajania potrzeb stało się zadość, w lustrze pojawiają się liczne zmarszczki, a potrzeby materialne tracą na wartości. Co innego w życiu zaczyna być ważne. Łatwo w ferworze pogoni przegapić to COŚ. Warto więc co jakiś czas zatrzymać się i przegląd własnych potrzeb zrobić.

Jesteś No.2?
W pewnym sensie szczęśliwe życie umysłu kosztem nieuniknionej destrukcji życiowego nośnika. Równowagi brak, ale jak ja to mówię: Kto co woli. Czy jednak to są świadome wybory?

Jesteś No.3?
Porównywanie się do innych nie zawsze nam na dobre wychodzi. Jesteś indywidualnym przypadkiem. Nie oszukuj się więc lek na wszystko i dla wszystkich tutaj nie wystarczy. Odpuścisz pracę nad sobą, będzie bolało. Włożysz trochę pracy, boleć może przestanie. Pamiętajmy, że przypadłości i choroby ciężką pracą czy stresem wypracowujemy sobie latami. Podczas zdobywania i dbałości o innych zapominamy przez wiele lat o sobie. Stary numer. Wcześniej czy później przeciążony organizm, daje nam sygnały. Skoro już zauważyłeś, że coś jest nie tak, po co zamiatać pod dywan? Fikcyjne porządki, czy świadome udawanie, że nic się nie dzieje to zaniedbywanie. Brak szacunku do Siebie i nie tylko. Efekt „jakoś to będzie”? Stajesz się obserwatorem albo świadomie zostawiasz porządki bliskim. Będzie bolało nie tylko ciało, bo z czasem będziesz skazany na opiekę innych, a oni z miłości do Ciebie na Ciebie.
Wraz z wiekiem psuje się coraz więcej, ale czy to znaczy, aby nic z tym nie robić? Popatrz na te wszystkie bezcenne zabytkowe samochody, które ktoś pieczołowicie rozkręcił do najmniejszej śrubki, odpicował i złożył na nowo? Zachwycamy się niejednokrotnie nimi. Słyszymy i widzimy, jak po latach nadal znakomicie dają sobie radę. Pozwólmy więc i Sobie na mały przegląd i nie poprzestańmy tylko na tym. Przytakiwanie „tak ma być” pozostaw innym. Głowa niech mówi swoje, a ja powiem: Szukanie mechaników i modlitwy niewiele pomogą. Do pracy więc rodacy, tym razem nad samym Sobą.

Pan Haremu

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 8/8

Tacy jak on mają dużo ciepła i pojawiają się w naszym życiu jakimś przypadkiem. Dzisiaj o takich co dzielą się własną wiedzą i pozytywną energią na przykładzie tego jednego. Dzisiaj o jego haremie, czyli tych, co szukają sposobu na pozbycie się trosk i bycie spontanicznym.

On
Leży. Rozanielony. Mięśnie rozluźnione jak u małego dziecka. Lekko przymknięte oczy. Hiszpańskiej byczej krwi dużo, a jednak teraz emanuje wielkim spokojem. Znowu ubrany na czarno. Wysportowana chudzinka. Pushan. Po raz drugi spotykam go na swojej drodze życiowej. Mniemam, że nie po raz ostatni.
Człowiek, który pojawia się znikąd. Rozmawia, pomaga, znika. Po całym dniu dobrze wykonanej pracy, na jego buzi pisze się radość. Bywa również, że zmęczenie. Czasami rozładowuje się jak smartphone. Do dna. Wtedy siły zbiera w samotności pokątnie. Niewielu to dostrzega. W tym momencie widzę jednak spontaniczną radość.

Oni
Z boku „boska” energia ludzi u których emocji różnych nawet na zapas. To jego dzieło. Każdy z nich nosi w sobie troski, radości, cierpienia, tęsknoty, a jednak zmęczeni potrafią dzielić się tylko tym, co dobre.

Po co ten wpis?
Stwierdzam, że piękne chwile warto spędzać wśród takich ludzi. Być częścią takiego haremu to szczęście. Jeszcze większe mieć w życiu kogoś, kto wspiera podczas naszych wiecznych poszukiwań zrozumienia własnego Siebie. Naszych odwiecznych problemów i wyzwań nikt nie rozwiąże za nas. Uwierzcie jednak, że czasami samo rozświetlenie drogi przez kogoś to już krok milowy.
Jeśli czujecie się przytłoczeni, zwątpiliście w Siebie czy szukacie odpowiedzi na odwiecznie nurtujące Was pytania, szukajcie człowieka z latarnią. Wypłyńcie w poszukiwaniach na szersze wody. Szukajcie tych, co w drodze wspierają. Nawet jeśli mielibyście za to zapłacić krocie. Nie warto samemu pozostawać z własnymi troskami. W grupie łatwiej dojść sedna. Raźniej z Panem Haremu na czele co ma wiedzę o życiu olbrzymią.

 h

Odwieczna walka ONEJ I ONEGO

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 7/8

Oto historia o dwojgu takich co odwieczną toczą ze Sobą walkę. Onej i Onego. Że On nie taki jak trzeba, że Ona jakaś taka dziwna. O Nim co czasami chciałby być tylko po prostu kochany. O Niej co ciągle myślami błądzi, chociaż droga jest jak drut zbrojeniowy prosta. Mężczyzna – Kobieta. Dwa odmienne Twory.

Wspólne oczekiwania
My płci przeciwne mijamy się jakoś tako. Kobiety emocjonalne ciągle czegoś chcą od facetów. Czegoś dla płci męskiej nie do końca zrozumiałego. W drugą stronę faceci mają wrażenie, że jak by nie zrobili i tak nie zostanie to przez kobiety docenione. Kiedy szukamy kompana, głowa podpowiada: Ten to nie dla mnie. Tamten nie sprostał. Kiedy szukamy kompanki, myśli się kłębią: Ta to ma oczekiwania. Tej w ogóle nie wiem, o co chodzi. Z czasem w związkach, kiedy pryska niepielęgnowana miłość, rodzą się pretensje i totalny brak obopólnego zrozumienia. Kiedy nie chcemy być sami, przymykamy oko, kiedy orientujemy się, że coś nam nie odpowiada szybko, zaczynają się próby zmian drugiej osoby.
Jedno jest pewne. Zazwyczaj kochamy i chcemy być kochani, a po drodze toczymy walkę typu Neverending Story. Jakby nam mało było wojen tych terytorialnych czy politycznych.

Wzorce w płci nieprzebierające
Przyglądnijmy się głównym bohaterom ONEJ i ONEMU. Spójrzmy na siebie. Mało kto wie, że każdy z nas idzie przez życie z bagażem przeróżnych wyzwań. Z normami naszych rodziców, dziadków, kościoła. Z ich matrycą myślenia, ich zakazami i nakazami. Bólem za krzywdy, które nam zrobili, kiedy prowadzili przy nas kłótnie w domu, nie zwracali na nas uwagi, byli za dużo, za mało czy po prostu nieobecni. Wzorce, które przenosimy, są, jakie są. Nikt nie nauczył nas jeszcze, że da się inaczej. To często kolebka naszych późniejszego zachowania czy obaw w stosunku do płci przeciwnej.
Spójrz na Siebie. Co Cię trapi? Jakie zaszłości powodują, że nie czujesz się do końca w swoim ciele komfortowo? Popatrz na innych. Tych, których czasami ktoś nie przytulał i przytulania nie nauczył. Na dziewczynę, którą skrzywdził ojciec. Syna, którego mama pod siebie wychowywała. Na bliźniego, który nie da się dotykać, bo jego cielesność została pogwałcona, a co za tym idzie, z czymś złym się kojarzy. Każda z tych osób nie robi czegoś po naszemu, bo ma po prostu złe skojarzenia lub inaczej nigdy nie spróbował. Czy możesz w to uwierzyć?

Ponowne zniewolenie
Istoty chodzące pod nas jak w zegarku i z naszego obrazka wypisz wymaluj, a w głębi duszy chcące zupełnie czegoś innego. Niezrozumiałe. Czy faktycznie chcielibyście tego? Powtarzać błędy naszych i ich rodziców? Zniewalać ponownie? Jeśli nie dojdziemy prawdy człowieka, z którym jesteśmy lub chcielibyśmy być, wcześniej czy później spotka nas zawód. Albo będą blisko, nie będąc sobą, albo nie będzie ich w ogóle.

Pierwsze kroki
Zrozumienie drugiej osoby to w pierwszej kolejności praca nad sobą. Wielką sztuką jest, dogrzebać się najpierw do własnych pierwotnych potrzeb, mówić o tym. Doszukać się przyczyn wszystkiego tego, co nas boli i znaleźć temu upust. Odnaleźć miejsca i ludzi gdzie możemy je zaspokoić. Tam, gdzie inni, również uczą się jak mówić o sobie. Wielką satysfakcją i ukojeniem dojść do tego wszystkiego. Kiedy zaczniesz tę drogę, rodzisz się na nowo. Dopiero wtedy zgłębisz ONEJ i ONEGO różnorodność. Nie chcesz, nie wierz. Chcesz się przekonać, po prostu spróbuj. Poznać, zrozumieć, inność zaakceptować.

Sposób na samotność
Jestem kobietą. Faceci na chwilę zniknęli. Kurka wodna, źle jak byli, ale jeszcze gorzej, gdy ich nie ma. Tak źle i tak nie dobrze. Kobiety kochane. Kochani faceci. Zapytacie co z tym zrobić?
Płci piękna: Kto Cię lepiej posłucha jak nie druga kobieta? Kto będzie miał więcej zrozumienia dla Ciebie jak nie Ona? Kto podzieli się swoimi doświadczeniami i przesiedzi z Tobą całą noc na pogaduchach? Tylko mózg drugiej kobiety ogarnie zawiłe sploty głowy baby.
Facecie z poukładanymi szufladkami w głowie, cieleśni, erotyczni i sercowi, gdzie znajdziecie kogoś, kto zrozumie wasze obawy jak nie wśród kuzynów, kolegów czy innego Onego?

Boska różnorodność
Zauważajmy, że każdy z nas ma swoją głębię. Również, że wykreowani na wojowników mężczyźni potrzebują jak powietrza kilka minut przytulenia. Zauważajmy, jak codzienność narzuca kobiecie być wojowniczą i jaki to ma wpływ na damsko — męskie relacje.
Na co dzień ciągnie nas do siebie, więc co nam pozostaje? Kobiety biegnące ciągle przed siebie: Dajcie facetom nadążyć. Faceci: Poczujcie troszkę chęci bycia wysłuchaną i zrozumianą ze strony kobiety. Na początek dobre i tyle.

Zanim będziemy jakoś chcieli okiełznać tę naszą płciową różnorodność, na którą nie mamy zbytniego wpływu, pozwólmy sobie na zrozumienie własnej istoty. Dociekajmy mechanizmów działania przeciwnika. Uchroni to przed rozpadem związków pozwoli znaleźć drugą połowę. W przeciwnym razie nasze oczekiwania będą tak duże, że nikt im nie sprosta. Ta droga prowadzi do samotności. Zaakceptować to, co niezmienne albo walczyć gdzie na starcie widać przegraną. Wasz wybór.

Człowiek prawdziwie autentyczny

Wpis z serii „Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności”, maj 2017, 6/8

Szczęście, miłość, zadowolenie. Jedne z najbardziej pożądanych emocji na świecie. I tylko one. Też bym tak chciała. Czy da się jednak wykluczyć z życia wszystko, co nas boli i zostać przy tym tylko co nas zadowala? Dzisiaj o zapomnianej charyzmie zwanej autentycznością, przy której jesteśmy w stanie, wyrażać wszystko, co czujemy. O odczuciach, które nazywam „be”, które nam życie zatruwają, ale czynią, że jesteśmy tak niepowtarzalnymi istotami. W tym wpisie o emocjach negatywnych. Co one robią z nami i co my czynimy z nimi. Czy warto żyć w zgodzie z rzeczywistością i wyrażać to, co nas boli? Na to pytanie po przeczytaniu spróbujcie odpowiedzieć sobie sami.

Święta Trójca i cała reszta
Niesforna ze mnie istota i lubię wkładać kij w mrowisko, więc zaczynam gmeranie. W negatywach szukam plusów. Dlaczego? Bo właśnie ich unikamy i o nich nie chcemy mówić. Zacznijmy od Świętej Trójcy STRACH, ZŁOŚĆ, SMUTEK.
Dobrze być ich świadomym. Dobrze wiedzieć jak są nam bliskie i jak bardzo ich potrzebujemy. Pielęgnujemy je często zbytnio, nie dopuszczając do słowa szczęścia, o którym przecież marzymy. Jeszcze częściej chcemy, żeby Trójcy i całej reszty nie było. Próbujemy chować po kieszeniach. Ba! Robimy jeszcze gorzej kochani. Dusimy ich w Sobie. Ukrywamy przed światem. Przed innymi udajemy, że sobie z nimi radzimy, a potem przez to cierpimy. Czy da się przed nimi uciec? Może da, tylko co wtedy z naszą kochaną psychiką? Co z autentycznością?
Świętą Trójcę wymieni prawie każdy, a co z resztą uczuć czy emocji złymi nazywanych? Bardzo często, kiedy zauważamy, że coś nam jest, nie potrafimy znaleźć na nie nazwy. Zazdrość, wstręt, oczekiwanie, odraza, apatia, beznadziejność, nienawiść, obojętność, obrzydzenie, odrzucenie, przerażenie, przygnębienie, rozczarowanie, upokorzenie, wstyd, wściekłość, zawiść, zażenowanie, zdenerwowanie, znudzenie, żal. Czy mam wymieniać dalej? Najpierw warto być świadomym, co nami zawładnęło.

Emocje na twarzy wymalowane
Słyszę: 80% emocji ukrytych jest na twarzy. Skumulowanych bez możliwości wyjścia. Jesteśmy ich sędziami. Te złe skazaliśmy na wieczne mroki. Za miejsce ich odsiadki wybraliśmy nasze ciało. Czy zasłużyło? Czy zrobiło nam coś złego? Popatrzcie na ulicę. Na ludzi Zombi, których pełno dookoła nas. Poruszają się bezwiednie. Ciągle te same miny. Blade twarze z zaciśniętą mocno szczęką, żeby przypadkiem żal buzią nie uciekł. Żeby nikt nie wiedział, że akurat jesteśmy wściekli albo czujemy się zranieni. Chodzimy oprawieni z emocji. W środku sam na sam z tym, co nam doskwiera. Wyłączeni na wszelkie inne odczuwanie, bo skupiamy się właśnie na tym.

Autentyczność to wolność
Pamiętajcie emocje są jak dzieci. Wszystkie „jak jeden mąż” lubią być dostrzegane i przytulane. Lubią, gdy się ich wyraża. Stłumione w postaci energii, tak czy siak wybuchają. Szczera spokojna rozmowa, praca w grupie, płacz sam na sam, szloch głęboki, krzyk w lesie. Masz tyle możliwości uwolnienia nadmiarów negatywnych emocji. I co stoi na przeszkodzie? Brak wiary, że się uda? Bądź wobec Twoich emocji sprawiedliwy. Nie pożądaj tego, co łatwiejsze, nie staraj się tępić tego, co wydaje Ci się gorsze. Wszystko jest po coś. Autentyczność to wolność.

Czasami trzeba burzy, aby przyszedł spokój
Pomijając zaburzenia chorobowe, wszyscy jesteśmy zupełnie normalni i wyrażanie emocji powinno być w naszej naturze. Szkoda, że tego nie uczą we wszystkich szkołach. Popatrz na Siebie. Czy idziesz przez życie jak zombie, a może jednak masz w Sobie wystarczająco prawdziwości, aby czuć się z tym dobrze?

Twierdzę, że uwalnianie emocje to piękny proces a cel jeszcze piękniejszy. Twoje ciało staje się lekkie jak piórko. Znikają wszelkie napięcia. Ciężarów warto się pozbywać. Zdrowo nosić tylko te na siłowni. Nie powiesz mi chyba, że uwolnienie się od balastu nie jest super? A jak się martwisz, że zostanie jakaś pustka, bez obaw. Życie o następne emocje szybko zadba.
Są tacy, co własne bolączki uwalniają w ciszy. Również tacy, którzy własne odczucia potrafią wykrzyczeć przy innych. Czy sam na sam, czy przy kimś, często obserwuję, że trzeba burzy, żeby przyszedł spokój. A więc? Negatywnymi emocjami dzielmy się jak szczęściem. W tym nie ma nic złego. Tylko żebyście mnie dobrze zrozumieli. Jeśli emocje wywołuje drugi człowiek, nie chodzi o karę czy zemstę, chodzi wyłącznie o nas. Czy da się być tylko szczęśliwym? Garstka potrafi. Na pewno warto do szczęścia, miłości czy akceptacji dążyć a nad całą resztą „be” pracować. Autentycznej autentyczności wszystkim życzę. Są tacy, co własne bolączki uwalniają w ciszy. Również tacy, którzy własne odczucia potrafią wykrzyczeć przy innych. Czy sam na sam, czy przy kimś, często obserwuję, że trzeba burzy, żeby przyszedł spokój. A więc? Negatywnymi emocjami dzielmy się jak szczęściem. W tym nie ma nic złego. Tylko żebyście mnie dobrze zrozumieli. Jeśli emocje wywołuje drugi człowiek, nie chodzi o karę czy zemstę, chodzi wyłącznie o nas.

Czy da się być tylko szczęśliwym? Garstka potrafi. Na pewno warto do szczęścia, miłości czy akceptacji dążyć a nad całą resztą „be” pracować. Autentycznej autentyczności wszystkim życzę.

 

Seksualność ukryta za Murem Watykanu

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 5/8

Poruszam temat, który obchodzi się często z daleka. Ulubiony, a jednocześnie uważany za grzeszny. ONA, czyli seksualność. Tak niby jest i fajnie jak się o niej żartuje, ale jak przyjdzie co do czego, to jakoś tak w rankingach i badaniach cieniutko wypada.
Cielesność na tyle mocno ukorzeniona u mężczyzn, że czasami chcieliby z dwiema, chociaż już z jedną nie dają Sobie rady. Ups. Podpadłam chyba. U kobiet, które w wielu przypadkach, potrzebują dłuższego wstępu, często z braku świadomości drugiej połowy, zmysłowość okazuje się klapą, bo nawet nie ma początku. Kurczę blade. Podpadłam po raz drugi?
Wracając do ogółu: Są tacy, co boją się już samego słowa erotyczność a co dopiero czynów.
Uwielbiam tematy tabu. Wielka przestrzeń do zagospodarowania. A teraz całkiem poważnie. Poruszam go, bo wyzwania z seksualnością to obecnie plaga nieudokumentowana do końca. Bo kto się przyzna, że ma z tym kłopot ? Kto o niedosycie wspomni?

Prawdziwe potrzeby
Życiową energię ładujemy na wszelkie sposoby i na wszelakie możemy ją rozładować. Jeden Bóg wie jak wielu z nas za seksualnością tęskni, chociaż w ogóle o tym nie mówi. Bawi mnie, gdy pustce dajemy upust, opowiadając kawały o łóżkowych wyczynach. Kiedy przerabiamy w żarty i popisujemy się naszą wiedzą szeroką. Szkoda, tylko że nie zawsze ma się to na równi z praktyką i że wynika tylko z tego, co podsłuchane. Czy w ten sposób nie chowamy za słowami naszych prawdziwych potrzeb?

Bezwstydna czy Czysta jak łza
Czasami od seksuologów usłyszeć się nam uda a czasami gdzieś doczytamy, jak piękne to zjawisko, kiedy czystą jak łza seksualność dopuścimy do słowa. Szczęściarze ci, którym udaje się doznać uczucia, gdy dwa ciała się jednają. Zespalają, czyniąc z dwojga ludzi jedność. Tańczące wręcz dwie istoty, którym serce rytm wybija. Narastająca w skupieniu czysta energia, pozostawiająca na ten czas wszystkie myśli gdzieś obok. Szybciej krążąca krew w żyłach, która dostaje się do każdego zakamarka, powodująca przekrwienie wielu części naszego ciała. Splecione dłonie, które jakby gdzieś obok cichą rozmowę przeprowadzają. Oczy, które nabierają głębi. Skupione twarze, na których pisze się spełnienie i radość. Jednym słowem: Każda cząsteczka wie, że żyje. Do tego Flow, które towarzyszy na końcu samego aktu miłosnego i jest kulminacją wszystkiego. Piszę o chwili totalnego spokoju i odpuszczenia. Chwila bezruchu lub ostatnich momentów delikatnego tylko dotyku. Chwila, która jest oddaniem hołdu, dla tego, co się wydarzyło. Co stoi na właśnie takiej seksualności przeszkodzie? Przekonania.

Mur Watykanu
Zapytacie: Gdzie ten tytułowy mur co nie pozwala nam z darów Boga korzystać i jak wygląda? Mur Watykanu to przenośnia. Jest częścią naszego ciała i oddziela naszą część duchową na czele z sercem od tej czysto seksualnej w postaci całej strefy intymnej umiejscowionej pod brzuchem i reprezentowanej przez „muszelkę” lub penisa. Znajduje się niewiele ponad pępkiem. Oplata nasze ciało i czerpie moc z naszego źródła zasilania, którym jest kręgosłup. Wiedzą o nim śpiewacy. A tak naprawdę to nie Mur, tylko Ona. Przepona. Większość z nas nie ma o niej zielonego pojęcia. Nie zdaje sobie sprawy, jak ważną rolę w naszym życiu spełnia. Struktura miękka, która zachowuje się jak ameba. Do życia potrzebuje powietrza. Im więcej ma go, tym jest szczęśliwsza. Dzieli nasze ciało w poprzek na pół. Część dolną odpowiadającą właśnie za naszą w wielu przypadkach uśpioną seksualność oraz część górną uduchowioną, która często dolną przydusza. A tak prościej? Brzuszek, genitalia i nóżki osobno. Klatka piersiowa, rączki i głowa z wszelkimi uprzedzeniami osobno. Kody bliskich nam osób i religia zrobiły swoje. Wpajały, gdy byliśmy dziećmi, że to, co na dole to brzydkie i be. Czasami nadal wpajają. Wynik? Dół chce, a góra mówi: Nie. Narobiło się.
Przepona niczemu tutaj nie winna. Kumuluje tylko wszystkie blokady, które możemy uwolnić samemu. Poprzez przeponowy śpiew, autentyczny śmiech i płacz a w szczególności głęboki oddech, który potrafi przeszywać cały korpus. Zdziwieni?

Jak jest naprawdę
Seksualność jest u nas czymś naturalnym.
Przyglądam się dookoła zaciśniętym tyłeczkom na ulicy. Przypatruję się ograniczonym podczas tańca pośladkom Polaków. Ich prawie nieruchomym biodrom i sztywnym ruchom. Seksowny taniec wywołuje potrzebę, a nasze głowy jak zaprogramowane mówią: Byle tylko nie pojawiła się myśl. Oby nie narodziła się potrzeba, bo co my potem z nią zrobimy? Co poczynimy, gdy blisko nie będzie Tej drugiej czy Tego drugiego?
Troszkę zawstydzeni lub po kryjomu oglądamy przepełnione cielesnością teledyski. Zazdrościmy czasami i w tym samym czasie uciekamy do tłumaczeń: Nie jest nam to potrzebne.
Uwierzcie, że JEST. Bo taka jest nasza natura. Bo jak niby mamy rozładowywać energię wywołaną przez hormony czy zaistniałe w naszym ciele miłosne procesy chemiczne?
Górna uduchowiona część ciała nie jest w stanie tego niestety okiełznać. Ciągłe modlitwy są do czasu. Ciężka praca czy uciekanie do sportu to tylko zastępniki. Takie tam małe oszukaństwa. Wszystko, co wymyślicie, pewnie zadziała, ale co z prawdą?

Apel
Faceci, kobiety i pełnoletnia młodzieży, obudźcie się. Popatrzcie na tych, o których czasami słyszę: Wstydu nie mają. Spójrzcie na miłość w innym wymiarze. Tam, gdzie seksualność jest jej integralną częścią. Spójrzcie na mieszkańców Kuby, Brazylii, Argentyny. Jak oni tańczą. Ile w tym ruchu polotu i naturalności. Czy krytykować ich za to? A może pozazdrościć? Przestańcie udawać, że seks jest nam w życiu niepotrzebny i że da się go czymś innym zastąpić.
Uszanujmy naszą fizyczność. Doceniajmy jakie pokłady zostały nam dane. Nie blokujmy tego, co naturalne i nauczmy się temu stawiać czoła. Wyrażajmy uczucia, szanujmy własne odruchy. Cieszmy się i korzystajmy mądrze. Nie zabijajmy tego, co piękne, tłumacząc sobie: Tak musi być. Zastanawiając: Ale z kim? Mówiąc: Ze mnie już nic nie będzie.

Granica naszych możliwości

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 4/8

Granice są, ale wcale nie tam, gdzie nam się wydaje. Nasze stany, nastroje, energia życiowa są jak fale na morzu. Raz spokojniejsze raz bardziej wzburzone. Czasami dopiero pod wodą dostrzegasz jej prawdziwe pokłady. Kiedyś przypływ energii porównywałam do sinusoidy, ale ta metafora bardziej mi się podoba, bo wodę kocham.
Moc przychodzi często, gdy wydaje Ci się, że już sił nie ma. Mieliście tak kiedyś? Wasza głowa podpowiada: już nie mogę, to koniec. A jednak. Jeśli tylko wytrzymałeś chwilkę dłużej, moc przyjdzie jeszcze większa. Nie bój się więc końca. Bo to nie koniec. Wytrwaj. Masz jeszcze dużo zapasu. Wystarczy uzbroić się i chwilkę przeczekać, aż przyjdzie następna fala.
Skąd to wiem? Wielokrotnie sprawdziłam na sobie.

Gdzie chowa się śmierć?

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 3/8

Wdech. Wydech. Raz jedno kroczy raz drugie. W naturalny sposób na przemian.
Wdech daje nam siłę, powoduje, że stawiamy czoła wyzwaniom. Nie zapominajmy jednak, że to głęboki wydech sprawia, że przychodzi spokój i odpuszczenie. Wdech. Wydech.
Gdzie chowa się śmierć? Odpowiedź na końcu, ale całość polecam przeczytać.
Przyglądnij się sportowcom, którzy po przekroczeniu mety mocno i energicznie wydychają powietrze, a wraz z nim odpuszczają całe napięcie. Jakby mówili: Już po wszystkim. Dałem radę. Teraz już tylko odpoczynek. Tym razem wraz z wydechem przychodzi spokój i ogromna satysfakcja. Popatrz na zawodowego pływaka płynącego kraulem, który spokojnie przekręca głowę i zaraz potem znad tafli wody nabiera jak ryba świeżego powietrza. Potrzebne mu jest, aby cieszyć się następnym momentem życia. Tym razem pod wodą. Wypuszcza go spokojnie, nie śpiesząc się. Nagromadzone w płucach i przeponie wydmuchuje do samego końca, zanim zdecyduje się na następny życiodajny wdech. Idealna harmonia. Znakomita równowaga. Uwielbiam się jej przyglądać. Wdech. Wydech.
A teraz nabierz głęboko i długo powietrza i wypuść mocno. Boisz się? Krępujesz? Nie masz czasu? No co Ty. Naciesz się jednym i drugim. Przyglądnij się jednemu i drugiemu bacznie. Wdech. Wydech. Zastanawiam się, dlaczego oddychanie tak bagatelizujemy na co dzień?
Śmierć chowa się w oddechu, popatrz: Ty nadal żyjesz.
Śmierć ukrywa się w oddechu. Życie również. Jedno bez drugiego żyć nie może. Wdech życie dał nam. Był pierwszy i kiedyś może stwierdzić, że musi być sprawiedliwie. Przed szereg nie będzie się pchał. Wydech przekroczy wtedy metę pierwszy. To jeszcze nie ten moment.
Wdech jest życiem. Śmierć przychodzi z wydechem. Którym? Ona wybierze dla nas najlepiej.
Jeśli takie przyjmiesz myślenie, czyż strach przed śmiercią nie będzie mniejszy?
Wdech. Pamiętaj: Głęboki. Wydechu się nie bój. Po nim następny wdech przyjdzie. Jeszcze dużo przed Tobą.

Kim tak naprawdę jesteśmy

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 2/8

Słyszę czasami religijne dysputy o tym, kto był pierwszy. Czy Ewa powstała faktycznie z żebra Adama, czy jednak z innej części ciała? Zastanawiam się, jakie to ma znaczenie skoro w każdym z nas mężczyzny i kobiety po troszku? Możecie mi nie wierzyć, za to po przeczytaniu polecam przyglądnąć się sobie. Może odkryjecie coś ciekawego? Może właśnie tutaj znajdziecie odpowiedź, dlaczego Wam się związek nie układa, dlaczego jesteście sami albo dlaczego nie macie dobrych relacji z dziećmi?

Troszkę tego i troszkę tamtego
Rodzimy się z energią żeńską i męską. Z jedną i drugą spotykamy się na co dzień, dostając różne wzorce. Pierwsze przekazują nam rodzice, gdy jesteśmy jeszcze dzieckiem. Energia męska: Silna. Energiczna. Dająca nam pewność siebie, odwagę i chęć do stawiania czoła wyzwaniom.
Energia kobiety: Delikatna, zmysłowa, opiekuńcza, czuła i pełna zaufania. Piękna wewnątrz. Dopuszczająca serce do słowa.

Kto tu rządzi
Gdzie można przyglądnąć się zjawisku,
kto ile ma której i jaki te energie mają wpływ na nas?
Odpowiadam: Chociażby w tańcu. Przyglądnijcie się pierwszej lepszej tańczącej parze. Depczą Sobie po nogach. Czy to on mając niedomiar męskiej energii, w rzeczywistości prowadzi? Czy on faktycznie czuje się w tym prowadzeniu dobrze i pewnie? A może ona chce przejąć stery i nie chce się zbytnio dopasować? A może po prostu nie może, bo za mało w niej tej kobiecej energii zaufania?
Spójrz na inną parę, która po parkiecie płynie. Bez deptania po stopach i bez słów żadnych zbędnych. Bez zastanawiania się, czy teraz w prawo, czy w lewo. Czysta harmonia. Tutaj właśnie dostrzeżesz męskiej i żeńskiej energii prawidłowość.
On wie, co ma czynić, ona ma pełne zaufanie. On nieco kobiecy, ale dużo w nim męskiej pewności siebie. Ona po troszku męska, ale z dużą dozą zawierzenia. Piękny widok.
Mam wrażenie, że z taką prawidłowością się rodzimy. Z czasem zostajemy kształtowani, co zaburza odpowiedni rozkład. Zniewieściali chłopcy. Dziewczynki, których tatusiowie wychowują jak w wojsku. Przykładów można by mnożyć. Jakie to ma znaczenie później?

Zbyt dużo męskiej energii w kobiecie jest barierą przy związkach. Zbyt dużo kobiecej u mężczyzn z delikatnym sercem podobnie. Popatrz na niewiasty, które obecnie mają być silne, więc zaczynają dominować. Przejmują rolę wojownika. Spójrz na mężczyzn, którzy nie są w stanie stać na przywództwie rodziny. Czasami jednym słowem sodoma i gomora. Przypatrz się teraz troszkę sobie. Jak oceniasz u Siebie energii proporcje? Zobacz, czy dane przez otoczenie i nawarstwiane latami wzorce Ci służą. Może warto proporcje zmienić? Może warto powrócić do korzeni i stać się 100% facetem czy damą z prawdziwego zdarzenia?

Zawód nieklasyfikowany Siebierób

Wpis z serii Nowe Kawkowo. Z dala od chaosu codzienności, maj 2017, 1/8

Zawód SIEBIERÓB, czyli praca nad sobą. Spotykasz się z nią na każdym kroku. Nie wybiera czy kobieta, czy mężczyzna. Zali szczupły zali z wąsem. Emerytura tutaj nie przysługuje. Wykonujesz ją często nieświadomie. Bo jakie masz wyjście, gdy na Twojej drodze staje drobny dyskomfort, niemoc czy depresja? Jeśli chcesz, żeby było lepiej, bawisz się w Siebieroba. Nie chcesz? Zostajesz z tym świństwem.

Bierzesz się więc do pracy i kiedy pragniesz coś zmienić, słyszysz w głowie: Potrzebujesz nowych narzędzi! Spotykasz się z sytuacją, że Twój warsztat pusty albo nie do końca pełny. Skaranie Boskie. Znowu w nowym czujesz się nieprzeszkolony. Chcesz znaleźć sposób. Szukasz miejsca, gdzie można się coś nauczyć. Nie ma takiego.

Jaki morał z tego wpisu krótkiego? Skoro nie ma szkół, dzielmy się wiedzą. Pożyczajmy sami narzędzia, od tych, co przechodzili to samo. Na bazie naszych doświadczeń pozwalajmy innym czerpać z naszej wiedzy. Szukajmy wspólnie rozwiązań.

Prawda jest taka, że jeśli poradzimy Sobie w tym zawodzie, każdy inny będzie dla nas łatwym i przyjemnym. Dopiero rozliczeni z przeszłością, pogodzeni ze śmiertelną chorobą czy bliskimi, akceptujący siebie, bez deprechy możemy z radością, o której tak marzymy, kroczyć przez życie.

Jak się spakować, żeby nie żałować 3/3

Cenne i bezwartościowe drobiazgi, w tym elektronika i bateria kabli
W plecaku miejsca coraz mniej, a my jeszcze nie spakowaliśmy wszystkich wymyślnych nowinek cywilizacyjnych. I co teraz? Spokojnie. Spróbujmy to ogarnąć razem.

Telefon
W nim serce, czyli przydatne aplikacje. Do zakupu biletów czy odszukania dobrej taniej knajpy. Dzięki nim oszczędzasz. Oczywiście, wtedy gdy mądrze korzystasz. Pamiętajcie o kilku drobiazgach: Nawigacja i lokalizacje ciągną baterię. Włączone non stop dane komórkowe to niepotrzebnie wydane pieniądze. Wi – Fi free jest nam przyjacielem. Zdjęcia możesz pokazać po powrocie. Jeśli ukochana osoba na wiadomość czeka, użyj Vibera zamiast SMS – a. Jeśli masz smartphone, spakuj ładowarkę. Długo nie pociągnie nawet na oszczędnych ustawieniach.

GPS
Jeśli
będziesz liczył przy wyjeździe, że Google zaprowadzi Cię wszędzie, pewnie tak będzie. Korzystaj jednak z niego umiejętnie. Przyjechałeś poznać nowe, a nie patrzyć non stop w świecącą na kolorowo szybkę. Ten sam cel osiągniesz, pytając, patrząc w mapę czy na kierunkowskazy. To również okazja do nawiązania nowych kontaktów.

Aparat fotograficzny
Kiedy
masz robić fotki bez celu, dwa razy się zastanów. Aparat fotograficzny jest dla tych, co zdjęcia dokumentują po coś. Przypomnij Sobie ostatni wyjazd lub wyjazdów kilka. Pamiętasz, gdzie są zdjęcia? Zadbałeś o nie i poukładałeś w foldery? Zaglądałeś do nich? Wykorzystałeś gdzieś? Pytań wystarczy. Sam sobie odpowiedz, czy aparat jest Ci potrzebny.

Laptop
Gdy
zabierzesz laptopa, od pracy nie uwolnisz się jeszcze dni kilka. Twój wybór. Koniec kropka.

Słuchawki
Malutkie z kabelkiem dla tych, co kochają muzykę.

Im więcej weźmiesz urządzeń, tym więcej kabli i zasilaczy. W „dużo” nie daj się więc wkręcić. Chociażby dlatego, że sprzęt elektroniczny ciężki a o plecy dbać warto. Poza tym polecam zabrać wydruki rezerwacji i potrzebne notatki. Nie zawsze ufaj tylko elektronice. Papier to papier.

Mała słodka przekąska
Taka na wszelki wypadek. Taka, która jest pod ręką po wylądowaniu. Nie ma zaspokoić głodu, ale czasami uspokoić nerwy. Ten, kto czytał o mojej wyprawie do Wenecji, wie już, że słodkie przywraca równowagę.

Jedzenie i picie
Przekąska wystarczy. Jedzenie jest wszędzie. Wody i napojów do samolotu nie wolno a poza tym ciężkie. Tak wiem, co powiesz: Drogo będzie! A ja powiem: Nie koniecznie. A nawet jeśli. Smakuj nowego. Jeśli będziesz jadł w miejscach mniej uczęszczanych, będzie taniej i bardziej lokalnie. Jeśli chcesz trafić na dobre, korzystaj z aplikacji TripAdvisor. Tam znajdziesz przystępne ceny.
W ostateczności bez jedzenia możemy przeżyć dni kilka. Masz wiec, w czym przebierać.

Leki
Krople do oczu, nosa czy leki wziewne. Jeśli ich potrzebujesz na nie, zawsze znajdzie się miejsce. Nie przesadzaj jednak z apteczką. Zmiana klimatu często nam służy. O chorobach na wyjazdach, często zapominamy.

Klucze
Na co dzień nosimy ich przy Sobie pęk cały. Te od skrzynki na listy, piwnicy czy piloty do garażu. Potem wrzucamy wszystko do torby podróżnej, a przecież klucze mają swój ciężar. Ten od domu i samochodu wystarczy. Resztę na czas podróży zostaw w bezpiecznym miejscu. Po co przyszły złom po świecie wozić?

Opóźnienie
Lepiej zostaw w domu. Wyjedź o czasie, bo w przeciwnym razie nawet klamki samolotu nie dadzą Ci pocałować.

Ubezpieczenie
Decyzja do Ciebie należy. Jedni wierzą, że nic im nie będzie, inni lubią czuć się bezpieczni.
Takie w pakiecie na cały rok za kilka złotych, to czasami dobry pomysł. Warto być przewidującym i popytać w firmach ubezpieczeniowych.

Płatności
Nie ufaj tylko karcie. Czasami znaleźć bankomat liczy się z cudem, a płatności kartą nie koniecznie są lubiane. Bywa, że kawałek cennego plastiku bywa bezwartościowy, nawet gdy masz na nim miliony. Gotówka zawsze się sprawdza. Polecam mieć nieco w zapasie, aby nie zdziwić się, że w jakimś miejscu na dzień dobry, TAX masz zapłacić, albo kelner napiwek na paragonie doliczy.
Drobniaków przy każdym zakupie będzie się zbierać. Pamiętaj, aby wydawać je na bieżąco lub przypomnij sobie o nich na sam koniec. Bilety, woda do picia, WC publiczne, słodkie ciacho na do widzenia, drobna pamiątka dla bliskiej Ci osoby. To jest ich czas i miejsce.

Kiedy już tak spakujesz się, wyjedziesz, pozwiedzasz i przyjdzie pora wracać, zatrzymaj się na chwilę i rozglądnij dookoła. Zapamiętaj tę chwilę. Poklep po ramieniu i pochwal za odwagę. Sprawdź wszystko dwa razy, zanim zamkniesz za sobą drzwi. Nowa ładowarka do telefonu swoje kosztuje. Ulubionej książki czy przytulanki również szkoda. Zabierz ze Sobą wspomnienia i wracaj bezpiecznie. Przy następnym wyjeździe przypomnij Sobie, czego wziąłeś za dużo, a bez czego dałeś znakomicie radę. Udanych wyjazdów i powrotów życzę. Wspaniałych przygód poza domem.

Podsumowanie całości będzie krótkie: Mojej drogi do optymalizacji nie koniec. A Waszej?