Jak się spakować, żeby nie żałować 2/3

Dzisiaj dział: Coś dla ciała
Kontynuujemy pakowanie. Po tym, jak zadbaliśmy o ciało czas, żeby zarzucić coś na Siebie. Otwieramy więc szafę i zastanawiamy się, co by tu zabrać ze sobą. Na pierwszy ogień idzie odzienie wierzchnie. Potem bielizna i cała reszta.

Fatałaszki
Skup się na tym, co praktyczne. Wszystkiego, co lubisz, nie zabierzesz. Jedna bluzka poleci z Tobą teraz, a drugiej wytłumacz, że na nią też przyjdzie pora. Te na zaś również zostaw, załóż, że „zaś” nie będzie.
Ubieraj się na cebulę. Koszulek tyle ile dni to i tak już dla osób praktycznych za dużo. Koszulki najmniej miejsca zajmują, ale to nie powód, żeby przesadzać. Jak ciepło może się i spocisz, ale w ciepłe dni też łatwiej ciucha odświeżyć. Wskoczysz do czystej wody, zapierzesz pod uliczną pompą lub w fontannie. Wiem. Wiem. Czasami nie wolno. Są jednak miejsca, gdzie nikt Ci złego słowa nie powie. Takich szukaj.
Taka z dłuższym rękawem przyda się zmarzluchom. Jedna na dni kilka. W ostateczności na każde dni dwa. Jeśli wyjazd nie dłuższy niż tydzień jedna ciepła bluza lub kurtka. Jedne spodnie na tyłek. Drugie można na zapas. Jeśli wolisz sukienkę, spodnie kiecką zastąp i w drogę.
Pamiętajcie, że mówię o maksimum. Nie bójcie się słowa „mniej”. Nie bójcie się mniej zabrać ze Sobą. Upychanie pustek kusi. Plecak jednak podobnie jak my, w życiu potrzebuje troszkę luzu.
Co do materiałów. Bawełna króluje. Bawełniane rzeczy sprawdzają się idealnie. Jeansy zawsze i wszędzie. Chwała Leviemu Straussowi za to, że je wymyślił. Miały służyć farmerom, a służą całemu światu zarówno w lecie, jak i w zimie. Ewenement.
Wszystko, co ze Sobą bierzesz warto, aby było z kupki o nazwie: Nie trzeba prasować. Niewyprasowane w modzie. W wyprasowanym co się trochę pomnie też nic złego. W doborze więc swoboda. Wszystko zwijaj w ruloniki, bo zajmuje mniej miejsca.

Bielizna
Majtek kilka, skarpetki tam gdzie zimno. Biustonosz? A może tylko jeden, maksymalnie dwa? A może żaden? Bez niego też się da. Och! Jak ciało wtedy odpoczywa od tych wszystkich ramiączek i sprzączek. Dla facetów bokserki. Jeśli sprytnie dobierzesz, posłużą również jako spodenki albo kąpielówki do pływania. A jak majtek zabraknie, pamiętaj w druga stronę, kąpielówki to też gacie.
Ogólnie rzeczy z tego działu zajmują mało miejsca. Policz i wrzuć tyle, ile mądra głowa podpowiada. Moja czasami podpowiada „bez”. Aha! Jest super. Wiem, że jesteśmy narodem nieco wstydliwym, ale polecam.

Coś pod szyję i nie tylko
Ulubiona praktyczną apaszkę lub szalik warto mieć pod ręką. W chłodne dni szyję uchroni przed wiatrem. W ciepłe zawiązana na głowie zabezpieczy przed słońcem. Doceniam, bo kiedyś odkrywam, że może za ręcznik posłużyć. To, co dwa w jednym w podróży super się sprawdza. To, co 3 w 1 jeszcze bardziej.

Strój kąpielowy i kąpielówki
Nawet jeśli
wybierasz się na pustynię, warto mieć zawsze przy Sobie.

Pidżama
Do spania weź koszulkę i spodnie od dresu. Te, w których chodzisz na co dzień. Gdyby zaś jednak przyszła z ciuchami bieda, ubierz i wyjdź w nich na ulicę. Nikt — uwierz mi nikt — nie kapnie się, co jest grane. Wersja druga, czyli: Śpij w tym, w czym będziesz na następny dzień chodził, również się sprawdza. Szokuje? Oj tam. Oj tam.

Buty
Po pierwsze te najbardziej praktyczne. Jedne plus jakieś sandały. Najlżejsze jakie macie. Stopy lubią być wietrzone. Szczególnie gdy dużo się przemieszczają. Na wyjazdach nogi lubią buty z miękką podeszwą. Również takie co się dobrze nogi trzymają. Zresztą sami stóp zapytajcie.
Przepadają na bosaka. To nie żart. Tam, gdzie można butów nie ubieraj. Spróbuj dać nogom odpocząć. Pod nogi patrz, gdy psy są dookoła a do wody daleko. Psie odchody w stopy grzeją, ale samopoczucie dość dziwne. W razie pierwszego kontaktu nie przejmuj się sytuacją. Wytrzyj, chociażby o najbliższą kępę trawy i maszeruj dalej. Na resztę mniej możesz zważać. Baw się tym. Przecież jesteś na urlopie.

Damska podręczna torebka
Ładna, ale często zbędna. Przecież już jeden podręczny bagaż masz. Po co z sobie czymś następnym głowę zaprzątać. Płaska materiałowa saszetka na gumce w pasie załatwi sprawę. Dowód czy paszport, trochę gotówki, bilet lotniczy. Tu jest ich miejsce. Kobiety na czas podróży bierzcie przykład z facetów. Oni całe życie potrafią dokumenty i pieniądze przenosić w przedniej lub tylnej kieszeni spodni. A jaki ja mam własny patent? Dla kobiet co chcą czuć się dobrze, praktyczne rozwiązanie. Dla facetów również, bo i takich co torebki noszą, też spotkałam. Miej przy Sobie kosmetyczkę, która kształtem małą torebkę przypomina. Po bokach przyszyj delikatne uszy. Przywiąż do niej kawałek dekoracyjnej wstążki lub sznurka. Można też w drugą stronę. Jeśli masz torebkę, która jest lekka i mało miejsca zajmuje, użyj w podróży zamiast kosmetyczki. 2 w 1 znowu się sprawdza.

Paski i ozdobniki
Im więcej założysz na siebie, tym dłużej spędzisz czasu przy odprawie lotniskowej. Po co więc Ci to i na co? Zegarek tylko, gdy bardzo lubisz, przecież są wakacje. Drugi jakby co masz w telefonie. Bez polecam najbardziej. Przecież są wakacje. c.d.n.

DSCF1024 DSCF1019

Jak się spakować, żeby nie żałować 1/3

Czystość i higiena
Za oknem słońce. Dużymi krokami zbliżają się wakacje. Oj tak! Planujemy podróż a na drodze do marzeń, stają nam bagaże. Przed nami pakowanie „skaranie”. Rzeczy dużo a czasami masa. Dla tych, co wiedzę na temat praktycznego podróżowania chcą pogłębić, przedstawiam kilka wskazówek co zrobić, żeby w trakcie podróży wołem bagażowym nie zostać. Bazuję na własnych przygodach, ostatniego wyjazdu do Wenecji i doświadczeniu uroczych praktyków, których mam szczęście spotykać na swojej drodze. Na początek jednak krótka historyjka.

Moje pierwsze wyjazdy pamiętam jak dzisiaj. Masa tego i jeszcze troszkę tamtego.
Chciało się dom spakować, bo przecież jak dojadę na miejsce, to będzie czegoś na pewno brakować. Pół szafy i drugie pół łazienki. Obowiązkowo zapasy z szafek. Lodówki się nie dało. Szkoda. Jeszcze do sklepu, bo były dzieci. Żeby poczciwiny w samochodzie czy samolocie głodu nie doświadczały. Do pojazdu ledwo się mieściło. Zrzucało się winę na potrzeby niewinnych pociech. One stały w drzwiach i twierdziły, że im tylko przytulanka się przyda. Teraz wiem, jak dużo było w tym racji. Chodzenie dwa dni w jednym w zupełności im nie przeszkadzało. Mogły i tydzień, tylko dla mnie było to nie do pomyślenia. Słuchałam, wypuszczałam drugim uchem i dorzucałam jeszcze na zapas. Więcej ciuchów być musiało, albowiem wyszłam z domu, gdzie jak tylko jakaś plamka to wstyd pisał się przed  ludźmi. Trzeba było więc zmieniać i od razu zapierać. Ach te rodzinne kochane schematy.
Zazwyczaj przed wyjazdem było drobne zamieszanie, a potem kilka godzin pakowania. Jeszcze potem dużo noszenia, ważenia walizek, żeby z wagą nie przesadzić, liczenia i pilnowania, żeby nic się nie zawieruszyło. Z czasem na pierwszy plan wysunęła się wygoda. Potem było Peru i dżungla, o której jakiś czas temu pisałam.
Jak jest dzisiaj? Sami zobaczcie.

Plecak czy torba?
Plecak, bo o zdrowie dbać trzeba. Ciało lubi symetrię i wygodę. Jak najlżejszy, materiałowy bez zbędnych kieszonek. Po co potem zastanawiać się, co w której? Osobiście uwielbiam lniany. Zawsze jeden. Niezbyt duży. Nawet mniejszy niż mówią przepisy. Taki który zawsze przy Tobie. Stanie w kolejkach, aby nadać bagaż, masz wtedy z głowy. No i nic nie zgubią na lotnisku, a jak zgubią to nie Twoje. Ulga. Masz święty spokój. Waga podręcznego mała, taka, żeby garba się w przyszłości nie nabawić. Podróżowanie powinno być przecież od początku do końca przyjemnością. Lekki bagaż znaczy mało w środku. Chcesz wiedzieć jak mało? Czytaj dalej.

Szczoteczka
Dlaczego
od niej zaczynam? Bo jest dla mnie bardzo ważna. Dobre samopoczucie i odpowiedni smak w buzi właśnie jej zawdzięczam.
Najzwyklejsza zamiast tej niezwykłej. Elektryczną z gadżetami zostaw w domu. Po co ma się zniszczyć? Na co lament i panika, gdy się rozładuje? Rączką troszkę pomachasz kółeczka, rączce na zdrowie wyjdzie, a jak weźmiesz jednorazową, przed powrotem wyrzucisz. Bagażu mniej wołom lżej, jak ja to mówię. Powiesz: Ale to tylko szczoteczka! A ja na to: ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka.

Pasta
W wydaniu mini. Polecam skondensowaną typu Ajona. Kropelka na jedno mycie i paszczęcha czyściutka. Niektórzy na poprawkę biorą gumy do żucia. Miejsca tyle prawie co nic nie zajmuje. Ja jednak odradzam. Po pierwsze konserwantów ma od licha. Po drugie: Za dużo mi się ich do butów podczas podróży przyczepia. Dbajmy więc o zdrowie i środowisko.

Mydło
Tylko wtedy gdy wiesz, że nie będzie na miejscu po przyjeździe. Takie w kostce. Że co zapytasz? Wiem, co mówię. Sprzedają jeszcze takie. Kup wielkość odpowiednią do długości podróży. Gdy lubisz się rozpieszczać kup takie full wypas. Z oliwką i pachnące i jeszcze z pilingiem. Dla własnego komfortu, nic więcej. Podczas podróży samolotem większych płynów i tak w podręcznym nie przewieziesz. Długo się nie zastanawiaj, bo zaraz na początku i tak będą kazali wyrzucić. Szkoda?  Jak się dopasujemy to i nie żałujemy.
Jeśli płyny, szampony i balsamy uwielbiasz, nic straconego. W sklepie z kosmetykami poproś o próbki. Zawsze znajdą się jakieś dla Ciebie. Spróbujesz, a nóż kupisz w przyszłości.
Jeśli o próbki wstydzisz się prosić lub ogólnie płynów używasz dużo: Hmm. Kup na miejscu, Po co przez pół świata duże butle wozić. Dobrym rozwiązaniem jest zakup małej niedrogiej buteleczki sieciowego szamponu dla dzieci. Posłuży również do kąpieli, jak i do zaprania na szybko drobnych rzeczy.
Ogólnie obstaję przy swoim. Żeby być czystym, wystarczy trochę czystej wody.

Kremy, podkłady tusze i inne drobiazgi
Osobiście twierdzę, że niepotrzebne. No może troszkę jakiegoś od słońca. Szanuję jednak wybory i wiem, że niektórzy się z tym dobrze czują lub bez tego żyć wręcz nie mogą.
Nie mnie przekonywać na siłę więc co powiecie na takie rozwiązanie? Strefa DutyFree to raj dla Was na ziemi. Wpadam tam czasami, ale nie po to, aby mieć okazję do wydania pieniędzy. Próbek na półkach nie brakuje. W żadnej łazience takich nie uraczysz. No przynajmniej ja się nie spotkałam. Te świeżutkie na wypróbowanie tylko czekają. No co! Mają napis próbka? Mają.
No to pytam teraz, po co w domu skoro można przed wejściem do samolotu?
Na wyjeździe daj skórze odpocząć. Blasku nie straci, a może nawet nabierze. Inny klimat swoje zrobi. W drodze powrotnej w sklepie bezcłowym powtórka z rozrywki i z bliskimi przy wyjściu z samolotu, jak Ta Lala witać się można.
Jeśli Was to nie przekonuje cóż, nadal upieram się przy minimum z minimum.

Pilniczek do paznokci
Jeden mały lekki, dla tych, co lubią gasić pożary. Jeśli jednak zadbasz o dłonie i ciało przed wyjazdem, gadżety mogą okazać się zbędne.

Maszynka do golenia
No cóż. W samolocie nie przewieziesz. Kobiety, które nie usuwają owłosienia laserem, kupią jednorazówkę na miejscu. Faceci pamiętajcie: kilkudniowy zarost nadal w modzie.

Antyprespirant
Jeśli
przed wyjazdem użyjesz odpowiedniego w postaci blokera, potem na kilka dni ze zwykłymi pożegnać się można. Staram się nie reklamować, za chemią nie przepadam, ale Excipial w tym miejscu podpowiem. Jeśli się odpowiednio odżywiasz anty śmierdziuchy ogólnie zbędne. Twój zapach jest neutralny. Ty pachniesz wtedy raczej, a nie śmierdzisz.

No i gdzie to wszystko upchać, czyli jaka kosmetyczka
Praktyczna. Niezbyt mała i nie za duża, materiałowa z cienkiego materiału poczciwina. Mięciutka, żeby dopasowała się do reszty maneli. Aby mogła gdzieś wypełnić puste miejsce w którymś z plecaka kącików. Na jednym z wyjazdów użyłam bawełnianego woreczka. Czasami pakują do takich buty w sklepie. Butów nie kupowałam. Poprosiłam. Dostałam za darmo. Sprawdził się idealnie. Jeśli przeczytałeś wpis poprzedni (wers: „Damska podręczna torebka”) już wiesz, że kosmetyczka czasami ogląda też światło dzienne. Warto chwilkę pomyśleć, jaka będzie nam najlepiej służyć.

Czy to wszystko? Nie, nie. Patrz następny wpis / c.d.n.

DSCF1056

Pani Dyrektor

O Panu Dyrektorze, który wykazał się zaangażowaniem, było niedawno. Teraz o pewnej Pani co odwagę wielką ma w sobie. Na zewnątrz surowej i konsekwentnej businesswoman, w środeczku z wielką dozą ciepła dla wszystkich. Czasami nieprzystępnej, ale w rzeczywistości takiej do rany przyłóż. Tej, co surową ręką wszystko w ryzach trzyma, ale o chwaleniu nie zapomina. Kobiecie, która potrafi cieszyć się radością innych. Dumnej z wszystkich osiągnięć swoich podwładnych i podopiecznych. Pełnej miłości i matkującej wszystkiemu, co małe.
Dzisiaj więc o nieustraszonej, chociaż w głębi duszy pełnej obaw Pani Dyrektor, która w dniu ważnej imprezy, gdy słońce bawiło się w berka, nie dała za wygraną.
Chcecie posłuchać o czymś dobrym, gdy w mediach tylko o złym mówią? Proszę bardzo.

Piknik
Słysząc PIKNIK RODZINNY, zazwyczaj wiemy, o co chodzi. To impreza, na której w pogodny dzień bawią się dobrze wszyscy od lat 1 do 100. Każdy prawie również wie, że kiedy niebo płacze, z plenerowej imprezy niewiele korzyści zostaje. Pusty plac, który miał tętnić życiem, mnóstwo jedzenia, które ląduje w koszu, zamoczone dekoracje. Dla wielu jedna wielka klapa.

Deszczowy poranek
Kap, kap, kap. Budzę się. Deszcz uderza o szyby. Ciężkie chmury spowiły niebo. Tak jest od dłuższego czasu. Na lepiej nie zapowiada się zbytnio. Mija zaledwie chwila. Jestem wśród maluszków karaluszków oraz przedszkolnej kadry. Na korytarzu ruch jak w ulu. Pracownicy placówki przemieszczają się sprawnie po korytarzach. Z ust Pani Dyrektor padają słowa: Proszę wypatrywać pogody! Jakbym słyszała: Zróbmy wszystko do jasnej ciasnej, żeby się udało. Damy radę. Czuję, że będzie się działo. Bez względu na wszystko. Zerkam przez okno. Na placu zabaw jedna z Pań wyciera ławeczki, na które nadal kapią drobne kropelki deszczu. Kap, kap, kap. Inna Pani zaczyna wieszać balony. Energia jest i wiara. Pani Dyrektor moc garściami stara się rozdawać. Tylko czasami niepokój mały przemknie. Kobieta jak na razie, nie pozwala mu się nigdzie zadomowić.

Na wielkim placu zabaw liczna zieleń nabrała ostrości i intensywności. Podwórkowe zabawki w wodzie, po zjeżdżalni jak na razie woda spływa. Deszcz rozbawił się na dobre.

Tak bliżej południa
Zbliża się godzina, kiedy obie wskazówki zegara, równocześnie na baczność równiuteńko stają. Deszcz jak padał, tak pada. Przyjechała ekipa ze sprzętem. Lubię deszcz, wręcz czasami uwielbiam, ale dzisiaj w dniu imprezy? Próbuje mu coś do słuchu powiedzieć, ale on, hmm czasami bywa taki uparty.
Dzisiaj właśnie w tym miejscu ma być muzyka i mnóstwo atrakcji. Co ciekawe dużo tych wodnych. Karuzela, pompowańce i wielka loteria. Malowanie twarzy, kącik „piękne paznokcie”, strefa stylizacji fryzur i Bóg wie co jeszcze. Stają pierwsze namioty. Deszcz na chwilkę odpuścił. No NARESZCIE. Czy są szanse na słońce? Tylko deszcz chyba wie. Oj Deszczu, Deszczu. Co Ty jeszcze dzisiaj wymyślisz.

Zaraz się zacznie
Chmury nadal królują.
Od godziny nie pada. Jest dobrze. Wszystko rozstawione z wyjątkiem stołów z pysznościami i grillem. Jeśli tak pójdzie dalej, Pani Dyrektor nie nabawi się siwych włosów, a ktoś inny z organizatorów zawału nie dostanie. Wyobraźcie Sobie, kiedy Wam ostatnio bardzo na czymś zależało. Na mega gadżecie, wielkiej miłości czy pięknych wakacjach. Dokładnie tak zależy tym ludziom. Bo co mają powiedzieć Panie dzieciakom, które od tygodni dzisiejszym dniem żyją. Jak mają odmówić zdeterminowanym pociechom, które upominają się gromko: Protestujemy. Burzy nie chcemy!
Dzieciom deszcz nie straszny, ale dobrze wiedzą, że my starsi bywamy troszkę „straszaki”. To dla nas dorosłych wołają o pomstę do nieba.

Imprezę czas zacząć
Pierwszy gościem jest: No zgadnijcie kto?
Deszcz, o drugim imieniu Ulewa. A jakże inaczej. Chce pokazać, na co go stać. A stać go na wiele. Pada, jakby odkręcił tam na górze prysznic na maksa. Cóż w tym miejscu mogę powiedzieć. Dzisiaj od rana dzięki Pani Dyrektor mimo wszelkim przeciwnością losu, wiary w eterze jest dużo. Potrzeba dużo więcej. Wierzę więc teraz podwójnie.
Przyjechałam na czas, żeby być, kiedy inni stwierdzą, że się nie opłaca. Przybyłam, bo w jedności siła. Rozglądam się. Na środku garstka maluchów. Łatwo się liczy. BA! Cała trójka. Dzieciom mokro nie przeszkadza. Pierwsze wabiki, które mają branie, to liczne kałuże. Atrakcyjne jak świeżutkie, pachnące bułeczki prosto z pieca. Czujecie to?
Jeden z rodziców kochający swoją pociechę stoi skulony pod tworzącą naturalny azyl koroną dużego drzewa. W ręce dodatkowo dzierży parasol. Dzielny.
Miny organizatorów nietęgie. Miejsca wydawania posiłków nadal świecą pustkami. Wielki dmuchany smok jak na razie przycupnął przy ziemi. Oni dumnie jednak rozstawiają się na swoich stanowiskach. Pilnują licznych nagród, aby nie stały się zmiennej teraz pogody ofiarą.
Słyszę słowa Pani Dyrektor: Ja dzisiaj zawału dostanę.
Los wystawił ją na próbę. Pani losowi nie daje się dzień cały.
Pytam jedno z dzieci: Co Ci się tutaj podoba najbardziej?
Dzielność Pani Dyrektor i Piknik w deszczu.
Zaangażowanie docenia, a do tego ma rację. Oryginalnie, niepowtarzalnie, inaczej.
Po kwadransach dwóch deszcz uznaje imprezę za nudną. Zaczyna się lekko przejaśniać. Ludziska schodzą się powolutku. Uff. Dobrze, że są tacy co deszcz im niestraszny i tacy, którym na prośby dzieci serduszka zmiękły. Radość rośnie w moim sercu.

To dzieje się naprawdę
Przeglądam się w jednej z kałuż. Dostrzegam w niej promień słońca. Najpierw jeden, potem drugi. Odbił się i poleciał dalej. Chcę więcej. Chcę dużo więcej. Chce tego tutejsza ekipa, dzieci, ich opiekunowie oraz nowoprzybyli. Wiecie, że kiedy bardzo czegoś chcemy, wcześniej czy później to do nas przychodzi?
Dla fizyków kwantowych to jasne jak budowa cepa. Skoro nasza świadomość jest przestrzenią dla energii, energia jest przestrzenią dla zamysłu, a zamysł powoduje wszelki ruch, to co spowoduje zamysłów wiele? Jak myślicie?
Oczy otworzyłam szeroko. Z pobliskich zabudowań i bloków zaczynają wysypywać się następne postacie. Jeden zabłąkany, świadoma deszczu matka z synem. Całe rodziny. Parking wypełnia się samochodami. Karuzela i Koło Fortuny pod czerwonym parasolem, idą w ruch. Dzieci z kałuż przechodzą do prawdziwych atrakcji wodnych. Słońce muska po plecach. Ptaki zaczynają śpiewać, wtórując latynowskim brzmieniom dochodzącym spod namiotu DJ – a. Moje nogi same chodzą w rytm takiej muzyki.
Do punktu charytatywnych cegiełek i atrakcji ustawiają się kolejki. Pani Dyrektor z twarzowym koszyczkiem między dziećmi chodzi, rozdając słodkie cukieraski, Patrzę po policzkach. Nabrały rumieńców. Od słońca i uśmiechów, które zawitały na twarzach wszystkich. Pierwsze kiełbaski z grilla schodzą. Kuszące kolorowe słodkości przed budynek wyjechały. Słyszę głos Pani Dyrektor: Bawimy się o godzinę dłużej. Czuję się jak po drugiej stronie magicznego lustra.

Ponownie zerkam na wodę w zagłębieniach. Teraz nikomu już nie przeszkadza zbytnio. Moją duszę przepełnia radość. Przecież to wszystko dla nas. Gdyby znowu niezaangażowanie garstki osób, gdyby nie wiara ich i im podobnych, mogłoby tego wydarzenia w ogóle nie być. Mogłoby nie być małych i większych radości.

A teraz pytania, bo interpelacje dają do myślenia. Co tu się w ogóle wydarzyło?
Czy to cud był a może zbieg okoliczności ? A może tak się Pani Dyrektor fuksnęło?

Osobiście twierdzę, że tu cudów nie było. Nikt na nie liczył. Wiara i nadzieja zrobiły swoje. Materia energii w tym miejscu pochyliła czoło. Wywieramy wpływ na świat, w którym istniejemy, często nie zdając sobie z tego sprawy. Wspierające słowo, pozytywne myśli, niewiele więcej trzeba. Nawet pogoda się nas wcześniej, czy później posłucha. W jedności siła. Jeśli w to nie wierzysz, co Ci szkodzi? Czy wiara kosztuje? Odważnych jak Pani Dyrektor zawsze warto wspierać. Na wszystkie sposoby.

Minął dobry tydzień. Od chwili kiedy na pikniku wyszło słońce, z nieba żar się nadal leje. Pani Dyrektor i cała reszta pokazała siłę pozytywnego myślenia.
Idą wakacje, a my lata spragnieni. Ja jednak deszczyku troszkę potrzebuję. Czekają na niego las, łąki, pola i ogródki działkowe. Wypatrują alergicy. MOCARZE moi kochani, prosząc o pogodę, pamiętajcie o równowadze. Idąc śladami Pani Dyrektor, nie bójmy się deszczu.

Robiąc ten wpis, siedziałam przed otwartym oknem, kiedy nagle dobiegł do mnie znajomy mi zapach. W powietrzu poczułam świeżość. Usłyszałam znajome mi kap, kap, kap. Podniosłam głowę. Spadł przyjemny ciepły deszczyk. Dobrze mi.

 

 

Start w dorosłość 2/2

Mimo mody wszelakiej odbiegamy wyglądem i podejściem do życia. W innym tempie dojrzewamy i inne rządzą nami emocje. Do tego, jak już pewnie zauważyliście w poprzednim wpisie, finanse inaczej ustawiają nas na starcie. Nie tylko one. Dużo zależy od otoczenia. Przeróżne szkoły i ludzie dookoła przygotowują nas do samodzielnego bytu. Oto przykładów wejścia w dorosłość ciąg dalszy.

Przerost formy nad treścią
Rodzice od małego wpajają: Synku, jaki Ty jesteś mądry. A Ty córeczko najpiękniejsza. Inni przy Tobie szans nie mają. Ty możesz wszystko. Ty błędów nie popełniasz. Bliscy w szkole oceny za Ciebie wywalczyli lepsze, bo nauczyciel najczęściej był niesprawiedliwy.
Im dalej w dorosłość, tym bardziej czujesz jednak, że coś jest nie tak. Słyszysz krytykę od nowo napotkanych ludzi. Poczucie wielkości maleje. Ojej, przecież miało być różowo! Krzyczysz: Rodzice Pomóżcie!
Nie przeczę, że jesteś wartościowym człowiekiem, ale kiedy przez całe życie bliscy przekonują Cię, że Ty błędów nie popełniasz, zaburza się pewna równowaga. Przecież wszyscy w życiu robimy gafy. Na nich się uczymy. Pamiętajcie — zbyt duża motywacja, zbija z tropu. Jeśli znalazłeś się w takiej sytuacji, stań i rozglądnij się dookoła. Sam oceń, jaki jesteś naprawdę.

– Olśnienie
Nauka często Ci nie leżała, ale chcesz wyjść na ludzi. Szkoła nie była po drodze, ale olśnienia nagle dostałeś. Może jednak czasami warto i trzeba, żeby robić w życiu, to co się kocha?
Nigdy nie jest za późno, żeby coś zmieniać. Każda głowa mądra, gdy tylko zacznie się nią ruszać. Pytaj i proś. Wielu bliskich ze zmian w Twoim życiu i obrotu sprawy ucieszy się nie lada. Niejeden zły będzie, że będziesz troszkę mądrzejszy od niego. Nie zmieniaj się jednak dla innych, a raczej dla Siebie.

– A co mi tam
No cóż. To częsty przypadek, gdzie rodzicom dużo bardziej zależy niż Tobie. Mają dla Ciebie pomysły i podsuwają pieniążki. Byleby Ci się zachciało. Po co, ma Ci się chcieć? Tobie jest dobrze. Tak Cię przyzwyczaili. Lodówka zawsze pełna, na płycie ciepła zupa. Pościel zawsze przebrana. Mama płaci rachunki, tato samochód pożycza. Raj na ziemi. No to po co to zmieniać? Może, chociażby po to, żeby nie przesiedzieć życia przed reklamami rzeczy, na które i tak nie będzie Cię stać? A może po to, żeby nie być strupem na tyłku swoich staruszków? No, chyba że to Twoje cele, wtedy nie polemizuje.

– Jasiu, kim chciałbyś zostać? Menelem.
Jeśli nie wiesz, bo Ci się nie chce. Jeśli nie możesz, bo nie wierzysz, że można — cóż ja mogę.
Patrzę na kilka osób siedzących rano, na osiedlowej zielonej ławeczce. Staram się zrozumieć. Jest deszczowy, chłodny, majowy poranek. Już nie tak młody mężczyzna, ubrany całkiem nieźle, jakby czekał na kogoś spokojnie. Na głowie angielska czapeczka. Pyzata, czerwona twarz rzuca się w oczy. Na nogach dzielnie się trzyma. Lekko jednak chwieje na boki. Nadmieniam, że to nie z powodu trzęsienie ziemi. Szczęściarz, bo mama ubiera go i karmi. Co jednak jak mamy zabraknie?
Przy nim całkiem młodo wyglądający chłopak. W dłoni dzierży pomiętoszoną reklamówkę z wizerunkiem Św. Mikołaja. W środku dwie butelki piwa. Z pustymi rękami przyjść się nie da. Nawet tutaj są zasady i hierarchia. Obaj pilnują starszego kolegi weterana, który zmęczony i dziwnie zwinięty w kulkę, przysnął nieopodal.
Zimne piwo w zimny poranek, bez liczenia czasu. Błogie życie bez wyzwań? No może. Dopóki zima nie przyjdzie.

Powyżej opisałam wybrane przypadki, z którymi spotykam się w życiu. Bez względu na to, do jakiej zaliczysz się grupy, wierzę, że każdy z nas może osiągnąć wiele. Dlaczego? Bo wszystkim z nas życie podstawia co rusz nowe szanse. Warto je zauważać. Warto włożyć trochę od Siebie. Warto wierzyć w niemożliwe.

Start w dorosłość 1/2

Jestem szalona. Why? Bo aktualny wpis kieruję głównie do nastolatków. Zaraz potem do tych, którzy młodzi byli. Zastanawiałam się chwilę, kto młody chciałby czytać wpis młodej Inaczej? A może jednak? Próbować zawsze warto. Startuję.
Kończymy szkołę i robimy krótki rachunek sumienia. A jak nie, to inni nas podsumowują. To zdążyłem, tego mi się nie chciało, to nieosiągalne. Przypadków szczególnych poniżej znajdziesz kilka. Tych, które wydają się beznadziejne, i te, co na granicy z rajem. A jak jest u Ciebie?

– Umiem i mogę
Uczyłeś się, a głowa jest pełna wiedzy i pomysłów? Przed Tobą połowa sukcesu.
Druga połowa to wszechpotężny pieniądz. Wielu rodziców widzi i kocha swoje dzieci. Kasę zbierają. Dla ich marzeń potrafią przez kilka lat odmawiać sobie wiele. Może nawet i wszystko. Trochę czasami dziadkowie pomogą. Troszkę się weźmie kredyt. Niektórych rodziców po prostu stać. Jeśli masz taką sytuację i jesteś mądry, znakomicie wiesz, że jesteś szczęściarzem. Przed wieloma rówieśnikami, jesteś o dwa kroki do przodu. Wiedzę wypracowałeś sam, pieniądze wypracowali najbliżsi. Boga po rękach nie musisz całować. Szanse wykorzystuj.
Jeśli twierdzisz, że jest inaczej, zapytaj tych, o których piszę poniżej.

– Wiem i nie mogę, czyli borykanie z niemocą
Wiedzieć czego się chce w życiu, mając lat naście, do rzadkości należy. A jednak są tego przykłady.

Pytam dojrzałego mężczyzny: A Pan wiedział, co chce w życiu robić? Słyszę odpowiedź: Chciałem być inżynierem, jak mój tata, który codziennie rano dumnie do pracy z teczką kroczył. Napomknę, że mówimy o czasach, gdy zawód inżyniera był w wielkim poważaniu. Chłopak miał rodzeństwa dużo, więc w domu się nie przelewało. Syn jednak inżynierem został i swój zawód kocha.

O pieniądzu w dorosłości często jeszcze usłyszysz. Jego na co dzień będziesz doświadczał. Dzisiaj jeszcze ręce rozkładasz, bo zdajesz sobie sprawę, że czasy darmowych akademików, przeszły do lamusa. Płatne czy nie płatne, dzisiaj studia kosztują. I co z tego, że chęci są? Rodzicom ciężko, więc pieniążków nie wołasz. W innym domu samotnie wychowująca mama mówi: Kochanie, bardzo bym chciała, ale nie mam aż tyle.
O Ciebie się nie martwię, bo głowę masz nie od parady. Nie straszne Ci zbieranie truskawek, czy wakacyjna praca w knajpie. Masz dwie ręce i nogi. Młodych i obrotnych pracodawcy lubią. Rozglądnij się, popytaj. Na pierwsze miesiące wymarzonych studiów sam zarobisz. W większym mieście, możliwości większe. Jeśli będzie trzeba, temat pracy pociągniesz dalej. Kciuki trzymam. W drodze do marzeń coś wykombinujesz.

– Dlaczego inni mają lepiej
Pomocy za wiele i wsparcia jak do tej pory nie było. W domu nikt się Tobą nie interesuje, a niektórzy twierdzą wręcz, że się do niczego się nie nadajesz. Ciągłe pretensje, krzyki i straszenie. Chociaż w papierach wpisane „rodzina”, Ty masz poczucie, że rówieśnicy w Domu Dziecka mają dużo lepiej. Tam przynajmniej dziadek nie udaje dyktatora, mama po kątach nie płacze, a ojciec nie wraca do domu podchmielony. Jeśli spotykasz się z tym na co dzień, nie słuchaj głowy, że Ty masz najgorzej. Ona nie zawsze dobrze podpowiada. Nie oglądaj się na innych. Lekko nie ma teraz, lekko będzie. Uwierz w Siebie. Usamodzielnij jak najszybciej. W Twoją determinację wierzę.

Na nowej drodze do samodzielności, jedni z Was poczują się jak przed skokiem z bungee, inni jak na solidnej łódce co wypłynęła na spokojne morze. To czy na skok się odważycie i w którym kierunku swoją łajbę poprowadzicie, głównie od Was zależy.
c.d.n.

Skok w bok

Wiem, o czym pomyśleliście. Plotkarskie tematy zdrady są niezwykle ciekawe. Kiedyś może będzie i o tym. Dziś o zwykłym wyskoku i lądowaniu niefortunnym. Takim co z dnia na dzień zmienia kolej rzeczy. Piszę o ludziach, co w ogródku potknęli się o kamień oraz o tych, co pośliznęli w drodze do łazienki. O ludziach, co im się noga na schodku pośliznęła. Niby takie nic, a życie przemeblowuje. Posłuchajcie.

Poczekalnia z kulasami.
W korytarzu Kliniki kilkanaście osób. Co chwilę cisza bezkresna. Nasłuchiwania. Ktoś przeszedł, ale to nie oczekiwany lekarz co go „Guru” zowią. Doktor spóźnia się. Mija kwadrans, dwa, a potem godzina.
Jedna pani twierdzi, że ona na chwilkę, inna, że jeszcze z wczoraj. Puszczają nerwy panu, któremu ciężko się przemieszczać.
Koło mnie dziewczyna przekłada z niecierpliwości nogami. Przesadziłam. Tylko jedną, bo druga jakoś tak nie chce się słuchać. Wszystkie sytuacje, aby nie zwariować w tym zamieszaniu, w żart zamienia. Kiedy doktor staje w drzwiach, nerwowość znika. Jest, jest nasz Guru! Co za ulga.

GURU
Zbudowany dość mocno Pan z brzuszkiem wpada do gabinetu. Na głowie króciutka siwizna. Emanuje spokojem. Czerwono biała koszula w drobne pasy komponuje się z szarymi spodniami. Jakby właśnie wyszedł z kościoła. Fartucha nie zdążył założyć. Opóźnienie będzie musiał nadrobić. Rozgląda się cierpliwie. Zaczynają do gabinetu prosić.
Ktoś uważający się za znajomego zachodzi mu drogę. Lekarz myślami jednak za pierwszą pacjentką podąża do zabiegowego. Cenne są minuty jego konsultacji. Wie to on i świadomi są oczekujący tutaj ludzie.

Guru wyznacza zasady. On stawia wszystkich na równe nogi. Dosłownie. Zanim jednak postawi, są wyroki. Oj często bunt jest, jeszcze częściej zaskoczenie. Niejednokrotnie myśląc, że lekarz zdziała cuda, szybko się zgadzamy na wszelkie zmiany. Dopiero potem przychodzi uświadomienie, jak dużo nas czeka pracy. Ile wyrzeczeń. I co najważniejsze, że nigdy już nie będzie jak dawniej. Nawet jeśli najnowsze wynalazki wylądują w naszym ciele.

Kiedy nic nam nie jest, mało w nas świadomości, jakimi jesteśmy szczęściarzami. Obce są nam kolejki do lekarza czy zmartwienia skąd na leczenie pieniążki nagle uzbierać. Nie ma żalów, że się za późno do odpowiedniego fachowca trafiło. Nie ma ryzyka, że poprzednik coś zepsuje. Dlatego dbajcie o Siebie. Takich historii jak ta z poczekalni, tylko w opowieściach bądźcie świadkiem.

A co jak się w życiu zrobisz „skok w bok” mimo wszelkiej ostrożności? O GURU wokół dopytujcie. Partactwa unikajcie. Zdrowia każdemu codziennie życzę. Dbania z każdej strony o Siebie. Skoków do góry, w dół i w bok oraz lądowań miękkich.

Małe głupiutkie a przykład daje

Czy czuliście się kiedyś jak rozjechana żaba na środku drogi? Jak ślimak, który niesie ciężar, z którym ciężko niejednokrotnie mu się uporać? A może jak dżdżownica, która wije się i kręci przez chwilkę w poczuciu bezradności, kiedy się ją dotknie?

Przypatruje się jej. Znalazła się na środku mojej drogi. Po chwili zmieniła pozę. Wydłużyła swoje ciało, byle by było szybciej. Wyprężyła, żeby nabrać pewności Siebie. Nie poddała się. Przecież ma cel przed sobą. Może nawet jakieś marzenie wbrew temu, co twierdzą badacze, że to niemożliwe? Przed nią długa droga.
Zatrzymałam się i podziwiałam. Poradziła Sobie. Przemknęła prawie ślizgiem. I uwierzcie, strachu w tym wszystkim nie było, a stoicki spokój. Twierdzimy, że ona dużo mniej od nas myśląca lub niemyśląca wcale. A jednak dała radę.

Poszłam krok dalej. Zdeterminowanemu ślimakowi co odważnie na środek jezdni wyszedł, wybiłam z głowy po jezdni chodzenie. Niech świeci nadal przykładem, dla tych, co narzekają co im ciągle ciężko. Kręcimy czasami nosem, a my przynajmniej nie musimy wszędzie ze Sobą swojego domu zabierać.

Ziemia mokra po ostatnich deszczach. W wilgotnym asfalcie jak w lustrze odbija się: jedna żaba, druga, trzecią mało co rozpoznać. Powiecie O FUJ! No właśnie. A co czasami robimy z własnego życia, nic nie robiąc?
Wiecie, jaką mamy przewagę nad taką żabą? Ona już nie żyje. Nie rusza się, zdania zmienić nie może. Na zmiany dla niej za późno. Przed nami wszystko. Możemy zmieniać świat, otoczenie, własny wizerunek czy zachowania. Nie jutro. Już dzisiaj.

Żaba, ślimak a może dżdżownica. Z kogo brać przykład?
Polecam naśladować dżdżownicę. W martwą żabę się nie bawić. Zmieniać, przeobrażać, przeistaczać się, aż wreszcie poczujemy, że jest nam o niebo lepiej, niż było.

Majowe i nie tylko wybory

„Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”. Konfucjusz.

U wielu osób, które przeczytały poprzedni wpis, pojawi się myśl: Do czego ona namawia te biedne dzieci? Wiem, że czasami czujemy się życiowo mądrzy. Jeszcze częściej chcemy dla dzieci jak najlepiej.
Wiem, że szukanie drogi za innych i doradzanie tego, co słuszne i u nas się sprawdziło, kusi bardzo. Niesie jednak za sobą niebezpieczeństwo. Jakie? Przestajemy słuchać potrzeb innych.
Poniżej słowa dla młodych w metryce i tych młodych duchem. O tym, co czasami rodzi się w głowach niektórych dorosłych.

Kiedy dzieci wchodzą w dojrzałość, powstają obawy, że im się nie uda, że się potkną o coś, że będą łzy i rozczarowania. Nie chcemy być tego świadkiem.
Przyglądamy się, jak kruche są jeszcze fundamenty na których stoją. Jak delikatne to istoty, kiedy porównamy do młodej roślinki. Twierdzimy często, że pomysłów im brak na życie. Umiejętności mało. W głowie ciągle za pusto, żeby pójść w świat. Nie wszystko im wychodzi, więc malujemy scenariusze, a zaraz potem, bierzemy ich życiowe wybory w swoje ręce. Nie dając im szans, wszystkich bez wyjątku grzecznych, zapatrzonych w nas, a także tych krnąbrnych, nieprzystępnych i opryskliwych wrzucamy do jednego wora z napisem NIEZARADNOŚĆ.

AUĆ!
W szatni basenowej drobna Pani. Blond włosy z poświatą rudego. Delikatne na buzi piegi. Na kolanach trzyma zapłakanego blondaska ze słońcem we włosach. Dopiero co się przewrócił. Granatowe kolory ubrań pięknie komponują się z ich jasną karnacją. Od ścian odbijają się słowa: Widzisz! Mówiłam? Gdybyś tylko mnie słuchał. Łzy po policzkach czterolatka lecą.
Mniemam, że Pani również kiedyś się pośliznęła na mokrej posadzce. Było: Auć! Teraz nie chce, aby jej dziecko doznało tego samego.
Mówiła, mówiła, ale nie uchroniła. Chłopiec sam poszedł w ślady słów Konfucjusza: „Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”. Malec wstał z kolan i po mokrej posadzce już nie biegał. Teraz mama może być spokojna.
W życiu nie wszystko tak działa, jakbyśmy tego chcieli Kochani. Często spotykam się z sytuacją, gdy na darmo nasze pouczania.
Każda nowa istota rodząca się na ziemi, chce sprawdzić i dotknąć po Swojemu. Dlatego często kiwamy głowami po fakcie i mówimy: A nie mówiłam? A nie mówiłem? Widzisz, co się stało?
Mam wrażenie, że już od dziecka w naszej podświadomości zapisane są na stałe poszukiwania drogi do własnego szczęścia. A, że drogi czasami te same, to i to samo Auć, tylko w innym czasie.

Wracamy do młodzieńczych poszukiwań
Pamiętajmy, że to, co nie jest nasze, może być bardzo czyjeś. Każdy ma Swoje miejsce na ziemi i znajdzie to, czego szuka. Z porażkami i radościami po drodze.

Czy każde dziecko wyjdzie na ludzi? Pierwsza moja odpowiedź brzmiała: Tak, jeśli będzie miało nasze wsparcie, ale w głównej mierze, jeśli samo będzie chciało. Na koniec zadałam Sobie jednak pytanie: Co znaczy „wyjść na ludzi”?
Kiedy słyszę od nastolatka: „Wypad. Sam sobie poradzę”, ukrytą reprymendę w postaci spojrzenia za brzydkie słowa daję. Walki z nastolatkiem nie toczę, bo wiem, że to na starcie przegrana. Z przekąsem w żart obracam: Ładnie to tak do ciotuni? W głębi duszy cieszę się, że dziecko samodzielne i do samodzielności się rwie. Jeśli do samowystarczalności dołącza uśmiech na twarzy, chęć do działań, otwartość do świata, zaradność, chęć dotykania i poznawania moje serce się cieszy. Duża szansa, że własną drogę do szczęścia odnajdzie. Dziwne odzywki i zachowania często przemijają, gdy latorośli młodzieńcze hormony ustępują.
Ot tyle.

Dla maturzystów i nie tylko, o tym, co dalej jak już się zdało 2/2

To Twoje życie
No dobrze. Czytając wcześniejszy wpis, zapytacie: To, kogo się tak naprawdę słuchać?
Najpierw Siebie. Tych, którzy kochają mieć na uwadze.

Jak wiemy, nie wszystkie zawody miliony pod stopy rzucają. Żeby jednak w życiu coś robić warto to mieć we krwi lub najpierw pokochać. Czasami między pasją a milionami na konto płynącymi będziesz wybierać Młody Człowieku. Gratulacje, jeśli uda Ci się pogodzić jedno z drugim. Jeśli wiesz, że połączyć będzie trudno, zadaj Sobie pytanie: Co dla mnie ważniejsze. Pieniądze na koncie czy codzienne czynności, które przynoszą radość?

W dorosłości często bywa tak:
Młoda kobieta w sile wieku ze zmęczeniem na twarzy stwierdza: Jak ja bym chciała już na emeryturę. Do wieku emerytalnego O HO HO i jeszcze troszkę, a ona już by przed telewizorem siadła. Za pracą swoją zapewne nie przepada. Marzenia miał inne kiedyś a teraz pomysłu na życie brak. Jeśli tak nie chcecie, teraz jest moment, aby zastanowić się, co tak naprawdę jest Wasze, a co Wasze nie jest.
Pamiętaj praca w przyszłości to 1/3 życia, 1/3 to sen. Pozostała to zwykłe obowiązki, które towarzyszą wszystkim na co dzień: jedzenie, mycie, gotowanie sprzątanie. A gdzie podróże, zabawa, małe przyjemności, młodzieńcze szaleństwa? Spokojnie. Nie straszę. Wszystko pogodzisz. Pamiętaj czasami można 2 w 1. Kumasz?

Wybory potrzebują czasu
Rozmawiam z piękną dziewczyną o delikatnej naturze. Przetańczyła w zabawie dzieciństwo, a potem na poważnie młodość. Z tańcem zawodowym przyszłości nie wiąże. Przed nią pomaturalne wybory. Dała rok na wstrzymanie. Podlega krytyce? Ocenom niejednego pewnie tak.
Osobiście wierzę, że ma dużo większe szanse na bycie szczęśliwą, niż ten, który w ogień na pierwszego poszedł bez strategii.
Jeśli nie wiesz więc co i jak, może nie warto rzucać się na pierwsze lepsze? Do lenistwa, odpuszczania i drogi na łatwiznę, broń Boże nie namawiam. Jednak nie boję się powiedzieć: Zatrzymaj się, zwolnij, tyle ile potrzeba, daj głowie pomyśleć, przypomnij Sobie, co Ci sprawia frajdę? Wykorzystaj to, dobierając zawód dla Siebie. Dotknij, sprawdź, zrób mały krok, zanim zaczniesz. Chcesz zostać lekarzem? Wkręć się do szpitala na wolontariat. Kierowcą tira? Wsiądź w samochód na wakacjach i przejedź swój kraj dookoła. Oczywiście z przystankami tylko na jedzenie i poranne co nieco w toalecie. Informatyka Cię kręci? Przez tydzień śpij w dzień i przez noc całą, rozwiązuj matematyczne zadania.
Jeśli Cię wciągnie BINGO, jeśli będzie gryzło, SZUKAJ DALEJ. Niejeden rodzic w poszukiwaniach chętnie wesprze. Jeśli nie rodzic to niejeden wujek, przyjaciel, brat. Powodzenia.

Dla maturzystów i nie tylko, o tym, co dalej jak już się zdało 1/2

Kociokwik
Matura już prawie za Wami. Tuż za egzaminem dojrzałości następne wyzwanie. Rodzice już sugerują, w czym będziesz dobry. Dziadkowie narzucają zawód, bo wiedzą lepiej od Ciebie. Wujostwo w trosce o Twoją przyszłość ciągle podpowiada, co się opłaca, a co nie opłaca. Podaje modne zawody typu: Lekarz, bo renoma. Urzędnik, bo jak dobrze pójdzie to spokojnie i może zawód na całe życie.
Robisz wielkie oczy. Przecież ledwo co zdając maturę, zaspokoiłeś swoje i większości potrzeby. Jeszcze nie wiesz, co chcesz robić, bo skąd masz niby wiedzieć. Nie znasz wszystkich zawodów. Nie było czasu, aby się im przyglądnąć. Nie każda głowa do wyborów dorosła, chociaż inni by oczywiście chcieli. Dociera do Ciebie to, co teraz modne, a do tego wszystkie reklamy uczelni płatnych, które oczywiście bez Twojej obecności racji bytu nie mają.
Jeszcze niedawno mówiłeś: Mój tato jest INZINIEREM, a mamusia ZIONĄ. Marzysz, aby na chwilę złapać oddech. Chętnie uciekłbyś gdzieś na moment.

A ja będę gimnastyczką
Kiedy
zbliża się magiczne 18 lat, dziecięce marzenia o byciu sprzątaczką, kasjerem, kierowcą, fryzjerką czy gimnastyczką, często kończą się na niczym. Dlaczego? Z perspektywy dorosłości bliscy nam ludzie uświadamiają nam właśnie, że marzeniami nie ma co rzyć i trzeba mocno stać na nogach. Również, że pewne zawody chronią a inne to mrzonka. Wszystko dla naszego dobra, bezpieczeństwa, ale również bywa, żeby się dzieckiem pokazać.

Przykład
Młoda dziewczyna, która często obłokami pędzącymi po niebie się zachwyca, marzy, że zostanie malarką. Kochała to, będąc dzieckiem. Słyszy krytykę: Malarką zostaniesz? A jak Ty z tego rysowania utrzymasz się Dziecko Moje Drogie? Zobacz na córkę sąsiada! Ta to skończyła europeistykę na ekonomii. Dziewczyna słucha głosów bacznie. Fajnie, ale ona nie chce analizować zagadnień społecznych i politycznych, nie chce modnych na ten czas studiów. Ma swój świat.
Słyszę od ślicznej dziewczynki o kruczych włosach i ciemnych jak węgielki oczach: A ja chcę zostać Kopciuszkiem. Niemożliwe? A co z zawodem Kopciuszka na paradzie w Disneylandzie? Da się? Da.

Czas łapanki
Słuchając tego całego doradzania i patrząc na to, co się dzieje na uczelniach, przypomina mi się opowieść z krwi i kości rolnika. Narzeka: Posadziłem cebulę, bo wszyscy sadzą, a teraz co? Tania i w dodatku wszędzie jej pełno. Do czego chcę nawiązać i przed czym przestrzec niemalże?
Uczelnie mają branie. Wystarczy, że moda przyjdzie lub wymyślą nazwę, która przyciąga uwagę i miejsca szybko się zapełniają. Rodzice płacą z nadzieją, że dziecko kimś zostanie, a po roku dochodzą prawdy. Słowa do mnie dolatują: Jeszcze nie wiem, co będzie robił, ale będzie inżynierem i magistrem. Jeszcze nie wiem, czy uda mu się praktyki zrobić lub uprawnienia, bo szanse mają ci, których rodzice w zawodzie. Uczulam na sytuację, gdzie papier jest, a pracy nie ma. Na piękne nazwy nie dajcie się nabrać, doszukujcie ukrytych szczegółów. Kilka lat nauki Was czeka, więc sprawdźcie, czego tak naprawdę będziecie się uczyć.
c.d.n

O maturach co humory psują

W ciepłym wiosennym powietrzu czuję wiosenne miłosne młodzieńcze uniesienia, ale również strach, niepewność i nutę przerażenia. Mniemam, że to myśli tegorocznych maturzystów. Zarówno tych, co się mocno do egzaminów przygotowują, jak i takich co grają bohaterów. Widzę obawy, wsłuchuję się w dziesiątki pytań. Tych mądrych i tych całkiem naiwnych. Co ze mną będzie? Czy znajdę klucz do odpowiedzi odpowiedni? A może nie przystępować i mieć święty spokój? A jak nie podołam wymaganiom rodziców? A co jak za mało punktów i się nie dostanę? O Matulu jedyna. Po co to na co i w jakim celu? Spokojnie: Policz do trzech. Wszystko po kolei.

Świadectwo dojrzałości
Popularnie zwany maturą. Tak wiem, że ryzykuję. Za głośne wypowiadanie tego słowa w piękny wiosenny dzień, mogę zostać zlinczowana. Wiem, że na wiele innych sposobów dorosłość można potwierdzić, ale cóż: Nie ja wymyśliłam, sama przechodziłam.
Osobiście potwierdzam, że egzamin dojrzałości to motyw w życiu nastolatków mało przyjemny, ale niektórym ludziskom i instytucjom do weryfikacji potrzebny. Wypada nie zawsze, wtedy kiedy trzeba i w życiu potrafi namieszać. Do tego wręcz chorobliwy, bo nie da się o nim nie myśleć, w momencie, gdy inni dookoła trąbią. Ukręciłoby się ambitnemu koledze głowę za gadanie o nim, ale chłopaka szkoda. Udusiło koleżankę, która ciągle przypomina. Matura jest ponoć obrzydliwa i niewygodna jak stwierdzą niektórzy. Jaka jest naprawdę i jak Sobie z nią radzić? Zapytałam kilku osób. Dowiedziałam się kilku praktycznych rzeczy, zmiksowałam z własnym doświadczeniem, a oto i efekt.

Co mówią dzienniki

Z dziennika nastolatki
Pytam upieczonej już maturzystki: Co zrobić, aby lepiej zdać egzamin? Zastanawia się chwilę i odpowiada lekko podniesionym głosem: Uczyć się!? Samo, albowiem nie przyjdzie. Odbijam więc piłeczkę i drażę dalej: Coś więcej możesz powiedzieć? W oczach pojawia się zdziwienie i mocny sygnał potwierdzony ruchem brwi i lekką zmarszczką mimiczną na czole: Nie pytaj więcej. Przecież powiedziałam!
Oho! Chyba nadepnęłam na odcisk.
Pewnie nie wspomina tych kilku miesięcy a może nawet całego roku szkolnego zbyt miło. Może nie chce do tego wracać, jednak teraz jest szczęśliwą studentką, która wtedy ni mniej, ni więcej, ale mocno po nocach zakuwała.
Wiem, że chcielibyście usłyszeć coś więcej lub coś innego, dlatego dopytuję następne osoby.

Z dziennika belfra
Pytam dorosłego. Takiego co po drugiej stronie lustra. Tego z wieloletnim doświadczeniem i o dobrym serduchu. Z krwi i kości nauczyciel. Uspokaja i ostrzega jednocześnie.

Po pierwsze:
Zaufajcie swojemu rozumowi. Emocje trzymajcie w ryzach. Zasada dotyczy całego naszego życia. Ja usłyszałam ją, mając lat dużo więcej. Rozum dobrze Wam podpowiada, zatem rozumków używajcie. Emocje to panika niczemu niepotrzebna. Ewentualne podniecenie sytuacją zostawcie, gdy już będzie po wszystkim. Dystans i spokój ot wszystko.

Po drugie:
Bądźcie wobec Siebie krytyczni i wymagający. Gamoniowatość odłóżcie na bok. MYŚLCIE! Nie na darmo w nazwie słowo „dojrzałość” występuje. Pełnoletność zobowiązuje. Są przyzwolenia, których nie było, no i super, ale są również obowiązki. Tutaj kończy się zabawa i głaskanie po główce. Zaczyna się wolność, niezależność również w znaczeniu samodzielność. Samodzielne myślenie i wolne podejmowanie decyzji. Ponoszenie za nie konsekwencji. Straszę? No może troszkę. Dorosłość mnie kręci, ale niejednokrotnie znowu chciałabym być dzieckiem.

Z mojego dziennika wspomnień kilka
Kiedy
kładę się spać przed północą, od żartobliwej nastolatki słyszę: Dobranoc „Emerytko”. Kiedy uczestniczę w szkoleniu, z tymi, co dopiero w pełnoletność weszli, dostaję od nich tak dla zabawy, przesłodki przydomek „Babcia”. Nie czuję się jednak aż tak stara. Własną maturę i egzaminy na studia pamiętam jak dzisiaj. Porady Profesora uczącego mnie rysunku również. Takie przydatne drobiazgi. Pozostały w pamięci. Z tym podejściem idę przez życie. Tym, co u mnie zdało egzamin, się dzielę. Doświadczajcie, jeśli stwierdzicie, że to Wasze, a jeśli nie bez echa zostawcie. Nic na siłę.

– W dniu egzaminu ubierz się schludnie i wygodnie. Zostaw w szafie, odprasowany przez mamusię gajerek, jeśli tylko poczujesz, że szczypie i gryzie. Ubierz to, w czym czujesz się dobrze. Mamusię przeproś. Myślisz o ubraniu wysokich nowiuśkich czerwonych szpileczkach czy eleganckich lakierkach? Uważaj na obtarcia, zanim dotrzesz do szkoły. Pokażesz się publice, efekt będzie WOW! Swędzące bąble w trakcie egzaminu będą jednak zmorą. Zwykłe czyste trampki, które nosiłeś, sprawdzą się o niebo lepiej. Dlaczegóż? Bo wygodne i sprawdzone.
Ważne, aby wpisać się w pewne wymogi. Tego nie staraj się przeskoczyć. Czarny biały i kolory elegancji w tym dniu wiodą prym. Róże, żółte, ciapki i grochy, ekstra, ale na inną okazję.

– 24 godziny przed maturą odpuść. Daj, aby w głowie poukładało się wszystko, co pakowałeś do niej w ostatnich miesiącach. Jeśli o nauce przypomniałeś Sobie w ostatniej chwili, również odpuść. Idź do kościoła. W cuda nie wierzę, ale kto wie?

Uczyć, czy nie uczyć się w końcu, czyli dwie opcje

Opcja „Zakuwanko
Tu przytoczę przemiły dialog dorosłego z pewną nastolatką:
– Ile się uczysz w ciągu dnia?
– praktycznie cały czas.
– Czyste szaleństwo!
I prawda. A gdzie czas dla chłopaka? A po co tak na dwa etaty? Pamiętajcie, można się uczyć ze zrozumieniem lub wkuwać. Przy jednym masz czas na wszystko, przy drugim szybko się zapomina. Jeśli więc stawiasz na naukę, ucz się z głową. Utrzymuj równowagę.

Opcja „popłynę z prądem”
To wersja nieprzewidywalna. Jeśli lubicie ryzyko, czemu nie, ale tak całe życie w kasynie, z ryzykiem na karku i na wysokich obrotach? Wszystko od Was Kochani zależy. Nauka do matury jest jak staż. Mało na początek dostajesz dużo, musisz pokazać. Profity są nieco później. Jest również satysfakcja i otwarte wrota. Możliwości.

Kiedy podejdziecie do sprawy light’owo lub słabo wszystko rozplanujecie, życie nie musi, ale może spłatać Wam figla. No cóż, w życiu można postawić na fart. Czasami się udaje, ale często drzwi się zatrzaskują. Masz lat niespełna 20 a przed Tobą jeszcze do przeżycia lat co najmniej 60. HO HO! Kiedy nie zdasz matury, otworzyć wrota ciężko, a czasami już się nie da. Co pozostaje? Żal po latach i słowa: Jakoś sobie poradzę. Koniec marzeń o super samochodzie czy mądrej drugiej połowie. Czy warto dać się samemu tak zrobić w konia?

Znam osoby bez matury, które świetnie dają Sobie radę. Mają swoje biznesy i szczęśliwe rodziny. Pamiętajcie, jednak takich zawsze jest mniej, bo do tego trzeba mieć mocną głowę i twardy tyłek.

Znam takich, co maturę po wielu latach dorabiają, bo nie chcą, aby niektóre marzenia, tylko marzeniami na wieczność pozostały. Nad wyraz dojrzali. Po wielu latach poszukiwań robią, wreszcie to, co jest im pisane. Waleczni, wiedzą, że na porażkach się uczymy. Udowodnili, że nic nie stanie im na drodze, a już na pewno nie dojrzałości egzamin.

Są tacy, którzy powiedzą: Zdam, nie zdam, ja to mam już dobrze. Moi rodzice majętni, a nawet jeszcze dziadkowie własny biznes mają. Czy możesz jednak liczyć tylko na to, że wcześniej czy później przejmiesz biznes taty? A jak nie przejmiesz, bo masz rodzeństwo, które myśli tak samo? A jak dziadek zbankrutuje, bo nie szedł z duchem czasu? Kiedy liczymy na innych łatwo się przeliczyć. Jeśli na siebie, jest nieco trudniej, ale satysfakcja bardzo cieszy.

I co dalej
Egzaminy, matury, testy, rozmowy kwalifikacyjne. Jak zwał tak zwał. Małe w formie szkolnych testów już były a te największe przed Wami. Są, będą i taki ich żywot. Witajcie w dorosłości, ale bez obawy. Da się żyć i jest ciekawie. Jestem tego niejedyna zresztą przykładem.
Może już teraz albo za chwil kilka, będziecie klęli, ale przetrwacie. Chęci odejdą, ale Wy się nie dacie. Porady kiedyś były mi zbyteczne, moje może też dzisiaj na darmo. Rozumy jednak uaktywniajcie, lenistwo odganiajcie. O chwili na odpoczynek pamiętajcie. Za chłopakami i dziewczynami nadal się rozglądajcie. W Waszą mądrość wierzę. Kciuki za wszystkich trzymam.

Być albo nie być

Czasami jest nam coś w życiu dane. Czasami w sekundę odebrane to, co mamy najcenniejsze. Skoro już tutaj wpadłeś, poczytaj o chwilach, które dają do myślenia. O szczęściu, które przyświeca codziennie nie jednemu z nas.

Przygody początek
Skoro masz chwilkę, pojedziemy samochodem na krótką wycieczkę. Ty pojedziesz. Nie przejmuj się, że masz za słabe umiejętności albo że dopiero z samochodu po całym dniu wysiadłeś. Przestań myśleć o braku dokumentów. Tu nie ma też granic wiekowych. Połóż ręce na kierownicy i po prostu zapal silnik.
Rozglądnij się. Jest późny wieczór. Wyjeżdżasz z typowego małomiasteczkowego osiedla domków z osiedlowym sklepikiem i przedszkolem w okolicy. W ich sąsiedztwie las sosnowo — brzozowy. Troszkę olchy, a i buk się przytrafi. Do domu masz rzut beretem. W przydrożnych domach światła już pogaszone. Niebo ciemne. Na drodze z powodu braku lamp zrobiło się nieprzyjemnie. Lubisz kolory, ale tutaj ich trudno o tej porze wypatrzyć. W dzień jest zupełnie inaczej. W lecie potrafi być tutaj pięknie. Kiedy? Gdy słońce między koronami drzew się przedziera i pada na asfalt, tworząc mozaikę i pokazując grę świateł. Dzisiaj jednak uliczka tonie w mroku. Szaro, buro i ponuro, tak to nazwijmy. Gdzieś w oddali widzisz delikatne światła nadjeżdżającego samochodu, ale jesteś od niego jeszcze daleko. Wsłuchaj się w odgłosy hulającego po okolicy wiatru. Zagłusza spokojną muzyczkę, którą sobie w radiu zapodałeś.

Mieszacz pospolity
Często słyszę: Jak ja nie lubię zimy. Jak mi to ten deszcz przeszkadza. A jak jest u Ciebie z wiatrem, który potrafi wszędzie się zakraść?
Jedziesz powoli i po obu stronach drogi widzisz drzewa. Swoje lata już mają i z wiatrem o miejsce walczą. On się z nimi bawi, a one traktują to bardzo serio. Wiedzą, że płata figle i że potrafi wprowadzić nieład. Że czasami w lecie przynosi ze sobą bryzę, zaś innym razem potrafi wywołać niebezpieczny szkwał na jeziorze. Wszystko w zależności od potrzeby. Mieszacz pospolity często pachnie lasem lub kobiecymi perfumami. Jego zapachów tak naprawdę nie zliczysz. Do tego gadżeciarz i kolekcjoner. Zabiera wszystko, co stwierdzi, że mu nagle potrzebne. Od papierka na ziemi po domy bezcenne. Jest sobie ogólnie panem. Wirujący i świszczący w uszach w tej opowieści jest bez dwóch zdań bohaterem pierwszoplanowym. Tyle o nim. Wracamy do pozostałych.
Mówimy: Starych drzew się nie przesadza. A i owszem. Drzewa tu rosnące nie chcą zamieszania i zmian. Ludzie również zmian nie lubią. A co na to dzisiaj wiatr?

Plany planami, a życie Sobie
Ciemnica nie pozwala jechać szybko. Z daleka nagle dobiega do Ciebie znajomy odgłos. Coś spadło ciężkiego i o ziemię gruchnęło. Jesteś bardzo blisko. Runęło w poprzek drogi jedno z drzew. Prawie czułeś na własnej skórze drgania, które ziemia przeniosła. Słyszysz, a może właśnie nie słyszysz, jak sąsiadujący las na chwilę zamarł. W końcu jeden z jego przyjaciół odszedł na zawsze. Las długo jednak nie ma czasu na zadumę. Pisk nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu i jego taniec na drodze przyciągnęły również Twoją uwagę. Trudno, żeby było inaczej. Znalazłeś się prawie w centrum zdarzenia. Pojazd, który jeszcze przed chwilką jechał spokojnie, zawisł w powietrzu na przydrożnym rowie. Jesteś nieopodal tuż po całym incydencie. Młody chłopak wysiadł i zaświecił Ci w oczy smartphonem. Młodzieńcowi nic nie jest. Gdyby nie on Twój samochód byłby następnym. Spoglądasz na młodą dziewczynę. Jechali razem. Jej długie blond włosy świecą na złoto w świetle Twoich reflektorów, dochodzi do siebie powoli. Dzisiaj nikt nie ucierpiał. Zatrzymujesz się. Nie możesz uwierzyć jak w życiu wszystko szybko się czasami dzieje.

A co gdyby?
Nasza głowa, chcąc nie chcąc zaczyna analizować. Przypominasz Sobie, jak to było, gdy wyjeżdżałeś. Widzisz, jak Twój samochód rusza, nieco o innej porze niż planowałeś, bo buta trudno było zapiąć. Zatrzymujesz się po drodze celem sprawdzenia, czy telefon masz przy Sobie. A co gdyby Twój samochód znalazł się tutaj chwilkę wcześniej? Nie znalazł się, bo nie było Ci pisane.
Dostrzegam, że nie minuty a setne sekundy czasami wystarczą, aby coś nie zostało przez nas zauważone lub przytrafiło się nam coś niespodziewanego. Jeden krok postawiony na pasach wcześniej i nas nie ma.

Być albo nie być
Mimo, że
czasami człowiek psioczy na to życie lub żyć mu się nie chce, w takich momentach na buzi i w sercu często dostrzegamy radość i ulgę. Jakie by to ŻYCIE nie było, chylimy mu czoła i dziękujemy, że ŻYCIE dostało się w darze. Dlaczego? Bo myśli przechodzą: Tyle planów przede mną, tyle marzeń niezrealizowanych. Dzieci, które straciłyby kogoś bliskiego, ktoś bliski, który by cierpiał, bo kocha i życia bez nas Sobie nie wyobraża. Możemy nie kochać samych siebie, ale są przecież inni. Mimo naszej nie idealności wybieramy, że lepiej chyba jednak „być”.

Dla tych o silniejszych nerwach
Wsłuchuję się w słowa: Jemu było pisane. Mowa o młodym chłopcu, uczestniku wypadku, który przeżyłby, gdyby jeden z samochodów uczestniczących w kolizji nie zmienił trajektorii i nie spadł prosto na niego. Akrobacji się zachciało. Spadł właśnie w tym samym miejscu co młodzieniaszek o kilka sekund później, a przecież miejsca dookoła miał pod dostatkiem i czasu tez mu nikt nie liczył.
Tego samego dnia na YT oglądam przypadkowo nakręcony filmik: Po chodniku spaceruje para nastolatków. Wzdłuż deptaka pas zieleni z drzewami, a za nimi droga dwupasmowa. Od jadącego tira odpada, koło toczy się z prędkością niewyobrażalną, mija drzewa, chociaż te posadzone dość gęsto i trafia prosto w jedną z przechadzających się osób. Mała chwila. Szans na przeżycie żadnych nie było.

Powód do radości
Kiedy
widzę lub słyszę takie przykłady, przypominam sobie, z czego tak naprawdę warto się w życiu cieszyć. Im wyżej poprzeczkę szczęśliwości stawiamy, tym trudniej zauważać nam radości te nagle nam ofiarowane.
Mówią, że czasami nam pisane. Wierzyć czy nie wierzyć? Cieszyć się chwilą, czy smucić całymi dniami, bo nie możemy mieć tego, co byśmy bardzo chcieli? Ładniejszego ciucha, 100 000 na koncie, większego samochodu, partnera bez wad takiego idealnego. Pamiętajcie, że każdy nowy dzień jest darem. Jeśli wieczorem możemy położyć się spać cali i zdrowi, jest to już całkiem spory powód do radości, o którym zapominamy.

A jak przygoda się zakończyła? Po godzinie śladu po drzewie już nie było. Chłopacy strażacy szybko temat załatwili. W ruch poszły wyciągarki i piły. Wiatr zrobił swoje i ucichł. O tym, że coś tutaj rosło, przypomina pozostała w ziemi wielka dziura. O tym, że ktoś cieszy się nadal życiem, przypomina tylko kilka śladów kół w przydrożnym rowie, które wkrótce deszcz rozmyje.

O różnicy nie bez znaczenia pomiędzy samotnością a byciem samemu

To nie o wyjazdach najbliższych czy pozostawaniu samemu w czterech ścianach dzisiaj piszę, a raczej o bytowaniu z samym z Sobą, które potrafi być cudownym doświadczeniem. Nie o samotności, która może być chwilową niedyspozycją, a takiej, przy której tracimy nadzieję i już trudno nam się potem podnieść.
Przez długie lata nie dochodziłam różnicy. Być samemu i być samotnym. Różnica znaczna czy subtelna, niezauważalna prawie? A może różnicy nie ma? Odpowiedzi znajdziecie, mam nadzieję poniżej.

„Być samemu”
(…) Co lubię robić najbardziej to– NIC, odpowiedział Krzyś. A jak to się robi? Spytał Puchatek po dłuższym namyśle. To znaczy, po prostu chodzić sobie i przysłuchiwać się wszystkiemu, co można usłyszeć, i o nic się nie martwić.
„Chatka Puchatka” A.A. Milne

Po lesie spaceruje dziewczyna. Już nie taka młoda, ale ciągle jak dziewczynka się czuje. Dużo ma w Sobie z dziecka. Ubrana od stóp do głów solidnie, zmierza bez wielkich planów przed Siebie.
W lesie już wiosną pachnie. Drzewa po zimie jeszcze lekko zaspane. Pod stopami ślady saren, które może właśnie przed kilkoma minutami tędy przebiegały. Nieco jest pochmurno, ale widok to rekompensuje. Wśród gałęzi słychać ptaki co cichutko o gościu po ich lesie spacerującym, rozmawiają. Odgłos sroki? Nietypowy jak dla tego miejsca. A może jednak? W zaczarowanym lesie wszystko jest możliwe. Dziewczyna wygląda na szczęśliwą. Emanuje z niej spokój. Jej błogość otoczeniu się udziela. Chce być sama, bo lubi czasami sama ze sobą przebywać. Do lasu zawitała, aby przysłuchać się ciszy i temu, co ją od czasu do czasu zakłóca. Tu przyszła, aby nie martwić się przez chwilę, co było i co będzie, kiedy wróci do świata, który na chwilę zostawiła. Zaglądnęła, aby przyglądnąć się swoim myślom bez ich analizowania. Po prostu pochodzić Sobie biorąc przykład z bajkowego Krzysia.

Zapytacie może: Ale po co to Bycie samemu, skoro wśród ludzi jest dobrze? Nie zawsze dobrze i nie wszystkim. Zdarza się, że przytłoczeni życiem potrzebujemy bezpiecznego miejsca. Azylu, w którym znajdziemy od życia dystans.
Samotne podróże, ćwiczenia do upadłego w pojedynkę, słuchanie muzyki ze słuchawkami na uszach, modlitwa czy zwykłe patrzenie bez celu przez szybę w autobusie. Nawet nie zdajemy Sobie sprawy, jak często sami ze Sobą jesteśmy i jak często takie przebywanie nam służy. Czym się charakteryzuje ten byt dziwaczny? „Bycie samemu” ze Sobą powtarza się jak pory roku, a nawet dużo częściej. Zazwyczaj nie trwa wiecznie. Bywa lekarstwem dla ciała i duszy. Jest nam kompanem nie wrogiem.

„Samotność”
Dokąd idziemy? – spytał Puchatek. Donikąd – rzekł Krzyś.
„Chatka Puchatka” A.A. Milne

W pokoju metalowe, proste w kształtach łóżko. Zimne w dotyku. Na nim osoba. Śpi, ale tylko krótką chwilkę. W powietrzu unosi się ciepłe powietrze. W ruch wprowadza go jedynie rytmiczny oddech. Kiedy osoba oczy ma zamknięte, oddech spowalnia i staje się płytki. Powietrze w przerwach zamiera w bezruchu. Kiedy sen nie przychodzi, oczy człowieka wpatrzone są w obrazek. Ten wisi na ścianie nieco niechlujnie powieszony. Lekko przekręcony. Taka sztuka dla sztuki, chociaż dla niektórych świętość, bo tematyka religijna. Poprawiam i stawiam do pionu, chociaż nie wiem, czy dla lokatora ma to jakieś znaczenie. O to, czy osobie tutaj przebywającej pasują te klimaty, nikt nie pyta. Nie dziwne, więc że na twarzy zero emocji. Wzrok zawisł gdzieś w przestrzeni. Zatrzymał się w drodze do obrazka, zapomniał, gdzie podąża. A może tak naprawdę nie miał żadnego celu?
Dawno nieotwierane okno za głową się schowało. Na stoliku telewizor. Zastanawiam się, czy czarno biały, czy już ten z kolorowych. Co to jednak ma za znaczenie skoro i tak nie działa. Osoba nieco słuch straciła, ale wzrok jeszcze jako taki. Coś tam by pewnie polukała. Zza ściany dobiega z radia monotonna modlitwa. Przyglądam się. Jedzenie i czysta pościel zapewnione, leki i pieluchy również. W powierzchowność się zagłębiam. Łzy powstrzymuję.

Tutaj dzień od dnia niczym prawie się nie różni. Sen wyznaczany przez układ słońca na niebie lub wizyty rodziny i znajomych, ale tych już coraz mniej. Nicość. Pomysły na życie się skończyły. Brak nadziei i planów. Oczekiwanie. Na co? Tego nawet chyba właściciel umysłu spoczywającego na poduszce nie wie. Brak nadziei i poczucie bezradności.

Poczuj przez chwilę, jak leżysz na łóżku w bezruchu. Nie godzinę, nie dwie. Nie całą noc, a czasu tyle, że nie tylko wydaje się wiecznością, a wiecznością się staje. Twoje ciało w dotyku jest jak ciało niemowlaka, tylko zmarszczek przybyło i mięśni ubyło znacznie. Chcesz się ruszać, ale wszystko odmawia posłuszeństwa. Piętro wyżej nad Tobą, również w odosobnieniu pozostała inna osoba, z którą jeszcze niedawno pokój dzieliliście razem. Ona nie może chodzić, Tobie chodzić ciężko. Jesteście tak blisko, a jednak tak bardzo daleko. Było do kogo buzię otworzyć, więc tęsknisz za nią. Również za Tymi, którzy ją odwiedzali. Lubiłeś ich, bo po prostu byli, nawet jeśli wprowadzali czasami zamęt. Dzięki nim powietrze nabierało zapachu i zaczynało tańczyć. Okna nie było, ale co Ci z okna skoro i tak za plecami.
Samotność? Jeśli nie — to jak to nazwiecie?
Czy samotności się boimy? Zapytaj jedynaka, który nie mając rodzeństwa, szuka wśród przyjaciół bliskości. Zapytaj tego, co po portalach randkowych daje ogłoszenia. Zapytaj samego Siebie, jak bardzo słowo samotność jest Ci nie na rękę.

A koniec krótko i rzeczowo
Czy możesz zaplanować na zaś, jak będzie wyglądało Twoje życie za lat kilka? Czy jesteś pewien, że zawsze blisko Ciebie znajdą się ci, którzy blisko Ciebie są teraz? Jak czujesz się dzisiaj, przebywając sam ze Sobą?
Czasami warto nauczyć się „Być samemu”, żeby potem umieć okiełznać „Samotność”, jeśli takowa stanie na naszej drodze, bez naszego planowania.

O choroba!

Zwykła czynność lub wyczyn sportowy. Pojawia się ból. Psiakość. Potem myślisz Sobie: Oj przyszła niemoc to i pójdzie. Za pierwszym razem tak, za drugim może również. Za trzecim słyszymy wyrok.
Niedyspozycja. Ta o małej skali lub taka bardziej groźnie brzmiąca. Jaka by nie była, zawsze jest uciążliwa. Złościmy się na nią i mówimy: Idź Sobie. Ta jak już przyszła, tak szybko odejść zazwyczaj nie chce. Poniżej o tym, jak dbamy o własne ciało i własnej bezsilności, gdy nas niemoc dopada.

Nasze ciało
Nie ma to, jak naoglądać się filmów, gdzie wskakujemy do Niagary, potem do nas strzelają, a na koniec z olbrzymim niedźwiedziem walczymy. Ciało wygląda, jakby czołg po nas przejechał, a i tak wychodzimy z tego cało. Owszem bywa, że i w życiu nam się udaje, jednak na co dzień wygląda to zupełnie inaczej.
Ciało. Zostało nam dane i służy z pokorą wbrew wszystkiemu. Do czasu, bo są momenty, kiedy na odbudowanie nie ma już siły. Potrafimy mu jednak niejednokrotnie dołożyć dalej. Nieświadomie często, a bywa, że podchodząc mniej poważnie i z pełną świadomością.
Wiecie, o czym mówię?
Choroby nie są przypadkiem. Gdy się pojawią, zaburzają wszystko. Nie dobrały nas Sobie ot tak, bo im się zachciało. Zaczynamy doceniać, co zostało nam zabrane, albo zabraliśmy Sobie sami. Tak, tak. Często im pomagamy. Jak? Dbamy o Siebie za mało. Nadwyrężamy ciało albo kompletnie nic z nim nie robimy. Bagatelizujemy sygnały. Twierdzimy, że tak ma być, bo to przecież choroba cywilizacji. U sportowców słyszę: Osiągnąć wyników bez bólu się nie da.
Stwierdzam: Zbyt mało naszej zainteresowania ciałem co oprawą jest dla naszej duszy. Zbyt dużo mniemania o tym, że ono powinno nam służyć. Pamiętajcie jednak: Każdy służący zasługuje, na odrobinę uwagi.
Nasze ciało jest jak korpus porządnego statku. Zniesie wiele, ale bez przesady, więc doceń go, gdyż jest odbiciem Twojego zdrowia i kondycji.

Nie wszystko, co się zepsuło, da się naprawić
Tu będzie krótko i dobitnie. Jeśli ignorujesz sygnały lub tłumaczysz: To jeszcze nie ten moment, żeby o Siebie zadbać, nie ten na przerwę, bo tyle trzeba dookoła zrobić i tyle fajnego ucieknie, nie licz na odstępstwa. Skoro dwa lata bagatelizowałeś drobiazgi, a od trzech wiedziałeś, że coś strzyka, nie myśl, że wrócisz w jeden dzień do formy. Szybciej z własną pomocą owszem, ale nie aż tak szybko. Powrót do pełnej sprawności trwa troszkę. Jest jeszcze jedna kwestia, o której warto pamiętać. Nie wszystko, co się zepsuło, da się naprawić. Wszystko, co naprawiane nigdy nowym nie będzie. Warto o tym pamiętać.

O tym, skąd przychodzi niemoc
Schorzeń jak wiemy na tym świecie nie brakuje.
– Są takie, co po latach wychodzą pod wpływem obaw. Nie ma nic, aż tu nagle. To strach i stres są czasami chorób zapalnikiem.
– Niektórzy twierdzą, że za choroby odpowiadają geny i od samego początku mówią: Skoro mój dziadek był chory i moja mama, to ja również będę. Do którego pokolenia z tymi dywagacjami dotarłeś? O genach czytałam różne teorie. Nawet jeśli coś jest na rzeczy, to po co im pomagać? Po co od razu takie myślenie i dawanie sygnałów: Ciało jesteś chore?
A może od razu tak do łóżka się położyć?
Tak wiem, że to sarkazm. Chciałam dać do myślenia.
– Zdarza się, że czując się samotni, chcemy zwrócić na Siebie uwagę. Zakładamy, że ktoś poświęci nam wtedy więcej uważności, że będzie skakanie wokół. A jak nie poświęca, chorujemy jeszcze bardziej. Branie na litość to błędna droga, bo chorobę myślami przywołujemy. Prawda jest taka, że ludzie dzisiaj nie mają dla innych czasu. Wielu nie ma go nawet dla Siebie.
– Bywa, że chcemy innym coś pokazać. Ubieramy na Siebie gadżety, obwiązujemy bandażami na pokaz. To sygnał: Zobacz. Widzisz mnie, jaki jestem niezniszczalny bohater? Gdzie takiego drugiego znajdziesz?
– Schorzenia przychodzą też nagle i są wynikiem kontuzji. Na te nie mamy wpływu. Dzieją się przy wyjściu z klatki w bloku lub gdy wspinamy się po najwyższych szczytach.
– Wiele chorób wynika z naszego zaniedbania czy niedopatrzenia lekarzy. Inne wywoływane są przez bakterie oraz wirusy, które mutują się im więcej wprowadzanych na rynek leków.

Przykładów można mnożyć, ale po co nam szukać przyczyn. Rwy kulszowe, korzonki, bóle kręgosłupa, grypy, nowotwory, złamania, RZS, boleriozy i cała reszta, mają jedną wspólną cechę. Kiedy już są, to są. Koniec kropka.

Oczy w oczy z chorobą
Dowiadujemy się, że coś nam jest. Jak działa wtedy nasz umysł? Podpowiada, że szybko przejdzie. Chwała, gdy przechodzi. Co, gdy zlekceważona dolegliwość zaczyna dokuczać coraz bardziej? Wpadamy w wir bezradności. Najpierw jest bez leków. Nie pomaga. No to przed wyjściem do pracy, smarujemy czymś lub połykamy coś na szybkacza. Minęło kilka dni. Trzeba by było wybrać się do lekarza. Który? Pierwszy lepszy, żeby tylko receptę na coś mocniejszego przepisał. Biegniemy i dalej łykamy więcej. Jeśli kochamy sport, ćwiczymy mimo bólu, bo do zawodów coraz bliżej. Lepiej nie jest. No to teraz może inny lekarz. Bo tamten się pomylił. Inny nie ma dla nas zbytnio czasu. I przychodzi moment zadumy. Mówimy: O kurcze! To jednak coś poważniejszego. Przychodzi mała słabość lub wielka rozpacz. Wtedy zatrzymujemy się, aby wreszcie logicznie pomyśleć co dalej.
Są w naszym życiu wyzwania, w których cała ta procedura nie ma miejsca. Gdzie z dnia na dzień, życie każe usiąść nam na tyłku. W obu przypadkach życie mówi: Stop. Teraz czas na odpoczynek.

Niektóre rzeczy trzeba zobaczyć, żeby stały się rzeczywistością
Kiedy coś zaczyna się dziać nie po naszej myśli, gmatwać i plątać liczymy na innych. Szukamy specjalistów z wiarą, że Ci zrobią za nas wszystko. Nie licz na innych. Żaden lekarz, pielęgniarka czy fizjoterapeuta nie poświęci twojemu ciału tyle czasu i uwagi, ile Ty mu możesz dać.

Kiedy dopada nas choroba, łapiemy się wszystkiego, co pod ręką. Szukamy i szperamy po necie. Testujemy wszystkie nowe odkrycia i specyfiki. Wierzymy w reklamy i w to, co innym pomogło. Zapominamy o jednym: Jak ważna jest nasza wiara. Żeby być zdrowym, trzeba najpierw chcieć wyzdrowieć.
Najlepsze lekarstwo nie leży na aptecznej półce. Jest w naszej czaszce głęboko ukryte.
Ralph Hodson ujął to w słowa: „W niektóre rzeczy trzeba najpierw uwierzyć, żeby je zobaczyć”.
Kiedy patrzysz na swoje Ciało, mówiąc: Z Ciebie nic nie będzie, nie pomagasz mu zbytnio.
Cóż to dla niego za motywacja, gdy zamykasz oczy i po raz kolejny patrzysz na Siebie, jak na słabą, bezbronną i schorowaną istotę. Twoje ciało potrzebuje Cię właśnie teraz, a Ty w niego nie wierzysz.
A co gdy w wyobraźni ujrzysz Siebie biegającego po kwiecistej łące? Niektóre rzeczy trzeba zobaczyć, żeby stały się rzeczywistością.

Gdy nas słabość dopada
Bierzmy przykład z dzieci, one podchodzą do chorób nieco inaczej:
Biegnie szkrab z brudną chusteczką i katarem w nosie. Chwali się podekscytowany: Zobacz, mam Królową Kozic!
Inna już nastoletnia pociecha, która kaszle niebotycznie, od jakiegoś czasu patrzy na swój brzuch i z uśmiechem stwierdza: Ten kaszel jest lepszy od ćwiczeń brzuszków. Zobacz! I płaski jak blat bębenek.
Optymizm. Szukanie pozytywów w sytuacjach bez wyjścia. Wiara. Może właśnie to są powody, że dzieci u których, stwierdzono ciężkie schorzenie, częściej niż dorośli wracają do pełnego zdrowia? Choroba raczej sama po nas nie spływa. Warto jej pomagać.

Na koniec przypomniała mi się scenka: Szybka rozmowa w korytarzu. Rudobroda istota idzie żwawym krokiem i powiada: Czasami to mnie wirus dopada. Nie mam odporności, bo śledziona wycięta, ale antybiotyk jem tak 3 razy do roku. I z uśmiechem na twarzy poszła dalej. To się nazywa pozytywne nastawienie.

Jeśli do Twoich wrót zapuka niemoc, nie wieszaj psów na nikim, nikogo nie obwiniaj. Poskrom wszystkie złości, bo niewiele Ci po nich. Dopuść chwile słabości, ale nie pozwól im trwać długo. Znajdź swój sposób na lepsze jutro. Wypłacz się na czyimś ramieniu, wykrzycz w samotności. Uwierz w Siebie w gorszych chwilach, tak jak wierzysz i w tych lepszych. Pozwól ciału odpocząć, pozwól wrócić do formy. Dbaj o Siebie.

Czy wylewać dziecko z kąpielą? 2/2

Wychodzę z założenia, że każdy reżyser bez względu na gatunek filmu czerpie pomysły z życia. Po oglądnięciu opisanej w części pierwszej wpisu historyjki o małym chłopcu żyjącym w świecie gdzie mało jest miejsca na codzienne radości, rozglądam się po okolicy.

Współczesne wyzwania szkrabów
Obserwuję małą kilkuletnią dziewczynkę. Pucatego blondaska w kolorowych okularkach. Rodzice zastanawiają się, czy to dobrze, że ich córka beztrosko biega za kolorowym motylem, gdy w tym samym czasie inne dzieci są na zajęciach z matematyki albo uczą się angielskiego. Idą więc w ślady innych. No i znajduję kruszynkę przy małym stoliczku, jak na paluszkach cyfry podlicza. Głowa myśleniem zajęta. Czy tego chce? Jakoś mam wrażenie, że ją to mało na razie kręci.
Pytam więc samą siebie: A gdzie dzieciństwo, które ma swoje prawa? Płacze, bójki, w przedszkolu i jedynki w szkole to przecież najszczęśliwsze lata. Potem dopiero przychodzi czas, kiedy jesteśmy mili, uczynni, elokwentni, poważni i mądrzy. Każdy na swój sposób.

Obecne wyzwania nastolatków
Za rogiem patrzę na młodziutką dziewczynę. Szukam promiennej buzi. Na twarzy widzę zmęczenie. Dziewczynka marzy o pierwszej miłości, o randce w kinie, czy zwykłych młodzieńczych wygłupach. Tymczasem myśli krążą od jednego sprawdzianu do drugiego, bo cel już wytyczony przez większość.
No i cóż jej pozostaje w świecie wielu zagrożeń? Późnym wieczorem po wszystkich możliwych korepetycjach, świadoma dzienników elektronicznych i kiedy już całą wiedzę przyswoi, rozgląda się dziewczyna po necie, przesyłając znajomym wirtualne całuski.
Jeśli masz lat kilkanaście, pamiętaj, że nauka jest bardzo ważna, ale również że to Twoje najpiękniejsze lata. Ucz się, ale pozwól Sobie również na odrobinę szaleństwa. Jeśli przesadzasz w drugą stronę, pamiętaj o równowadze.
Jeśli macie w domu nastoletnią osóbkę, przypomnijcie sobie własne młodzieńcze lata. Kiedy szaleć się chciało i kiedy przyszły pierwsze miłości. Jest coś podobieństw? Znajdziesz różnice?
Moja osobista refleksja:
Tak bardzo chcemy dobra naszych dzieci, że ich prawdziwe potrzeby i radości zsuwamy nieco na plan dalszy. Prawdziwych wyzwań nastolatków często nie dostrzegamy. Martwiąc się o pociechy, widzimy tylko te, które dobry byt im zapewnią.
Coraz częściej nieświadomie zbyt szybko wciągamy ich w dorosłość. Pamiętajmy, że to ich radości, potknięcia, miłosne bezwarunkowe uściski ładują często nasze akumulatory. Niech dzieci jak najdłużej pozostają więc dziećmi.

Czy dorosłość musi być szara?
Na ulicy mija mnie dorosła kobieta. Jak szare ludziki z historyjki ze smutkiem w oczach podąża przed Siebie. Przed wejściem do pracy wypala ostatniego porannego papierosa. Kiedy pytam potem, co się wydarzyło w drodze do zakładu, nie pamięta. Drogi jakby nie było. Było pełno myśli krążących, ale nic więcej dookoła. O dziecięce zachwyty ćwierkającym ptakiem, słońcem, które na chwilkę wyszło czy ciekawym widokiem, nawet nie pytam. Za słońcem kobieta tęskni od wielu tygodni, na pogodę narzeka, ale jakie ptaki, jakie słońce? Kiedy wyjdzie z domu, zapomina się nim nacieszyć.

Ograniczenia
Zostawanie w tyle czy oglądanie motyli — Kto to widział, skoro dzień jak co dzień? Do pracy i z pracy, obiad, sprzątanie i sen. Ograniczamy się i odcinamy od tego, co nam w dzieciństwie sprawiało radość, zabijamy nasze wewnętrzne dziecko czy jak kto woli wylewamy dziecko z kąpielą zrzucając winę na brak czasu.

Jak dużo z dziecka sobie zostawić stając się dorosłym?
Ja twierdzę jak najwięcej. Nie każę Wam biegać z umorusaną buzią, huśtać się głową w dół na drzewie i jeść czereśnie prosto z gałęzi nie zastanawiając się, czy są tam robaki.
Były przecież mniej kontrowersyjne zabawy. Czy zbieraliście, będąc dzieckiem znaczki, puszki czy złotka? Pamiętacie jeszcze, co czuliście, zsiadając ze zwykłej huśtawki? Biegaliście na bosaka po trawie? Poszukajcie rzeczy, które sprawiały Wam radość za młodu i wróćcie do nich, a uśmiech bez zewnętrznych baterii i gniazdek, będzie pojawiał się częściej na waszej twarzy.

Szczęśliwe zakończenie
Wracając do historyjki, pragnę Was uspokoić. Ma pozytywne zakończenie. Tato otworzył oczy i nie pozwolił na smutków więcej. Stanął pod drzewem i zaczął grać bez instrumentu melodię. Dla Siebie, dla chłopca, dla radości ich obojga. Za prezent w postaci filmu darczyńcy dziękuję. Dla tych, co wytrwali do końca mojej opowieści, jako że nie jestem samolubem, prezentem się dzielę.

https://www.youtube.com/watch?v=72vO2CkzW6k

Czy wylewać dziecko z kąpielą? 1/2

Dzisiaj kochani nie przeniosę Was do średniowiecza, skąd wzięło się powiedzenie „wylać dziecko z kąpielą”. Dzisiaj też nie będzie o myciu, które ponoć wtedy skracało życie. Będzie za to o „dziecku“. O tym naszym wewnętrznym dziecku i o jego powolnym umieraniu wraz z tym, jak lat nam przybywa. Chcecie posłuchać historyjki? Zapraszam.

Zadedykowano mi ostatnio filmik krótkometrażowy. Streszczę go w kilku słowach. Zamknij oczy i porusz wyobraźnię. No wiem, wiem. Jak tu czytać z zamkniętymi oczami. No to ślepka szeroko otwarte i zabieram Cię do mojej kreskówki.

Podróż czas zacząć
Przeniosłeś się do wielkiego miasta korporacji i wielkich miejskich zabudowań, w świat śmiesznych ludzików, takich o długich nóżkach i rączkach oraz podłużnych główkach z kanciastymi noskami. Całkiem sympatyczni, ale jacyś tacy wszyscy poważni. Świat ludzi pracy w tym miejscu jest bardzo poukładany. Wszyscy wychodzą rano i wracają o tych samych godzinach. Wszyscy mają powtarzalne zajęcia i zaczynają dzień w podobnym schemacie. Każdy z nich wielką czarną teczkę dzierży w dłoni i krawat na szyi. Przemierzają każdego dnia tą samą szarą drogę. Mijają Cię nieco przygarbieni i zamyśleni. Swoją szarością zarażają.
Wsłuchaj się w lekką muzyczkę instrumentalną Oscara Araujo. Odbierasz wrażenie jakby mała energiczna pchełka, bawiła się klawiszami fortepianu, a potem grała na innych instrumentach. Na początek wyobraź Sobie czarno białe klimaty niemego filmu.
Wśród tych wszystkich ludzi cieni, trzej główni bohaterowie. Drobny szkrab z wielkimi białymi lśniącymi oczkami, którego wszędzie pełno. Spontaniczny o twarzy wiewiórki, potyka się i przewraca często z nieuwagi. Ciekawy jest życia, bywa nieco rozkojarzony. Ogólnie przezabawny. Brzdąc biega, skacze i ponad wszystko kocha życie. Jego skórze nadano barwy słońca. Pomarańczowo złoto żółta karnacja wyróżnia się wśród szarości otoczenia. Oprócz niego kolorowe jest jeszcze drzewo rosnące na środku betonowego bez wyrazu miasta. Jego czerwono purpurowa korona wprowadza w zachwyt. A pod koroną ławeczka i nasz następny bohater:
Przesłodki grajek wygrywa na skrzypcach błogą melodię. Drzewo i wirtuoz nie są raczej punktem zainteresowania. Bo cóż to za zajęcie takie granie w tym poważnym dorosłym świecie. Tylko mały interesuje się skrzypkiem. Tobie również polecam wsłuchać się chwilkę w jego grę.
Trzeci bohater to Tatuś. Szary jak większość w tym bajkowym świecie. Nabiera niebieskich rumieńców i smerfowych kolorów, ale tylko wtedy, gdy w jego ramionach znajdzie się jego mały chłopczyk. Zmęczony ojciec ładuje w ten sposób swoje „baterie”. Magiczna moc wirtualnego gniazda, która powoduje, że na jego buzi pojawia się uśmiech.

Podróży kontynuacja
Spójrz jak ten sam tato, codziennie rano zakłada malcowi na plecy ciężki wypełniony książkami plecak. Wprowadza go powoli w dorosłość. Na początku wszystko wygląda zabawnie. Maluch przewraca się co rusz pod ciężarem, ale potem dumnie i z dziecięcym optymizmem kroczy po ulicy za ojcem. Oczywiście maluch zbacza z drogi, bo jest tylko pełnym energii dzieckiem, którego świat interesuje w szczególności. Maluchem, który nie potrafi patrzyć tylko pod nogi. Zdarza mu się zrzucić gdzieś znienacka swój zielony tornister, aby rozglądnąć się dookoła, powąchać czy zwyczajnie nacieszyć chwilą.
Szybciutko, bo w tym świecie czas jak na lekarstwo, przenosimy się do miejskiego biura.
Tatuś siedzi za biurkiem, na którym ma już przygotowaną stertę papierów. W tle słychać klik, klik. Maszyny piśmiennicze melodię wygrywają. Wszystkie dźwięki wchodzą w kooperatywę. Siedzący obok syn ma literki wypełniać. Ten jednak wesołe obrazki rysuje. Dostaje za to reprymendy. I tak dzień za dniem mija. Pogodnych rysunków z czerwonymi drzewami coraz mniej, literki coraz ładniejsze. Chłopiec do tornistra przywykł, ale zauważ, jak jego kolor skóry blednie. Radosny spontaniczny uśmiech powoli znika z twarzy. Upodabnia się do reszty. Pewnego dnia znika również spod drzewa uliczny grajek. Nie ma już kto tacie ładować baterii. Uściski nie są już tak spontaniczne, straciły moc podobnie jak oczy chłopca blask. Tato pozostaje szary, dawny berbeć szarą postacią się staje.
Stop. No pięknie. Miało być w kilku słowach. Czasami jestem niesforna.

Przestroga czy sugestia?
Powiedzenie „Nie wylej dziecka z kąpielą” kieruję do wszystkich. Jest to w pewnym sensie sugestia, aby chcąc osiągnąć jakiś życiowy cel, nie stracić czegoś cenniejszego – radości dziecięcego świata, zagubionego gdzieś po drodze.
Chcecie poznać bajki zakończenie? Zapraszam jutro.

PO PROSTU BĄDŹ

Dzisiaj o naszej złożoności. O tym, jak pokochać drugiego takim, jakim jest i jak nie mieć mu za złe, że akurat robi tak, a nie inaczej. O tym, jak zrozumieć po to, aby móc sprostać, gdy ktoś poprosi w trzech słowach:
„PO PROSTU BĄDŹ”
„Tylko bycie” czasami nie jest wcale takie proste. Dla mnie nie jest. A jak jest u Was?

Na początek troszkę o naszej naturze
Różnimy się i nie chodzi mi tym razem o wygląd zewnętrzny, chociaż można go wziąć jako przykład. Unikatowa jest nasza prezencja, ale postrzeganie świata jeszcze bardziej złożone. Nasz mózg jest mega. Rzadko operuję cyframi, jednak niektóre przydatne, pamiętam:

Na 200 000 000 informacji świadomie odbieramy tylko 1 z nich.
Co to znaczy? Że ten sam fragment jednej rzeczywistości postrzegamy na miliony sposobów.
Piękne, niepowtarzalne, aczkolwiek często uciążliwe. No i spotkaj tu takiego drugiego, co myśli tak samo. Banalny przykład: Jedna osoba mówi: Ten widok jest piękny, druga stojąc obok niej, stwierdza: Jak tutaj jest brzydko. Obie mają rację, obie się mylą. Widok po prostu jest. Cała reszta to nasz umysł i różne interpretacje oraz właśnie ta jedna wybrana informacja z miliona. Schodzę głębiej w temat.

Zrozumienie
Kiedy
dwie osoby myślą różnie na temat tego samego zdarzenia „po prostu bycie” wymaga zwyczajnie zrozumienia.
Wyobraź Sobie osobę. Nosisz ją w sercu, więc zrobisz dla niej wszystko. Kiedy widzisz zmartwienia na jej twarzy, poruszasz cały swój potencjał. Chcesz tylko dla niej i za nią. Zaczynasz wspierać, podtrzymywać na duchu i nie daj Boże doradzać i prawić nauki. Wszystko oczywiście w jak najlepszej intencji. Spontanicznie pomagasz po swojemu i wydaje Ci się, że to najlepsze rozwiązanie. Lepsiejszego już nie ma. Takie tylko do brania. Bo przecież my ludzie tak mamy, że to, co dla nas dobre, to najwspanialsze dla innych. Skoro nam pomogło, sprawdzi się w każdym innym przypadku. Zakładamy, że, bez nas, ktosik Sobie nie poradzi. Czasami brniemy dalej. Gdy ktoś pomocy nie chce, czujemy się zranieni. Zaczynamy domniemywać, że z nami coś nie tak i doszukiwać się ile w tym naszej winy. Bywa, że posuwamy się jeszcze dalej. Rodzą się dylematy, dochodzenie kto ma rację, dysputy różnorakie. Dlatego między innymi tyle kłótni małżeńskich, tyle rozstań i tyle krzyku dookoła. Blisko i razem są tacy, co to rozumieją i potrafią znaleźć złoty środek. No właśnie to coś, co jest pomiędzy nie pomaganiem a pomaganiem tak na zaś i bez granic. Nie wiem co gorsze.

Uwierzycie mi, że czasami druga strona może już więcej pomagania nie unieść, mieć dość? Uwierzy, ten kto doświadczył.

Gdzie leży przyczyna?
Za mało w nas wiary w innych ludzi. Zagłaskujemy, robimy za innych, żałujemy albo współczujemy nadto, a tymczasem pamiętajmy: My ludzie mamy w Sobie dużo siły, aby znaleźć samemu najlepsze dla nas rozwiązanie. Często zapominamy się, że każdy z nas ma swoją mądrość i często wie co dobre, a co nam nie służy. Potrzebujemy tylko chwilkę czasu, aby to okiełznać.
Popatrzcie czasami z boku, tak bez pomagania, ale czujni i w gotowości. Skorzy do pomocy, ale tylko wtedy gdy ktoś o pomoc poprosi. Zobaczcie: Ile razy w życiu kogoś z naszych bliskich coś spotyka. Daje on Sobie radę, bo akurat żadnego z boku pomagiera nie ma. Taka jest codzienność, co wyzwania, jak kwiaty na procesji Bożego Ciała, pod nogi ludziskom rzuca. Pozostaje nam stawiać im czoła. Jeśli więc widzimy w drugiej osobie, chociaż iskierkę samo naprawiania, zaufajmy. „Po prostu bycie” daje przestrzeń do działania. Pomagajmy, kiedy naprawdę przyjdzie potrzeba.

Z własnych doświadczeń
Człowiek jest jak studnia. Zazwyczaj trzeba zejść na samo dno, żeby go zrozumieć. Kiedyś nie rozumiałam tego. Powód? Nie zeszłam głęboko do studni dna. Byłam zrywna i chciałam bardzo pomagać. Poproszono mnie: Nie rób nic. Stój z boku. Po prostu bądź. Pytałam Siebie: Co ze mną nie tak? Dlaczego tak? Po co „tylko być”? To takie bezużyteczne.
Kiedy było już po fakcie, usłyszałam: Tylko bycie nie jest tylko po to, aby dać sobie czas, aby samemu znaleźć odpowiedzi, ale również po to, żeby chronić. Zapytacie: Przed czym ktoś mnie uchronił?
Dochodzenie do Siebie, kiedy pojawia się tąpnięcie, kiedy coś nas przytłacza nadto, kiedy mamy chwilę słabości, lub borykamy się z czymś, jest pewnym procesem. Pojawiają się różne emocje, nie koniecznie korzystne dla otoczenia. Potrafimy być źli na cały świat, wściekli, zrzędliwi lub chociażby niemili dla innych. Możemy wyładowywać negatywne emocje do otoczenia. Ten, kto kocha, prosi „Po prostu bądź”. Co by na nas nie trafiło. Takie spojrzenie przez myśl mi nie przeszło. Teraz to rozumiem.

Reasumując:
Kiedy więc wyczujesz lub usłyszysz od kogoś zdanie: Po prostu bądź. Przestań działać. Zatrzymaj się. Po prostu bądź. Myślą i sercem. Fizycznie dalej, mentalnie blisko. Dobre uczynki zostaw na kiedy indziej. Odstaw emocje na bok. Przestań gdybać i analizować. Wsłuchaj się. Zaufaj rozmówcy. Zejdź z drogi, po prostu bądź, a jego głowa sama Sobie wszystko poukłada. Cierpliwie poczekaj. Wszystko wróci do normy. Jeśli nie wierzysz, sprawdź przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Dobre rady na odpady, czyli jak zacząć lepiej dzień

Czy zaczęliście kiedyś dzień od narzekania?
Nie polecam.
Wstajesz rano, a raczej wydaje Ci się, że wstajesz. Fizycznie nie wstajesz, bo nogi nie słuchają. Ty do nich mówisz: Won mi z łóżka, a one do Ciebie: O nie, nie. Ty do nich: Ale już. One jeszcze większy opór dają. Leniwe, ciężkawe i mówią, że im ciepło. Pojawiają się pierwsze oznaki niesmaku. A dalej już tylko gorzej.
Wreszcie przemogłeś się i wstałeś. Kierunek toaleta. Kości powoli chcesz rozruszać. Wiesz, że kolana, jak i pozostałe kończyny i części ciała, będą Ci potrzebne do wszelakich czynności i przyjemności. Dbasz o zdrowie, o kolana również. Bolą od jakiegoś czasu. Śliska podłoga i bęc kolanko solidnie doprawiasz. Oj będzie siniorek i to na obu. Wyrzucasz z Siebie bezwiednie litanię, której nie będę na forum powtarzać. Nerwowość narasta.
Wsiadasz do samochodu. Jest sobota, wcześnie rano. Za oknem mróz a Ty narzuciłeś tylko coś na piżamę. Kurtka na szybkacza. Pierwsza lepsza czapka, która pod ręką. Zero strojenia. Miało być tam i z powrotem. Jedziesz ze świadomością, że reszta śpi jeszcze słodko. Tu się nie denerwujesz. Jechać chciałeś. Włączasz grajkę. W radio słyszysz, że słowo EPOKA kończy się na literę K. To ci nowina. Zaraz potem, że w jednym ze szpitali urodziło się tyle i tyle dzieci. Szpital oczywiście na drugim końcu Polski, a do Twoich delikatnych uszu, o które również oczywiście dbasz, te same dane statystyczne docierają po raz kolejny. Kobieta się powtarza. Myślisz: Ale to nie moje? Na co mi to. Litości. Na koniec reklama, którą zarzucają Cię we wszystkich mediach, która obiecuje, że jak weźmiesz lek na wątrobę, to przy okazji zrzucisz wagę. Takie 2 w 1. Bardzo modne. Ty jednak nie masz nadwagi. Wyłączasz radio. Patrzysz na tablicę rozdzielczą. Paliwa starczy na 10 kilometrów. No to pikno jak godojom górole. Tłumaczysz Sobie: Takie chwile są potrzebne, chociażby po to, aby móc ćwiczyć cierpliwości od rana.

Czujecie już te klimaty?
Takie tam drobiazgi. Jeden nie zauważy, drugiemu potrafią zepsuć dzień. W jeden dzień nie mają znaczenia, w inny drażnią, a nawet doprowadzają do szewskiej pasji.
Wiecie, że gdy zaczniecie karmić takie momenty, włączając do tego narzekanie, możecie spodziewać się marnego zakończenia? Jak mówią: Ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka.
Co wtedy zrobić, żeby dzień nie okazał się pod koniec koszmarem?
Osobiście polecam, jak najszybciej szukać pozytywów.

Usłyszeliście właśnie moją historię. Co było dalej?
Nie patrząc na ubiór, pojechałam do supermarketu w poszukiwaniu radości. Myślicie, że było łatwo? W sklepie większość to zaspane ponuraczki. Mężowie co ich z rana żony do sklepu wysłały. Zaspane matki z dziećmi, takimi co rano spać nie dały. Wreszcie Bingo. Jedna osoba się uśmiechała. Jak się szczęścia szuka, to się znajdzie. Jak się człowiek uśmiechnie to i do niego się uśmiechną. Z miłą panią za kasą o radościach i smutkach zagadałam. Smutki u ludzi tego dnia potwierdziła. Wie, bo ogląda kupujących codziennie, od rana do wieczora. Ponurzy ludzie, bo pogoda ponura. Często tak się od pogody, na naszą niekorzyść uzależniamy. Ach ta nasza natura. Sympatyczna skromna Pani, na moje szczęście nie dała się chandrze. Ona się z mojej piżamy pośmiała, a ja z wiadra kawy, które na początek dnia Sobie zapodała. Ot i zmienił się kierunek patrzenia i myślenia.

Jeśli uda Wam się zmienić nastawienie na pozytywne, zachowajcie uśmiech za wszelką cenę. Pielęgnujcie, bo jak wspomniałam: Ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka. W tę stronę też działa.
Pielęgnujcie to, co pozytywne i szukajcie pozytywnych ludzi dookoła, co w górę ciągną. Na ponuraków uważajcie. Jeśli coś się wydarzyło nie po Waszej myśli, przytulcie. Wszystko jest po coś.
Uśmiechów na buzi w ponure dni życzę.

Zupełnie za free niekonwencjonalna lekcja nauki jazdy na nartach

To nie są marzenia. Wyobraź Sobie, że na nogach masz już buty narciarskie. Nie ważne czy ubrali Ci je kiedyś na siłę, czy trafiłeś na nie czystym przypadkiem. Dzisiaj włożyłeś je, bo kochasz, a nie z żadnego przymusu. Wpiąłeś do nich narty. Wjechałeś krzesełkiem na wysokość około 2000 m. Wow. Na trasach bielutki śnieg bez skazy i pięknie wyratrakowany. Śniegu jest naprawdę dużo i jest wszędzie. Żadnych zabudowań, kominów i nic, co rozprasza Twoją uwagę. Przed Tobą jedynie niebieskie krzesełka dostojnie przesuwające się po grubych linach. Dzielnie i bez przerw na drugie śniadanie, wynoszą ludzi w górę. Po innym szczycie wspinają się czerwone gondolki. A w każdej po kilkanaście ludziaczków. To narciarze i snowboardziści żądni wrażeń. Gondolek jest ze trzydzieści, a może jeszcze więcej. Kto by liczył, gdy wokół tak pięknie. Wielkie korony drzew, osadzone na długich smukłych pniach, pokryte są białym puchem. Jest ich mnóstwo. Nie liczysz drzew. Nie dzisiaj. W oddali śnieżne szczyty połyskują w słońcu i pną się ku górze, jeszcze wyżej i wyżej. Prześcigają się, który będzie pierwszy. Nad głową nieskazitelnie czyste niebo. Dopiero z upływem dnia pojawi się kilka cirrusów, które przyniosą zmienną pogodę jutro. Na dworze -10 stopni C, ale mrozu nie czujesz. Jesteś ciepło ubrany i dobrze zacząłeś dzień. Na śniegu miliardy świetlików. To efekt promieni słonecznych, które chcą dotknąć śniegu. Tych na zdjęciu nie uwiecznisz. Je trzeba samemu wypatrzyć.
Stoisz chwilkę, chociaż inni zaczęli już zabawę ze stokiem. Pochylasz się lekko i już Cię nie ma. Osiągasz wygodne i bezpieczne prędkości. Bawisz się wszystkim, co dookoła. Tak niektórzy mają. Tak może każdy. Po prostu wiatr we włosach. Wróć. Przesadziłam. Kask obowiązkowo na głowie.
Tak może być, jeśli tylko zrobisz pierwszy krok.

Preludium
Początki jak to początki. Obawiasz się, bo to Twój pierwszy poważny zjazd. Inni zasuwają. Ślisko a nogi się rozjeżdżają i jeszcze te krzesełka. Krzesełka to nic. Jeszcze gorszy orczyk. No ale jakimś cudem wyjechałeś na górę. Nieznany Ci instruktor, nieopodal Ciebie, uczy grupkę ludzi w jaskrawych kamizelkach podstaw narciarstwa. Po raz kolejny przypadkiem słyszysz: Aby zjechać w dół ustaw nogi równolegle, zegnij lekko w kolanach i pochyl się w przód. By skręcić w prawo, obie narty przesuń w prawą stronę poprzez podniesienie pięt i przenieś ciężar ciała bardziej na nogę prawą. Czujecie to? Pomyślałam: O Jezus? O co mu chodzi?
Szczerze to ja nigdy nie czułam tych lekcji, bo nudno i książkowo, ale jazdę na nartach kocham. Jest dla mnie czymś więcej niż przesuwaniem się ruchem niejednostajnym na dwóch deskach w dół zbocza. Wtrącę, że lekcji miałam 3 i na tym skończyła się moja standardowa edukacja. Osobiście polecam na ten sport spojrzeć nieco od innej strony a przy tym zaufać Sobie. No i pamiętajcie, że czas jest Waszym sprzymierzeńcem.
Oto krótka lekcja jak bawić się tym, co może sprawiać na początku trudność. Jak próbować i odkrywać przy tym Siebie, nawet jeśli na pytanie: Jak jeździsz? Odpowiadasz: Profesjonalnie.

Krok 1 – Wszystkie negatywne emocje zostaw na bramkach.
Przy pierwszym podjeździe, na dole zostaw to wszystko, co na stoku przeszkadza.
– Strach przed zjazdem, wstyd przed innymi. Nikt nie zabierze. Odbierzesz z powrotem, jeśli oczywiście jeszcze będą Ci potrzebne.
– Nie porównuj się do innych. Bo inni lepiej ubrani, bo inni lepiej jeżdżą. To nie jest też miejsce na popisywanie się. Po co?
– Nie gdybaj. Bo ja tak albo tylko tak a inni to inaczej i lepiej im wychodzi. Odpuść. Nie ma lepszych i gorszych. Każdy upada. Nie patrz na innych, baw się tym.
– Myślisz, że inni patrzą na Ciebie? Bujda. Szkoda im czasu.
– Jeśli trzeba, inni pomogą. Tacy są narciarze. Tak jest w każdym sporcie. Zapaleńcy mają dużo empatii i zawsze dwie ręce, żeby pomóc.
– Każda narta zjeżdża w dół, wcześniej czy później i każda jest Ci przyjacielem.
Z takim myśleniem łatwiej zaczynać.

Krok 2 – Nie jesteś kukiełką.
Twoje nogi, ręce i cały korpus potrafią naprawdę wiele. Kiedy byłeś małym dzieckiem, ruszałeś nimi we wszystkie strony, zginałeś się i przekręcałeś wokół wielu osi. Wystarczy, że narty są nieco sztywne, Ty jesteś taki 5D i o tym na stoku nie zapominaj. Jak wykorzystać te umiejętności? Patrz krok 3.

Krok 3 – Nie piłeś? Udawaj pijanego
Zaczynasz zabawę z jazdą na nartach? Poszalałeś już nieźle i jazda zaczęła Cię nudzić? Znajdź łagodniejszy stok i zabaw się z nim. Zawsze możesz spróbować po stoku pochodzić, nie tak jak na co dzień, ale lekko po pijaku. Każdy z nas tego doświadczył albo był takiego stanu świadkiem. Czuć pod nogami grunt warto, żeby trzymać fason. Raz w prawo, raz w lewo lekko, tutaj nie będzie postrzegane jako nic złego, a nawet wskazane. Jesteś jakby pijany, ale w pełni wszystkiego świadomy. Inaczej przecież nie wypada. Reszta się dopasuje, daj jej tylko szanse. Panujesz nad nogami. Tutaj mięśnie trzymają i chronią stawy, więc kontroluj je. To jedyna różnica między Tobą a człowiekiem na rauszu. Jeśli zaczęło Ci wychodzić i trzeźwość wraca, przejdź do kroku 4.

Krok 4 – Poszukaj Swojej drugiej połowy.
Wyobraź Sobie, że na stoku kogoś ukochanego szukasz. Ktoś ukochany zniknął Ci na chwilę z oczu albo go jeszcze w Twoim życiu nie było, ale wiesz, że się pojawi, a wtedy Twoje życie się zmieni.
Chłopak, mąż, partner, osoba, z którą chcesz spędzić resztę życia.
Jadąc po stoku, możesz zaglądnąć w każdy zakamarek. Rozejrzeć się dookoła. Lekko przykucnąć w odpowiednim momencie. Rozglądaj się, poszukuj, na zakręcie bądź bardziej uważny. Poczuj, jakby wiatr chciałby Cię przechylić w kierunku stoku, bez zrobienia jakiejkolwiek krzywdy.
Kiedy stok łagodniejszy wróć do poszukiwań. Zgubiłeś rytm i chcesz go dogonić? Nie zapomnij się nieco schylić do przodu z czystej ciekawości, jakbyś pod niewidzialną poprzeczką miał przejechać.
Sprawdź, czy Ktosiek nie schował się przypadkiem pod białym puchem? Tam również warto go wypatrywać. Tak nauczysz się jeździć szybciej i wolniej. Tak nauczysz się zakrętów przy lekkim spadku.

Krok 5 – Zacznij na śniegu tańczyć.
Chcesz jeszcze nieco płynniej i szybciej? Usłysz muzykę płynąca z Twojego wnętrza. Coś w rytm walca. Nie chcesz dla kogoś, to taniec zadedykuj Sobie. Rozglądnij się dookoła, a potem zacznij. Najpierw spokojnie. Podczas jazdy Twoje kolana uginają się lekko, przechodząc z nogi na nogę. Najpierw dociskasz lekko tylko jedną, za chwilkę, zanim się zorientujesz, przyciśniesz drugą. Wiesz, że jest pochylenie, więc robisz to subtelnie. Z miłością. Tam wszystko jest z wyczuciem. Nigdy w dół zawsze troszkę boczkiem. Jak w życiu. Nie od razu tak natrętni i bezpośredni. Nie od razu na krechę, bo wtedy wiele umyka. Spokojnie człowieczku, będzie i prosto, Kiedy? Kiedy ucichnie muzyka albo włączysz bardziej energiczną melodię.
Złap rytm, kiedy tylko masz wrażenie, że muzyka Cię przegoniła lub dogonić jej nie możesz.
Chcąc zmienić kierunek, pomyśl o obrocie, bo zakręt na śniegu jest jak obrót w walcu na parkiecie. Pochylasz się lekko w kolanach, ręka jakbyś chciał dotknąć w dole ośnieżonego stoku. Układasz ręce zgodnie z jego pochyleniem. To on jest przez chwilkę Twoim partnerem. Woła Cię i zaprasza do tańca. Nie jest tylko zimną skałą, ale żywym stworem natury. Dla Ciebie ubrał się w biały garnitur, najładniej jak potrafił. Podaj mu więc rękę. I drugą. Za nimi podąży cały górny korpus, skręcając się lekko. Delikatny ruch przeciwległego biodra pozwali pokonać zakręt, a jednocześnie wyeksponuje krągłości.
Kiedy już poczujesz się pewniej, nie zapomnij o jednym. Zarówno w tańcu, jak i na stoku trzymaj nogi blisko. Wyglądają pięknie, lubią się i pewniej się czują razem.
Kiedy znudzi się taniec, a góra łagodności nabierze, zatańcz coś wolniejszego, zmieniając ciężar z nogi na nogę. Pamiętasz? W kroku 3 uczyłeś się tych kroków à la po pijaku. To już nie walc, a raczej takie raz na raz, takie dwa na jeden po małej korekcie. Na stoku jesteś w stanie zatańczyć wszystko.
Skup się na ciele, porusz każdą jego część i w każdą stronę. Rozluźniaj i napinaj mięśnie, aby utrzymać równowagę. Zanim się zorientujesz, będziesz już na dole zadowolony, że to nie był taki zwykły zjazd. Ten jeden niepowtarzalny, bo następny to będzie do innej melodii.

Wielu z Was nie cierpi zimy. Marzy, aby zamieszkać tam, gdzie przez cały rok ciepło. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Mieszkaliście dłużej w miejscu, gdzie cały rok ciągle tak samo? Tydzień, dwa, miesiąc można, ale całe życie? Nuda. Są tacy, co w życiu śniegu nie widzieli, marzą o nim, ale im niepisane. Doceniaj. Jeśli w tym czasie nie wybierasz się, do żadnych ciepłych krajów, poszukaj gdzieś blisko zimy prawdziwej. W mieście bywa okropnie, wiem coś o tym, ale poza metropolią jest już o niebo lepiej. Zimą pokochaj kuligi i spacery po lesie. Zaprzyjaźnij się z nartami. Stań z nimi na stoku. Boisz się wysokości? Ubierz narty biegowe. Chcesz latać wysoko? Spróbuj na Małysza. Denerwują Cię dwie plączące się deski, załóż jedną snowboardową. Sporty zimowe gorąco polecam spróbować.

Dla facetów o kobietach wpis od baby cz. 3

O przeciwieństwach już było, dzisiaj o podobieństwach, bo one spajają i o tym, jak się uzupełniamy.

Podobieństwa
Oczywiście, że są. Chociażby wspólne marzenia. Dwie ręce, dwie nogi i włosy na głowie, których siwizna wcześniej czy później dopada. Również wiek dorastania, kiedy hormony podobnie nam w tyłek dają. Kryzys wieku średniego również na płeć nie patrzy. Wszyscy chcemy przez niego przejść łagodnie. Myśli i strach przed śmiercią. Jest równouprawnienie? A jakże. A tak na poważnie.
Wiele w nas różnic tych udowodnionych i tych widocznych gołym okiem. Mówią, że to przeciwieństwa nas przyciągają. Pewnie coś w tym jest, skoro tak mówią.
Widzę stojąca parę. On wysoki, ona niska. On cichutki i więcej słucha, ona za to elokwentna. On musi pomyśleć dwa razy, ona działa bez namysłu. Wsłuchuję się w ich rozmowę: Zobacz! Mamy podobne nosy. O! Czytasz tę książkę? Ja również ją przeczytałem. Oboje stoją ubrani na niebiesko i oboje zajadają się tym samym ciastkiem.

Wzajemne uzupełnianie
Osobiście mam wrażenie, że jesteśmy jak te puzzle. Wyobraźcie Sobie dwa. Wy faceci To ta strona z wypustką. Kiedy znajdziecie tego jednego prawidłowego puzzelka ze wgłębieniem, symbolizującego kobietę jest cacy. I nie chodzi tutaj, tylko o dopasowanie w łóżku.
Podaję przykład, jeden z wielu. Cierpliwy, lekko zgarbiony, młody gostek stoi przed sklepem. Zazwyczaj taki to jednego wózka pilnuje. Ten na, którego patrzę, pełny szacunek, bo stoi z dwoma. Po prawicy zakupy, po lewicy dziecko. W ręce komórka. Wie, że szybko nie będzie. Będzie długo, bo to sklep z bielizną. Wielu z Was zauważyło już, że kobiety potrzebują czasu, szczególnie gdy stoją przy półce, chociażby z papierem toaletowym. Dla niej jaki kolor, jaki wzorek i ile rolka kosztuje, to wyzwanie dnia codziennego. Mówią na to symbioza. Tak więc niby osobno w sumie moglibyśmy prosperować, ale jak jest się razem, to wtedy zaczyna grać. Bo potem prawdopodobnie ona zajmie się wszystkim, kiedy to on przy meczu z piwem w ręce i szalikiem kibica z kolegami zasiądzie.

Jest jednak małe „ale”. Niestety większość puzzli do Siebie nie pasuje i tu zaczyna się cała zabawa. Szukać tej jednej, czy akceptować różnic troszkę? 100-procentowa dziewczyna. Czy są w ogóle takie? Niektórym facetom wystarcza 90% ideału, a Tobie jak dużo?
Powodzenia w dopasowywaniu się życzę i znalezienia własnego sposobu na kobiety. Dlaczego? Bo wtedy jest mega. Odlot i fun jak skok na bungee. Nie wierzycie? Sprawdźcie Sami. Za uwagę dziękuję.